„Święta pracy”: 4 wiersze

Excelsior

Teraz wstępuję wyżej. Dzień dobry,
ciemne niebo. Dzień dobry, szary okresie.
Dzień dobry, postrzegalny kosmosie.

Teraz wstępuję wyżej. Dzień dobry,
spocone ciało. Dzień dobry, nabita
lufo. Dzień dobry, fioletowa chmurko.

Teraz wstępuję wyżej. Dzień dobry,
materialne warunki pracy poetyckiej.
Dzień dobry, pozdrowienia z innej planety.

Życie na kajfie

Polska ucieka z miejsca zbrodni,
Polska umiera w miejscu zbrodni,
to wszystko, to cały haj wspólnego
życia, kochany. Teraz za taką Polską
płaczemy kwaśnym wierszem, po Polsce
kurwimy euforycznym wierszem.

Polska łapie bucha i już nie jest wierszem,
Polskę zapija wódą, nie pamięta zbrodni,
nie zasypia po krajowej, nie śni o Polsce
wielkiej jak od miłości do zbrodni,
śni o Kentucky i Vermont, a pije polską
kodę. I to wszystko, to haj wspólnego

życia, to właśnie cały haj wspólnego
życia, kochany. Polska zarabia wierszem,
a nie ciałem, polski lud spija polską
poezję z ust poety, opium zbrodni
gorzkie jak pixa, chleb powszedni zbrodni,
którą dzielimy się bez życia w Polsce

bez miłości; bez przyjemności w Polsce,
której znów nie weszło, bez wspólnego
dobra. O słodyczy na ustach równa zbrodni,
do której się uciekamy gorzkim wierszem,
której odumieramy w codziennej zbrodni,
unieś się nad tym kłębowiskiem żył, Polską.

E.T.

Polskim dzieciom śni się, że polskie dzieci
są już dorosłe, bo polskim dzieciom śni się
wieczny akt pokutny. Polskim dzieciom śni się
nagła i niespodziewana, bo polskim dzieciom
śni się wniebowstąpienie. Polskim dzieciom
śni się królestwo niebieskie, bo polskim dzieciom
śni się cieplna apokalipsa. Polskim dzieciom śni
się kurestwo, bo polskim dzieciom śni się, że wstają
wcześnie i jadą wpierdolić innym polskim dzieciom.

Kanikuły

Mieliśmy demonstracje, mieliśmy ćpanie w klubie,
lędźwie zimne od potu i czas. Mieliśmy czerwce
i wrześnie, nie mieliśmy hajsu na dzienne,
miesięczne i przyśnił się piach.

W tym śnie mieliśmy piach, dużo piachu
pod powiekami, a wszystkie nasze nocne
i dzienne sprawy wypisane na transparentach,
wysoko ponad głowami,
jak las.

Mieliśmy zdanie, a nie mieliśmy zdania,
były feerie, było szczekanie do gwiazd.

Jakub Sęczyk, Święta pracy, SPP Łódź / IL, 2022

Ilustracja: Karolina Krasny


Jakub Sęczyk – kelner, barman, najemca, student; poeta. Wyrobnik konkursów poetyckich, przodownik programów wydawniczych, poetycka marka własna. Mieszka we Wrocławiu. Pracuje w „papierzewdole”. Opiekuje się dwoma kotami, Figą i Plackiem. Autor debiutu poetyckiego Święta pracy (SPP Łódź / IL, 2022).

Karolina Krasny (1999) – inżynier architekt, pisze; rzeczami graficznymi dzieli się na Instagramie – @irustracje. Redaktorka graficzna „Stonera Polskiego”.