Pytania bez odpowiedzi, odpowiedzi bez pytań. „Ostatni i pierwszy kajman” Emilii Konwerskiej

Gady

W Ostatnim i pierwszym kajmanie Emilii Konwerskiej nie występuje żaden gad. A w każdym razie nie taki, o którym moglibyście pomyśleć. Epizodycznie pojawiają się tu gadziny (takie, o których moglibyście pomyśleć), ale nie należy im przypisywać zbyt znaczącej roli. Poza tym jednym z ważniejszych zmagań, jakie toczą się na kartach tej książki, jest bój o znaczenie. Nie tyle w sensie literackim, by „odpowiednie dać rzeczy słowo”, ile raczej w potrzebie ustalenia, o czym właściwie toczy się rozmowa i co jest sednem problemu. Bo „szybki znaczy zdolny”. A „droga znaczy decyzja”. W świecie, w którym „tak znaczy nie”, nie ma nic ważniejszego niż podkreślenie, że mówimy dokładnie to, co chcieliśmy powiedzieć. Musimy się zgodzić co do słów, jakie komunikujemy. Kajman jest kajmanem. Tak jak droga jest decyzją. Jeśli odpowiedź wydaje nam się niewłaściwa, być może źle sformułowaliśmy pytanie.

Tytułowy kajman jest ostatni i pierwszy. Przypomina tym trochę innego gada, Uroborosa, który sam się wcina, poczynając od ogonka. Symbolika węża z ogonem w pysku to odnowienie, odrodzenie, nawet wieczność, a jednak w przestrzeni tego tomu zdaje się, że trzeba myśleć raczej o destrukcji, znikaniu, działaniu niezgodnym z celem (bądź go pozbawionym). Tom Konwerskiej pęka w szwach od pytań bez odpowiedzi i odpowiedzi na pytania, których nikt nie zadał. „Nie pamięta swojego pytania, ale odpowiedź brzmiała tak.” Co można zrobić z „tak” istniejącym w próżni? Jak pisała Julia Fiedorczuk: „Osobliwie rozbrzmiewa owo tak pod nieobecność pytania. Jak rozumieć tę bezprzedmiotową afirmację? Próba przytwierdzenia jej do jakiegoś określonego znaczenia byłaby chyba błędem, zamiast wyjaśnienia mamy powtórzenie (echo).”[1] Tym echem jest fragment innego wiersza, jednego z ostatnich w tomie: „od początku wiemy, że odpowiedź to tak, / potem urywa się ślad”. Tym samym, na równi z ustaleniem znaczeń i ich adekwatnością (podmiotka ma mocne zastrzeżenia chociażby co  do sensu słowa „afirmować”), sytuuje się kontekst, użycie słowa w określonej sytuacji, okoliczności towarzyszące. Jeśli trochę poszukamy, znajdziemy bardziej adekwatne dla tomu konteksty słowa „kajman” niż te, które przychodzą nam pewnie na myśl w ramach pierwszych skojarzeń. Jeśli tego nie zrobimy, zostanie nam poszukiwanie aligatora, wypatrywanie nagłych ruchów i śladów szczęk. I może nawet go znajdziemy. Jak odpowiedź na niezadane pytanie. Albo odpowiedź na inne pytanie niż to, które zdaje się być na końcu języka.

pikanterii dodaje fakt, że drapieżnik atakuje z doskoku,

po pochwyceniu ofiary zazwyczaj obraca ją w pysku, tak by głowa była skierowana w stronę

przepastnego przełyku

Wąskie gardła

Mówimy o znaczeniu, sensie, kontekście, słowach. Zdawać by się mogło, że wiersze Konwerskiej to jakiś językowy wygibas, próba dotarcia do sedna, może zabawa językiem i jego „afirmacja” (hmmm…). Nic bardziej mylnego. Doceniając warsztatową i językową sprawność poetki, powtarzając za Fiedorczuk, że „zdania tej bardzo subtelnie skomponowanej, wstrząsającej książki rozsadzają składnię i wybijają czytelniczkę poza wygodne koleiny nawykowego reagowania”[2], podkreślić należy, że nie na estetyce czy grze zależy autorce. Mamy tu diagnozy polityczne, społeczne, relacje osobiste, różne formy opresji. Poetka wywraca na nice nie tylko język, ale też zachowania, sytuacje, rzeczywistość jako taką. Próbuje uzgadniać drogę z celem, działania z ich przyczynami, wybory ze stającymi za nimi opiniami czy przekonaniami. Rozdwojenie widoczne w języku, pęknięcie między myślą a mową, widoczne jest właściwie we wszystkim, co ludzkie. Tym, co najlepiej opisuje poetycki świat Ostatniego i pierwszego kajmana, jest chyba brak konsekwencji. Niemożność ustalenia początku i końca, dobra i zła, a nawet niezgoda lewej strony z lewą (jak podpowiada tytuł jednego z wierszy) uniemożliwia nie tylko uzgodnienie pryncypiów, ale wręcz współistnienie. Właściwie nie dzielimy rzeczywistości jako przestrzeni wspólnej, lecz zamieszkujemy jej różne warianty, które tylko z trudnością mogą się spotkać i dotknąć. Jeśli wszyscy jesteśmy w jakimś punkcie, to najprawdopodobniej w tym, gdzie początek i koniec niemal się stykają. To wąskie gardło gada. A my stajemy ością.

W wierszach Konwerskiej są nie tylko nietrafione pytania i zawieszone w przestrzeni odpowiedzi, ale też zdarzenia i rzeczy, o które nikt nie prosił, a mimo to dostał, nawet wbrew woli. Niekoniecznie muszą to być traumy czy doświadczenia graniczne; Konwerska nie sięga tylko po tak ekstremalne kategorie. Jej podmiotka mówi: „prosiłam o sto / liczyłam na trzysta / potrzebowałam pięćset / dostałam tysiąc”. W rzeczywistości istnieje klawesyn, „za dużo instrumentów o co najmniej jeden instrument”. Proście, a będzie wam dane? Raczej: macie, dealujcie z tym. Od przybytku głowa boli. Osiołkowi w żłobie dano. Ale też: bierzcie i jedzcie, nawet jak jesteście napchani po uszy, po kokardę. W łańcuchu światowych dostaw nie ma wąskich gardeł. Dostajemy w nadmiarze wszystkiego, o co nie prosiliśmy, nie pytaliśmy, czego nie chcemy. Co można z tym zrobić? Nie siadać do stołu, nie uczestniczyć w rozgrywce. Jest to rozwiązanie najwyżej krótkofalowe. Wyścig i tak się toczy na z góry narzuconych zasadach. Teoretycznie możemy w nim nie uczestniczyć, ale właściwie nic na tym nie zyskamy, oddamy zwycięstwo walkowerem. Dyshonor dla świerszcza. Dyshonor dla krowy. „A ścieżka coraz węższa / każdego dnia”.

To, co wydaje się wspólne

Podmiotka wierszy Emilii Konwerskiej czasem otrzymuje odpowiedzi na niezadane pytania, ale wiersze pomieszczone w Ostatnim i pierwszym kajmanie zdają się być odpowiedziami na jakieś pytania, które po prostu jeszcze nie padły, które mogą paść w przyszłości. Ponieważ ich nie znamy (teraz), sens odpowiedzi nam umyka. Nie możemy ich właściwie zinterpretować, bo nie wiemy, do czego się odnoszą. Pozostaje zatem zachowanie tekstu na później i wypatrywanie pytań, które w tomie znalazły swoje odpowiedzi.

Z najnowszej książki autorki 112 czerpałam sporą lekturową przyjemność, równocześnie cały czas mierząc się z poczuciem, że coś mi umyka, wyślizguje się przez palce. Że ta recenzja na coś jest odpowiedzią, ale wcale nie wiem, czy na recenzowaną książkę. A może, mówiąc językiem kajmana, że to „dwie strony tej samej kartki, / ale innej książki”. Istnieje spora szansa, że moje czytanie Konwerskiej istnieje w zupełnie innej rzeczywistości, niż Konwerskiej pisanie kajmana. Być może te światy spotkały się w mojej lekturze i tym tekście. Ale może nie. Zresztą występująca niekiedy u poetki liczba mnoga też bywa zwodnicza, więc jakiekolwiek współdzielenie doświadczeń należy tu brać w duży nawias (nie tylko ze względu na problematyczność słowa „afirmować”).

zastanawialiśmy się, czy lepiej, żeby to były ranne zwierzęta, czy martwe zwierzęta

celowo używam liczby mnogiej, żeby wydawało się, że ktoś poza mną o tym mówił

 i w ogóle myślał

a to przecież oczywiste, że nie było żadnych zwierząt, nie róbmy z siebie frajerów

Natkniemy się w tych wierszach na stronę bierną, na sformułowania typu „to się nazywa”, „tak się mówi”. Istniejmy już wewnątrz jakichś reguł, zostaliśmy wrzuceni w środek wydarzeń i nie możemy udawać, że zaczynamy od zera z czystą kartą; byłoby to zwykłe oszustwo. Złamanie reguł jest możliwe tylko dzięki ich doskonałej znajomości. Bunt musi poprzedzać rozeznanie i dogłębne zrozumienie, inaczej jest to tylko pusty gest, ornament. Ludzie i rzeczy po prostu następują po sobie, ale ktoś w końcu wyłamuje się ze schematu, tak czy inaczej. Być może robi to Emilia Konwerska w Ostatnim i pierwszym kajmanie. Być może robi to autorka tej recenzji. A być może zrobi to czytelniczka powyższych.

(Właściwe pytanie jeszcze nie padło. Krokodyle łzy są wypłakiwane. Wszyscy się trochę oszukujemy, ale nie wydaje się, żebyśmy mogli przestać.)


[1] J. Fiedorczuk, Niech ktoś. https://www.dwutygodnik.com/artykul/10854-niech-ktos.html [dostęp 20.04.2024]

[2] Tamże.

Emilia Konwerska, Ostatni i pierwszy kajman, Wydawnictwo J, 2023, zdjęcie ze strony wydawcy

Ilustracja: Maria Sibylla Merian, Dwarf Caiman and False Coral Snake, 1719


Anna Mochalska (ur. 1992 w Bydgoszczy) – poetka, krytyczka, autorka arkusza poetyckiego Okno na świat (2012) oraz tomów: syndrom obcej ręki (2014), same głosy (2018) oraz Nie mam pytań (2020). Dwukrotnie wyróżniona w projekcie Biura Literackiego „Pracownia po debiucie”. Nominowana do nagrody głównej w konkursie im. Klemensa Janickiego oraz do Nagrody Poetyckiej im. K.I. Gałczyńskiego „Orfeusz”. Publikowała między innymi w „biBLiotece”, „2Miesięczniku”, „Salonie Literackim”, „Twórczości”, „Wakacie”.