W tym czasie za barierą, która utrzymuje dla nich powietrze oraz odgradza doki od morza, Światła rozkręcają/rozpędzają się nad pianą/szumą olbrzyma: to barwa,
to układ spoza koszmaru artysty. Helisa, głowa, matryca, usta: Miła odwraca się plecami do kosmosu i prosi liczbę, żeby się zgodziła.
Tamci nie ryzykowali. Olaf powstrzymuje zapał/porywczość Ingi; woli to, co pewne. Ale że wylecieli pierwsi, są teraz najdalej do portu.
Nie ma co rozliczać, co było błędem, a co brakiem szczęścia: różnica między tymi pojęciami traci wszelkie/wielkie znaczenie, gdzie umiejętność musi mierzyć się z tym, co narzuca czas/los.
I łódź, i załoga robi co może, kiedy wichury od olbrzyma, i chmury, i Światła stają się wirem bezlitosnym, rozkręconym/obracającym się wokół nagiego/głodnego oka hurgi.
Ejnar chce zobaczyć się z Nor. Jest na Wrakłowiu, czeka w jej gabinecie. Archeolożka wróci godzinę później. Wygląd ma dziki, chory. Ejnar zaparzył herbaty.
„Szkoda, że cię nie było”. Nor ściąga wielkie rękawice pilota, sweter próżniowy, odbiera swoją herbatę, spogląda na gościa.
„Gdzie? — Ach. Tańce. Przepraszam. Straciłam rachubę czasu”. Ejnar wzrusza ramionami. „Wątpię/Nie wątpię, że miałaś mnóstwo pracy”. Nor ściąga myśli z powrotem do gabinetu.
„Słuchaj”, mówi, „Myślę, że coś odkryłam… Coś… ta stacja… coś się zmienia —” „Tak”, w głosie Ejnara wybrzmiewa nerwowość. „Dlatego tu jestem. Chcę/potrzebuję rady — rady od kogoś —”
(słowa wyludniają się/głodnieją) „— kto podróżował tu i tam i — no więc jestem tu, bo może —” „Nie”, mówi Nor, „Znaczy — Światła, wszystko zaczyna mieć sens — wraki — to znaczy —”
Nagle Ejnar wytrzeszcza oczy. Filiżanka leci z ręki i spada na podłogę — ale tak, że zaczyna wirować. Dźwięk tego bączka z polimeru na metalu
urasta, gdy ruch wygasa. Nor czeka, aż wir ustanie, i wie, i obraca się. Wszystkie wraki na zewnątrz otwierają się. Raczej jak kwiaty, niż jak drzwi. Fraktalne linie
z rudy i złota rozchodzą się po ścianach, gładkie/równe/miarowe płaszczyzny fałdują się w pasma/pola — czy to wejścia? płatki? Nor widzi, że całe folium (drzew? ksiąg?) trzymało
na jej pomiarach. Ejnar trajkocze, ale Nor nie słucha. Nie słyszy. Jest teraz bardzo spokojna. Pod każdym liściem następny liść. Co będzie w środku? Nor pije i czeka.
Harry Josephine Giles, Port hwjezdny Topjo, tłum. Krzysztof Bartnicki, Wydawnictwo Ha!art 2024
Harry Josephine Giles – (1986) pisarka i performerka z Orkadów, magistra reżyserii teatralnej na East 15 Acting School, doktora kreatywnego pisania na Uniwersytecie w Stirling. Jej powieść wierszem Deep Wheel Orcadia (2021) otrzymała w 2022 roku nagrodę Arthura C. Clarke’a w kategorii Książka roku science fiction. Autorka tomów: Tonguit (2015) The Games (2018), Them! (2024).
Krzysztof Bartnicki (1971) – pisarz (Myśliwice, Myśliwice), tłumacz (Finnegans Wake J. Joyce’a), teoretyk przekładu (Fu wojny), słownikarz, intersemiotyk, doktor filozofii. W 2023 r. wydano jego Sad zapięty. Krótką antologię przekładu oraz Garutko sobotniej ropy, czyli Jana Kochanowskiego „Pieśni świętojańskiej o Sobótce” (1586) spopolszczenie w sześć par prawie tekstów. Laureat Nagrody Literatury na Świecie i Nagrody Literackiej Gdynia.