PORT HWJEZDNY TOPJO – HORGA (Hurga)

W tento czas za zawjerom, kiż dzjerżi
jich loft, a cjaha zadoki wot zatepi,
Swjetła pospjeszaju fruwoło
nad jeszne pjeny hobra: tu barba,

W tym czasie za barierą, która utrzymuje dla nich powietrze oraz odgradza doki od morza, Światła rozkręcają/rozpędzają się nad pianą/szumą olbrzyma: to barwa,

tu stwar, nimo duszanja artistow.
Heliksa, hłowa, matrica, hert:
Miła obroco se plecama do Rumi,
prosy z liczby, coby prawje weszła.

to układ spoza koszmaru artysty. Helisa, głowa, matryca, usta: Miła odwraca się plecami do kosmosu i prosi liczbę, żeby się zgodziła.

Tami njedźjechu na riziko. Olaf
mjerni Jingowu zapalnosć, dzjerżuje
k tomu, szto stajnje wjeste. Ale jim
sudno bje przenje, tak je njet najhłubje.

Tamci nie ryzykowali. Olaf powstrzymuje zapał/porywczość Ingi; woli to, co pewne. Ale że wylecieli pierwsi, są teraz najdalej do portu.

Njetreba przeliczeć, szto zmylk, szto
njezbożo: rozdzjeleć jedno wot druheho
njemjele je bjez zmysla, hdzje kmanosć
dyrbi czakać, szto czas jej wulosuje.

Nie ma co rozliczać, co było błędem, a co brakiem szczęścia: różnica między tymi pojęciami traci wszelkie/wielkie znaczenie, gdzie umiejętność musi mierzyć się z tym, co narzuca czas/los.

Tak jol, tak wobsada czini, szto może,
hdy hogruzne wjetry, mroczel, Swjetła
w koleso bjez hnady zbjerane su
hnać wotkoło horgi hołodneho woka.

I łódź, i załoga robi co może, kiedy wichury od olbrzyma, i chmury, i Światła stają się wirem bezlitosnym, rozkręconym/obracającym się wokół nagiego/głodnego oka hurgi.

Ejnar do Nor we Wrakowje przaszed,
a źda w jej otoku. Nor zjewi sę po
szodzinje. Stardusti so jewi dzjiwja
a w marazi. Ejnar jej czaj naparił.

Ejnar chce zobaczyć się z Nor. Jest na Wrakłowiu, czeka w jej gabinecie. Archeolożka wróci godzinę później. Wygląd ma dziki, chory. Ejnar zaparzył herbaty.

„Szkoda, co njeprziszłaś”, mowi
do Nor, htjerna sljeka wulke pilota
rukajcy, a wakuwowy pulower,
a bjerje czaj, a hlada na Ejnara.

„Szkoda, że cię nie było”. Nor ściąga wielkie rękawice pilota, sweter próżniowy, odbiera swoją herbatę, spogląda na gościa.

„Gdzie? — Ach. Tańce. Przepraszam.
Straciłam rachubę czasu”. Ejnar suknje
z ramjenjomaj. „Dwjedomo, ty dźjeława
bjeła”. Nor fekry nosy wroćjo w otok.

„Gdzie? — Ach. Tańce. Przepraszam. Straciłam rachubę czasu”. Ejnar wzrusza ramionami. „Wątpię/Nie wątpię, że miałaś mnóstwo pracy”. Nor ściąga myśli z powrotem do gabinetu.

„Słuchaj”, praji, „Myślę, że coś odkryłam…
Coś… ta stacja… coś się zmienia —” „Ja”,
Ejnara głos je njemjerny. „ Dla teho jem
z wobszukom. Żada mi za radu — htogoż —”

„Słuchaj”, mówi, „Myślę, że coś odkryłam… Coś… ta stacja… coś się zmienia —” „Tak”, w głosie Ejnara wybrzmiewa nerwowość. „Dlatego tu jestem. Chcę/potrzebuję rady — rady od kogoś —”

(slowa są wuhlodnjeja) „— hto dosć już
popucjował — ja, jem tu, bo może być—”
„Nie”, praji Nor, „Znaczy — Światła, wszystko
zaczyna mieć sens — wraki — to znaczy —”

(słowa wyludniają się/głodnieją) „— kto podróżował tu i tam i — no więc jestem tu, bo może —” „Nie”, mówi Nor, „Znaczy — Światła, wszystko zaczyna mieć sens — wraki — to znaczy —”

Ejnarowe woka sę szjeritej. Szalka mu
pada z ruki k podłoze, a tak namaka
podu, taż poczina sę wobrasać. Zwunk
polyplasty na metalu przibjera, kjej

Nagle Ejnar wytrzeszcza oczy. Filiżanka leci z ręki i spada na podłogę — ale tak, że zaczyna wirować. Dźwięk tego bączka z polimeru na metalu

wobras jidza k mjerej. Nor czaka, niż
czarhyż njezastanje, a wje, a wrocjuje
so. Wraki zwonka wotamkaju so, jako
kwjetki, skerje nje dar. Fraktalne smuhi

urasta, gdy ruch wygasa. Nor czeka, aż wir ustanie, i wie, i obraca się. Wszystkie wraki na zewnątrz otwierają się. Raczej jak kwiaty, niż jak drzwi. Fraktalne linie

bjehnu sćjeny czerwjenić a złocjić, mjerune
płoniny wupołdaju — jako chody? jako
kcjenjowe łopjena? Nor widzji, zo bargaż
(sztomow? knihow?) trajesze dzjak jeje

z rudy i złota rozchodzą się po ścianach, gładkie/równe/miarowe płaszczyzny fałdują się w pasma/pola — czy to wejścia? płatki? Nor widzi, że całe folium (drzew? ksiąg?) trzymało

hesobom. Ejnar blablota, Nor njesłyszi,
Njesłucha. Njet je strasznje pokojna.
Pod kożdej runinu folijow je runina
druha. A w nutrzy? Nor pije a czaka.

na jej pomiarach. Ejnar trajkocze, ale Nor nie słucha. Nie słyszy. Jest teraz bardzo spokojna. Pod każdym liściem następny liść. Co będzie w środku? Nor pije i czeka.

Harry Josephine Giles, Port hwjezdny Topjo, tłum. Krzysztof Bartnicki, Wydawnictwo Ha!art 2024


Harry Josephine Giles – (1986) pisarka i performerka z Orkadów, magistra reżyserii teatralnej na East 15 Acting School, doktora kreatywnego pisania na Uniwersytecie w Stirling. Jej powieść wierszem Deep Wheel Orcadia (2021) otrzymała w 2022 roku nagrodę Arthura C. Clarke’a w kategorii Książka roku science fiction. Autorka tomów: Tonguit (2015) The Games (2018), Them! (2024).

Krzysztof Bartnicki (1971) – pisarz (Myśliwice, Myśliwice), tłumacz (Finnegans Wake J. Joyce’a), teoretyk przekładu (Fu wojny), słownikarz, intersemiotyk, doktor filozofii. W 2023 r. wydano jego Sad zapięty. Krótką antologię przekładu oraz Garutko sobotniej ropy, czyli Jana Kochanowskiego „Pieśni świętojańskiej o Sobótce” (1586) spopolszczenie w sześć par prawie tekstów. Laureat Nagrody Literatury na Świecie i Nagrody Literackiej Gdynia.