Kiedyś znakowano bogów
orzeszkami. Dwie łupinki w kieszeni oznaczały moc
dwustu wołów, a biała kuleczka wirująca na palcu –
moc trzystu jambów z odzysku.
SKOK NA PAMIĘĆ ZEWNĘTRZNĄ
Zostawiam pieskom garść morelek i zwiastuję:
spod mojego buta wyrośnie wam tu kiedyś
drzewo sandałowe.
Kto to widział,
żeby tak gracko chodzić z metalową szyną. Prze-
skakiwać niemożliwie ponad przęsła, metal
o metal. Beton o mięso. Aż ścina się ryba
pod zgiętym kapslem – czysta fizyka
kulawej materii. Furkot na ogniu,
bełkot strusich jaj wraz z przemianą ślepych białek
w zaczyn. Trzymaj bak,
spływam po ściankach gardła, muza
kwaśnego płynu, zanurzona po uszy
w śrubeczkach. Biorę jedną z nich w pnącza
języka i od ręki dostaję ciało.
Leżymy kocim pęcherzem do góry. Naokoło brzucha
kręci się VHS, odpowiednik wakacji z muszkami. Pasmo
skacze z kwiatka
na kwiatek i do miski na mormorando;
padnij! Płatki makaronu rosną w kokardkę,
by mówić w imieniu wszystkich
strączków tego świata. Jesteśmy chudą tyczką,
ale wystarczy zacisnąć piąstkę na pustej klepce i lunie
sokiem aż po horyzont.
Doskonale widać to po ziarnku grochu. Wypalone
z foto-nabłonka rośnie i smyra
po lewym udzie.
Nie kłam, widziałem ich
na puszkach, kluczach, grzebach z etykiet, a nawet
na ciałkach pszennego chleba. Wszyscy pogrążeni, tej nocy spod „sześćset
ósemki”, w zlewiskach kabli. Przejściówka
z supełka na hasło
o starym maśle, czytaj: między kurhanem a rosą kwaśnego nalotu. Kontrola
gałek włączonych na bzoom. Szykuj zwoje. Jakiś
żulik stojący w bramie z kapiącej nafty
output
«Ho-hop, Nebabo!»
Ulepiłem w życiu całe wagony pierogów
wyłonionych z bytu transformacją ciała. Jeszcze słychać,
jak kisiel chlupocze, wkradając się w intymną relację import-
eksport. Z jedynki do setki
w systemie pięciopalczastym jak z oczka
do laski w systemie dziesiętnym. Jestem cząstką-ćwiercią-
pełnią finansowej konspiry. Tworzymy Siódmy Kolektyw już tutaj,
na ziemi, oczekując rychłego przyjścia ostatniego
ducha. Potem będzie wielkie
pin-pad Rewolwerowca,
zapisane od początku w naszych genach. Podzielone DNA
zajmie swoje nominalne pozycje, a my
wykoleimy jego gumę i z wytartych przycisków
wyżujemy nasze
pociski.
Ilustracja: Małgorzata Greszta
Wojciech Kopeć (ur. 1998) – kiedyś zajmował się nagrywaniem losowych dźwięków na kasetę, dzisiaj student edytorstwa i amator kotletów z kalafiora. W wolnych chwilach zdarza mu się robić zdjęcia starym zenitem.