Dlatego, że to światło nie było jak inne
I zdawało się, że stajemy się miejscem
I dlatego, że na drogowej wysepce wypełniło mnie słońce
I dlatego, że moja matka była szalona
I dlatego, że czasem była przytomna
I dlatego, że byłam zakochana
A potem już nie byłam zakochana
I dlatego, że byłam głodna
I dlatego, że musiałam się wyszaleć
I dlatego, że byłam w żałobie
I dlatego, że zgłębiałam okres Dust Bowl, architekturę w Delfach, judaistyczne i islamskie legendy
o Mojżeszu, teologię Midianitów, historię Haiti, aryjskich jeźdźców konnych w starożytnym
Iranie, upadek sumeryjskiego rolnictwa, kundalini jogę, pisma Allana Savory’ego i rywalizujące
koncepcje odwracania procesu pustynnienia, starożytne i współczesne metody wypasania
bydła, łąki i mity o łąkach, opowieści plemienia Hopi, które można znaleźć w
książkach, rzymską haruspicję, helleńską astrologię, żywot markiza de Sade, jedną albo dwie
powieści, jeden albo dwa tomy poezji, bułgarskie chorały, podstawy współczesnej rzeźby, pewne
pisma gnostyckie, mój własny apetyt
I dlatego, że możesz zapłacić specjaliście, który oczyści cię z demonów kurzym jajem
I dlatego, że powietrze wypełniło się najpierw zapachem tanich męskich perfum
A potem ludzkich ekskrementów i ciepłych Pop-Tarts,
I dlatego, że pewnego poranka w Santa Monica słyszano jak kobieta wyłaniająca się ze sklepu Powiedziała: „Nie mają pistoletów w zabawkowym”, na co jej facet odpowiedział: „Wiem”. Siedział obok dziecka. „Znajdziemy je w innym zabawkowym”, rzekł mężczyzna. i dlatego, że Brzydka woń unosiła się z DOMU INTUICJI i dlatego, że Kabir nosił w czapce pawie pióro, a Kryszna miał takie w turbanie
I dlatego, że Król Salomon sprowadził pawie, TUKKIYIM
Na pokładzie łodzi z Tarshish
I dlatego, że upadłam zanosząc się płaczem z powodu tkaniny utkanej paciorkami
I dlatego, że tym, czego tak długo nie byłam w stanie
Dostrzec, tym, co zignorowałam, myląc to z ornamentem
Była informacja kryjąca się tuż pod nosem i dlatego, że nie było sposobu, żeby dotknąć
Tego, co skupiało się na nas i dlatego, że kiedyś
Koło Arderriki były złoża ropy
A na Zakynthos źródełko z sadzawką i dlatego, że to Iris
Była posłanniczką bogów, o czym zapomniałam i dlatego, że
„Iryzacja u pawi zachodziła z powodu złożonego kryształu
Fotonicznego” i dlatego, że ten kryształ był z krzemionki i w sumie
Był właściwie piaskiem, tak samo jak głazy,
Do których opuszczeni ludzie coraz częściej zanosili prośby
I dlatego, że szkło było stopionym piaskiem, a struś zaatakował
Johnny’ego Casha & dlatego, że pióra do pisania naprawdę były z piór
I dlatego, że Chopin i George Sand byli nieszczęśliwi na Majorce
I dlatego, że na Marsie były burze pyłowe,
A w Chinach burze piaskowe, a Izrael inwestował mnóstwo pieniędzy
W zapobieganie procesom pustynnienia i dlatego, że Papa Doc
Obdarł z drzew haitańskie góry i kiedy pył z Azerbejdżanu
Uderzył z wiatrem w Tbilisi, leżałam z nihilistą w ogrodzonym lesie
I kiedy dziwne światła zalśniły
Na wysokości świerków, na naszych językach był popiół
I dlatego, że kierowałam za pomocą szyszki w mojej głowie,
Tak jak wszyscy i dlatego, że ptak
Usiadł na mównicy Berniego Sandersa, a Mozart
Trzymał wróbla jako domowe zwierzątko i dlatego, że niemy syn Kenzaburo
Oe nauczył się mówić z nagrań ptasich śpiewów i przez
Ptasich przyjaciół Odyna i Maasaw i dlatego, że gardziele
Ptaków opalizowały i tak samo perła
I tak samo słynne „Unicorn Frappuccino” i dlatego, że płonęło
Big Sur, a gorący wiatr dął przez Bibliotekę Henry’ego
Millera i dlatego, że w Raju Kalifornijczycy płonęli
W swoich autach i dlatego, że wciąż latały kule
I dlatego, że Flaubert w swoich powieściach
Przedstawił nieustanne rozprzestrzenianie się
Głupoty poprzez alegorię ziaren piasku i dlatego, że
Otępienie spadło na Baudelaire’a z podmuchem
Skrzydła i ponieważ im mniej byliśmy w zgodzie,
Tym bardziej zdawało się, że obracamy się
W klejnot.
Pawilon ma dywany na ścianach gdy jestem rycerzem a krew
Pieni mi się na kolczudze więc kładę się na pryczy w chłodnym
Mroku i gdy zamykam oczy sokoły lądują na rękawicy
Mego pazia. Mogę tam umrzeć, chłód sączy mi się do kości, zimny
Strumień jak obraz Carpaccia.
Składam ramiona, by ułożyć się jak rycerz z trumiennego
Wieka, rycerz z krypty, znaczy się, marzyciel. Znaczy się, człowiek
Który nie istnieje ze swym mieczem twardym jak skała stojącym zawsze w górę w górę.
Od kiedy skończyłam 17 lat marzyłam
Żeby być pokojówką w domu, wielkim domu w górach i że jestem
Wiktoriańską pokojówką, domatorką, astmatyczką,
Znaczy, suchotniczką jak Chopin, czy Proust, jestem szczera
I usłużna, nie jestem twórcza, ani okrutna, ani niechlujnie
Ubrana. Jestem brzydka po prostu, tak jak brzydki jest ktoś, kogo uformowała
Służba, nie w skomplikowany sposób, jak wolna kobieta,
Która podąża za tym, czego chce. Czy pamiętasz
Czasy niewolnictwa. Ja tak.
Jestem mizerna, zaniedbana i śpię na podłodze.
Kiedyś we śnie ten dom należał do ojca
I jakiś mężczyzna rzekł do mnie ze szwajcarsko-niemieckim akcentem: A teraz
Gdy już wkroczyłaś do domu twego ojca.
Przypominam sobie jak lód pobliskiego lodowca zdawał się parować
Na tle czystego nieba. W Alpach oczy twardnieją
Jak klejnoty, wiesz, nie to żebym była stamtąd
Nawet nie z okolic. Wciąż. W Alpach nawet (zwłaszcza?) ci niezbyt lotni
Dostają gadzich oczu. Moja babcia pracowała jako pokojówka
Księżnej w Warszawie, a jej męża zagazowano w Treblince.
Potem księżna zmarła, a ona, matka mojej
Matki musiała znaleźć nowe miejsce na kryjówkę. Chowaj życie,
To fraza, którą gdzieś wyczytałam. Może w wierszu. Wciąż
Marzę, żeby pisać o namiotach, dywanach na ścianach,
Skórach jaka na ścianach, jurtach, leżąc bez snu w łóżku matki
Mojej przyjaciółki myśląc ZĘBY W MOJEJ GŁOWIE ZĘBY
W MOJEJ GŁOWIE
A moje serce tłukło BIOS BIOS BIOS myślałam, że kobieta nie może
Znieść rytmu – ile to kosztuje by podtrzymać biologiczne życie.
Poza kulturą byłam naga jak wszyscy w moim pokoleniu
Pochodzę z rozbitej rodziny, tak jak oni i ukrywam to, spokojna
Za sterem w stacji dowodzenia mojej tak zwanej jaźni,
Poza tym, że próbuję otwarcie, choć źle, ukrywać wszystko to, co uznaję za dzikie, że
Robię co w mojej mocy, żeby ujawnić nie do końca kryjąc, choć kryjąc.
Poeta może być stałym gościem w domu jak Jimmy Schuyler.
Kobieta może być bezdomna, by uciec przed swoją bezdomną matką.
Białej kobiecie pewne rzeczy mogą ujść na sucho.
Kobieta, która nie chce by jej niezajęte myśli uległy pożarciu
Przez implant warg falujący implant pośladka mokry język w sushi
Gangbangi na płaskich ekranach w opaleniźnie może na przykład wybrać
bezdomność
Po to, by z pewną pogodą podążać za swoimi, na ten przykład, nazwijmy je
Literackimi badaniami, obserwować arystokratycznie wyłącznie jej własne żałosne
Machinacje, jak jeden z psów
W kształcie nazistów w wieżyczce strażniczej w Maus
Arta Spiegelmana, gdy kontratenor
I puzon beczą WikiLeaks WikiLeaks i nadzy mężczyźni
I mężczyźni z kapturami na oczach i elektrodami na penisach
Drżą w cytadelach, w których my, Stany Zjednoczone, ukryliśmy ich. Yves Klein wiedział,
Że ściany są smutne: są po to, by zamurować smutek,
Właśnie dlatego zaprojektował dom z powietrza. Piszemy tylko
Dlatego, że jesteśmy nudystami, ale nie takimi jak myślisz, niekoniecznie,
Nie takimi. Sztuka się
Wykańcza i dlatego właśnie świątynia, idea świątyni, muszę iść do
świątyni
Od czasu do czasu, a żeby mieć dom
Musiałam wmówić sobie, że to właśnie jest świątynia, ten dom.
W filmie z lat osiemdziesiątych facet z Kalifornii mówi:
Moje ciało to moja świątynia. Ok, dobra, no i teraz w moich snach o domowej
Służbie pobieram niedużą pensję. Mogę przejść przez ulicę
I kontemplować kosmetyki w alpejskim 7-
Eleven. Salon Selectives, Prell, Garnier lub Pert Plus.
Moje włosy będą wyglądać jak gówno. Niczego nie kupuję,
Wracam do kuchni, by wyłowić z szuflad trzy
Żelazne świeczniki. Mroczna pani, złorzecząca całej rodzinie
Przy wysoko sklepionym palenisku, gdzie haruję nad gorącym piecem
W samym tylko brudnym podkoszulku jak dziecięcy robotnik na zdjęciu z
National Geographic olśniewająca w podomce mojego zupełnego braku,
Zdaje się, że tylko ja mogę się porozumieć z mroczną panią, ja,
Już nie pokojówka, ale – postęp – domowa wiedźma
Wciąż pobierająca pensję, choć malutką, zaklinając najbardziej martwe
Najbardziej pojebane stare suki, przywołując je słodko z belek poddasza, w dół
Z nigdy nierzuconych klątw, niewymawialnych przez takie nic jak ja, odwrócone
V, wolność z głową w dole: kiedy nie masz wyboru poza próbą
wyboru tego,
Czego nigdy, przenigdy byś nie wybrała. Siedziałam na ławce pod koniec
wyczerpanego
Semestru jak normalna dorosła i wyobrażałam sobie siebie wcierającą szampon w
Luksusowe włosy w jakiejś artystowskiej dziurze, smuga pleśni na poszarpanej kurtynce
Pełznąca przez drugą przestrzeń biedy,
Którą może znieść moja zniszczona wyobraźnia: chyba mogłabym się zaciągnąć do
Izraelskiej armii. Po chuj miałabyś to robić powiedział
Ktoś inny w mojej rozmarzonej głowie. Właściwie już
Martwa, gdy przestali mnie potrzebować jako swoją niewolnicę
Zaczęłam się czuć dość amerykańsko, znaczy się jak dorosły, siedzący, nie narzekający
Korpus, prosty, fizyczny fakt obok niewzruszonych genitaliów,
Po prostu mięso na patyku z niejasnym przeczuciem, że gdzieś pomiędzy bujną
kobiecością
A przemocą państwa leży przeciętna rzecz zwana wolnością.
Ale wciąż, żeby w ogóle móc spać to procedura budzenia. Każdy musi
Gdzieś żyć, biorąc pod uwagę fakt, że jesteśmy tutaj, gdzie większość z nas
Nie jest mile widziana. Wiesz, że było kiedyś coś takiego jak
Transcendentalna bezdomność. Ale śniłam ten sen
Na fizycznym materacu. Na prawdziwej podłodze, w tym pokoju za drzwiami,
Na który wciąż łożę i łożę. Jeśli piszesz, możesz ukuć substancję
Inną, niż ta, która tworzy kobietę, którą jesteś.
Jeśli będziesz to robić aż do tego momentu, być może zorientujesz się,
Że w ogóle negujesz substancję. Zdarza się. Jest takie ryzyko.
Ale wciąż
Będzie istnieć idea kąpieli albo spania w łóżku albo snu
W głowie kobiety która jest nawet wizualnie piękna
Albo chociaż zadbana, albo jakoś świeża
Albo jak karaluch, udomowiony robak,
Ciągnący po podłodze swoją ciężką zbroję
Albo czysta pościel, gdy pada i tak bardzo cię kocham
I myślę Gimme Shelter, tego filmu nie widziałam
Ilustracja: Krzysztof Schodowski
Ariana Reines (ur. 1982 w Salem, Massachusetts) – amerykańska poetka, dramatopisarka, artystka i tłumaczka. Opublikowała m.in. następujące książki z wierszami: The Cow (2006), Coeur de Lion (2007), Mercury (2011) i Sand Book (2019). Wykładała poezję jako visiting professor na wielu uczelniach, jak również ostatnio na internetowych sympozjach, tzw. Invisible College.
Przemysław Suchanecki (ur. 1992) – poeta, autor książki poetyckiej “Wtracenie” (2019), organizator wydarzeń literackich z ramienia Krakowskiej Szkoły Poezji. Publikował m.in. w „Wizjach”, 8. Arkuszu „Odry” i „Małym Formacie”. Laureat projektu „Połów” w roku 2017. Mieszka w Krakowie.
Krzysztof Schodowski – ur. 1983 r. Rysuje i pisze. Autor książki poetyckiej Milion depesz stąd (WBPiCAK, 2020). Mieszka w Warszawie.