Wywłaszczając obszar natężenia mowy, dworuję sobie.
Oto pies, a po drugiej stronie faweli łąka. Zbliż się,
skoro już jesz z ręki rojenia, zbliźnij się w hymnie
do którego nie da się maszerować.
Stajemy się spawem, imieniem, z którego głos wydobywa się,
by godzić w misterium. To pewne:
staniemy jak serce, niezdolni do produkcji niespodzianek.
Kiedy więc, typie, dworuję sobie,
truchtając obok tych pięknych ludzi,
zapytaj, czy pies, z którym się bawisz, jest tylko snem.
Proszę, zacznij pytać:
dlaczego w tym roju
pozwalam sobie drwić, dlaczego mówię ci,
że policjant, który jest z wami, to nisko wiszący owoc?
1.
Idzie z nami w świat
cała delikatność.
2.
Trudno, byśmy spamiętali wszystkich panów.
Jeśli przemoc jest odebraniem wyboru,
to być może spuchniemy jak pęknięte i zgniłe,
leżące na ziemi jabłko.
3.
Z roju wyłania się zaczyn refrenu:
nie zwlekaj się z resztki, typie,
nie zwlekaj się z resztki, typie,
kochaj ją, wyrażaj, rozwijaj się,
4.
Dlatego chcemy, by nasze imię znaczyło:
włóczęga,
błądzący,
ale także wędzidło
i fala.
5.
Nie ma czegoś takiego jak niewinne oko.
Nie ma czegoś takiego jak kraina opływająca mlekiem.
Po co więc idziemy, niby kostka lodu
ześlizgując się wciąż
z ręki
niecierpliwemu panu?
6.
Jesteś jak wielki i dojrzały owoc,
spadający miernie, gładko, wiernie, jakbyś przecinał jabłko.
Na dwoje dzielisz żywione nadzieją sfory.
7.
Dlaczego niewinne oko leje się
w krainie opływającej mlekiem?
Brniesz przez ballady Europy i tysiąc pomników
partyzanta przypomina ci pieśń szczenięcia.
Dławiąc się jak potok, znajdujesz: groźba.
Poniedziałek. Zaczyna się ciułanie chwil ze zwłoki.
Idąc, ziemia, ta ziemia, idąc w przeciwną stronę partyzanta,
niż robię to ja, rzuca długi cień na plankt.
Linieje blask lub brak, a horyzont, jak zwykle, kłują wściekle sfory.
Strach zmyśla, że twojego tripa przerwie niedziela.
Pomnij zatem: dawni bohaterowie brali duchy za przewodników.
Byli samotni zawsze z dłonią w czyjejś dłoni.
Pamięć, czyli pogłos, to pięść nieszczęścia.
Ślini się blask lub brak, horyzont kłują sfory, natomiast strach
zmyśla, że podróż poza pracę to tylko spaw ducha.
Brniesz przez ballady Europy i tysiąc pomników okupanta
błyska ku tobie jak obietnica szczęścia. Gdyby wszystko to
istniało inaczej niż halucynacja, gdyby się zaczęło
i skończyło niesłyszane, zbite przez obietnicę,
to być może położyłbym serce na twojej dłoni.
Brniesz przez ballady Europy, gdzie wszystko, co znasz,
jest być może niedaleko, ale i tak
każda myśl to nowy świat, a każdy nowy świat jest jak nadzieja
na kolejny rzut kotką, gdy już wiesz, że jutro wypadnie niedziela.
Ilustracja: Angelo Maria Crivelli, Two Dogs and Game, domena publiczna
Kasper Pfeifer – ur. 1990. Poeta. Wydał książkę poetycką adblock (SPP o/Łódź, Dom Literatury w Łodzi 2019).