Dobry początek dnia. New Wave.
Smutna dziewczyna robi zdjęcia przedwiośniem.
Bezpłciowe, zupełnie jak ona.
Nocą śni jej się Boy George, jak żywy,
lecz- w odwróconych kolorach.
Pryszczate podlotki mnożą genotyp
w poddachu, nad zgniłym podwórkiem.
Przedwiośniem przypadki wręcz chodzą
po ludziach,
przeważnie zaś- pętlą i sznurkiem.
Smutna dziewczyna wisi w poddachu,
przedwiośniem widok przeciętny.
Wiośnie odległe jak sam Boy George,
trup szczerzy aparat- nazębny.
Wiersz fantastyczno-naukowy
Jakie smutne są dzisiejsze wieczory,
rozwieszone niczym kotara na niebie.
Fuksjowe obłoki lepią się do oczu
gdy ośmielisz się wyjrzeć. O, jak
jest romantycznie
na terenie naszej spółdzielni mieszkaniowej,
również wewnątrz prostopadłościanów
sypialnianych. W radiu George O’Dowd
śpiewa
I hurt you darlin’, don’t ask me why.
Opieram podbródek na parapecie,
miękkośliskim, w formacie maty
komputerowej. Pod nadgarstek.
Też czasem czuję: potrzebę, żeby dotykać
i też czuję potrzebę: żeby pougniatać.
I żeby zatopić palce w giętkiej plazmie.
I nie wiem: czemu wyszedłeś? Wieczory dzisiaj
płyną
jeden po drugim. Czasem nieco ciemniejsze,
to znów całkiem jasne- nie będziemy już młodsi,
chudsi,
nie będziemy lepiej wyglądać w różowym.
Więc pytam: po co wyszedłeś?
Dekadenckie pustki
w naszym nocnym sklepie osiedlowym.
Ja, bohaterka tekstu,
mam szczęście: zostałam wymyślona.
Przyszłam na świat bez traumy porodowej
i posiadam względne warunki socjalne,
zadowalającą pogodę. Ale czegoś brakuje,
myślę, pocierając dziurę
w miejscu, gdzie ludzie mają ucho.
Coś jest nie tak. Wieczory robią się ciemniejsze,
granatowe i galaretowane jak Cu(OH)2. Podkręcam
odbiornik
kończyną fantomową. Istnieję,
zostałam wymyślona. Jest bardzo trudno
obliczyć prawdopodobieństwo zdarzeń
w wykreowanym świecie. Tyle mam
na swoją częstochowską obronę.
Szarlott, sometimes
Moje dreadlocki powiewają na wietrze.
Jestem dead, inaczej: martwa, kaputt.
Ustały wszelkie osmoregulacje. Założono
simlocki,
których jak zwykle nikt nie potrafi zdjąć. Jestem
niedostępna. Nie ma mnie na Facebooku.
Miałam marzenie o Robercie S-ie.
A było to o 4:34 czasu Greenwich. Faza REM,
bowiem było to marzenie senne.
Robercie. Tylko z tobą mogę tworzyć połączenie
dipol-dipol. Kiedy przebywaliśmy razem,
byłam jeszcze chłopcem, jako jedyny wiedziałeś,
że jestem twoją siostrą i mam
czterdzieści pięć chromosomów,
mój kariotyp był ci znany. Nasze mejotyczne podziały
odbywały się symultanicznie. Nie mieliśmy przed sobą
tajemnic
najbardziej tajemnych. Wiedziałeś
o mojej sekrecji pisania domowych poradników, kochany.
Czasem na bulwarze, gdzie wyprowadzaliśmy własne narządy,
spragnione wolności, skrępowani pasami, by nie pouciekały-
Robercie,
udawaliśmy, że się nie znamy! Wiatr tańczył w moich dreadlockach,
niekiedy był to cyklon, jeśli akurat nie sprzyjał front atmosferyczny.
Robercie,
ty jeden nie stałeś się kimś dziwnym, z popękanymi wargami. Ani
zaćpanym dj-em w Ministry Of Sound (pamiętasz jak wołał:
jestem czajnikiem, jestem czajnikiem, hehe, dobre to było. nieważne).
Robercie,
nasze wiązanie jest koordynacyjne, nasze siły- elektrostatyczne.
Lubię, gdy malujesz policzki przed ogromnymi lustrami po próbie
Tollensa. Kocham cię w diaminosrebrach, szmaragdach i krokodylach.
Robercie,
nadszedł ranek, koniec twojej zmiany.
Nie ma już pięknych mężczyzn, przystojnych kłirfrików,
jony są obojętne, a sen nierozpuszczalny
w zasadach i formalinach. Mam Zespół Cotarda.
Moje dreadlocki powiewają na wietrze.
Niech ktoś to, kurwa, rozplącze.
Kołysanki są efektem współpracy z Korporacją Ha!art i KSP w ramach Nocy Poezji 2019.
Nina Manel – ur. w Gdańsku. Absolwentka kulturoznawstwa KUL, doktorantka literaturoznawstwa UMCS. Autorka trzech książek poetyckich: Tajemnice chromosomów (2011), Niecny uśmiech Kleopatry (2015), Przesilenie o świcie (2017). Lubi grać w siatkówkę, kawę i oglądać filmy Quentina Tarantino. Tylko jedno zdanie w tym biogramie jest prawdziwe i jest to zdanie ostatnie.