Wycinanki Jagusi. Film “Chłopi” (2023)

Poszła na Chłopów bez uprzedzeń – na film, na randkę. Książkę pamięta przez mgłę, stary film ją ominął. Nie zna pełnej fabuły; olała w liceum, nie załapała później. Seans dostarczył wrażeń i przemyśleń w ilości dostatecznej, by po dwóch tygodniach mieć przeczytaną. Wtedy obejrzała film drugi raz. Pamiętasz uczucie, że film się zaciął, wracasz w to samo miejsce, nie wiesz, kiedy to się skończy? Wieś w Chłopach to jeden organizm, masz w sobie Jagnę i Hankę, masz w sobie Antka, masz Mateusza. Powiedzieć, że uniwersum Chłopów jest trochę z bad tripa, to nic nie powiedzieć.

Wszyscy jesteśmy ekspertami od katastrof lotniczych

Dopiero drugi seans filmu uświadomił mi, że w Chłopach Welchmanów nie pada ani jedno słowo napisane przez Reymonta. Inaczej – padają słowa, które wyłapiesz w Chłopach, a nie te wypowiedziane w tekście dialogów. To wywołuje mieszane uczucia. Liryczny węch wyczuwa szwindel – coś się temu językowi stało, nie umiem powiedzieć w jaki sposób, może zdziwiam. Może się snobuję, że brakowało mi paru zdań noblisty, w których wyczułam poetycki zaśpiew i zatrzymały mnie na dłużej. Na ile Reymont pisał truskulowo ludowo? Ktoś to na pewno sprawdził. Na ile opowieść została napisana, żeby czytelnicy widzieli historię przez filtr malarstwa i czy na tej podstawie da się stworzyć wiarygodną rekonstrukcję?

Kandydat do Oscar(r)a był przez parę tygodni ważnym tematem. Produkcji zarzucono wszystko: na poziomie autentyczności (wspomaganie AI), wynagrodzeń załogi, artystycznym, na sposobie sposobu ujęcia sprawy kobiet. Osobne dyskusje toczyły się wokół muzyki do filmu i tego, co się na jej temat mówi, osobne – kostiumów i choreografii. Komuś brakowało rozwinięcia wątku boćka i podzielił  się tym ze swoją fanbazą. Niejedną dyskusję przewinęłam, nie dałam rady jej śledzić na bieżąco, bo czytałam książkę. Kiedy internety znęcały się nad urodą Jagny, trochę czułam się, jakbym nie opuściła Lipiec.

Świeżo po lekturze miałam w głowie parę wątków pominiętych w fabule filmu – byłam przygotowana, że ich nie będzie, chciałam obserwować, jak je zasygnalizowano w filmie. Patrzę i zdaję sobie sprawę, że to jest kompletnie przekłamane! Czytałam przed chwilą książkę, są błędy, kosy na sztorc!

To trwało moment. Potem przyjęłam, że to osobne opowieści, dziejące się w tym samym czasie i uniwersum. Jest dobrze. Ludzie tworzą kontent w uniwersum noblowskiej książki, o której da się nakręcić dużo lepsze rzeczy, na przykład polskie Twin Peaks, coś między spocony Z daleka widok jest piękny Sasnala a Domem złym Smarzowskiego. Sprawy się działy dawno, nikt już nie pamięta jak było naprawdę. Przykład relacji filmu Chłopi z pierwowzorem Reymonta pokazuje, że o książce da się zrobić serial Netflixa, ostre hentai i gruby europejski dramat. Temat się nie skończył. Trwa jak wiejska plotka, powtarzana przez kolejne osoby. Kolejność zeznań się zmienia, jak w plotce – nie dojdziesz, kto koloryzował. Dostajemy animację na źródłach z klasycznego malarstwa. Film  oparty na doświadczeniu narratorki, mówiący głosem Jagny, zbudowanym przy pomocy narracji (DK Welchman, Hugh Welhman) i gry aktorskiej (Kamila Urzędowska). Jestem z tym ok, a moja wyobraźnia pracuje, tworząc alternatywne scenariusze.

Jestem wdzięczna twórcom filmu za impuls do przeczytania książki. Cieszę się, że uwaga opinii publicznej zwraca się w stronę, za przeproszeniem, dziedzictwa przeszłości. W tym – domeny publicznej, której koncept jest fajny na wielu płaszczyznach. To jakaś pula wspólnej wiedzy i inspiracji, z której możesz coś odgrzebać i zrobić z tego temat.

Chłopi i obrazy

Wzięcie jako kanwę animacji dzieł polskiego malarstwa XIX wieku zrobiło na mnie wrażenie z powodów zawodowych. Dzięki informacjom, które zestawiła moja muzealna koleżanka, Urszula Kozakowska-Zaucha, wiem, że klatki z filmu były tworzone na podstawie obrazów sporej grupy twórców, z kolekcji publicznych i prywatnych. Podczas wykładu Uli w Kinie Mikro dowiedziałam się, że wśród namierzonych źródeł inspiracji prym wiedzie Józef Chełmoński – przewiduję, że na tym hajpie – nie bez racji – dużą popularnością cieszyć się będą wystawy tego artysty, planowane na najbliższe lata w różnych miejscach Polski (Warszawa, Poznań, Kraków). Z Chełmońskim wjeżdżają między innymi nastrojowe nokturny i sentymentalne pejzaże: Stanisława Masłowskiego, Alfreda Wierusza-Kowalskiego z jego wilkiem – motywem, którym zapewnił sobie stabilność finansową, dzięki której mógł założyć w swoich dobrach zagrodę, gdzie malował te zwierzęta w naturze. Dalej, od Axentowicza do Wodzinowskiego – Antoni Kozakiewicz, Adam Kazimierz Ciemniewski, Merwart, Apoloniusz Kędzierski, Henryk Siemiradzki (jakiś szkic z krową, nie poznasz, że chodzi o człowieka od Pochodni Nerona), Aleksander Kotsis, Witold Pruszkowski, Józef Rapacki, Leon Wyczółkowski, Julian Fałat, Jan Stanisławski, Ferdynand Ruszczyc, Józef Czajkowski, Stanisław Witkiewicz i Włodzimierz Tetmajer. W kolejnym podejściu Ula wypatrzyła Wyspiańskiego, a jednym z hot tematów w obrazkowym internecie jest cytat z Czeszącej się Władysława Ślewińskiego.

Wiem, że znasz tylko kilka z tych płócien, niektóre mogły ci się obić o oczy w podręcznikach, na piórnikach, zeszytach i w internetach. Coś było w starych polskich filmach, coś ci przypomina znajomy kawałek ziemi. Coś ci przypomina kształt ludowej kiecki, kiedy widzisz wierzby, słyszysz słowo “Szopen”. Do tego dostajesz dosyć rozpoznawalne twarze aktorów i aktorek. Jedna sprzedawała ci telefonię komórkową, a druga wystąpiła w pięknej i długiej reklamie Apartu. Niby przebrane, ale cały świat jest przecież kolorowy, są inne, ale coś mają z tej warszawki, z tej rodzinki. To obrazy z innej ikonografii. Tak samo jak Wschód księżyca Masłowskiego, mają nastrój i posmak, czujesz dreszcz ciekawości. Fabuła Chłopów dość uniwersalnie pokazuje mechanizm opresji w społeczności, dlatego widząc w tych okolicznościach Małgorzatę Kożuchowską nie umiem nie czekać, aż nadejdzie ten skrajny moment i przestanie się uśmiechać jak na reklamach Galerii Krakowskiej. To trochę zapowiedź grozy, takiej znajomej grozy, jak zbrodnia z podwórka. Ci Chłopi są nasi. Na wiele sposobów.

Zgnoić Jagusię

Z omówienia lektury w liceum zapamiętałam zupełnie inną Jagnę, niż ta którą mam teraz w głowie. Kojarzę, że w dyskusji na polskim potępiliśmy ją gromadnie, tłumacząc, że tak już musiało być. Nie sądzę, żeby ktoś nas zatrzymywał, gdybyśmy klasą poszli ją wyświecić ożogiem ze wsi. Myślę, że to całkiem spoko, że dzisiaj licealiści i licealistki mogą obejrzeć fabułę o przemocy, układach i plotkach, a na koniec o gniewie podjudzonej masy, wykluczającej inną. To rzeczy, nad którymi warto pomedytować w gronie koleżeństwa czy szkolnym, czy zainspiruje nas do tego film, książka, truskulowa folkowa piosenka, czy post Ziemowita Szczerka.

Nie gnójmy Jagusi. Myślmy o niej z wyrozumiałością, bo to nasza wewnętrzna artystka. Jagna z wyobraźni wycina ptaki, będące powtórzeniem obrazów, takich jak Odlot żurawi – jest lokalną, nigdy nieodkrytą profetką, wernyhorką. Ma szacunek ludzi za ten talent, widać to w zazdrości Józki, kiedy poszło o kraszanki, wiedzą, że ma coś, czego inne nie mają, ale nie chodzi o buzię. Jak się z dziewczyną nie utożsamiać, kiedy tworzysz, marzysz o dalekim świecie i nie umiesz sobie ułożyć życia z chłopakami? Jak nie chcieć dla Jagusi, żeby sobie już lepiej wycinała te obrazki? Wycinanki Jagusi to jest to, co chciałabyś robić, kiedy życie każe ci myśleć racjonalnie i zabiegać o dobrobyt. Twoja niewrażliwość na plakaty z Kożuchowską oraz długą i piękną reklamę Apartu. Coś, co sobie dłubiesz, wiesz, że jesteś w tym dobra, ale chleba z tego nie będzie. Wreszcie coś, czego ci zazdroszczą, bo masz jeszcze kilka supermocy, a do tego brzydka nie jesteś.

Antek: wiem że pojawia się prosta ocena, ale w gruncie rzeczy (mierzonym w morgach), boli go ta odpowiedzialność na miarę świata w którym żyją wszyscy. Świat jest brutalny, widać, co w nim ma znaczenie – nie tylko posiadanie ziemi i gotowych pieniędzy, ale jeszcze wizja przyszłości dzieci i swojej. Gra toczy się o posag córek i morgi synów, ale też, żeby za kilkanaście lat dzieci nie przegnały starych na wycug. Zimny chów, zimna troska, zimne planowanie. Rozkmina wyboru między głową w chmurach i baletem a odpowiedzialnością.

Są w nas dwa wilki

Pełen napięcia jak scenariusz Ingmara Bergmana jest wątek emocji pomiędzy Jagną a Hanką, które siedzą same na chacie i czekają, aż Jantoś wróci z kryminału. Serdecznie życzę nam obrazu, który coś zrobi z tą relacją, trudną, bo odbywającą się w środku każdej z osobna. Hanka się nie daje i robi wszystko najlepiej, jak potrafi, wierząc że otrzyma nagrodę. W którymś momencie siedzą obie pod jednym dachem i przegryzają, każda po swojej stronie chaty, poczucie tęsknoty i porażki. Wiedzą, że obie czują dokładnie to samo i przez moment pojawia się między nimi nić porozumienia, myślą o tym, żeby do siebie podejść i zagadać, jednak się na to nie decydują, a później ta chwila przemija. To racjonalność i emocjonalność robią nam w bani kocioł, a potem pakują w trudne sytuacje. A teraz wyobraź to sobie w konwencji hentai, kiedy Hanka ogarnia pijaną Jagusię, która wróciła z melanżu. Nie jestem pewna, czy ich rozstanie miałoby taką temperaturę jak w filmie. Zagadką jest, dlaczego Hanka została wykluczona z decydowania o losie Jagny, nie należy do spisku i jest oczyszczona ze wszelkich zarzutów. To podejrzane, ale w chwili obecnej śledztwo może być tylko poszlakowe.

Powiedzieć, że fabuła i język Chłopów mają wiele z pięknego tripa, to nic nie powiedzieć. Weźmy z brzegu to bogactwo szczegółów obrazu, które włącza gdy znienacka dociera do ciebie, że Władek Staszek zaczyna fristajl z rymami na jakichś szalonych zgłoskach: a co świtanie dzień wstawał leniwiej, stężały od chłodu i cały w szronach i w bolesnej cichości ziemi zamierającej; słońce blade i ciężkie wykwitało z głębin w wieńcach wron i kawek, co się zrywały gdzieś znad zórz, leciały nisko nad polami i krakały głucho, długo, żałośnie, a za nimi biegł ostry, zimny wiatr, mącił wody stężałe, warzył resztki zieleni i rwał ostatnie liście topolom pochylonym nad drogami, że spływały cicho niby łzy, krwawe łzy umarłego lata, i padały ciężko na ziemię. – potem dobre pół strony w tym samym transowym rytmie, że tylko go czytać, ważyć sylaby i wszystko to piękne i smutne, żyje i umiera na raz.

Albo się gzi: jako te soki, żywiące skryto pod ziemią, budzą się o wiośnie każdej, rozprężają nieśmiertelną żądzą, prą do się przez zwały świata, z krańców ziemi płyną, niebami kołują, aż się odnajdą, przepadną w sobie i w świętej tajemnicy poczną, bych się potem stać zdumionym oczom: wiośnianą porą albo kwiatem, duszą człowieczą łebo poszumem drzewin zielonych. Tak ci i oni parli do siebie przez długie tęsknice, przez dnie udręki, przez szare, długie, puste dnie, aż się odnaleźli – i tak dalej. W dzieło sztuki można też po prostu wejść, jak w krajobraz.

Rytmy podziemia

Znów się włącza lekki żal do LUCa, że nie ogarnął chociaż jednego rapowego kawałka na tekście z Reymonta. Takiej wycinanki, która by wycisnęła soki z tego języka. Niechby pociągnęła to w storytelling i odtworzyła klimat, powiedzmy, toksycznej zazdrości Boryny, podpalającego bróg jak Pezet scenę. Czy to nie jest temat?

Jestem w moim fantazjowaniu o rapsach Reymonta trochę odosobniona – to osobliwe, że nie każdy słyszy te rymy, rzucane na losowe sylaby, coś jakby pisał je któryś raper lub raperka młodszego pokolenia, nie wiem. Jeszcze raz, skup się: te soki, żywiące skryto pod ziemią, budzą się o wiośnie każdej, rozprężają żądzą, prą do się przez zwały świata, z krańców ziemi płyną, niebami kołują, aż się odnajdą, przepadną w sobie i w świętej tajemnicy poczną, bych się potem stać zdumionym oczom: wiem, że to niedokładne, że ziemią i żądzą i przepadną wyglądają ledwie podobnie, wiem też, że chyba nie udało mi się tego przekonująco przeczytać Harmidrowi. Wydaje mi się jednak, że temu tekstowi potrzeba i tutaj przekonującej interpretacji. Może mi się kiedyś uda, może dalej będę z fotela, jak rasowy krytyk, sobie tego życzyć od innych.

Te soki, żywiące się skryto pod ziemią cichły na jesień, kiedy zaczynała się moja reymontowska przygoda. Na drzewach rudziały liście, a pod stopami szurał suchy żwir drogi granią, gdzieś w Beskidzie Żywieckim, dzień po pierwszym seansie Chłopów. Zmęczone nogi przemieszczały mnie automatycznie w rytmicznym postępie, w górę i w dół. Aplikacja Zdrowie powiedziała potem, że zrobiłam z Jagusią w sercu więcej niż trzysta pięter, ustanawiając życiowy rekord swojego telefonu, najpewniej dlatego, że trzy razy musieliśmy zawrócić, nim znaleźliśmy łąkę z bacówką i łanem łysic na zachodnim zboczu. Myślałam idąc, jak każdy oddech zbliża nas do zimy, ale że na przykład u Reymonta jesień jest początkiem, a u Welchmanów koniec historii jest zapowiedzią odrodzenia i może nie trzeba się martwić, że za moment przyjdzie wielkie zimno i pustka białych krajobrazów. W przyrodzie nie ma końca – tak, jak chciał autor Chłopów, Ziemia zmienia się w swoim rytmie, na polach podnoszą się zboża, a letnia burza, obmywa nagą, potępioną Jagusię. Chce się powiedzieć: nie przejmuj się, mała, jeszcze jakieś sto parę lat, kilka rewolucji i tysiące dziewczyn w kolejnych protestach na ulicach, a prawie będziemy mieć prawo ufać swojej naturze, kochać i żyć.

Chłopi, DK Welchman & Hugh Welchman, 2023

Ilustracje: kadry z filmu, materiały prasowe


Agata Jabłońska – @zutkaikoty • open source poetry, solarpunk witchcraft, szycie antymaterii • wspiera i uczestniczy w działaniach Inicjatywy Dzikie Karpaty w projektowanym Turnickim Parku Narodowym • Autorka „Raportu wojennego” (Biuro Literackie, 2017), „dla moich dziewczyn” (Biuro Literackie, 2021) i „Księżyca Grzybiarek” (papierwdole, 2023)