Kiedy Mokum Records wydało „I want to be a hippie” Flammana i Abraxasa, amsterdamskiemu gabberowi serce skradło szczęście. Jak wspominają twórcy remixu w filmie poświęconym historii kawałka, byli proszeni potem niemożliwą ilość razy o zagranie tego na parkiecie. Nazwy „gabber” i „mokum” wywodzą się z języka holenderskich Żydów. „Gabba” oznaczał pierwotnie „przyjaciela”. Zamiast więc Wieży Babel, Kamil Kawalec proponuje nam „Wieżę Gabba”. Idealny bifor w systemie stereo przed wyjściem do klubu.
Książkę Kamila Kawalca czytam nie tylko w gabberowych okularach. Mnie interesują okruchy elektroniczno-audialnego zeitgeistu. Podmiot liryczny najwyraźniej jednak kręci, że nowy się jeszcze nie ujawnił. Operuje językiem popkultury, hashtagu i hyperlinku, zachowując coś z tradycyjnego nerwu. Uwiecznia rzeczywistość na „kliszach Ipoda”.
Z drugiej strony, jest trochę grząsko. Kawalec balansuje na krawędzi banalnego rekwizytorium. W 2021 roku, na łamach Biura Literackiego, Patryk Kosenda w rozmowie z Anną Adamowicz wyraził opinię, że „komputerowo-sieciowy sztafaż w polskiej liryce trochę faktycznie zalega jak złom po cyberżulerstwie Rozdzielczości Chleba, wrzucany bezrefleksyjnie tu i tam może dawać ciarki żenady”.
Powierzchowna lektura „Wieży Gabba”, mogłaby sprawiać nieco podobne wrażenie. Ot, ziomek zajarał sobie zioło, posiedział na piwku z kumplami, porobił trochę fotek ajfonem i pojechał uberem przez modną zgentryfikowaną dzielnicę do klubu. Jak możemy się domyślać, cały czas będąc podłączonym do neta. Wait. Chyba to jest haczyk.
Po trochu umieramy, ale jeszcze tkwimy.
Tu, pomiędzy. Uproszczeni i nadzy.
Kiedy piszę kolejny fragment tego tekstu, słucham koncertu skrzypcowego Bacha rozpisanego w tonacji a-moll. Skale molowe mają raczej smutne zabarwienie. W tym koncercie ciepło oddają same skrzypce. Jeśli tom Kamila Kawalca byłby muzyką, ten nastrój świetnie oddawałby koncert Bacha. Albo inaczej, byłby to gabberowy remix Bacha z eleganckim, otwierającym spektakl intro:
foie gras
ściśnięte w jelitach tasiemki niebieskiego światła
ustanowiły rząd.
Stary dobry Dolan z kolei, operował w podobny sposób medialnością sztuki (jak w powyższym wierszu). Intro. Obraz. Drop. Breakdown. Meltdown. Outro. Kamil Kawalec zdaje się również gdzieś pędzić audio-obrazo-wierszami, lecz jak u Dolana wrzuca reverse, reverb i downtempo, spowalnia też pracę operatora. Przybliża detal będąc pogrążonym w stonerowej malignie. Niczym kolekcjoner klisz i bohater Gaspara Noé. Kamera odnajduje figurkę Buddy, symbolu pompującego w dzielni new age, czy Donniego Darko, czekającego na koniec śmieciowego świata.
W tomie nie ma typowych dla awangardy echolalii, czy onomatopei odziałujących przede wszystkim na zmysł słuchu. Jest to przejażdżka polisensoryczna. Tomy ruchu, dźwięku i światła, układane są zazwyczaj warstwowo, po to by kumulować i uwalniać energię projektu.
Tak się prowadzi cień i światło
ocieplone przez filtr nocy letniej
;
jestem zwyczajnym hulajnogowym wyścigowcem
rozpędzam się komiksowo i daję po heblach.
„»Fajerwerki« słowotwórczo-brzmieniowe to utwory wyjątkowo ekspresywne,
charakteryzujące się intensywną repetytywnością dźwięków i ruchów narzą-
dów mowy”. Jak pisałam wcześniej, nie da się przełożyć bezpośrednio tej teorii na „Wieżę Gabba”. Znajduję jednak pewne elementy, które nasuwają skojarzenia z poezją audialną:
gram bit słowem poety
pomyśl o sposobie i podmiocie.
Romantycy uważali, że realność nie jest tym, co namacalnie otacza, a byciem „ja narzucającym siebie realności”. Dykcję poeta wydobywać miał zatem z języka przyswojonego poniżej progu świadomości. Następnie odzielać miał podmiot liryczny od realnej osoby. Co Barańczak opisuje jako zdolność do zanegowania samego siebie.
We współczesnych trickach psychologicznych istnieje gra, która może zbadać plastyczność naszego umysłu. Narzucenie bardzo szybkiego tempa liczenia i podawania wyniku dodawania losowych liczb wzmacnia koncentrację, ale schematyzuje myślenie. Większość osób zapytana po zakończeniu liczenia o dowolne narzędzie, dowolnego koloru, odpowie: czerwony młotek.
U Kamila Kawalca pojawia się podmiot, który mimo powtarzalności, kotwic w postaci popularnego narzędzia i tempa headbangera zmusza nas do wyobrażenia sobie piękna liliowej frezarki górnowrzecionowej.
techno oscyluje w barwach
czerwone podłogi zielone białka
wywrócone lustrzane odbiciaczęstotliwości nie ma
w butelkach jestw głośnikach syty noise aut
rozpędzonych rowerów z wlepką /tragediaaZdaje się mówić: Pomyśl o niej, siedząc na biforze. Następnie idź na gabber lub techno i czekaj, aż frezarka wjedzie. Pomachaj w romantycznym geście pożegnania.
Ilustracja: Robert Delaunay, 1938, Rythme n°1, Decoration for the Salon des Tuileries, oil on canvas, Musée d
Olga Rembielińska – z wykształcenia jest etnolożką. Publikowała m.in. w „Etnografii do kieszeni”, „Babińcu Literackim”, „Szajn” czy „Stonerze Polskim”. Jej wiersze znalazły się w antologiach pisma „Inter” oraz „Babińca Literackiego”. Open format DJ i host radiowy w Rave Fm @djyellowmanula. Jest wielbicielką retro komputerów. Klaster wydany w 2023 nakładem krakowskiego ha!artu to jej debiut poetycki.