Trip po trip. Masha Mohebali – „Nie ma co”

Podróże kształcą. Znany wszystkim eufemizm, lansowany w dobie coraz większego zainteresowania turystyką, szczególnie tą zagraniczną, rozszerzany jest na kolejne dziedziny życia. Podróżować wszak możemy przez kuchnię, różnorakiej maści kinematografię czy literaturę. Poprzez pojawiające się co rusz tłumaczenia z obcych, znanych niewielkiej grupie ludzi języków, możemy chociaż otrzeć się o kulturę odległych nam narodów. Najbardziej eksploatowanypod tym względem jest oczywiście region Azji Wschodniej. Książki pochodzące z tej części świata często otwierają listy bestsellerów, są szeroko promowane w mediach społecznościowych, a w publicznych i prywatnych rankingach ulubionych książek zwykle zajmują wysokie miejsca. Nowych pozycji znanych i lubianych autorów, jak choćby Harukiego Murakamiego, oczekuje się na długo przed ich premierą. Jednak oprócz kierunków często obieranych przez czytelników na polski rynek książek coraz częściej docierają również dzieła pochodzące z nieoczywistych państw.

Jednym z nich jest Iran, z którego pochodzi Mahsa Mohebali autorka książki Nie ma co. Topografia tej książki zostaje zawężona do stolicy kraju – Teheranu. Główna bohaterka Szadi, osoba uzależniona od substancji psychoaktywnych, ucieka z domu w poszukiwaniu dealera,
u którego mogłaby się zaopatrzyć w narkotyki. Akcja powieści rozgrywa się tuż po trzęsieniu ziemi, które nawiedziło największe miasto Persji. Kobieta przemierza pogrążone w chaosie dzielnice, odwiedzając swoich znajomych i próbując ogarnąć działki na zapas, zanim wszyscy opuszczą zagrożony teren. Narracja prowadzona z perspektywy pierwszej osoby pozwala nam lepiej zapoznać się z tą nomadyczną postacią. Jest to osoba niepasująca do miejsca, z którego pochodzi i w którym przyszło jej przebywać. Z jednej strony bogaty dom, ojciec będący profesorem wyższej uczelni, brat prowadzący dobrze prosperującą firmę, a z drugiej problemy natury psychologicznej, mocne psychotropy i przyjaciele uzależnieni od narkotyków. Miasto, po którym porusza się Szadi, zdaje się nie zwracać na nią uwagi. Niekiedy ktoś, jak zauważa narratorka: „gapi się na mnie tak, jakby w sekundzie, gdy do mnie dotrze, miał mi zacząć o coś suszyć głowę” (s. 47), jednak zawsze „spokojnie przechodzi obok” (s. 47). Narkomanka zostaje zatem wyalienowana ze społeczeństwa, postawiona na jego marginesie, jest „postacią bez twarzy”. W idealny sposób oddaje to zresztą okładka zaprojektowana przez Gabrielę Mendes, przedstawiająca kobietę w hijabie, w stroju niewyróżniającym się z tłumu, pozbawioną twarzy.

Znany polskiemu odbiorcy, choćby z nagrodzonego Oskarem filmu Nomadland, czy książki Mateusza Górniaka Dwie powieści ruchu, motyw nomadyzmu, poprzez umieszczenie go w postapokaliptycznej rzeczywistości, w której chęć ucieczki z miasta przez większość jego mieszkańców zestawiona jest z niemalże rewolucyjnym przejmowaniem terenu, nabiera mrocznego sznytu, wskazując na mnogość problemów, z którymi musi mierzyć się współczesne społeczeństwo. Jednym z nich jest narkomania – stereotypowo przypisywana ludziom z szeroko pojętego marginesu społecznego. Tymczasem książka Mohebali ukazuje zupełnie inną sytuację. To głównie dzieci z bogatych domów, elity irańskiego społeczeństwa są uzależnione od tego typu substancji. Dla osób żyjących w pewnej odległości od „środowiska narkotycznego” przeniesienie punktu ciężkości i przedstawienie sylwetki narkomana w nieco ironiczny, lecz mocno zakorzeniony w pozaksiążkowej rzeczywistości sposób, z pewnością zawrze w sobie element obrazoburczy. Wystarczy przypomnieć sobie dyskusję w mediach dotyczącą wydanej parę lat temu piosenki Patointeligencja Maty, która dzięki wszelkiej maści zabiegom erystycznym została wykorzystana przez wszystkie opcje polityczne. Warszawiak zaczął rapować, bo miał „już dość tego piękna i ciepła[1]”. Książka Mohebali jest również wyzbyta tychże. Od obrazowych i niczym nieupiększonych opisów torsji:

Jego ramiona znów się unoszą, w żołądku bulgocze. Wymiotuje żółcią na wykładzinę i zaczyna kasłać. Masuję mu ramiona. Wpada w spazm. Wylewa łzy. Łka…Znów leje łzy…Szlocha… Żółć wypływa na zewnątrz (s. 71),

poprzez przekazy dotyczące imprezowych ekscesów:

A to Parwin pijana w sztok przypomina sobie dni walki, wyciąga wszystkich na zewnątrz, ustawia w szeregu i każe za sobą maszerować po wewnętrznym dziedzińcu z hymnem Partii Robotniczej na ustach w środku nocy, a to Elham wraca nawalona do domu i wdaje się w awanturę z kierowcą taksówki, rujnując im przyjęcie, a to Aszkan podczas kolejnej próby samobójczej upuszcza niedopałek i podpala wykładzinę w pokoju (s. 69),

aż po nieco komiczną relację śmierci:

Szanowny pułkownik upadł na pierś w tej swojej białej piżamie z bawełny i jasnobrązowym szlafroku. Jego przedpotopowe laczki wciąż tkwią na stopach. […] Krezus jak ja krąży wokół ciała i wydaje z siebie odgłosy przypominające biadolenie. Wyciągam ramię pułkownika spod szlafroka. Ależ ono zimne! (s. 75).

Chociaż przedstawione przykłady są rozłożone na przestrzeni zaledwie kilku stron, to cała książka wypełniona jest równie dosadnymi opisami. Aura gęstego papierosowego dymu, zaduchu, a takżepiskliwego dźwięku karalucha przebijana jest tu miejscami przez wyrafinowane tony Inwencji dwugłosowej f dur nr. 8 Jana Sebastiana Bacha. Ta kompozycja i muzyka w ogóle w książce irańskiej autorki wprowadza bohaterkę w krótkie stany rozluźnienia, szczęścia i zapomnienia o otaczającej ją rzeczywistości, stanowiąc rodzaj bariery, odcięcia się od wszechobecnego zła i narastających problemów. Pełni zatem funkcję podobną do narkotyków, jednak chwilową i nie o tak intensywnym działaniu. Ostatecznie jednak kobieta musi powrócić do swojego nomadycznego trybu życia, gdyż jak sama stwierdza: „gdybym przez cały dzień słuchała tego, jak Sara ćwiczy, wylądowałabym w psychiatryku (s. 114)”.

Szadi nie potrafi bowiem odnaleźć miejsca stałego pobytu. Ciągle zmieniający się anturaż, kolejne mieszkania, ulice, place, które stają się tylko chwilowym polem, na którym rozgrywa się akcja poszczególnych etapów podróży. Co chwilę następuje jednak zmiana. Nawet na końcu utworu, kiedy bohaterka ponownie spotyka się z bratem, a jej misja zostaje zakończona sukcesem i tak odbywa trip, tym razem narkotyczny. Spotykamy się zatem z wyrazistym przykładem jednego z modeli postnowoczesnej osobowości zaproponowanej przez Zygmunta Baumana. Współczesny włóczęga charakteryzuje się według polskiego filozofia i socjologa tym, że nigdy nie ma zaplanowanej drogi, a „nie z celu, a samej siebie wędrówka bierze swój sens[2]”. I chociaż bohaterka powieści Mohebali, stawia sobie cel (odnaleźć dilera), to jednak sekwencja kolejnych zdarzeń, wskazuje na losowy charakter jej trasy. Ratuje życie znajomego, słucha dźwięków pianina, czy próbuje odbić babcię z więzienia. Zdobycie narkotyków – główne założenie wyprawy – które wpływają na ludzką percepcję, przez sam akt wpłynięcia, stają się farmakologiczną podnietą odmiany, która według autora Dwóch szkiców o moralności postnowoczesnej jest podstawą do rozpoczęcia wędrowniczego życia.

Ten sposób egzystencji oznacza jednocześnie całkowite odłączenie się od rodziny, do której zresztą nigdy nie pasowała. Turboreligijna, zakompleksiona i histeryzująca matka, zdradzający ją ojciec, zapatrzony w rodzicielkę jeden z braci Babak, który „ma na sobie kremowe spodnie od Paco Rabanne i beżową koszulę Giordano” (s. 11), stanowią zatem zupełne przeciwieństwo głównej bohaterki. Do tego rodzinnego misz-maszu należy dodać jeszcze chorującą na demencję, nienawidzącą matki Szadi babcię i drugiego brata Arrasza – jedynego domownika podzielającego narkotyczne skłonności dziewczyny, myślącego jednak wyłącznie o pieniądzach rodziców. Powodem nienawiści babci do matki jest niskie pochodzenie tejże. Miesza się zatem w obrębie jednego domu niemalże fanatyzm religijny, klasizm i nieposzanowanie drugiej osoby.  Należy jeszcze wspomnieć, że Babak to ulubione dziecko rodziców, faworyzowane i stawiane za wzór. Motyw ucieczki od rodziny, ignorowanie telefonów czy ogólne niewpasowanie głównej bohaterki w zastany model stanowi dla Mohebali miejsce do krytyki elit irańskiego społeczeństwa. Dzięki momentowi odizolowania się bohaterka zyskuje sprawczość – może w całości decydować o sobie, często nawet w drobnych gestach, jak choćby w ignorowaniu telefonicznych próśb starszego brata o powrót do domu i napawanie się samym tylko wypowiadaniem jej imienia, po którym następuje cisza („Wypowiada to moje imię tak, jakby szeptem składał hołd jakiejś pradawnej bogini. Podoba mi się, przyjemnie…” [s. 89]). Ten metaforyczny moment ostatecznego zerwania z rodzinnymi więzami, które za pomocą dominujących figur męskich (ojca, brata) – szczególne w kulturze arabskiej – pozbawiają kobiety decyzyjności, w najbardziej wyrazisty sposób wskazuje na feministyczny ciężar tej książki.  Zerwanie to oznacza również pożegnanie się z ideami, które symbolizują poszczególni członkowie tej wspólnoty (religia – matka, klasizm – babcia, kapitalizm – brat), a które pozwalają podtrzymać patriarchalną wizję świata.  Opór wobec niej wybrzmiewa również w warstwie językowej powieści.

Pierwszoosobowa narracja skupia się wyłącznie na przeżyciach bohaterki. Inne postaci są tylko trybikami napędzającymi opowieść. Sam tekst roi się od potocyzmów, miejscami wzbogaconymi o wulgaryzmy – daleko mu do wysublimowania i wyrachowania. Pozbawiony jest rozbudowanych opisów stanów emocjonalnych, w żaden sposób nie romantyzuje zastanej rzeczywistości. Innymi słowy wyrugowano z niego wszelkie cechy, które w stereotypowy sposób przynależą językowi, którym posługują się kobiety. Zatem warstwa semiotyczna utworu Mohebali łączy się w sposób ścisły z warstwą semantyczną, tworząc idealne dopełnienie dla feministycznego wydźwięku dzieła.

Egzotyczne z polskiego punktu widzenia Nie ma co należy zdecydowanie przypiąć jako pinezkę na mapie swoich literackich podróży. Okrzyki muezzina z teherańskich minaretów nieustannie wbiją się czytelnikowi w głowę, będąc jednak wciąż wybijanym przez rockowy zespół Kiosk. Warto się w niego wsłuchać, podobnie jak warto czytać Mashę Mohebali. Obydwoje z pietyzmem przedstawiają irańską rzeczywistość, by zaraz poddać ją krytyce. Dodatkowo Mohebali jest dostępna po polsku, dzięki staraniom Aleksandry Szymczyk, która przybliża nam w przypisach nieznane konteksty tamtejszej codzienności. I chwała jej za to!


[1] https://www.youtube.com/watch?v=wTAibxp37vE, [dostęp 16.11.24].  

[2] Z. Bauman, Ponowoczesne wzory osobowości, „Studia Socjologiczne” 1993, nr 2, s.17.

Ilustracja: Okładka książki Mahsy Mohebali – Nie ma co, Glowbook, 2024


Kamil Figas – poeta, student i pracownik. Urodzony w Oławie w roku, w którym Zidane wygrał Złotą Piłkę. Publikował to i owo, tu i ówdzie.