Gdyby ludzkość nagle wyginęła, zostałoby po nas około 80 milionów ton kości i tyle samo (a może więcej?) plastiku. Choć doniesienia naukowców nikogo już nie szokują, są raczej białym szumem codzienności, często okazują się inspirujące dla artystów i twórców, którzy mają zdolność nie tylko ożywienia suchych danych, ciągów liczb czy ekologicznych prognoz, lecz także wyobrażenia sobie logiki katastrofy, przewidzenia ludzkich reakcji, usystematyzowania końca świata.
Znużenie materiału to podebiutancki projekt książki młodej, niezwykle intrygującej poetki – Aleksandry Majówki, wyróżnionej w poetyckim konkursie młodoliterackim PODAJ FRAZĘ. Debiutancki tom Cztery stany skupienia, choć intrygował konceptem, przykuwał uwagę dynamicznymi zmianami perspektyw czy językowymi rozwiązaniami, miejscami pozostawał naiwny, przez co poetycki głos autorki nie mógł wybrzmieć wystarczająco dobitnie. W przypadku projektu drugiego tomu zauważalna jest zmiana w podejściu do tworzenia spójnej historii – jego koncept zdaje się wyjątkowo wyraźny i dopracowany, a dostrzegalne w debiucie zalążki własnej poetyckiej dykcji mają okazję przerodzić się w dojrzały i wsobny językowy dyskurs.
Zaczyna się od niepozornych, migawkowych obrazów-wizji, w których bezkształtne masy materiałów formują się w znane i pokrzepiające przedmioty, miejsca, mające zagłuszyć instynkt samozachowawczy podmiotki. I tak bezpostaciowe to wszystko staje się manifestacją sztuczności wyrażanej kolejnymi maskami familiarności: dziecięcymi zabawami, domowym ciepłem, łakociami, natychmiast kontrowanymi niepokojącą prawdą – brudem, samotnością, cierpieniem. Bezpostaciowe tworzywa: plastelina, kreda, smoła, sadza pełnią funkcję kompensacyjną, pozwalając stworzyć pozory normalności, za którą czai się nieuchronna zagłada. Język apokalipsy Majówki, w przeciwieństwie do biblijnego patosu, bliższy jest Piosence o końcu świata Miłosza, w której koniec zdaje się jedynie naturalną kontynuacją istnienia. Autorka jest jeszcze bardziej oszczędna w wykorzystywaniu środków wyrazu artystycznego – poszczególne wersy brzmią raczej jak kolejne zdania instrukcji obsługi, w której krótkie i konkretne polecenia mają doprowadzić do oczekiwanego rezultatu; w przypadku Znużenia materiału jest nim pozbycie się rodzaju ludzkiego z powierzchni Ziemi niczym złośliwego, śmiercionośnego oprogramowania. Determinizm stanowi zatem motyw przewodni tomu, wyznaczając dominantę kompozycyjną w postaci metafory dziurawej, coraz bardziej bezużytecznej, tkaniny bezpośrednio kojarzącej się z płaszczem ziemskim, warstwą ozonową, klimatem. Wszelkie próby odwrócenia niszczycielskich poczynań człowieka są zatem sztucznie wykreowaną zmianą:
papirusy to twarze dzieci
których starzy skoczyli z samolotów
zabrakło tlenu więc ścianami rozgryźli zęby
rozbili głowy szybąich dzieci chciały kochać się na starych śmieciach
a pozostały tylko nowe
więc wplątywały włosy swoich zmarłych w warkocze
(zmiana jest sztucznie wykreowana)
Sztuczną – bo odwracającą logiczny ciąg działania, wskazującą jednocześnie na jego bezcelowość. Rozbijanie głowy szybą, rozgryzanie zębów, zaplątywanie warkoczów we włosy to jedyne impulsy, do których zdolni są ludzie. Rozpaczliwe próby pozostania w ruchu nie zmienią niczego: predestynowany do wyginięcia gatunek ludzki nie zatrzyma postępującej degradacji środowiska, a przepisywanie historii nie sprawi, że jej morał się zmieni. Szczególnie znacząca metafora „starych śmieci”: domu, małej ojczyzny, najbliższego otoczenia, zestawiona z nowymi odpadkami, sprawia, że ostatni wers tekstu jawi się jako przepowiednia rychłej katastrofy: obraz tak wyrazisty jak różewiczowski opis obozu koncentracyjnego zapoczątkowuje zwrot ku historii. Nie jest on jednak remedium czy ratunkiem dla ludzkości (nieprzypadkowo splatanie, łączenie zastępuje „wplątywanie”), lecz zabobonnym rytuałem. Dlatego też „miasto jest jak nekrolog”, czyli miejsce pochówku nie tylko człowieczeństwa, lecz także przyrody. Dług wobec natury przytłacza, potęgowany wizją życia, a nawet narodzin i śmierci „na minusie” – powraca ona w wierszu powrót do bycia nomadą, w którym wskazuje się, że początków eksploatacji Ziemi przez człowieka należy upatrywać już u zarania dziejów – często romantyzowanych przez rządy państw na szczytach klimatycznych jako okres harmonijnej koegzystencji ludzi z przyrodą. Nomadyzm w wizji Majówki nie jest zrównoważonym współistnieniem, a systematycznym wykorzystywaniem zasobów i niszczącym środowisko przekształcaniem terenów („zasypaliśmy miasto cegła za cegłą skruszyliśmy świat / podbijaliśmy codziennie nową ziemię / rozsypywałam za sobą ciasteczka bez cukru na znak panowania”), prowadzącym do nieuchronnego końca.
Dążący do ekonomizacji język Majówki działa przede wszystkim na zasadzie kontrastu mikroformy kilkuwersowego wiersza z uniwersalną, szeroką perspektywą globalnych problemów. Na szczęście autorka unika prostych moralizatorskich ustępów, nie wykazując żadnych predylekcji do zajmowania epigońskiej pozycji wieszcza, zbawiciela, mędrca: nieco ironiczne, chłodne, często pozbawione emocji spojrzenie na najistotniejsze, najbardziej angażujące jednostkę zagadnienia pozwala uznać Znużenie materiału za manifest, któremu przyświeca przepowiednia: we cannot eat money (and plastic). Surowiec ten jest często przywoływany w tomie, wskazując na kolejną, oprócz eksploatacji zasobów naturalnych, przyczynę katastrofy – ich zanieczyszczenie (plastikowienie):
jem kartę kredytową na tydzień
na kredyt
zamieniam się w barbie
chociaż w ten sposób
Podmiotka zdaje się traktować plastik jako oręż człowieczeństwa; w postapokaliptycznej rzeczywistości istnieją już wyłącznie plastikowe foliówki, słomki wyrzucone na brzeg oceanu, karty kredytowe, folie aluminiowe, ubrania z poliestru, lastryko. W Znużeniu materiału nie tylko przedmioty, lecz także ludzie składają się z plastiku: symboliczna przemiana w barbie to nie tyle krytyczny komentarz seksualizującego wizerunek kobiet społeczeństwa, co proces uplastikowienia człowieka (i zwierzęcia). Po raz kolejny w tomie zerwanie z przyczynowo-skutkowym ciągiem zdarzeń podkreśla nieuchronność końca, jednak w przypadku wiersza tniemy głowy po kosztach celem zaburzenia semantyki utartych zwrotów wyrazowych zdaje się podkreślenie problemu zanieczyszczenia zarówno w środowiska zewnętrznego, jak i wnętrza organizmów żywych: „puszki w sardynkach / słoik w śledziach”. To przeświadczenie nie opuszcza podmiotki, osiągając apogeum w tekście przestraszyłam się tego co stworzyliśmy, w którym metafora zakopywania się w coraz bardziej przytłaczającej ilości śmieci – styropianu, papieru, szkła, plastiku, gumy – odsyła również do rytuału pochówku. W przypadku tego wiersza do grobu składa się nie tylko ciało człowieka, lecz także całą planetę, uginającą, zapadającą się pod ciężarem zanieczyszczeń.
Nieobca podmiotce jest również perspektywa pohumanistyczna – przedstawiająca losy Ziemi po wyginięciu rodzaju ludzkiego. Interesującym jawi się zatem status ontologiczny osoby mówiącej w wierszu, która w przypadku tomu Majówki ma wszelkie znamiona wszechwiedzącego narratora: zdystansowanego od przedstawianych wydarzeń, posiadającego szeroką, pozaludzką perspektywę, podkreślaną szczególnie w utworach co pomyślą o nas dinozaury, eden numer jeden czyli wycieczka krajoznawcza tysiąc lat po czy ślady ostatnich człowiekowatych. Przed ostateczną ekstynkcją człowieka podejmuje się jednak próby przetrwania we wrogim środowisku – na wysypiskach śmieci, pośród niechcianych sprzętów, w opuszczonych ruinach. Te sprawozdania z przedednia katastrofy znaczą podwójnie: oprócz tego, że potęgują poczucie wyobcowania, podkreślając marną kondycję ludzkości, pełnią również funkcję niemalże instagramowej relacji, której głównym zadaniem jest sprzedanie towaru, kliknięcie linku afiliacyjnego, lokowanie produktu (”takie story się klika jesteśmy dychającym klikbajtem”, „przyszłość nam się przeterminowała panie / została atrakcją dla wipów panienko”, „resztę kupiłam w castoramie /kliknij link afiliacyjny/”). Tytułowe obłędne koło odnosi się zatem zarówno do planety (pełnej obłędu, bo zniszczonej przez istoty, którym najbardziej powinno zależeć na jej przetrwaniu), błędnego koła – niekończącego się cyklu produkcji kolejnych, niepotrzebnych dóbr, jak i nieuchronności losu człowieka-towaru.
Majówka poświęca dużo miejsca na nakreślenie paradoksalnej pozycji ludzi – jednocześnie kruchych i niszczycielskich – za pomocą organizującej tom personifikacji materiału. Nadanie mu cech człowieka: poczucia zmęczenia, znużenia, wyczerpania pozwala młodej poetce na ekonomizację języka, ograniczenie się do kilku metafor, obrazów, z których najjaskrawszym jest ten z wiersza praliśmy się w jeziorze:
kiedy płukałeś mi włosy
/nie ma nic co bardziej chciałabym z tobą robić/
bio naturalny sto procent degradowalny szampon wegański
o właściwościach mu właściwych pomimo że bez parabenów i silikonów
rozkładał się na powierzchni
Oprócz zarysowania problemu greenwashingu (biodegradowalny szampon mimo wszystko unosi się na powierzchni wody jako zewnętrzny element środowiska naturalnego), jasno wskazuje się, że rzeczonym zmęczonym materiałem: powłoką, tkaniną, szmatą jest właśnie człowiek, niezdolny do regeneracji, odnowienia. Akt chrztu w wegańskim szamponie to ostateczne przypieczętowanie nieuchronnego losu gatunku homo sapiens, skazanego na krańcowe utowarowienie i wyginięcie.
Ludzkość przekroczyła amplitudę naprężeń, powyżej której ulega zniszczeniu. Majówce udało się uchwycić moment pękania, w którym powstałe w człowieczeństwie szczeliny są zbyt duże, by zachować jednorodność materiału. Ludzka tkanina rwie się na strzępy. Atrofia trwa.
Aleksandra Majówka, Znużenie materiału, Fundacja Duży Format 2022
Ilustracja: Małgorzata Bardeli
Karolina Górnicka (1997) – studentka filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. Publikowana w czasopismach „KONTENT”, „Strona Czynna”. „8. Arkusz Odry”, „biBLioteka”. Interesuje się związkami literatury z ekonomią oraz kosmosem.