Proza – Trzask

Kinga Ludwik | Opublikowano w: #6, literatura

Zaczęło się cicho, jakby nieśmiało. Wyciągnęła z najwyższej szuflady drewnianą deskę,  upstrzoną śladami po chybionych uderzeniach. Delikatnie przejechała po niej dwoma palcami. Była przyjemnie chropowata, choć czuła, że jeżeli naciśnie mocniej, wbije się jej drzazga. Usiadła powoli na wcześniej przygotowanym krześle. Coś zaskrzypiało za ścianą. Złączyła nogi i rozścieliła na kolanach czerwoną ścierkę. Położyła na nich deskę i sięgnęła po tłuczek. Tym razem zza ściany dobiegł przytłumiony jęk. Zamarła z ręką wyciągniętą w powietrzu. Sobota południe. Zaczyna się. Sąsiedzi znów się bawią.

Dokończyła spauzowany ruch i wzięła do ręki jeszcze ciepłe, wilgotne mięso. Błonka przyjemnie uginała się pod palcami. Przez chwilę bezmyślnie je gniotła, aż w końcu rzuciła na deskę. W mieszkaniu obok zatrzeszczał jakiś mebel. „Łóżko, biurko? Co dzisiaj?” – pomyślała z irytacją. Trzeszczenie przybierało na sile. Ściany w bloku były papierowe, więc słyszała wszystko tak, jak gdyby sąsiedzi znajdowali się wraz z nią w kuchni. Zaczęła gładzić mięso, szukając zagubionych żyłek. Znalazła. Wzięła do ręki nóż i zdecydowanym ruchem odcięła zgrubiały fragment. Zza ściany znów dobiegł kobiecy jęk, tym razem wcale nie przytłumiony. Delikatnie rozłożyła mięso na desce. Starała się ignorować głębokie westchnienia. Złapała tłuczek i z impetem uderzyła. Metal z plaskiem zanurzył się w tkance. Znów jęk, znów uderzyła, i jeszcze raz, i jeszcze. Skrzypienie łóżka nabrało rytmu, tak samo jak jej uderzenia.

Raz, raz, raz, raz!

Uderzała coraz szybciej, coraz głośniej, skończyła jeden kawałek i w rytmie rzuciła na deskę drugi. Uderzenie, jęk, skrzyp, plask, głośniej, szybciej, ona głośniej, oni głośniej, tapczan skrzypi, deska skrzypi, raz, plask, plask, plask!

Zmęczyła się.

Otarła czoło i westchnęła głęboko, sąsiadka chyba też. Chwila przerwy na rozprostowanie kości. Wygięła kręgosłup do przodu, odchyliła głowę do tyłu. Przez chwilę było zupełnie cicho. Później zegar wybił wpół do pierwszej, a za ścianą ktoś się zaśmiał.

Rzuciła na deskę kolejny kawał mięsa. Upadł z plaskiem – a może to coś plasnęło w tamtym mieszkaniu? Znów chwyciła tłuczek i znów zaczęła uderzać, tym razem jednak w innym tempie, z determinacją. Znów dołączył do niej trzask łóżka oraz miarowe jęki. Po chwili weszli w rytm – ona i oni. Jej ramiona pracowały jak tłoki, deska skrzypiała przeraźliwie, łóżko skrzypiało przeraźliwie, on dyszał przeraźliwie. Ta druga już nie jęczała, darła się. Ona też miała ochotę się drzeć – ręce jej obumierały, ale nie mogła przestać, nie mogła przegrać. Musiała narzucać tempo – szybciej, gwałtowniej, głośniej. W końcu zabrakło jej tchu i zabrakło kolejnych kawałków mięsa. Kiedy ostatni utłuczony wpadał z chlupotem do miski z jajkiem, sąsiadka krzyknęła przeraźliwie i wszystko ucichło.

„Niedługo i wy będziecie tłuc kotlety” – pomyślała z satysfakcją. 

Ilustracja: Luko Czakowski

Redakcja: Paulina Żebrowska

Korekta: Nina Czarny


Kinga Ludwik – absolwentka filologii polskiej UMCS. Interesuje się językiem mediów i internetu – czyli memami oraz pastami. Publikowała w czasopismach naukowych, w grupkach na Fejsie i na Reddicie.