Nad brzegiem stetryczałej rzeki ziało pustką. Cisza, odsapka. Wtem poczułam ukłucie. To bądzioł mnie ukąsił. W zamian zarobił lepę na ryj, ale było już za późno. Przemiana zaczęła się krystalizować. Wypączały się diaskie, jedna z nich ścisnęła mi policzek, lekko.
*
Wierzcie lub nie, ale w tych dniach promieniałam. Wszystko, czego było mi trzeba, znajdowało się na wyciągnięcie ręki. Najwięcej satysfakcji przynosiły grubaśne popołudnia. Zapadając w któryś z kolei sen, patrzyłam, jak aromatyczne trążki wypuszczają w moją stronę pierwsze pędy, drąc się przy tym niemiłosiernie.
*
Zasadniczo nie jest tak źle. Od wczoraj wykrzaczyło się pięć cebulek; plenią się sabotki, chrobotki i srebrzyste starce, a my reagujemy na to szczerym, radosnym kwikiem, siema, cześć.
*
Chyba trwonimy czas. Dym bucha do ucha, koleżanko, kopsnij. Rozglądam się po znajomych kapiszonach i uderza mnie, jak oni wszyscy urośli. Ten tutaj sięga do paczki, długie paluchy prują pudełko na wylot – bęc, chwila zbiorowego zażenowania. Przedpokój zapycha czyjś nos, buta nie wciśniesz, stary, nawet nie próbuj. Ale, ale, w mikrofalówce upiornie gniazduje tajemnica, swąd otwierający trzecie oko, rozchodzący się odurzającą wibracją po zębach, przyćmiewający klarowność obserwacji. Chwilę później jesteśmy już równomiernie rozbujani i kląskają nasze gładkie języki. Wyspukałeś się?
*
Szyld nad wejściem do sklepu: Przyprawy Zioła Bakalie Jelita.
Nie przejdziemy.
*
Nafukany gościu kręci bączki wokół galaktycznego nochala. Gdzieś w innej konstelacji zaradny naciągator otacza ramionami jego rodziców, na ślinę przykręca im kciuki, a ci głupi zadowoleni. W lumpeksach nie kupować, zła energia się przyplącze i przyps, tak im podobno powiedziano. Za ścianą coś się przeplackowuje, skwierczy. Słuchamy.
*
Tej samej nocy na orbicie Saturna dostrzeżono maleńkie wypustki.
*
Obczaj to, światełko się mizgoli. Żeby nie słyszeć, wpychamy sobie do uszu tresowane żuki i mruczymy w rytm ich głośnego tupania. Tak sobie myślę, że mam szczęście do znajomych. Ciepłe giganty z nas, sadzimy długie susy, aktywujemy apologie. Jest dobrze. Jutro znów wyruszymy przed siebie i nie wiem jak oni, ale ja zamierzam bezwstydnie furkotać, zięźlić się, psztrynować, obowiązkowo z pudełeczkiem pełnym owadów w kieszeni.
Zawiało mi nerki, chociaż ciepło od ognia.
Redakcja: Patryk Kosenda
Korekta Maciej Kiełbas
Ilustracja: Agata Jabłońska
Karolina Graczyk – pulpojadka, babaistka. Po godzinach pryncypałka na blogu mors dicit. Leży plackiem we Wrocławiu.