Na przykład bóle porodowe, które w dwudziestym piątym roku życia złożyły świętą królową do łoża, a następnie do grobu.
Jadwiga przygotowywała się do macierzyństwa z wielką starannością. Czekała na nie przez całe trzynaście lat smutnego i nader okazjonalnego pożycia z Władysławem. Gdy tylko spostrzegła, że jest przy nadziei, ślubowała nie obmywać się aż do rozwiązania i zrezygnowała ze swojej dorocznej kąpieli na Wielkanoc. Zwiększyła też częstotliwość postów, potrafiąc nieraz i tydzień wytrzymać na samej wodzie oraz na modłach o zdrowego i silnego chłopca, następcę tronu.
Lecz mimo tych starań urodziła dziewczynkę, a sam poród rozpoczął się znienacka i przedwcześnie. A potem trwał – jak podają kronikarze – aż trzy dni na tych samych pierzynach; i bolał bardzo, ponieważ – jak podają badacze grobu – Jadwiga miała zbyt wąską miednicę. Wydana z wielkim trudem na świat córeczka zmarła wkrótce po narodzinach.
Królowa już wtedy nic nie czuła, za to służki doskonale czuły ją i zza zamkniętych drzwi, albowiem bezpośrednią przyczynę zgonu Jadwigi stanowiła gangrena, jaka się wdała w poranione porodem krocze świętej.
Królowa już wtedy jaśniała na twarzy, składała dłonie na piersi i wyczekiwała pośmiertnego życia, do którego szykowała się niemal od momentu własnych narodzin.
Z tymi złożonymi na piersiach dłońmi złożono ją do trumny, obok trzytygodniowego trupka królewny Elżbiety Bonifacji, a następnie przykryto je obie wiekiem sarkofagu. Jadwiga przysłuchiwała się własnemu pogrzebowi, z łagodnym uśmiechem wyczekując momentu wniebowstąpienia.
Zamiast niego pojawił się jednak pierwszy z robaków. Był wyjątkowo brzydki, bo średniowieczny, czyli namalowany bez znajomości perspektywy i proporcji, bez wzoru w postaci jakiegokolwiek realnego stworzenia, a jedynie podług fantazji autora. Jadwiga struchlała.
– Piekło?
– A gdzież tam, może tylko mała drzazga z trumny wbiła mi się w grzbiet, ale poza tym: nic nie poczułem – odpowiedział robak i zaczął wgryzać się w udo w poszukiwaniu tłuszczu, którego chude i długie ciało Jadwigi nigdy nie miało w sobie wiele. – Rozmawiasz z fachowcem. Mój ród mieszka tutaj od pokoleń, jesteśmy starsi niż ten wasz gmach, który wyhodowaliście na naszych gruntach.
Wyłonił się na to drugi z robaków, jeszcze szpetniejszy od poprzedniego, powołany do życia przez pijanego mnicha o drżących dłoniach, który nie miał lepszego pomysłu na wykończenie iluminacji do jednej ze stronic Księgi Koheleta. Ten z kolei zaczął pożerać świętą od piersi, które zaschły, nim zdążyły wykarmić jakiekolwiek dziecko.
Reszta robaczej rodziny wkrótce podążyła tropem zwiadowców i poczęła mościć sobie tymczasowy dom w miękkim ciele Jadwigi. Jej trumna zrobiła się pełna życia. Zaroiło się od drobnych pełzających pancerzyków obłażących coraz bardziej nagie kości. Łono królowej zaoferowało bezpieczne miejsce jajeczkom larw, które po okresie lęgowym rodziły się z niej białe i pulchne, zupełnie jak niemowlęta. Wielkie samce karaluchów o jelenich porożach i silnych szczękach biły się ze sobą o dostęp do najlepszego mięsa. Mogła tylko patrzeć na wzrastanie i umieranie kolejnych pokoleń, proces, który u robactwa trwał mgnienie oka i zdawał się niewart łapczywości, z jaką kolejni członkowie rodu wgryzali się w jej szczątki.
Święta znosiła to upokorzenie z cichą godnością, wiedząc, że to musi być część większego planu.
„To czyściec, ułuda, to nie jest prawda, to nie jest rzeczywistość, a tylko kolejna próba, na jaką mądry Bóg wystawia moją duszę” – znalazła wytłumaczenie Jadwiga i trzymała się go.
Czekała więc na koniec tego sprawdzianu, rozłożona, ufna i bezbronna.
Czekała na wizytę pięknych aniołów, lecz tę wartę zakłócały tylko przekopywania i rozkopywania miejsca jej spoczynku, dokonywane rękoma bynajmniej niepięknych robotników.
Czekała na nieoczekiwane, czekała na coś, co przerośnie jej oczekiwania i usprawiedliwi to czekanie, któremu podporządkowała siebie samą.
I wedle mojej najlepszej wiedzy czeka nadal, razem z ziemią, która za życia była tak obcym jej żywiołem.
Korekta: Dominika Barnaś
Ilustracja: Zofia Kalemba
Katarzyna Kebernik – krytyczka i edukatorka filmowa, absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Stale współpracuje z miesięcznikiem „Kino” i portalem film.org.pl, koordynuje blog filmowy Multikina, gościnnie publikuje też w innych miejscach („Ekrany”, „Pleograf”). O kinie dla dzieci i młodzieży pisze na stronie Filmwszkole.pl oraz na łamach czasopisma „Wychowanie w przedszkolu”. Jako członkini Zespołu Edukacji Ferment Kolektiv wspiera promocję wartościowych filmów dla najmłodszych i przygotowuje materiały edukacyjne. Laureatka II miejsca w Konkursie o Nagrodę im. Krzysztofa Mętraka (2020, 2023) i I miejsca w Konkursie Krytyk Pisze (2020).
Zofia Kalemba – ostatnio opiekunka brzozy, studentka tekstów kultury, barmanka