Na autobusowe dworce ciężko znaleźć dostojne czy atrakcyjne pomysły. Może przez lokalizacje: w kazamatach galerii handlowych i na obrzeżach miast, a może przez niegramotną formę pojazdów, które z nich korzystają, ale rzadko kiedy można trafić na miejsce tego typu, które aprobuje się skinieniem głowy nad formą. Zazwyczaj to boleśnie puste przestrzenie, pozbawione dekoracji, z suchym strumieniem informacji na elektronicznych tablicach, identycznych pod każdą szerokością geograficzną. Innym razem to projekt w stadium zamierzonego zawieszenia, jakby osoba projektująca oderwała się od roboty w połowie, a ktoś to przyklepał, mylnie interpretując szkic jako skończony. Oczekiwanie w takich przestrzeniach jest szokująco bierne, pozbawione dynamizmu kolejowej gorączki, ba, nawet komunikaty sączące się z głośników są niemrawe, kierowane do nikogo szczególnego, o ile w ogóle ktoś podejmuje wysiłek ich generowania. Na kolejowych peronach zdarzają się prawdziwe instalacje dźwiękowe, złożone z przesłyszeń, szumów, trzasków i niezrozumiałego bełkotu, momentalnie stawiające podróżnych i podróżne w pion uwagi. Na autobusowych dworcach zielonoskórzy rozwalają się na torbach w poluzowanej atmosferze, bez ciśnienia generowanego przez wybór wejścia do pojazdu – wszak drzwi wejściowe są tylko koło kierowcy! Będzie czas na ustawienie kolejki, wrzucenie pakunków do luku, otwartego najczęściej tylko z jednej strony. Na granicy peronu krążą palacze i palaczki, kolejna różnica względem kolejowego reżimu, gdzie tytoniowy nałóg to szybka droga do napytania sobie biedy u orbitujących tu i ówdzie orczych służb. Pośród autobusów można się rozczapierzyć z dymkiem, na luzie, bez nerwowych buchów i rozglądania się na boki. Pojazdy pojawiają się sporadycznie, hałas nie rozprasza, tłumów raczej też nie ma. Senny to krajobraz, niepozorny, choć naszpikowany niespodziankami.
Czy to postępowa, imponująca strona Europy? Ciężko stwierdzić, bo dworzec autobusowy jest tutaj tak samo nijaki, jak gdzieś dalej na wschodzie, w tej mitycznej krainie z przymiotnikiem środkowa, czy bardziej technicznym, centralna. Języki się nie mieszają, bo drobne grupki milczą, przerzucając bagaże z jednej strony wąskich peronów na drugą. Marazm to nie relaks, oczywiście, ale tu chyba kotłuje się jedno z drugim, bez efektu w postaci nowej jakości doświadczenia. Kilka osób zbudowało parawan z toreb, raczą się e-papierosami, każdy ciągnie z własnego plastiku, minuty mijają leniwie. Urządzenia wracają do zakamarków kieszeni po intensywnej eksploatacji. Goblinka w czerwonej kurtce wyciąga paczkę papierosów, takich tradycyjnych, operujących pierwotnym ogniem, nie magią baterii elektrycznej. Częstuje pozostałych, zaciągają się głęboko w coraz gęstszej chmurze dymu, poprzetykanej promieniami wiosennego słońca. Tytoniowy karnawał nie pozostawił obojętnym młodego chłopaka, ubranego od stóp do głów w kolor niebieski w wygodnej, sportowej stylówce, idealnej na pogodę zmierzającą w stronę ciepłych dni. Nieśmiało podsuwa się do grupki, odchrząkuje. Rodacy, fajnie! – zaczyna z niezręcznym, w połowie wyrachowanym entuzjazmem. Kopsniecie szludżka może?
Czy chodziło o jego ubiór: albo zbyt, albo za mało przemyślany? A może zawiodło go językowe zdrobnienie, jeżące włosy zbitką niedopasowanych głosek? Czy chodziło o familiaryzm na narodowym gruncie, czasem klucz do obcych serc, czasem fundament antagonistycznej reakcji? Niezależnie od powodów, goblinka w czerwonej kurtce odmawia, komunikując matowym głosem: sorry, wyliczone mamy.
Ilustracja: Krzysztof Schodowski
Paweł Klimczak, 35 – dziennikarz, publicysta, krytyk muzyczny, muzyk. Publikował m.in. w: Dwutygodniku, Noise Magazine, newonce, Poptown (gdzie pełnił również rolę redaktora naczelnego), Jazz Forum, czy Krytyce Politycznej. W Stonerze Polskim można było przeczytać fragmenty jego debiutanckiej powieści „Klątwa?”. Jako muzyk zjeździł pół świata, wydał kilka albumów i epek na każdym możliwym nośniku, w Polsce i zagranicą. Ostatnia propozycja pod pseudonimem Naphta – album ŻAŁOŚĆ trafił nawet do wielu zestawień najlepszych płyt 2022 roku, w tym zajął 2. miejsce w plebiscycie „Gazety Wyborczej”. Jest również laureatem konkursu Nowa Tradycja i nagrody WARTO, przyznawanej przez wrocławską „Wyborczą”. Bezwstydny nerd, entuzjasta wapowania THC.
Krzysztof Schodowski (ur. 1983) – rysuje i pisze. Autor książki poetyckiej Milion depesz stąd (WBPiCAK, 2020). Mieszka w Warszawie.