PRODUKCJA POEMATU ALBO TASIEMIEC POETYCKI. „Pasożyt” Filipa Matwiejczuka

pojawi się olbrzymi pasożyt który wyżre wszystko

wyżre całą ziemię

i będzie trzeba zamieszkać na nim

Filip Matwiejczuk

Pasożyt – organizm funkcjonujący kosztem innego organizmu, a także człowiek żyjący z cudzej pracy. Filip Matwiejczuk – poeta, redaktor i krytyk literacki, mrągowianin, autor tomu Różaglon. Z tego połączenia powstała nowa książka poetycka, która żeruje na codzienności, języku i literackim kanonie. W swym drugim zbiorze wierszy Matwiejczuk ukazuje, jak mechanizmy parazytyzmu przenikają każdą sferę życia – zarówno na poziomie systemów społeczno-politycznych, bezpośrednich relacji międzyludzkich (zwłaszcza pomiędzy rodzicami a dziećmi), jak i w dziedzinie twórczości artystycznej.

Pasożyt stanowi kontynuację dykcji znanej z debiutanckiego Różaglonu. Powraca w nim znana już kreacja autorskiego podmiotu, konwencja cybernetyczna oraz krytyka kapitalizmu. Obecna jest również abiektalna sfera brudu, ohydy, fizjologii – „Robaczego, obrzydliwego / Świństwa” (s. 47). Matwiejczuk nawiązuje do pierwszego tomu także na poziomie formalnym, eksperymentując z wersyfikacją i słowotwórstwem.

Pasożyta przenika fascynacja futuryzmem i awangardą. Sztandarowy postulat „miasto, masa, maszyna” został tu zweryfikowany i sprowadzony do tego, że teraz wszystko – nawet „literatura w lesie” (s. 41) – jest maszyną. Jakub Skurtys w recenzji Różaglonu (J. Skurtys, Od teraz mój dom jest jebanym traphousem, „Stoner Polski”) słusznie wskazywał też na duchowy patronat Michela Houellebecqa. Choć francuski pisarz pod względem ideologicznym sytuowałby się zapewne po przeciwnej niż Matwiejczuk stronie, to tak samo słynie jako wielki krytyk zepsutej współczesności.

Pasożyt jest przede wszystkim dialogiczny. Motta oraz cytaty – czerpane szeroko, począwszy od Rainera Marii Rilkego i Elizabeth Bishop, aż po Andrzeja Sosnowskiego i Adama Wiedemanna – są podstawowym tworzywem literackim, na którym autor nadpisuje swoją wizję świata. Te wyrwane z kontekstu fragmenty źródłowe zostają zawłaszczone na użytek ponowoczesnej poezji, która wobec tego, co zostało już powiedziane, może być jedynie apokryfem. Poetycką strategię tomu wprost opisuje fragment z Literatury monstrualnej Izabeli Morskiej, umieszczony na końcu zbioru, pod tytułem Cytat wyrwany z kontekstu. Autorka diagnozuje w nim, że literatura monstrualna chce „zostać pasożytem kanonu, czerpać ze źródeł przeznaczonych nie dla niej i dla własnej przyjemności zakłócać jego procesy trawienne” (s. 60).

Matwiejczuk opiera się na intertekstualnych nawiązaniach do literackiej tradycji. Jest przy tym prześmiewczy i wulgarny, ale można powiedzieć, że są to właśnie nieuniknione wypaczenia pasożytnicze. W zamykającym tom tekście *** [Dla wielu ludzi sto złotych…] autor, zapowiadając wydanie kolejnej książki poetyckiej, która ma dotyczyć emigracji zarobkowej oraz „zdobywania właściwej wartości tysiąca złotych” (s. 62), igra również z krytyką literacką, sarkastycznie przytaczając kategorie, do których zakwalifikowali go recenzenci. W następnym tomie zatem, zgodnie z ich oczekiwaniami, „powróci gniew znany z Różaglonu”, „pojawi się egzystencjalizm”, ból oraz „niezrozumiały liryzm” (s. 62).

Liczne przerzutnie, zwłaszcza wewnątrzwyrazowe, sprawiają, że wiersze Matwiejczuka mają zacinający się, nierówny rytm – jak zepsuty mechanizm. Niekiedy jednak autor wprowadza w tekstach regularną budowę oraz meliczność, tak jak w wierszu *** [Nie ma domu nie ma nocy…], poprzedzonym mottem z Aleksandra Wata. Natomiast w autorskim przekładzie Samotności Rilkego starannie oddaje rytm oraz nastrój oryginału. Te nawiązania do kanonu nie są wcale profanacją i dowodzą, że tradycję literacką poeta traktuje jednak na serio.

Kluczowymi formami klasycznymi wyzyskiwanymi w Pasożycie są epos oraz poemat. Wielka tradycja epicka ulega u Matwiejczuka degradacji i zostaje ironicznie skwitowana przez tekst Aha, no. Autor przywołuje w nim charakterystyczne wyznaczniki gatunkowe, takie jak retardacja czy funkcja fabularna, pisząc w istocie poemat o… pisaniu poematu. Twórczość poetycka jest dla niego zabawą, ale ostatecznie swoje wysiłki podsumowuje samokrytycznie: „Jak na razie w tym poemacie zrobiłem / Wszystko czego nie znoszę w swoim / Pisaniu” (s. 18).

Metatekstowe komentarze są pełne dystansu, ale i konfesyjne, zwracają uwagę na trud pracy w języku. Za ich sprawą wiersze Matwiejczuka mają charakter prywatnych zapisków. Proces twórczy współczesnego poety nie opiera się bowiem na boskim natchnieniu, lecz na notowaniu, skreślaniu oraz researchu, dokonywanym „w ciągu jednej posiadówy przed komputerem” (s. 16):

Wpisywałem w wyszukiwarce epic
Poem narrative poem epic poetry i
Znalazłem na wikipedii list of epic poems z
Podziałem na wieki Fajnie się czytało
[…] Biorę
Klawiaturę i tak hardo redunduję
Retarduję opowiadam o fabule (s. 15).

Ponadto Matwiejczuk wykorzystuje konwencję powieści awanturniczej, wprowadzając w tomie fragmenty prozatorskie. Surrealistyczna powiastka Jestem pełen sera, księżyca, słońca, traktująca o spotkaniu Poematu, Śmierdzącego Amadeo, Parmedżona i Kamilka z piratami oraz ich kosmicznym rejsie na Księżyc, ma cechy groteski, ale nawiązuje też do dziwnych przygód bohaterów dzieł oświeceniowych, takich jak podróże Guliwera albo przypadki Mikołaja Doświadczyńskiego. Można sądzić, że są to odniesienia podsuwane czytelnikom celowo, bo właśnie mieszczańska kultura w Europie XVIII wieku była katalizatorem zmian społecznych i ekonomicznych, z których w kolejnym stuleciu zrodził się system kapitalistyczny.

Kapitalizm to u Matwiejczuka jeden wielki układ pasożytniczy, oparty na klasowym antagonizmie i niesprawiedliwości. Żeruje na człowieku, niszczy jego indywidualność, a także degraduje środowisko, stając się główną przyczyną wszystkich niepowodzeń: „miałem być samochodem a stałem pasożytem / to przez kapitalizm to przez kryzysy” (s. 41). Tę wizję dopełnia w tomie powracająca metafora fabryki. Pasożyt opiera się na imperatywie produkcji, a wszystko w nim podlega wartościowaniu według kategorii przydatności i wydajności:

poemat jest produkcją
poemat jest fabryką
[…]
poemat jest przyjemny
poemat jest szybki (s. 38).

Świat to fabryka, przesycona sztucznym entuzjazmem i niestabilna, w której wiadomo tylko, że „Na pewno oboje produkujemy / Ja produkuję ona produkuje” (s. 18). I ona, i on poddają się samonapędzającemu przymusowi wytwórczości.

System (czy to polityczny, biologiczny, produkcyjny, czy też emerytalny) jest wrogiem ludzkości, ale „robimy co chce bo był tu / przed nami” (s. 22). Jego wszechobecną, autorytarną władzę i nieustanną kontrolę symbolizuje w tomie otwarte oko. Matwiejczuk, choć zdecydowanie anarchizujący, nie wierzy jednak w wizje socjalistycznej, ekologicznej sielanki. Nie próbuje budować świata na nowo, wiedząc, że pod utopijnymi postulatami życia w symbiozie kryje się zapowiedź dalszego pasożytniczego wyzysku. Co więcej, sam zdradza się z pragnieniami klasowego awansu i dostatniego życia w ramach systemu kapitalistycznego: „Chcę pieniędzy komfortu” (s. 18), „marzę / O dobrych zarobkach i szczęśliwym życiu” (s. 28).

Jedyną szansą na wydostanie się z więzienia systemu zdaje się być twórczość literacka:

[…] Fabryka nie musiała się zatrzymywać
a Fabryka musi działać bez ustanku
żeby Filip Matwiejczuk się nie marnował podłączono go do znalezionej
w lesie rustykalnej maszyny którą ktoś przykrył plandeką
z napisem LITERATURA (s. 39)

W tym fragmencie autor pozycjonuje się w polu literackim jako twórca retrofuturystyczny. Bezpośrednio ujawnia swoje „ja”, ale zarazem zostaje uprzedmiotowiony – Filip Matwiejczuk jest w tomie niekompatybilnym mechanizmem, przestarzałym oprogramowaniem. Poeta nie istnieje przy tym jako kreator, lecz jako produkt, konstrukt, który został wtórnie wygenerowany przez literacko-polityczny dyskurs.

Oko jest u Matwiejczuka nie tylko symbolem opresji, ale reprezentuje również prawdę i piękno. Patrzenie na Księżyc skłania podmiot liryczny do spowiedzi ze swojego życia. Natomiast oko krowy koi lęki człowieka uwięzionego w świecie miasta i techniki:

(…) Patrzę w oko krowy
I czuję się piękny. Ono wzrusza, ono patrzy
I wskazuję, gdzie znajduje się to, co ładne
Oko krowy mówi mi „rób piękno, do tego służysz” (s. 44).

Pasożyt to też studium codzienności, które koncentruje się na współczesnych stosunkach zatrudnienia i na bezrobociu. Dotyczy zarówno pracy prekarnej, najemnej czy dorywczej, rozumianej zawsze jako bezsensowny wysiłek, który nie uszlachetnia, lecz służy cudzym interesom. Świat ukazany w zbiorze zamyka się w czterech ścianach mieszkania, przed monitorem laptopa. To realność postpandemiczna, czy wręcz postapokaliptyczna, w której niezbędnych do „podtrzymywania funkcji życiowych” (s. 9) składników dostarcza w paczce kurier, a na skutek państwowej polityki społecznej krajem zawładnęli Moloch oraz zastępy NEET-ów, czyli młodzieży niezatrudnionej, która nie uczy się ani nie przygotowuje do zawodu – krótko mówiąc: pasożytuje. Przede wszystkim zaś jest to rzeczywistość solipsystyczna – postrzegana przez osobę mówiącą i nieistniejąca poza granicami jej percepcji.

Podmiot liryczny zmaga się z lękami, wyobcowaniem i ontologicznym rozchwianiem. Mówi o sobie: „Czasem mnie nie ma, czasem prześwituję” (s. 13). Tkwi w zawieszeniu między tęsknotą za wyrafinowanym pięknem literatury i poezji a „żywotem robaka” (s. 5), śmieciową potocznością i kulturą rapu. Buntuje się, ale kontestację rzeczywistości ogranicza do jej ironicznego komentowania. Barbarzyństwo i nonszalancję łączy z ambicjami intelektualisty, który, chcąc nie chcąc, w obliczu zdegenerowanej współczesności, powraca zawsze do nieosiągalnego ideału Rilkego:

Ale ja nie chcę tak pisać i nie chciałem
Zawsze chciałem być modernistą ale
Siła która poniża siła którą
Trzeba przebić bijącym sercem którą
Trzeba ubrać i walczyć z nią własnym
Własnym nagim ciałem (s. 18).

Pasożyt to zarazem prześmiewcza zabawa, traktat polityczny i profetyczny poemat. Matwiejczuk nie jest jednak głosicielem dobrej nowiny, lecz prorokiem upadku – nadejścia rzeczywistości jeszcze bardziej niesprawiedliwej i pasożytniczej. Mimo to wierzy, że dzięki poezji można znaleźć się poza obiegiem, wypaść z torów kapitalistycznej produkcji i schronić w lesie, w którym gdzieś pod starą plandeką leży zardzewiała maszyna ze zbawczym napisem: LITERATURA.

Filip Matwiejczuk, Pasożyt, Fundacja KONTENT, Kraków 2023.

Ilustracja: Annabella Conti-Praszkiewicz


Agnieszka Sokołowska (ur. 2002) – studiuje prawo oraz kulturę i praktykę tekstu (twórcze pisanie i edytorstwo) na Uniwersytecie Wrocławskim. Lubi nową poezję i góry. Mieszka we Wrocławiu.

Annabella Conti-Praszkiewicz – ’94, gliwiczanka. Absolwentka Dziennikarstwa i Kultur Mediów na Uniwersytecie Śląskim. Laureatka konkursów literackich m.in. “O kwiat dziewięćsiła” (2018), “Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. Marii Pawlikowskiej- Jasnorzewskiej (2020). Publikowała między innymi w: „Nowym BregArcie”, „Protokole Kulturalnym”, „Gazecie Kulturalnej”, „Mojej Przestrzeni Kultury”, „Latarni Morskiej” i na stronie „Wydawnictwa J”. Słowa układa od dziecka, dzięki nim życie swobodniej przepływa. W wolnych chwilach rysuje oczy, obserwuje świat i podróżuje. Przed debiutem książkowym.