Płynne stany przyjemności i rok konia. Krótkie wspomnienie Nowych Horyzontów 2023

Mottem tegorocznego festiwalu Nowe Horyzonty było niby „kinoscalanie”, ale to jednak „przyjemność” odmieniano przez wszystkie siedem przypadków. O różnych odcieniach i wymiarach tego słowa traktowała wszak nawet dedykowana sekcja Avec Plaisir, prezentująca klasyki oraz nowości poruszające tematykę około-BDSMową. Ciekawym kontrapunktem była jej programowa siostra – retrospektywa twórczości Alaina Robbe-Grilleta, jednego z czołowych zboczeńców francuskiego kina (a konkurencja do tego miana w ojczyźnie jest przecież spora). Oba przeglądy stały się zarzewiem gorących dyskusji na facebookowym forum festiwalowym, w palarniach, pubach, kolejkach do sal i toalet. Za ich sprawą ponownie wybrzmiał m.in. spór o trigger warningi – ostrzeżenia przed zawartością w filmie, która u niektórych mogłaby przywoływać negatywne doświadczenia z przeszłości. O ile w przypadku tych przeglądów kwestia np. przemocy seksualnej zdaje się tematem przewodnim większości tytułów, tak w znacznie bardziej zawoalowany sposób o niekonsensualnym dotyku opowiadała np. Molly Manning Walker w How to Have Sex. Brytyjka w swoim obrazie nakreśliła bardzo subtelny i momentami niejednoznaczny portret wakacyjnych inicjacji. Czy dookreślenie przed seansem, co dzieje się w ostatnich scenach, mimo że reżyserka nie wyraża tego explicite, nie jest przypadkiem narzuceniem widzowi interpretacji? Argumenty o tym, że konfrontowanie odbiorcy z bagażem traum i fobii to rola sztuki dramatycznej odrzucane były krótkim „w czym przeszkadza rozwijający się dopiero po kliknięciu komunikat na stronie internetowej”? Na pytanie o granice potencjalnych ostrzeżeń, odpowiadano przykładem informacji wyświetlających się na platformach streamingowych. Tak jak w poprzednich swoich odsłonach, inba nie przyniosła żadnych nowych wniosków. Częstotliwość, z jaką temat powracał, dała jednak do zrozumienia, że organizatorzy stanęli przed wyzwaniem ustosunkowania się.

Przyjemność, niekoniecznie płynącą z doznań seksualnych lub przekrzykiwania się, w trakcie festiwalu zapewniały na szczęście także filmy. Aby nie nudzić standardowym formatem relacji z festiwalu, w której wymienia się 10 najlepszych tytułów, pozwolę sobie użyć dwóch kryteriów do podsumowania. Pierwsze kilka z wyliczanki, to krótkie metraże, które spodobały mi się najbardziej. Obejrzałem wszystko, co znalazło się w Shortliście, a także kilka impresji z innych sekcji. O dwóch moich ulubionych projektach z selekcji poświęconej polskim krótkim metrażom, 4 psach Macieja Białoruskiego i Der Atem Florentyny Cieślak już pisałem. Korzystając więc z gościnności Stonera, chciałbym poświęcić trochę miejsca: Wszystko w porządku, ziemniaki w żołądku Piotra Jasińskiego, Toto Klaudii Bochniak, Alkibiadesowi Roberta Kwilamana, Pátio de Carrasco André Gil Maty, Jaime António Reisa i Zwiastunowi do filmu, który nigdy nie powstanie: „Dziwne wojny” Jean-Luca Godarda. Drugim kryterium będzie zaś to zwierzęce, bo dziełom każdej edycji Nowych Horyzontów towarzyszą czworonożni kompani. Zazwyczaj jest to po prostu stereotypowa zwierzyna doglądana przez niewidomego pasterza na peryferiach kraju niezbyt kojarzonego z tradycjami filmowymi, a czasem bardzo konkretnie, jak przed np. rokiem – osioł. Wyświetlano wówczas nie tylko IO Jerzego Skolimowskiego; na osiołku świat przemierzał Jonas Mekas w paru utworach prezentowanych w ramach jego retrospektywy, kilka pojawiło się także m.in. w Wielkim ruchu, Oni niosą śmierć, Kawałku nieba, W trójkącie, czy You Won’t Be Alone. W tym roku dominowały konie, nawet bezpośrednio w tytułach – Koński ogon, Końska opera czy Piaffe – ale o nich za chwilę.

Film Piotra Jasińskiego to wspaniała zabawa dokumentem jako medium – Wszystko w porządku, ziemniaki w żołądku stanowi krótką opowieść o sporze wokół kopalni „Turów” osadzoną w kontekście polsko-czesko-niemieckiego konkursu na najlepszą sałatkę ziemniaczaną. W kilkunastominutowym portrecie przygranicznej społeczności tworzący za naszą południową granicą reżyser, sprawnie połączył groteskę z reportażem, jednocześnie nie spłycając tematu – i należą mu się za to brawa. Toto Klaudii Bochniak jest zaś vintage’ową animacją „o tygrysach, które uciekły z zoo, niczym z filmu o tygrysach uciekających z zoo”. Sześciominutową dyplomówkę absolwentka łódzkiej filmówki poświęciła namysłowi nad źródłami małomiasteczkowego lęku, podając go w formie niezobowiązującej, surrealistycznej komedii. Największym zaskoczeniem okazał się chyba Alkibiades Roberta Kwilmana – utrzymane w tradycji dobrego kina filozoficznego współczesne czytanie Platona. W narożnikach agonu umieścił alternatywkę i sprekaryzowaną konserwatywkę, walczące o miejsce na zajęciach wymarzonego profesora. Pokazywane w ramach Focusu na Portugalię Pátio de Carrasco André Gil Maty zachwyciło mnie przede wszystkim formą podania. Długie, geometryczne ujęcia, w których reżyser niemal nie opuszcza tytułowej klaustrofobicznej kamienicy, nadają haptycznego wymiaru prozie Franza Kafki, a kryminalna intryga zanurzona w mrocznym brązie przypomina momentami horror. Zamknięte przestrzenie, a konkretnie mury szpitala psychiatrycznego, gdzie ponad 30 lat spędził cierpiący na schizofrenię Jaime Fernandes, eksplorował także António Reis w należącym do tej samej sekcji Jaime. Portugalczyk, wałęsając się z kamerą Acácio de Almeidy po zakładowym okrąglaku, prezentuje dorobek malarski Fernandesa tworzony podczas hospitalizacji. I last but not least, ostatni z dotychczas ukończonych projektów zmarłego we wrześniu zeszłego roku Jean-Luca Godarda – Zwiastun filmu, który nigdy nie powstanie: „Dziwne wojny”. Dwudziestominutowa prezentacja notatek autora Historii kina to autotematyczny trolling połączony z refleksją nad własną spuścizną i współczesnością, czyli coś, do czego przyzwyczaił nas w ostatnich latach. Spora gratka dla miłośników Naszej muzyki, i być może nikogo więcej.

Konie w tym roku na Nowych Horyzontach sikały, pełniły rolę metaforycznych seksualnych predatorów; ich ogony spływały w rzekach lub stawały się źródłem seksualnych uniesień. Stawiam, że przynajmniej jedną z trzech pozycji odnoszących się w tytule do koni dodano na zasadzie programerskiego żartu, ale i tak warto je prześwietlić. Koński ogon to tragicznie przyjęty już wcześniej na festiwalu Młodzi i Film w Koszalinie, powstający łącznie przez ponad dziesięć lat debiut Justyny Łuczaj-Salej. Autorka wybiera intrygujące ją wątki i postaci z mitu o Edypie, kreśląc thrashową historię o brudzie i złu na Podkarpaciu. W związku z tym, że obraz ten pozostawia wiele do życzenia (przaśne czerwone stroboskopy, uboga strona formalna, komiczne dialogi, zerowa dramaturgia), a i reżyserka tuż przed Nowymi Horyzontami na facebookowym forum pokazała, że nie najlepiej znosi krytykę, przejdę do kolejnych utworów z parzystokopytnymi w tytule. Nie warto kopać leżącego. Końska opera, tak jak film Łuczaj-Salej prezentowana w sekcji Front Wizualny, stanowi wideoeseistyczną opowieść o nocnym, undergroundowym Nowym Jorku lat 70., twórczości Hiltona Alsa i uzależnieniach. Projekt kanadyjskiej artystki wizualnej Moyry Davey, która pełni w nim także rolę narratorki, kontrastuje sferę audio z obrazami klaczy oddających mocz, zadów wymachujących ogonami, wiewiórek, ptaków, książek na półkach czy płyt winylowych. Piaffe, odnoszące się do chodu konia używanego w jeździectwie klasycznym, to chyba najciekawsza z wymienionych, ale wciąż nie najlepsza propozycja izraelskiej reżyserki Ann Oren. Pokazywany w konkursie głównym wrocławskiego festiwalu utwór jest zapisem dźwiękowej transgresji głównej bohaterki, inżynierki audio, której w wyniku silnego podniecenia piaffującym czworonożnym, wyrasta błyszcząca, czarna kita. Oren, tak jak zresztą Davey, pomysłów formalnych i fabularnych starczyło raczej na krótki metraż, acz wciąż biją one na głowę Koński ogon pod każdym względem. Warto wspomnieć także o innych parzystokopytnych. Pojawiały się one m.in. jako środek transportu, jak w nagrodzonych Grand Prix Delikwentach Rodrigo Moreno, służyły za klamrę malarskiego projektu Jej dom w mocy snu Scotta Barleya czy symbolizowały westernową ikonografię w Eurece Lisandro Alonso. To był nowohoryzontowy rok konia.

Ilustracja: kadr z filmu Piaffe (reż. Ann Oren, 2022)


Michał Konarski (ur. 2002) – pracuje w kinie Amondo, studiuje kulturoznastwo na Uniwersytecie Warszawskim, pełni funkcję zastępcy redaktora naczelnego portalu Pełna Sala. Pisze, redaguje i prowadzi spotkania wokół filmów. Lubi kino francuskie i włoskie jedzenie.