Ten przeciekający dom
w nieczystym źródle śpi.
F u l l m o o n
Woda z bonga technicznie jest
herbatą z braku konkluzji.
Pobudka. Jak w przypadku
większości takich piosenek
wąchasz siebie, a nie te intrygi.
Wąchasz siebie aż po pasaż.
Z łazienką na plecach, w górę stoku dnia.
Chciałem, żeby to było rozdzierające.
Sprawa wymaga zielonych wiązek laserów
Skierowanych w rokokowy sufit
Sprawa wymaga czerwonych wiązek laserów
Skierowanych w serce
Jeziorem Tysiąca Nenufarów Płynie
Nocne Niebo Świt AKAI MPC Buzery
Zbierz tych kilka chwil kiedy
pękło whatever the reason i zważ:
po przebudzeniu rozwiera się źrenica.
Jedyny plus wstawania we mgłę
Jedyny plus wstawania na pierwszą lekcję
to jest ten moment kremacji kiedy
mięso jest perfekcyjnie wypieczone
Najsamprzód assumption
z tyłu oka, kiedy drobne liście
jak śnieg, emocje jak serwis
padają/ Pięćdziesięciogroszówka
pikującego [losu] przez chwilę
po sierściuchu Ziemi roluje
w gotowość i zapał do kultywacji gleby.
Ja zasię czynię rachunek sumienia,
dbam by dusza była czysta,
przygotowana na następne
grzechy, gdy ulicami defilują
najebani bruneci i nie mogą z
naleźć grobu, widocznie
wiecznie trzymają mapę jak krzyż
do góry nogami, nogami do przodu:
This is lockdown. Łazarzu wstań.
Zobaczyć pętlę Mały Płaszów i umrzeć
Kiedy indziej, zważ, drobne fikcje czule
łączą się ze sobą jak kuleczki rtęci,
windują pod sufit nieba z kulek z chleba
– i jeżyny września już jak wino
dolcze słodkie. Przynieś, Gringo,
pod ich wielokrotną bramę swoje
letnie umieranie (ekhm, hej, brzdęk).
Pani stąd mówi, że rano było nachmurane,
pani stąd docenia, że się rozchmurzyło,
pani wręcza fiolkę, fiolka nas wyręcza.
„Pusty dzwon z bisioru” słownik w telefonie
zamienia na „bidibodi“, mozaika na Biprostalu
zakłada dziś podmiotowość a priori jak fikuśną
bieliznę lub biwak na Biwaku Zapałowicza.
Nazbierałem jagód do cynowego kubeczka
lecz tylko tyle, by mnie nie wywołano na apelu.
Odlepiam i przylepiam rzepy na dystynkcje
na rękawach i klatce piersiowej, trzy krokiewki
nad trzema łukami z dwiema gwiazdkami
oraz orzełkiem. Lekko podsterowny docieram
do bazy i słucham dwóch disco polo naraz.
Jedno z odtwarzacza, drugie z telewizora.
Pusty dzwon jednak z bistoru. Nie żyję już
życiem człowieka nie żyjącego moim życiem,
czyli mnie. Wciąż żyję jego życiem. Bez kawy
brzmi to jak tibidibidi, ale całkiem przyjemnie.
Ilustracja: Łukasz Grzesiak
Kuba Niklasiński – autor dwóch książek z wierszami (Zielona góra i Proste piosenki o mieszanych uczuciach). Mieszka w Krakowie.