Morfedron
Śledziłem dukt wiersza naprężony jak dratwa.
Za podniesienie ręki odbywam karę:
każde otwarcie oka inwokacją,
każda bryza frazą, kęs kawy słowem
czarnym i gorzkim przed wypluciem w pysk światu.
W gonitwie myśli stawiam na najszybszą klacz.
Generuję tekst jak bezbarwne idee.
(moje nie lulu,
nie lulaj)
Morfedron,
leksemy piksy,
urytmia syntagm –
czujesz wibrys?
[AKTYWIZACJA DRUGIEGO UCZESTNIKA DYSKURSU]
Pytają w spamach: chcesz poznać historię polskich winnic?
Poznałem. (usuń)
Liczba indina
[Wyświetlam wyniki dla liczba indian
Zamiast tego wyszukaj liczba indina]
Miesiąc z okładem
na uszkodzonych partiach.
Czoło chłodzę o ścianę
dźwięku. Z lewej zawodzi
psi majak, z prawej dyby
w języku jawy. Pod kluczem
zgubiłem ogon. Czuję, jak odrasta
na podobieństwo drzew:
każde, gdy padnie słowo „bóg”.
Ojciec pytał, czym jest to całe borderline.
Wytłumaczyłem mu na przykładzie miedzy.
[Zgiełk na giełdzie]
Zgiełk na giełdzie.
Jazgot nędzy.
Zakwas mięśnia
pod spód spustu.
Lgnę do ulgi.
Pójdę w pięty.
Przekrój finką
części mowy.
Cegła spływa
po szalunku.
Gaza gaśnie
w strefie strofy.
Bohater
tytuł z filmu Mowa ptaków Xawerego Żuławskiego
Truchtem przez gzyms, po zapachu pachwin,
między żebra wepchnąć stych. Prowokacjo prowadź
na wokandę, gdzie dywan jak fałda feudalna,
co z udręki je. Peszka masz, myszko,
hetmanił nie będziesz. Bo kto chlewnie pali,
temu dadzą od szkody; a kto położył flarę
na bezdomnym krześle, niech go trafi stych,
wepchnięty w pachwinę aż po czystą krew.
Raport ze wsi (Stępowo, 24.12.2019)
Dalej mamy GS. W niedziele po mszy
ciągną stamtąd mężczyźni. Ciągną
ku Wólce, na nogach wątłych jak pszenice.
Szosę położyli ze dwanaście lat temu.
Od wtedy tylko głośniej i głośniej
płaczą dzieci po rozjechanych kotach.
Chyba nikt już nie hoduje królików na mięso.
Przynajmniej nie słyszałem. Wiem za to,
że raz, młodo, zjadłem króla i mi smakował.
Na rynku w Skrwilnie jeszcze rok temu
widziałem, jak drób kotłował się w siatkach po cebuli.
Siatki wrzynały się w brudne pióra (one fruwały).
Radosny jest dzień sprzedaży tuczników!
Przed wywozem na spęd, pakowane na dwukółkę
razi się prądem, kopie, bije do krwi gumową rurą.
Chyba nikt już nie hoduje gąsienic na motyle.
Nie składa zielników. Aparaty
mają nie tylko krewni z Niemiec.
Dwie pijaczki przestały pić.
Jedna sadzi kwiaty,
drugiej je przynoszą.
Wychodzę ze wsi, ale wieś ze mnie nigdy.
Ilustracja: Agata Jabłońska
Marcin Podlaski (ur. 1993 r.) – poeta i językoznawca. Towarzysz Krakowskiej Szkoły Poezji im. Aleksandra Fredry. Członek Kolektywu Redakcyjnego kwartalnika „Rzyrador”, współredaktor działu Poezji w „Tlenie Literackim”. Laureat Połowu Poetyckiego (2018) i OKP im. Haliny Poświatowskiej (2018), finalista Pracowni Pierwszej Książki Biura Literackiego (2019). Publikowany w antologiach Połów. Poetyckie debiuty 2018, Wiersze i opowiadania doraźne 2019, Szwadron szwargotań. Nowa polska poezja protestu (w tłumaczeniu na rumuński, 2019), oraz w licznych czasopismach, m.in. „biBLioteka”, „Wakat”, „Odra”, „8 Arkusz”. Pochodzi ze Stępowa w kujawsko-pomorskim, mieszka w Krakowie. W 2020 r. ukaże się jego debiutancki tom pt. trzysta cytryn do trzeciej potęgi tygrysa.