kajfuj kajfuj
– What are fucking is that supposed to mean?
– It’s poetry. Poetry of war.
Velvet acid Christ
wczoraj na cmentarzu Bajkowym o mało co nie zapłodniłem
najpierw ona pomazała sobie zęby czarnym lakierem
potem słuchaliśmy muzyki Jana Sebastiana Bucha
i kiedy szepnęła, że chce, żebym jej zrobił aborcję
odszedłem od niej, rozczarowując wszystkich miejscowych podglądaczy
i długo siedziałem przy mogile Stusa
życie to taniec striptizera za śmiertelnym zakończeniem
to bezkontaktowa walka specnazowca z chińskimi smokami
to autorskie kino na chwilę przed przełomową premierą
i ta młoda gotka też to czuje
ona umiera zapamiętale wśród tych cierpień i przyjemności
ona wie, że nasze wydarzenia dzieją się z nami totalnie
bezmyślnie podstawiamy im swoje bukłaki
pełnią ogranicza się dopływ krwi i spokoju
do ośrodków w mózgu
tak rozmyślałem siedząc koło mogiły Stusa
czasem nasze skryte marzenia
rujnują stosunki z bliskimi ludźmi
z krajem w jakim urodziłeś się i przez który umarłeś
z cudzą erekcją
z otoczeniem które wszystkiego najlepszego życzyło takim stosunkom
z podglądaczami czy z KGB
nasze skryte marzenia
czasem łamią nam ręce
przystawiają pistolet do policzka
i zmuszają do handlowania narkotykami
rozpowszechniania wywrotowej literatury
zatem rozumiesz młoda gotko
która zajmujesz się czymś nie takim
i wiesz że żeby zacząć się zajmować czymś takim jeszcze nie jest w twoim wieku za późno
ale nie możesz przestać wariować od tej ciemnej energii
nie możesz nie odlatywać od uświadomienia wewnętrznego terroryzmu
nie możesz odkochać swojej prawdziwej ojczyzny
***
S.K., podle zabitemu nożem w plecy
Cześć. No i postanowiłem do ciebie napisać, na pewno
pierwszy raz od jakichś dziesięciu-dwunastu lat.
Dziś nasze spojrzenia spotkały się na cmentarzu
ale ty wiesz, że ja wolę słuchać niż patrzeć.
Jak rodzina? Jak żyją siostra i mama?
Ale czekaj, ja wiem lepiej, co u nich:
Tania już doszła do siebie po drugim dziecku
ojciec pije jak i wcześnie, ale już nie zakąsza.
Siedzę teraz w pociągu Łuck-Kijów, z grubsza rzecz biorąc
to ciągle w nim siedzę, przejeżdżam podwójną
dawkę kilometrów, ludzi, tragedii i śmiechu ¬
jak w piłce, gdy drużyna gra ze zdwojoną siłą, za usuniętego zawodnika.
Piszę i się waham, nawet teraz nie mogę rymować,
ale, jak mówią, chyba możliwa jest poezja
po takich bezrozumnych morderstwach, jak twoje
więc – do dupy z tymi obrazami, metaforami i epitetami.
Co u mnie nowego? Obciąłem pióra, zmieniam pokój
w Kijowie, zajawiłem się na szachy, nie wiem, czy mi przeszło.
Ogólnie to na wszelką bylejakość reaguję spokojem.
Dziś, jak i dziesięć lat temu, kąpałem się w naszym Styrze.
Pamiętasz, jaką mieliśmy bekę z cieląt na wiejskiej gospodarce?
Jak robiliśmy z trzcin strzały, piliśmy wino Trzy Wisienki? ,
W twojej pamięci musiało się to nieźle zachować
Widziałem to dziś w twoich oczach, słyszałem w szeleście.
Bracie, napisz mi w liście, jakie paliłeś fajki –
wyślę ci parę kartonów, a sam wyjdę po deszczu na balkon.
Nie grozi ci żaden rak, wypal i za mnie,
a ja potańczę za ciebie na dyskotekach, póki co – w tych kilometrach.
Dobrze, będę się streszczał – kończą się kartki w notesie.
A żeby, zaraza, ten notes zdechł, ścierwo nieśmiertelne.
Pozdrów wszystkich znajomych, wpadnij kiedyś
pójdę, kupię parę kilo wiśni
zmiażdżę je w dłoniach
wsadzę sobie w gębę.
wieniec jodłowy
…
a z lewa, między żebra iglaste
włożył różany owoc: idź.
Ihor Rymaruk
obudziłem się, nie mogąc znaleźć u drzewa pulsu.
„która godzina?” pytam ciemności
„żadna” odpowiada pustka
cała noc zmieniam za pościelą pościel
śnił mi się dawny przyjaciel z wilgotnym czołem
ale nie pot mu spływa lecz krew z głowy
mądrość to to, ile cierpień było w tym życiu wesołym
mądrość to jodłowy wieniec, a nie laurowy
i morze sie robiło czerwone, i chodził po swojej krwi
ale objął mnie i uśmiechnął się błyszcząc wszystkimi zębami naraz
w ciemności byłem sam, ale we śnie – my
igły pachnęły, jak pożółkły Biblii egzemplarz.
jak można się śmiać, kiedy przed oczyma tyle krwi?
jak można się cieszyć, kiedy tylu martwych leży wokół?
on odpowiadał i, jak prawdziwy Żyd, źle wymawiał ry
„to bardzo proste – fale łaskoczą mnie w stopy”
wskazał na jodłowy las, nie zielony, a czerwony.
bo z każdej, każdziutkiej igły krew kapała
przytuliłem się do kory, tak jak do ikony.
ale pulsu i tak się nie doszukałem
myślę w ciemności: czy będzie ranek, czy przyjdzie świt?
leżę pod niebem, gdzie nie ma godzin.
naucz mnie śmiać się, kiedy serce przestaje bić
naucz mnie żyć w tej podziemnej łodzi
Pawło Korobczuk – Ur. 1984 w Łucku. Ukraiński poeta, muzyk, dziennikarz.. Studiował orientalistykę na Kijowskim Uniwersytecie Narodowym im. Tarasa Szewczenki. Autor książek poetyckich: Natszczenebo (2005), Ciłodobowo(wspólnie z B. Horobczukiem i O. Kocarewem, 2007), Kajfołohija (2010), Dynozawr (2011), Merechtiło (2013), Kameňolom (przekład na słowacki, 2013),Pôžitkológia (przekład na słowacki, 2015), Chwoja (2017), zbioru opowiadań Swjaszczena knyha hopowidań (2014) i powieści More dla szulhy (2012). Laureat nagrody im. Nestora Kronikarza (2016) i nagrody im. Neczerdy (2017). Zwycięzca dwudziestu slamów. Gra na perkusji w kilku zespołach, tworzy muzykę elektroniczną (album HOROBRO, 2016). Stypendysta Literaturwerkstatt Berlin (2009), uczestnik festiwalu Miesiąc spotkań autorskich (2015). Występował w Pradze, Berlinie, Moskwie, Mińsku, Krakowie, Wrocławiu.Mieszka i pracuje w Kijowie. Niedługo w Tłoczni Ach jo! ukaże się zbiór jego wierszy pod tytułem Kajfuj kajfuj
Janusz Radwański (1984 r.) – wydał książki z wierszami: Księga wyjścia awaryjnego (Brzeg 2012), Chałwa zwyciężonym (Olkusz 2013), Kalenberek (Warszawa 2017), Święto nieodległości (2018). Opublikował trochę wierszy i przekładów z ukraińskiego w prasie literackiej. Ojciec, muzealnik, muzykant w kapelach ludowych i folkowych. Mieszka w Kolbuszowej Górnej.