Na przypale albo wcale. Kamil Galus – „Iskanie felgi”

Czasami warto wyjść na głupa. Szczególnie w przypadku poezji, w której większość ról została już dawno obsadzona i odegrana, a znudzona publiczność zdolna jest już tylko do niemrawych oklasków z przyzwyczajenia. Galus, doskonale wyczuwając społeczne nastroje, wyznacza więc sobie zupełnie nowe miejsce w literackim świecie, proponując tom poetycki, którego podmiot nie boi się zrobić z siebie idioty, ośmieszyć się, przyznać do dziwnych, niezrozumiałych zachowań, uczuć, gestów. W Iskaniu felgi najbardziej ożywczy jest brak kalkulacji, lekkomyślność i całkowite ignorowanie konsekwencji własnych działań – to porzucenie kontroli gwarantuje sukces tomu, sprawiając, że pozostaje on tak blisko realnego życia, jak to możliwe. Poeta nieustannie utrzymuje kontakt z tym, co codzienne, zwyczajne, szczególną uwagą obdarzając rzeczy nieatrakcyjne, a wręcz nudne, dowartościowując w ten sposób to, o czym zwykle chce się zapomnieć. Rutyna w wydaniu Galusa jest więc odjechana nie dlatego, że się wyróżnia, a wręcz przeciwnie – składa się z serii czynności powtarzanych tak wiele razy, że tracących znaczenie, wyjaskrawionych do absurdu.

Obrazy, które poeta serwuje czytelnikowi są swego rodzaju aberracją na temat rzeczywistości: niepokojące staje się to, że nie ma w niej nic nadzwyczajnego. To świat, w którym „wstawiam wodę i opróżniam kuwetę”, „szczelnie załadowana pralka nie będzie mogła prać skutecznie” i „możesz być chojrakiem | zamawiającym kuriera” – łatwo wyczuć niechęć autora do wszelkich manier, póz uatrakcyjniających opisywany świat. Podmiotowi wierszy daleko jednak do mentora wskazującego właściwą drogę do akceptacji codzienności; jeśli  bowiem kieruje uwagę na siebie, to wyłącznie po  to, by wyjaskrawić błędy, podważyć podjęte decyzje, a ostatecznie zwątpić we własne słowa w geście całkowitego obnażenia się wobec odbiorcy. Nie brak tu poczucia wstydu i rozczarowania, gdy okazuje się, że „fraza jest smutna jak chipsy w twoim mieście”, a wszelkie doświadczenia noszą znamiona porażki. Jednak to moment uświadomienia sobie, że jej przyczyną nie są indywidualne wybory jest najbardziej paraliżujący dla podmiotu – przeświadczenie, że nie da się wskazać winnego, sprawia, że iskanie felgi znaczy podwójnie, przestając odnosić się jedynie do bezmyślnych, impulsywnych zachowań:

How do you do, fellow kids?

Skuśka, by zadywanić 150010900 z tamtej jopy.
Znaleziska: szampan piratów, wykruch i narta.
To tylko ja, czy coś tu dryfi? Bzdziorek fanfiction
i detonujemy ten hancel. Po wszystkim wyślemy
paczkę bez pukania w boję. Młody otrzepał kapcie,
ale za zyla wciąż chętny na tournée i szary dym?
Śni.

zoomer has left the chat

To, że Galus wybiera slang do stworzenia poetyckiego świata jest nieprzypadkowe – staje się on jedynym dostępnym, wiarygodnym językiem pozwalającym opisać doświadczenie pokolenia. Okazuje się, że jego cechą konstytutywną jest nieumiejętność odnalezienia się w hiperkapitalistycznej rzeczywistości, a jedynym sposobem sprzeciwu wobec niej – stworzenie nowego dyskursu, umożliwiającego, choćby szczątkową, komunikację. Niezwykle wymowny gest opuszczenia czatu przez przedstawiciela starszego pokolenia wskazuje na całkowite odosobnienie młodzieży: to nie tylko sposób na podkreślenie niezrozumiałości nowego języka, lecz także negacja kształtującego ich doświadczenia. Podmiot orientuje się, że „coś tu dryfi”, nie zgadza się, ale żadne podjęte przez niego działanie nie może zmienić rzeczywistości – to bezalternatywny, przerażający scenariusz śmierci poprzedzonej syzyfowymi zmaganiami z Wielkim Innym. Dlatego iskanie felgi przestaje być jedynie podejmowaniem głupich, nieprzemyślanych decyzji, których z czasem się żałuje, stając się również płonnym, bezsensownym sprzeciwem wobec mechanizmów kapitalistycznego rynku.

Bohater tomu nieustannie się z nim zmaga – robiąc zakupy, wynajmując mieszkanie, starając się o pracę: „Cały chodzisz od bitu do kwitu i szukasz: do pracy, do sklepu, tego najlepszego, do gnicia. Zalew informacji, nad którym wakacje. Często nie wydajesz, bo zbyt drogie i »nie wydam panu reszty« i »rozmienię choć nie będę potrzebował«, jako miejscówka na ziemi pod kocem””. Wiersz [moment, w którym tak naprawdę] staje się więc przełomowy nie tylko ze względu na eksplicytne wskazanie patologii systemu kapitalistycznego, lecz także przez jego wyjątkową formę, zdecydowanie odbiegającą od klasycznej budowy wiersza. To swoisty strumień świadomości, w którym słowa łączą się przede wszystkim ze względu na podobieństwo brzmieniowe, nadając całości nieco ironiczny wydźwięk. Dzięki temu Galusowi udaje się uniknąć pretensjonalnego tonu skargi, zwinnie manewrując między figurą cwaniaka a zagubionego, sparaliżowanego strachem dzieciaka. Jedynym sposobem na oswojenie rzeczywistości okazuje się jej przeobrażanie, przestawianie poszczególnych elementów (jak choćby w wierszu Stojący napis LOVE „z buta ustaw w ELO. V for Victory?”) lub testowanie granic własnej wyobraźni, jak wtedy, gdy próba wyrażenia więcej niż tysiąc słów kończy się niewyrażeniem niczego, a wiersz posiada tylko tytuł, bo właściwie nie musi mieć nic więcej. Podmiot nieustannie mierzy się z poczuciem braku sprawczości, wynikającym zarówno ze społeczno-ekonomicznej presji odnalezienia się w alienującej rzeczywistości, jak i przeświadczenia, że nawet własne życie jest jedynie coverem starego, osłuchanego już przeboju.

Autor Iskania felgi nie zadowala się jednak próbą scharakteryzowania pokoleniowych przeobrażeń, przeplatając je metakrytycznymi rozważaniami na temat wiersza – w tomie istnieją dwie, symultanicznie prowadzone narracje. Łączą się one w Tam gdzie niedosyt: „Trawestacja z ucha do ucha. Wymaz. | Blok przybiera postać koka. Chustka | robi za cmentarz. | Nasze babki zawiązują | jaźń wokół nadgarstków”, gdzie abstrakcyjne byty i przedmioty codziennego użytku funkcjonują na równych prawach. Po raz kolejny uwagę zwracają aliteracje i homofonie, nadające wierszom Galusa subtelnego, ale zauważalnego rytmu przywodzącego na myśl rodzaj transu – szczególnie w dłuższych tekstach, których zapis upodabnia się bardziej do prozy poetyckiej niż do wiersza: „Edith Piaf pomija reklamę, więc znajduje najlepszą możliwą jakość i broń | boże – pif paf! Czy to broń, milordzie? Wypaczasz umysł dziesięciolatka, | więc wybaczasz umysłowi trzydziestoletniego rodzica?”. To przede wszystkim w tych miejscach daje o sobie znać językowa wrażliwość autora: wychwytuje on frazy, przysłowia, cytaty, które następnie deformuje, nadając im zupełnie nową jakość – i tak „wiersz pro forma, bo nie obowiązuje już rozróżnienie na oryginał i kopię”, „Piję wiersz duszkiem | i przechodzę przez ściany”, „Miska na słodycze | która gładzi grześki świata”. Poecie udaje się także nawiązać metapoetycki dialog z Różewiczem, który wypada szczególnie interesująco w kontekście wyznania z pierwszego wiersza: „otrzymuję czerwoną kartkę za zrzynanie | z klasyków”. W tekście Wszystko, co jędrne jest z Różewicza dochodzi do trawestacji wiersza Ocalony, diagnozującej nie tylko stan współczesnej poezji, lecz także realia konsumpcjonizmu: „W sobotę kupiłem w sklepie dwa kilo źrebiąt | prowadzonych na rzeź i dopiero u rzeźnika pomyślałem: powinienem był je ocalić”. W przeciwieństwie do Różewicza, głos Galusa nie jest upominaniem się o moralność, a raczej demonstracją rozczarowania rzeczywistością, w której pomyślenie o czymś staje się jedyną dostępną formą działania.

W Iskaniu felgi nie brak więc rozważań na temat roli poety i miejsca poezji w hiperkapitalizmie. Brawurowym popisem wyobraźni autora jest Nieprzydatność poezji liczy się w metrach, gdzie reprezentowany za pomocą stóp ruch zostaje skontrastowany z wyrażoną w metrach przestrzenią – w wizji Galusa poezję przydatną się chodzi, a ta, która tkwi w miejscu, przestaje się liczyć. Nieodzownym działaniem wydaje się więc przeczesanie tomu w poszukiwaniu wskazówek mających składać się na ars poeticę autora: „I nie popisuj się. Spisuj”, „Sprawdzaj, wywijaj, zapinaj”, „Ale koniec z tym patosem co irytuje prawie jak Wojtala”, „[…] oddaj się i wypluj brawurę, i daj im się ponieść”. Nietrudno zauważyć, że dla autora pisanie to przede wszystkim działanie, niezależnie od tego, czy miałoby polegać na tworzeniu, czy wręcz przeciwnie – niszczeniu. W wierszu Zdognie, który można uznać za tekst programowy, podmiot wyznaje: „ nwajżanszeiy w weirzsu jest uinwesraizlm, | kżady pwożany peota bzrdyzi się psot- | mdorneą – mcąneiem wdoy, ablwoeim sowła | są tlyko tełm dla tgeo, co pmoęizdy. Aemn”. Galus brzydzi się i tym, i tym, odrzucając zarówno uniwersalizm, harmonię („Poezji nie brakuje wielkiego, pomarańczowego, zachodzącego słońca, | które okala lico […] | To tylko zwykła twarz”), jak i postmodernizm wraz z upodobaniem do dekonstrukcji. Choć jego językowe działania często prowadzą do zaburzenia stylu, rozbicia językowych schematów, przyzwyczajeń, są sposobem rekonstrukcji znaczeń, a nie ich unicestwienia. Wszelkie dziwactwa, błędy komunikacyjne, zmyłki i zgrywy okazują się wynikiem dokładnej obserwacji oraz skrupulatnego spisywania codziennego życia – to nie stworzona przez autora wymyślna poza, a efekt przepracowania popierdolonej rzeczywistości.

Podmiot Iskania felgi zmaga się z nią na każdym kroku, próbując katalogować nieustannie odbierane impulsy. Co istotne, przez cały tom są one tłamszone, spychane na dalszy plan, jak choćby w tekście W terenie próbuję „zwilżyć wargę, by nie pękła” – ostatecznie jednak wszelkie starania powstrzymania emocji, stworzenia wiersza, „który lubi być zamknięty w piwnicy” nie są w stanie powściągnąć Jęku i ekstazy. Kończący tom wiersz zaskakuje nie tylko różnorodnymi rozwiązaniami typograficznymi, zmiennymi fontami, wielkością liter, znakami specjalnymi, sposobem rozmieszczenia wersów, lecz także wielością przekazywanych informacji, formalnie przypominając zapis epizodu psychotycznego – wszystkie elementy rzeczywistości łączą się tu przypadkowo, tworząc mozaikę absurdalnych, przerażających wizji. Podmiotowi ostatecznie nie udaje się zapobiec powstrzymywanemu przez cały tom pęknięciu, dlatego końcowy apel „niektóre rzeczy trzeba po prostu przełknąć” zdaje się zamierzoną autoironią. Poezja stoi Galusowi w gardle. Zamiast przełknąć, postanowił ją wyrzygać. Kutaśnie!

Kamil Galus, Iskanie felgi, WBPiCAK 2021

Ilustracja: Krzysztof Schodowski


Karolina Górnicka (1997) – studentka filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. Publikowana w czasopismach „KONTENT”, „Strona Czynna”. „8. Arkusz Odry”, „biBLioteka”. Interesuje się związkami literatury z ekonomią oraz kosmosem.

Krzysztof Schodowski – ur. 1983 r. Rysuje i pisze. Autor książki poetyckiej Milion depesz stąd (WBPiCAK, 2020). Mieszka w Warszawie.