Janina Turek. Życie zapisane w 745 zeszytach

To przyjemność, móc powiedzieć szczery komplement. Na przykład: jestem chętnym odbiorcą takich działań. Miałam niekłamaną przyjemność skomplementować tak dwie kobiety z Krakowa: jedną jest Daria, drugą – Janina Turek, obie są artystkami rzeczywistości, archiwistkami, obu składam niskie ukłony.

Podobnie jak te dziewczyny, dużo uwagi poświęcam pamięci, pamiętaniu. Uwiecznianiu tego, co jest, bo zaraz tego nie będzie. Nie umiem tego jednak robić w tak skuteczny sposób, jakbym chciała. Brak mi konsekwencji – to też, ale przede wszystkim ciągle szyfruję, utrwalam cień wrażenia, zamiast stworzyć swoisty haczyk – punktową metodę zaczepienia się w faktach. To marzenie: tak zanotować, żeby w każdej chwili można było w pełni wrócić.

Myślę o tym, jak wszyscy, a zwłaszcza chłopaki, aż po emblematycznego Gombro, pamiętanie zawsze robią o sobie. Natychmiast rzucają się na diarystykę, kiedy tylko osiągną 33 lata, żeby dzielić się swoimi całkiem przeciętnymi przeżyciami i przemyśleniami, bo wszystkich kręci figura Jezusa – oczywiście nie w kontekście przykazania miłości, tylko bycia najbardziej znanym mężczyzną na Ziemi.

Przeszkadza mi skończyć ten tekst, że opiekuję się chorą mamą. To znaczy – „przeszkadza” – to powód, że tego nie robię: gotuję, dbam o psy, przebieram pościel, parzę napary. Normalna sprawa: są rzeczy ważniejsze, niż dlaczego sobie myślę, że warto spotkać się z zeszytami na dnie Mocaku. Rzeczy, których nikt za nas nie zrobi i za które nikt nam nie podziękuje. To tu wiedzie nas spojrzenie, które pada na drobiazgi przeoczone przez wszystkich innych, ale ocalone przez Janinę.

Pozornie niska atrakcyjność nieprzefiltrowanej codzienności. Dlatego tam płakałam, w tej zimnej salce na średnio zaaranżowanej wystawie. Dlatego też płakałam sama.

To oczywista odwrotność męskiego sposobu pamiętania – utrwalanie wszystkiego poza sobą – w jak najbardziej zredukowany, oszczędny, obiektywny – s k u t e c z n y – sposób. Gospodarowanie pamięcią jak domem – nie w oczekiwaniu chwały, lecz z konieczności utrzymania jej w istnieniu, bo kto inny zapamięta psa z tramwaju nr 8, koncert kameralny, tańce na placu i czekoladę z importu.

Wyabstrahowana rzeczowość. Uświęcenie zwykłych dni. Być może taka postawa nie jest w żaden sposób – albo przynajmniej w tak zwanych dzisiejszych czasach – atrakcyjna czy wartościowa; mnie jednak porusza, do niej dążę.

Dlatego dwie godziny szlochałam w muzeum – pośród zeszytów w niebieskie orzechy włoskie i truskawki, we Wrocław, w lata 50, 60, 70, 80 i 90, wrzucona w to naprawdę dobre życie jakiejś po prostu pani, która zadała sobie trud być świadomą każdej minuty. Nie jestem w stanie satysfakcjonująco omówić fenomenu zapisków Janiny Turek, potrafię go tylko poczuć. Przebywać w tym polu energii: porządku, który coraz bardziej nie istnieje, bo nikt już nie umie go bezinteresownie utrzymywać, jak potrafiła ta gospodyni domowa z Podgórza.

Janina Turek. Życie zapisane w 745 zeszytach

Wystawa otwarta w dniach: 27.10.2022 – 19.02.2023 w krakowskim MOCAK-u.

Zdjęcia: Dzienniki Janiny Turek, 1943–2000, Kolekcja MOCAK-u, fot. R. Sosin