Proza – Godzilla w Krakowie

Robert Rybicki | Opublikowano w: #1, literatura

Słońce wywala niewyobrażalna ilość cząstek i potem, jednostkowo, jakiś człowiek z przegrzaniem czapy woła o pomoc. Rośliny rosną i tworzą podziemną sieć, szumią przez glebę w niebogłosy. W takich warunkach przydarza się zapaść kulturowa. Czy mózg ludzki ze swoją neuronową szybkością dorównuje słońcu? Mózg i gwiazda? Gwiazdomózg!

            „Godzilla w Krakowie” – o taki film walczyłem. Godzilla przepoczwarza się ze Szkieletora, Godzillę ujeżdża oczywiście Ziemowit Szczerek. Akcja wygląda następująco: Ziemowit Szczerek wchodzi po piracku na czubek Szkieletora, wymawia magiczną formułę i nagle Godzilloszkielotor przybiera swoją kinowo-wyobraźniową postać. Mieszanka wyolbrzymionego Tyrannosaurusa Rexa, smoka wawelskiego – oczywiście z betonowym naskórkiem a la szkielet konstrukcji budowlanej – przeciąga się i wydaje ryk, który słychać aż w Miechowie i Myślenicach, prezentuje bicepsy i łamie pobliskie dźwigi jak paluszki, dajmy na to, Lajkonik. Oczywiście najbardziej zapamiętaną częścią będzie ta, w której Godzilla żongluje radiowozami położonej nieopodal Komendy Wojewódzkiej. Dewastacja Wawelu nieuchronna, strażacy wracają ze Szwecji. Sezon ogórkowo-konopny nagle się kończy, Godzilla, sterowany/a przez imć P. Szczerka, co rusz przydeptując a to pomnik Mickiewicza, a to stragany, a to robiąc sobie naszyjnik z tramwajów nanizanych na trakcję, kieruje się w stronę Wawelu.

            Godzilla Krakowska ma zmysł padlinożercy – najmilejsze byłyby kotlety z wawelsko-skałkowych wsadów sarkofagowych. Godzilla lubieć nuggetsy z Piłsudskiego i Kaczyńskiego, Słowackiego i Miłosza, nagły zakręt po bandzie Ronda Matecznego, radiowozy jak zgniecione puszki leżą w rogach skwerów, przez Rynek na Wawel transmitowany przez TVN i TV Trwam bezpośrednio! Godzilla zmierza ku Wawelu! Rany boskie! Matko Boska!

            Dopiero po przejściu Godzillozy ekipa spod Vis a Vis skumała trzeźwość ze zgrozy.

            Było to wtedy, gdy Godzilla kulała konia oderwanego od bryczki jak kozę z nosa. Krzyk konia był głośniejszy od sygnału karetki.

            To był dzień, w którym karetki jeździły tylko na wstecznym.

            To był dzień wdeptanych znaków drogowych i najszybszego biegu turystów.

            To był dzień, w którym prezydent Majchrowski postanowił być Stefanem Starzyńskim Krakowa. Chwilę potem biegł jak Zatopek.

– Kuuuuurwaaaaaaaa! – niosło się po mieście walących się kamienic i naprędce zwołanych oddziałów Wojskowej Obrony Terytorialnej, z których część naprędce schroniła się w smoczej jamie w momencie, gdy Godzilla wyrwał z piedestału rzeźbę smoka wawelskiego.

            W tym momencie Godzilla wypiął swój dinozaurzy zadek i wypróżnił się do smoczej jamy.

            Po drugiej stronie rzeki biegł Prezydent Krakowa w stylu Zatopka i poczuł, że buty wyjściowe nie nadają się do biegu.

            Ziemowit Szczerek podczas Godzillowego Wypróżnienia zeskoczył z głowy monstra na czubek ocalałego drzewa, zszedł i już spocony począł biec, szarpiąc się za osiwiałe już włosy. Wtedy widziano go ostatni raz.

            Godzilla podczas wypróżniania miał oczy jak stadionowe jupitery.


Robert Rybicki (1976 r.) – urodzony w Rybniku poeta, zastanawia sie, czy kot nie zrobił siku do plecaka.