Faza Bieżąca. Zabójcza symultaniczność. „haka!” Agaty Puwalskiej

| Opublikowano w: Faza Bieżąca, publicystyka

haka! to pierwsza książka poetycka Agaty Puwalskiej, realizująca jednak konsekwentnie rozwijany przez autorkę projekt, doceniony przez jury ogólnopolskich konkursów poetyckich. Już w pierwszych publikowanych przez poetkę wierszach, w almanachu 14. Połowu, czy też w „KONTENcie”, „Wizjach”, „Tlenie literackim”, można było dostrzec jej zainteresowanie kondycją współczesnego człowieka porzuconego w hiperkapitalistycznej rzeczywistości, rozdartego między wygodą i bezpieczeństwem obecnego świata a tęsknotą za pierwotną dzikością, poczuciem zagrożenia. To ten kontrast napędza hakę!, sprawiając, że wyobrażone miesza się z realnym w mozaice symultanicznych ruchów, obrazów. Najpełniejszym wyrazem nieustannego balansowania między tymi porządkami zdaje się właśnie haka –  maoryski taniec i pieśń wojenna, wykorzystana później przez zawodników nowozelandzkiej drużyny rugby, zagrzewająca do walki, ekstatyczna, a jednocześnie przerażająca. Okrzyki „mogę żyć! mogę umrzeć!” ustanawiają bezalternatywną rzeczywistość, w której przejście między życiem a śmiercią, pełnią a nicością, może nastąpić w ułamku sekundy. Puwalskiej udaje się zatrzymać czas, nagiąć go, przepoczwarzyć i, klatka po klatce, zarejestrować moment, w którym człowiek, jak kot Schrödingera, jest w stanie rozmytego prawdopodobieństwa: zarówno żywy, jak i martwy.

To nie tylko próba poetyckiego przedstawienia ruchu w przeciwne strony, lecz także realizacja potencjału czasu do przekształceń – u Puwalskiej to właśnie różne stany skupienia czasu pozwalają na wielokierunkową obserwację wydarzeń. Nie bez powodu jako motto tomu pojawia się cytat Elizabeth Bishop: „oko jak ciężarek spada w głąb”, ustanawiający podmiot zarówno patrzący, jak i patrzony, zwrócony na zewnątrz, ale w tym samym czasie skupiony na wnętrzu. Nietrudno więc zauważyć, że w hace! najistotniejszym zmysłem jest wzrok: „udane wzruszenie po obejrzeniu wszystkich | wschodów i zachodów”, „jesteś bez słów | lecz z obrazów”, „podglądanie słów szkoda że brudne”. Obserwacja to sposób na przezwyciężenie poczucia permanentnej niewiedzy, zagubienia – kiedy podmiot „mija czas od złej strony”, szuka stałego, niezmiennego elementu rzeczywistości, który pozwoliłby mu się zakotwiczyć. Warto uważniej przyjrzeć się wierszowi abordaż, w którym paradoks stale zmiennego czasu zdaje się najmocniej uwypuklony:

myślisz że wszędzie blisko łatwo zacumować zmieniasz język
jak dżinsy wchłaniasz kod kulturowy szybko i na zdjęciach
przyklejasz się do wrażeń jak statek do piachu wpadasz na mieliznę
morza nie ma czas stoi ale wszystko gna na lotnisku pielgrzymi
odciski na stopach na ciałach płachty tkaniny bez szwów
kazano się ukorzyć w strumieniu klimatyzacji zrównanie temperatur
wyrównanie poziomów w ich oczach twoje troski więc wszędzie to samo
złudzenie że czytasz promocyjny materiał lekkostrawną syntezę
w sam raz dla laika gładkie wejście na pokład wszystko styka coś tonie

Metafora zajęcia wrogiego statku zdaje się w tym przypadku zaskakująco płodna – nie ma miejsca stałego, pewnego i danego człowiekowi na wyłączność. Nawet ciało ostatecznie okazuje się obcym, na którego naciągnięto jedynie bezszwową tkaninę skóry, ukrywający wewnątrz niedostępne światy. Jeśli stałość, to tylko w zmienności, dlatego „czas stoi ale wszystko gna”, dlatego „zmieniasz język | jak dżinsy” – nieustanne poszukiwanie nowych wrażeń, bodźców, szaleńcze tempo życia, przeradzają się w pragnienie „zrównania temperatur | wyrównania poziomów”. Okazuje się jednak, że każda proponowana przez podmiot przystań jest tymczasowa, a ostatecznie – niepewna. Statek, lotnisko, ciało stają się figurami retorycznymi podkreślającymi niejasny status człowieka w świecie. W końcu „na lotnisku pielgrzymi”, a więc podróżnicy, których ruch został tylko chwilowo zatrzymany; „odciski na stopach na ciałach płachty tkaniny bez szwów” symbolizujące niegościnność ciała, jego nieustanny bunt przeciwko właścicielowi; „przyklejasz się do wrażeń jak statek do piachu”, zastanawiając się, czy nie zatonie. Puwalskiej udało się w sposób niezwykle zaskakujący wyrazić, bądź co bądź znaną i poetycko przepracowaną, ontologiczną niepewność istnienia. Najciekawszą, reorganizującą sens wiersza metaforą, jest jednak „zmieniasz język jak dżinsy” – to bowiem nie tylko obserwacja społecznych trendów komunikacyjnych, lecz także metapoetycki namysł nad statusem języka wypieranego przez obrazy. Dlatego tak ciekawie wypada zestawienie abrodażu z wierszem przyleganie (uległość), w którym „jesteś bez słów | lecz z obrazów”, a tytułowe przyleganie przestaje dotyczyć jedynie „cudzych ciał i zmysłów gestów”, odnosząc się również do idealnie przylegających do ciała dżinsów.

Puwalska w sposób finezyjny i nienachalny broni rozpoznania o wypieraniu słów przez obrazy, nakładając na siebie wycinki rzeczywistości, wizje, tworząc swoisty katalog miejsc i wrażeń, w którym symultanicznie rozgrywane scenariusze życia są nie tylko zabiegiem retorycznym, lecz także realizacją całościowego projektu poetyckiego. Wystarczy przyjrzeć się warstwie językowej haki!, by dostrzec, że każdy wybór formalny jest uzasadniony, nieprzypadkowy: całkowity brak interpunkcji, współcześnie popularny i niewzbudzający już żadnych emocji, to w przypadku tego tomu sposób na dynamizację tekstu, nadania mu tempa kapitalistycznej rzeczywistości czy pędzącego czasu. Kreacyjny potencjał wierszy zawartych w hace! najpełniej objawia się podczas głośnej lektury, gdy brak przecinków, liczne przerzutnie i gęste wersy niejako wymuszają szaleńczy tryb czytania. Wrażenie to pogłębiają liczne określenia związane z dynamiką: „goni”, „prędzej”, „zdążyć”, „pędzi”, „upychasz”, łączące się pod koniec wiersza just in time z wizją wolnego, jednostajnego oddychania. Odczytanie wiersza zwraca także uwagę na zwielokrotniane przerzutniami sensy; ciąg logiczno-składniowy wierszy Puwalskiej jest zaburzony, nielinearny: słowa tworzą jednocześnie wiele połączeń i tak np. „zdążyć wszystko przed czasem” lub „przed czasem pędzi”, „skąd wiesz | co się przyda gdy nie wiesz” lub „nie wiesz jak się skończy więc chwytasz chwile”. Podkreślić należy także rolę rytmu w tekstach poetki: mimo, że pojawiające się od czasu do czasu rymy są niedokładne („czas by ogłuszyć przestrzeń by wykroić pasy gęste | długie sekwencje odłupanych dźwięków – powab z drugiego | rzędu chyba nie wystarczy”), wiersze są niezwykle melodyjne, dźwięczne, co potęgują liczne aliteracje, instrumentacje głoskowe. W tym przypadku warto przyjrzeć się choćby wierszowi soundbite, który zachwyca nie tylko warstwą dźwiękową, lecz także konsekwencją w realizowaniu poetyckiej wizji pomieszania kierunków, zamieniania kolejności wydarzeń, odwracania sekwencji ruchów: „ugryźć dźwięk żeby ładnie i żeby nic nie powiedzieć” to nie tyle akt milczenia, co połykania słów, mówienia do wewnątrz, więc znów – w przeciwną stronę.

To nie jedne poetyckie wyzwanie, które stawia sobie Puwalska; w wierszach nawiązujących do poematu Andrzeja Bursy Luiza, najistotniejsze staje się to, czego nie ma, a więc  „martwa perspektywa”, „rozpiętość odchodzenia”, „nieistnienie”, to, „czego nie dokonał”. Z niełatwym zadaniem obrazowania braku, poetka radzi sobie znakomicie, szczególnie w wierszu [występek], w którym próba odpowiedzenia na pytanie jak wygląda nieistnienie układa się w łańcuch potrójnych zaprzeczeń. „Luizy nie ma”, bo jest fantazmatem, nie żyje w ogrodzie, ponieważ jest poza nawiasem, „nie czeka”, zamknięta w bezczasie, bez szansy na „przedtem” i „potem”. Poetce udaje się gładko, niemalże niezauważalnie przejść między nieskończonym potencjałem rzeczywistości pełnej bodźców, wrażeń, uciech do całkowitego nieistnienia, anihilacji. Rozgrywany na przestrzeni tomu eksperyment Schrödingera zostaje zwieńczony w ostatnich wierszach, w których hiperkapitalizm ustępuje miejsca pierwotnej walce o przetrwanie. Tańczenie haki jest jednocześnie manifestacją siły, energii witalnej i przyznaniem się do strachu. Szczególnie ciekawie wypada w tym kontekście współczesna wersja maoryskiego tańca wojowników – haka zawodników rugby. To sposób zaklinania rzeczywistości, wyraz naiwnej wiary w moc przesądu, tradycji, która miałaby zapewnić człowiekowi poczucie bezpieczeństwa – metaforycznie haka byłaby więc sposobem kompensacji braku. Motyw ten pojawia się również w wierszach wyznanie wiary, oddech, rude pnie w białym mchu, zestawiony z chłodnym, analitycznym podejściem do świata, pogłębiającym dysonans między zabobonem, myśleniem magicznym a badaniami, wiedzą. „wiara w badanie żywej kropli krwi | wiara w uzdrawiającą moc imbiru i kurkumy | wiara we wszechwiedzę naszego terapeuty | (…) wiara w czerwone kokardki wiązane na przegubach rąk | żeby nikt nas nie urzekł żeby złe nie przyszło” jest nie tylko ironiczną hiperbolą ludzkiej potrzeby autoafirmacji, pewności, lecz także wyrazem głębokiego przerażenia wynikającego z nieustannej zmienności, niepewności. Podmiotka patrzy na absurdalne zaklęcia współczesnego człowieka z dużą dozą ironii, jednak ostatecznie jej spojrzenie nie jest pozbawione współczucia.

Nieustanne miotanie się, przemieszczanie lub choćby markowanie ruchów podmiotu oraz adresatów wierszy napędza cały tom. To, co stałe i niezmienne nie satysfakcjonuje, dlatego „do punktu sprowadzasz nudny nadmiar w sobie” – nie bez powodu dynamika ruchów zestawiona jest ze statycznymi widokami, pejzażami („ogródki działkowe”, „zawody festyny procesje”). Choć rozpościerane w hace! obrazy są szczegółowe, drobiazgowe, wynika to raczej z arbitralnego wyboru detalu, a nie dokładnej i pogłębionej analizy: „uważność w nadmiarze potrafi być zabójcza”, dlatego świat haki! sprowadza się do synekdochy. Puwalskiej udaje się zestawić obrazy w taki sposób, by ich mozaika możliwie najpełniej reprezentowała nieskończony potencjał rzeczywistości, by moment, w którym kot jest jednocześnie żywy i martwy trwał na tyle długo, by możliwym było przeżycie wszystkich dostępnych scenariuszy.

Agata Puwalska, haka! (Biuro Literackie 2021)

Ilustracje: Katarzyna Mielcarek


Karolina Górnicka (1997) – studentka filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. Publikowana w czasopismach „KONTENT”, „Strona Czynna”. „8. Arkusz Odry”, „biBLioteka”. Interesuje się związkami literatury z ekonomią oraz kosmosem.

Katarzyna Mielcarek – ur.14 grudnia 1983 roku w Piotrkowie Trybunalskim. Absolwentka Historii Sztuki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Studiowała również Kulturę i Języki Słowian na Uniwersytecie Jagiellońskim. Artysta wizualna i aktorka, obserwatorka i animatorka życia kulturalnego, artystycznego i społecznego. Od 2017 roku członkini grupy nieformalnej Arteosis inicjatywy propagującej sztukę z szeroko pojętego nurtu Outsider Ar. Współpracuje z krakowskim Stowarzyszeniem Psychiatria i Sztuka im. dr Andrzeja Kowala oraz Stacją Badawczą Outsider Art przy ul. Kalwaryjskiej 29 w Krakowie. Eksperymentuje w obszarze różnych mediów. Prowadzi systematyczną działalność artystyczną. Istotny jest dla niej problem przenikania się różnych kultur, znaczeń, języków i symboli, pozwalający wyrazić prawdę o człowieku w złożoności jego bytu. Uczestniczyła w kilku wystawach zbiorowych. Rok temu miała miejsce jej pierwsza wystawa indywidualna pod tytułem Kici – Budda