Faza Bieżąca – Z palącej potrzeby lasu. Mirka Szychowiak – „Kup mi las”

| Opublikowano w: Faza Bieżąca, publicystyka

W historii III Rzeczpospolitej las jest czymś więcej niż zwyczajnym kompleksem roślinności z dużym udziałem drzew, świata zwierzęcego i czynników przyrody nieożywionej. Nic więc dziwnego, że w najnowszej książce Mirki Szychowiak stał się nadrzędną metaforą, która łączy politykę demokratyczną, krytykę kapitalizmu i kolejne etapy wywłaszczania człowieka ze sfery natury. Kup mi las nie dotyczy jedynie ścinanych drzew – tom rodzi się z autentycznego nieposłuszeństwa obywatelskiego.

Na nowy tom Szychowiak składa się 30 wierszy – nieprzesadnie skomplikowanych, ale za to o ogromnej sile językowej komunikatywności – formalnie przypominających dynamiczny zapis rozmowy z nie do końca precyzyjnie określonym adresatem. Autorka Trzeciego migdała nawiązuje nie tylko do konwencji liryki inwokacyjnej, ale również do poetyckiej epistolografii. Lament nad ginącą naturą szybko przeradza się w gniew, a nawet zapowiedź przemocy i zemsty: „Słuchaj uważnie, w moim lesie musi być przecież / ambona – przestań się zasłaniać ochroną środowiska / u zacznij wreszcie poważnie traktować moje listy. / Ona nie jest dla myśliwych, którzy zjawią się, by zabijać. / Ambona jest dla mnie – będę do nich strzelać, kiedy / przyjdą tu, żeby zapolować, wytłuc. Doszło wreszcie?” (s. 17).

Głównym motywem Kup mi las jest oczywiście konflikt o naturę. Szychowiak bardzo udanie łączy perspektywę jednostki z opowieścią o systemowej przemocy i globalnych zmianach. Autorka pisze zatem o podwójnym wykorzenieniu: chodzi nie tylko o dosłowną amputację organu roślin, ale również o rugowanie człowieka z pierwotnego matecznika: „Niedawno przyjechał tutaj Walerek ze Śląska / i dali go piętro wyżej. Pilnują, żeby nie umarł, / bo on nie chce żyć. Przez pięćdziesiąt lat miał / duży las za domem. Wycięli w pień skurwysyny / i Walerek się skończył. Jest tylko zgarbione ciało, / a w środku nie ma nic” (s. 14). Książka Szychowiak problematyzuje kwestię współzależności natury i człowieka – napięcie między nieuchronną katastrofą a obsesyjnym poszukiwaniem zielonego azylu. Stąd właśnie żądanie sformułowane już w samym tytule tomu.

Poetyka Szychowiak mocno czerpie z tradycji aktywistycznej. Istotna jest tutaj tradycja najgwałtowniejszych konfliktów o naturę, które przybrały na sile w ciągu ostatnich latach. Mam na myśli np. protesty ekologiczne przy okazji budowy obwodnicy augustowskiej (w pierwotnych założeniach przebiegająca przez Dolinę Rospudy), walki o Puszczę Białowieską, a także spacery po obszarach, na których miało odbyć się masowe polowanie na dziki pod koniec 2018 roku, zainicjowane przez Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi w celu zwalczenia afrykańskiego pomoru świń (warto podkreślić, że na podstawie specjalnego rozporządzenia za odstrzeloną samicę można było uzyskać 650 zł). Książka Szychowiak powstała w bardzo ważnym momencie – barbarzyńska polityka gospodarowania naturą nie zmieniła swojego kursu. Taktyka bezrefleksyjnej eksterminacji słabszych osobników i chorych elementów – koncentrująca się na wielu obszarach – prowadzi do niesamowitego spotwornienia przyrody, co prowadzi do nagłego wzrostu ryzyka. Kup mi las to poruszające świadectwo ludzkiej krótkowzroczności i pomylenia przyczyn zagrożenia z ich realnym rewersem: ptasia grypa, choroba wściekłych krów, smog i katastrofa klimatyczna są przecież faktycznym odbiciem nieumiejętnego gospodarowania naturą, epidemicznej hodowli i obsesyjnej konsumpcji, a nie wyjątkami podlegającymi masowej eksterminacji w myśl faszystowskiej zasady „wybij i wyrąb”. Spór zarysowany w książce Szychowiak to coś więcej niż konflikt o kawałek ziemi – to walka o życie: „Może nie wykupimy wszystkich lasów i łąk, / nie przeniesiemy się do wyniszczonych miejsc, / które potrzebują opieki, ale upomnimy się głośno / o wszystko co żywe. Nie będzie już spocznij, nie / będzie że nie warto” (s. 36).

Bez wątpienia Kup mi las jest twórczością zaangażowaną, odsłaniającą zjawiska biopolityczne, które powstają na styku natury i działalności człowieka. Warto jednak podkreślić, że wiersze Szychowiak nie deprecjonują doświadczenia jednostkowego – „ja” liryczne przebija się na pierwszy plan: „I taki mam plan – nie próbuj mnie przekonywać, / że to tylko chwilowa schiza, bo na tym to akurat / dobrze się znam. Teraz będzie po drugie, uważaj: / zacznij się rozglądać za dużym lasem, będziesz go / musiał dla mnie kupić. To może być gdziekolwiek” (s. 10). Jednocześnie poszczególne utwory przedstawiają bardzo symptomatyczny model komunikacji w świecie zdominowanym przez stosunki kapitalistyczne – główna bohaterka wierszy wchodzi w kolizyjny agon z siłami, które mają ją odizolować, wywłaszczyć z autonomicznej ekspresji, a także pozbawić społeczno-politycznego uznania. Niektóre utwory – utrzymane w konwencji donosów i kontrfaktycznych listów – sugerują, że podmiotka może być zamykana w osobnej przestrzeni, co oczywiście przywołuje historyczny dyskurs medykalizacji i hospitalizacji osób uznanych za szalone (czyli z perspektywy politycznej po prostu niebezpieczne dla konkretnego porządku interesów jednej grupy): „Donoszę, że nasi podopieczni zachowują się / podejrzanie, zbierają w grupach, mówią tylko / półgłosem, ale kiedy się pojawiam – milkną. / Jest wśród nich kobieta, która, mam wrażenie, / pełni jakąś ważną rolę; uważam, że trzeba / przyjrzeć się uważnie jej oraz korespondencji” (s. 25). Poetyka zaangażowana Szychowiak nie wyczerpuje się jedynie w modnej formule ekopoetyki – jest otwarta na inne pluralistyczne formy polityczności, w tym również feminizmu, dlatego wspólnotowość postulowana w utworach nie wyczerpuje się w jednej kategorii tożsamości. Płciowość sąsiaduje z klasowością i regionalnością, tworząc afektywne sojusze, coraz mocniej naciskające na demokratyczny konsensus. Wyłania się z tego następujący postulat: poezja wciąż jest walką o życie (również nieludzkie), które jest wartością przede wszystką samoistną, a nie produkcyjną czy społeczno-użytkową – podobnie jak sama przyroda. I właśnie taka deklaracja jest zarzewiem niezgody na rosnące bezprawie: „Marzy ci się państwo policyjne, ale / źle trafiłeś. Oni przecież uciekli przed / bezprawiem, które rozwaliło im głowy, / a my musimy to wyprostować, ile tylko / nam się uda. A tutaj zjawia się nagle / tajny, pożal się Boże, agent i będzie mi / prywatną korespondencję czytał” (s. 26).

Na szczególną uwagę zasługuje wspólnotowy potencjał książki Szychowiak. Z jednej strony poetka wytwarza ekwiwalentną reprezentację rzeczywistości (dość dobrze znanej), aby następnie ją krytycznie przenicować w celu zwiększenia świadomości klasowej. Z drugiej strony na tych zgliszczach realności rozpoczyna się kulturowa produkcja kolektywnych marzeń, których wektor zwraca się w kierunku inkluzyjnej przyszłości: „Załatw mi tyle Polski, żebyśmy się wszyscy / w niej zmieścili. Nienawidzę lewych targów, / układów, ale to sytuacja absolutnie wyjątkowa. / Przepłać, przekup ich. Jesteś w tym mistrzem […] My sobie wszystko urządzimy od nowa. Bez nich […] Jeszcze tylko tej Polski załatw, żebyśmy się mogli / w niej ukorzenić. Potem idź swoją drogą. Płakać / nie będziemy, mamy ważniejsze sprawy. Świat / ocknął się wreszcie i zaczyna się o nas upominać” (s. 35). Zaangażowaniem można nazwać po prostu płomienne pragnienie zmiany – również tej w ramach społecznej widzialności. Klasy pracujące, klasy ludowe, wspólnoty egzystujące na obrzeżach Polski przydrożnej wreszcie wtargną do pola politycznego i będzie to prawdziwie rewolucyjny ruch, a nie populistyczna dyfuzja czy przesączanie administrowane przez neoliberałów: „Zaczynamy się budzić / i nie chcemy już nigdy czegokolwiek przespać” (s. 36). Nowa wspólnota nie chce prześnionej rewolucji – radykalnie domaga się sprawczej metamorfozy stosunków politycznych i własnościowych. Poezja Szychowiak rozbudza kolektywne emocje i przylega do ciał marginalizowanych klas, zatem w przeciwieństwie do intelektualnych zabaw słownych, których autorzy odwracają się plecami do społeczeństwa, nie porzuca marzenia o sprawczości słowa, rozumianej zarówno jako forma kształtowania odrębnej podmiotowości wspólnoty, jak i umiejętność realnego wpływania na decyzje polityczne, ekonomiczne i społeczne.

Walerek ze Śląska, któremu wycięto las za oknem. Henryczek, który pracował na cmentarzu otoczonym lipami. Agata, której wytruto wszystkie psy. Szczepan, który osiwiał w jedną noc po przybyciu ciężkiego sprzętu na teren lasu. Bliźniacy z Podlasia, którym ktoś spalił cały dom. Wiersz jest zaludniany przez tłum, który dla politycznych elit był jedynie odbiciem społecznej negatywności, zbieraniną niezdolną do wyprodukowania jakiejkolwiek wartości. „Niby obcy dla siebie, a tacy podobni. Co nas łączy, / że wyglądamy jak po jednej matce? Myślę o tym / od wczoraj. Współodczuwamy jak bliźniacy, nie? / Coś nas łączy i już pora, by to ustalić. Potem każdy / odsłoni oczy, ale na razie po prostu się przytulmy” (s. 15) – nowa wspólnota jest niezwykle empatyczna i otwarta, a z jej literackiego przedstawienia wyłania się – mówiąc po rancière’owsku – próba poszerzenia sfery politycznej widzialności. Życie w lesie staje się metaforycznym azylem dla klas, które – podobnie jak samą naturę – rządzący chcą doprowadzić do stanu maksymalnej dyspozycyjności, plastyczności, eksploatacji, skrajnie limitowanego przez prosty rachunek ekonomiczny.

W poezji Szychowiak dochodzi zatem do wyłamania spod dominującego prawa monokultury, które nie ogranicza się jedynie do systemu leśnego bądź rolniczego. Na co skazuje monokultura? Odpowiedź jest dość prosta: „Nie podoba mi się ta cisza. Przecież świat jest dosyć / hałaśliwy, nie sądzisz? Jakiś obłęd. Nie rozmawiałam / jeszcze z nikim, boję się. Czy w takim miejscu można / odnaleźć spokój po tylu stratach? Nawet te ogrody / są sztuczne, plastikowe, nic nie pachnie, nic nie szumi, / nie śpiewa. A gdzie wszystkie ptaki? Też je zamknięto?” (s. 8). W świecie Kup mi las szaleje kapitał i w niczym teorii Michela Foucaulta dochodzi do „wielkiego zamknięcia”. Zresztą, motyw zamykania podmiotki w dyscyplinującym zakładzie przywołuje widok statków szaleńców, który wcale nie był przecież przesadnym zmyśleniem – już od średniowiecza władza ekspediuje „wariatów”, zakłócających interes i porządek klas panujących, wysyłając ich w straceńczą podróż w nieznane. Ta kwestia jest wyrażona w książce dość eksplicytnie: „Dowiedziałam się, że w rozmowie ze specjalistami / w tutejszym pożal się Boże – raju – nazywasz nas / świrami. To chyba komplement, w każdym razie nikt / nie był obrażony, przeciwnie. Na szczęście tylko ja / wiem, że dla ciebie świr, to ktoś stracony – niby / człowiek, ale wewnętrznie wypatroszony, mała / marionetka na sznurkach, czyli – jak pociągniesz, / tak zatańczy. Zawsze uzależniona od normalnego” (s. 20). Żądanie kupna lasu to tak naprawdę prośba o azyl dla istot, które z przyczyn społecznych i środowiskowych szukają nowej ziemi do zasiedlenia i stworzenia przyszłości na nowo. Wiersz jest ważną przestrzenią do tworzenia takiej potencjalnej wspólnoty. Jeśli założymy, że las to przede wszystkim zbiór dynamicznych relacji, a nie statyczny zbiór rzeczy (gotowych do wyjęcia lub wyrąbania), to nowa wspólnota również będzie czymś względnie paralelnym, czyli procesualnym, otwartym, burzącym hierarchię klasową i opozycję między człowiekiem a naturą.

W Polsce narracja o lasach i drzewach jest dość polonocentryczna i silnie nacjonalizowana, co oczywiście nie przekłada się na bioróżnorodność i dbanie o stan przyrody (w innych kategoriach niż imperatyw gospodarczej rentowności). Dlatego tak ważne jest stworzenie literackiej narracji alternatywnej, postulującej stworzenie leśnego azylu dla wszystkich nieuznanych przez dominujący system stosunków społecznych. Doskonałą próbą takiego ujęcia jest książka Kup mi las Mirki Szychowiak – tomu nierezygnującego ze splotu aktywizmu ekologicznego i indywidualnego doświadczenia.

Mirka Szychowiak, Kup mi las, wydawnictwo papierwdole-Katalog Press, Ligota Mała-Dùn Èideann 2021.

Ilustracja: Piotr Burzyński


Michał Trusewicz – krytyk literacki, studiował polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Były redaktor pisma literackiego „Wizje”. Publikował w wielu miejscach. Ostatnio wydał książkę poetycką Frakcje i powieść Przednówki. Mieszka w Poznaniu.

Piotr Burzyński – ukończył Liceum Plastyczne w Jarosławiu i Wydział Pedagogiczno-Artystyczny Uniwersytetu Rzeszowskiego na specjalizacji grafika/linoryt. Za inspiracją węszy w czeskiej literaturze, w kresce Moebiusa i w czerwonych oczach węża Nidhogg’a, w kinie lat 90-tych, w nocach na ziemi Jima Jarmusch’a, w “Silent Treatment” The Roots i w tej ciemnej przestrzeni pomiędzy gwiazdami.