Rozpływaj się czytałem na balkonie, w upale, grzęznąc w gęstym, ciągnącym się lecie, takim samym, jakie kilka lat temu przyszło mi spędzać w jednym ze śląskich miast. W skwarze, przy betonie i czerwonej cegle włóczyłem się wtedy pośród hałd i poprzemysłowych ruin, osiedli familoków i wyłaniających się zza nich budynków typu Lipsk, blaszaków Społemu i jaskrawiących się na zielono Żabek.
Region próbowałem poznać i zrozumieć spacerami. Najwięcej jednak dowiedziałem się o nim pracując w jednej z restauracji, gdzie jeden z kucharzy, bez przerwy krojąc coś w drobną kostkę, opowiadał. W głowie rozdrabniał mi Śląsk, dzielił go na pojedyncze historie, anegdoty, niektóre brzmiące fantastycznie: jak ta o tym koledze, co całe mieszkanie miał opróżnione z rodziny, bo ta pojechała do Niemiec; albo ta o grasujących po mieście wyznawcach Szatana, co niby w ramach rytuału, na miejscu dawnej jednostki wojskowej, utłukli kiedyś jakiegoś młodego chłopaka (albo i dwóch, nie pamiętam). Obie opowieści, między wieloma innymi, nasyconymi społeczną wrażliwością i poukładanymi w logiczne warstwy, odnalazłem w najnowszej książce Anny Cieplak.
Historie, rozpięte w książce na przestrzeni trzech okresów: lat 90., lat 00. i współczesności, reprezentowanych głównie przez lata 1999, 2009, 2019, to losy czterech bohaterów: Marcy, Jana, Aliny i Roberta – narratorów opowieści, dorastających na wspólnym podwórku w Rudzie Śląskiej. Nestoruje im Omama – hybryda śląskiej babci – „omy” i mamy, towarzysząca od najmłodszych lat w zastępstwie rodziców, nieobecnych z przeróżnych powodów:
Wyjeżdżają. Moja matka też. Ojciec już teraz chleje na potęgę i gada o socjalnej likwidacji. Zapamiętałem to słowo, bo fater powtarza je za telewizją regionalną, a mógłby po prostu powiedzieć: „ruchanie górników”. Ja idę na ochroniarza. Szukają teraz wszędzie, jakby było czego strzec.
Od wyjeżdżania, ciągłego ruchu, niczego stałego i biedy Rozpływaj się wychodzi. Otwierająca powieść końcówka XX wieku to nędza w cieniu upadającego przemysłu, zmuszająca do dojrzewania w trudnych warunkach, ale także – zawiązująca wieloletnie znajomości, zmieniające się i powracające w kolejnych latach. Losy Omamy nawigują czwórką dorastających głównych bohaterów – kiedy ta także wyjeżdża, objawia się im dorastanie – z beztroską i poszukiwaniami; kiedy wraca, na łeb Marcy, Jana, Aliny i Roberta spada dorosłość. Przez Omamę, która babcią jest tak naprawdę tylko dla dwóch z czworga, wszyscy są jak powracająca do siebie przewlekle wielodzietna rodzina z Rudy Śląskiej. Jej członkowie swoje doświadczenia opisują odrębnie, narracja podzielona na cztery postacie subiektywizuje wydarzenia, pokazuje je z innych perspektyw.
Wszystko dzieje się w ramach zmieniającego się regionu – bohaterowie „płyną” z nurtem jego przemian i mitów. Od familoka, na którego starych murach zakwitają satelitarne anteny, przeszkadzające później tym, co jego okolicę planują przekształcić w park kulturowy, przez osiedlowe sklepy przeobrażające się w franczyzy sieciowych delikatesów, po katowicką Superjednostkę – wybudowany w latach 70. XX wieku blokowy masyw o statusie osiedla, porównywany do corbusierowskich maszyn do mieszkania i jego zmieniające się na przestrzeni lat role: PRL-owskiego modelowego obiektu do mieszkania, później szafy na burdele, w końcu anonimowego mrowiska poprzetykanego lokalami na wynajem krótkoterminowy.
Na przekroju Superjednostki mogłabym rozpisać całe kalendarium wzlotów i upadków Górnego Śląska, w których też sama biorę udział – mówi Alina, katowicki blok zamieszkująca chociażby z wróżką. Tarocistka z blokowiska to nie jedyny w „Rozpływaj się” element magiczny – są w tej opowieści rodzinne efemerydy, jak nie widziany przez lata rodzic, klątwy czy sataniści – ci sami albo tylko trochę podobni do tych, o których – jakby mówił najprawdziwszą legendę – opowiadał mi kiedyś śląski kucharz.
Stan rozpływania się, nic stałego, w ujęciu śląskim opisywano wcześniej. O emigrantach ze Śląska w felietonie w Gazecie Wyborczej pisał chociażby Kutz przypominając, że ci nigdy nie wyrzekli się polskiego paszportu, ponieważ zostawili tu krewnych i bliskich[1], wracali do zmieniającego się heimatu.
Książka Anny Cieplak to powroty, zmiany czy przeplatane przez niezwykłe wydarzenia „krzątactwo”, które fragmentem tekstu Jolanty Brach-Czainy przywołuje autorka na początku książki:
Wiemy przecież, że nie każda czynność jest znakiem i nie każde zdarzenie rozświetla wartości. Przyjmujemy, że oprócz rzadkich zdarzeń niezwykłych, które domagają się uwagi, istnieć musi też tło egzystencjalne, szara codzienność, o której lepiej nie myśleć. Nie ma o czym[2].
[1] Koślawość jako cnota, K. Kutz, „Gazeta Wyborcza”, 13.06.2008, „Fizymatenta”, Warszawa 2017
[2] Krzątactwo, J. Brach-Czaina – Szczeliny Istnienia, Warszawa 2018
Anna Cieplak, Rozpływaj się, Wydawnictwo Literackie 2021
Ilustracja: Michalina Mosurek
Jacek Paśnik (ur. 1997 w Łodzi) – studiuje architekturę i potyka się o płyty chodnikowe na blokowiskach. Publikował m.in. w „Popmodernie”, „Szumie”, „Wizjach”. Prowadzi stronę „Dzieci Neo”
Michalina Mosurek – rocznik ’94, ukończyła studia na Wydziale Grafiki ASP w Krakowie w Pracowni Projektowania Książki. Na co dzień pracuje jako projektant graficzny, oprócz tego rysuje, projektuje okładki i składa książki.