Faza bieżąca – Nadstawianie ucha. Recenzja “Nucić” Mateusza Żabolickiego

| Opublikowano w: Faza Bieżąca, publicystyka

Nikt nie słucha znanych głosów

Charles Bukowski, Kobiety

Zdarza się, że podczas oglądania serialu pytasz Asystenta Google: „co to za piosenka” i odkrywasz nowego wykonawcę, na punkcie którego możesz mieć obsesję. Choć zdawać by się mogło, że w środowisku literackim wszystkie głosy poetyckie zostały podzielone i przyporządkowane, a kategoria innowacyjności w ocenie poezji już dawno się wyczerpała (tak samo jak muzyczne metafory), debiutancki tom Mateusza Żaboklickiego udowadnia, że można być nie tylko poetą zrozumiałym albo niezrozumiałym, zaangażowanym albo angażującym, założycielskim albo epigońskim. Nucenie u Żaboklickiego to nie tylko ekspresja dobrego humoru, lecz także sposób na dodanie sobie otuchy, ukrycie zdenerwowania czy niepokoju. To świadome wyrzeczenie się słów na rzecz samej melodii, rezygnacja z donośnego komunikatu na rzecz niezobowiązującego dźwięku w tle. A mimo to, kiedy natkniesz się na wiersze poety, nienarzucające się, raczej wycofane, robiące chórki u Rihanny, w dupie masz wielkie gwiazdy, jej zniewalające nogi i serial. Słuchasz tylko nucenia wysokiego bruneta, żonatego.

W tej czytelniczej odmowie słuchania znanych głosów kryje się nie tylko bunt wobec popularności, lecz także pragnienie zmiany. Zdaje się więc, że zamienianie, podmienianie, przeinaczanie jest naczelnym zabiegiem wykorzystywanym przez warszawskiego poetę. To sposób oswajania niepewnej rzeczywistości, którą poezja Żaboklickiego próbuje przećwiczyć. Nie tak, a inaczej, nie rap, a coś innego, nie mobilny, a debilny. Jak na okładce książki pisze Marta Koronkiewicz: „[..]wspólnym mianownikiem – tematem naczelnym? – jest w nucić szeroko rozumiana niepewność: socjoekonomiczna, tożsamościowa, codzienna niepewność siebie w różnych społecznych rolach i sytuacjach”. Nie jest to strach powierzchowny czy kokieteryjny; choć ubrany w niezobowiązującą, lekką formę, wyraża ontologiczny niepokój, daje ujście obawom o integralność własnego „ja”, o możliwości istnienia. Kiedy podmiot staje w obliczu niedorzecznego pytania: „[…] Czy zawsze pan był / otyłym facetem i właśnie tak pyta / Czy byłem facetem zawsze nie Czy byłem / otyły zawsze tyko Czy facetem”, niepokój wzbudza nie podważenie jego męskości – wielokrotnie w trakcie czytania tomu dostrzec można przejawy sprzeciwu wobec binarności płci, próby zerwania  ze stereotypowymi rolami płciowymi – a zwątpienie w zasadność własnego istnienia. „Czy byłem facetem zawsze” to dla podmiotu nie pytanie o płeć, a o sprawczość: „[…] Czy to ma znaczenie / co ja sobie o sobie”, na które, na szczęście, nie trzeba udzielać żadnej odpowiedzi. „Sobie myślę”, a więc nucę – pod nosem, w tle, od niechcenia.

Warto jednak zauważyć, że zmagania z własną fizjologią dotyczą nie tyle niedoskonałości ciała, co niedorzecznością wyobrażeń na jego temat – w Cyckach to strach przed publicznym rozbieraniem się („latem zawsze trochę drżałem / że ktoś będzie miał ten pomysł / koszulki na bez koszulek”), a w znakomitym wierszu Gorąco przed mitem fallocentrycznym:

niestety penis mój
nie jest dostatecznie długi
żeby od stóp do głów
ochronić mnie i schować


w chłodzie członka
w prącia cieniu
pod żołędzią
w okamgnieniu


niestety penis mój
nie jest dostatecznie szeroki
żeby cień rzucić od dłoni
do dłoni jak ręce
nieświadome bezradnie
rozkładam jak mówię
jak odważam się mówić


przepraszam chciałbym
żeby mógł w jego cieniu
każdy zmieścić się
ty i ja i mama i tata i
ciemno i chłodno i cicho
bezpiecznie tak w cieniu
w cieniu prącia mojego


w chłodzie członka
w prącia cieniu
pod żołędzią
w rozprężeniu

Obsesja na punkcie posiadania dużego penisa staje się tematem piosenki, za pomocą której podmiot porzuca przyciężkawy dyskurs mówienia o genitaliach, a także wyjaskrawia, wyśmiewa presję porównywania, mierzenia członka. Monstrualny penis staje się totemem pozbawionym patosu i wzniosłości, groteskowym reliktem przeszłości. Rytmiczność, refreniczność i rym sprawiają, że Gorąco przede wszystkim świetnie brzmi – a jego refren tkwi w głowie jeszcze długo po odłożeniu książki, powracając namolnie jak radiowy dżingiel.

Należałoby podążyć tropem brzmienia wierszy Żaboklickiego – choć ich tematyka jest szalenie współczesna, to właśnie niegdysiejość ich budowy, rytmu zwraca uwagę. W tomie znajdziemy nie tylko piosenki, jak choćby wspomniane już Gorąco, Piosenka I (loop), czy Piosenka II, lecz także trzynastozgłoskowiec Mediolan , czy, zbudowany zgodnie z antycznymi zasadami metryki, Noc tysięczna i pierwsza. Ich niedzisiejszy urok trafnie skomentowała Marta Koronkiewicz: „Tym, co Żaboklickiego tu wyróżnia – i co czyni owe motywy ciekawymi – jest specyficzny rodzaj anachroniczności, charakterystyczny dla całego projektu, z którego powyższe wiersze zostały wyjęte”. Mimo, że autor porusza zasadnicze dla współczesnego człowieka kwestie, stroni od patetyzmu, wielkich kwantyfikatorów i moralizatorstwa – w jego wierszach znajdujemy jednocześnie zalotność, żartobliwość młokosa oraz stoicki dystans wobec poruszanych problemów. Co należy szczególnie docenić, złotym środkiem Żaboklickiego nie jest ironia, a raczej pobłażliwość: wobec świata i siebie.

Być może dlatego nie da się precyzyjnie określić wieku podmiotu wierszy: zdaje się, że czasami przemawia przez niego dzieciak, innym razem student, czasami podstarzały facet. Dotyczy to również pojawiających się postaci: „Czemu kupujesz wódkę w Biedronce / smutna dziewczyno w koszulce z pikaczu? Wódka jest Wyborowa, a czternasta trzydzieści. / Na różowym tle pikaczu jak dobre cukierki. […] Nie proszę o dowód. Smutek, który widzę, / ma tysiące, miliony lat, pamięta wszystkie / wódki, kasjerki i stałych klientów. Nie / możesz być od niego jakoś znacznie młodsza”. Dopiero tytuł wiersza – nawiązujący do śmierci właściciela spółki Jeronimo Martins, a więc również sklepu Biedronka –doprecyzowuje kontekst sytuacji, zmieniając ją z przypadkowej scenki rodzajowej w, choćby cząstkową, diagnozę polskiego społeczeństwa. W wierszach Żaboklickiego nie brak więc polskości, a nawet polaczkowania – niby mimochodem pojawiają się tu wątki martyrologiczne, wódka i papierosy, relacje z sąsiadami, a także nazwy polskich ulic i warszawskich mostów. Na próżno szukać w nucić piękna – przedstawiony krajobraz jest przybrudzony, zadymiony, szary jak w Piosence II, a niesprawiedliwość społeczna staje się ledwie dostrzegalnym jego elementem. Autor po raz kolejny wyprowadza czytelnika w pole: personifikacja miasta to zabieg odciągający uwagę od realnego problemu wysiedlania mieszkańców kamienic. Im bardziej „doświadczony spadkobierca”, tym szybciej pozbywa się niechcianych lokatorów – to nie ożywione miasto, a bardzo konkretna klasa posiadających połyka, pragnie, gasi pożar w brzuchu, zniewala i burzy:

[…]
miasto mnie połyka
ja mu w gardle staję
łaskoczę je w przełyk
ono odkasływa

kamienicę doświadczony burzy spadkobierca
ma w sobie i w opiece wiecznych podopiecznych
podopieczni odchodzą bezwolnie i szybko
kamienicę doświadczony burzy spadkobierca

miasto ciągle pragnie
i pić nie przestaje
gasi pożar w brzuchu
gasi go od zawsze […]

W najnowszym tomie Żaboklickiego nie brak więc prób demaskacji – czasami jawnie szyderczych i prześmiewczych, czasami nieuniknionych, mimowolnych. Być może dlatego ciężar semantyczny tomu przypada na wiersze Utopia i Lala, wyjaśniające organizującą książkę metaforę nucenia: „[…] (co gorsza, nucił razem z solówką). / Nucił brzydko, nieczysto, jakby coś całkiem innego”, „Ty tak (tak mu mówię) nucisz, jak gdybyś pozował,/ Davidzie, jak gdybyś nie z serca wcale”. Tropienie staje się misją podmiotu – tym dobitniej oddziałuje figura znanego wokalisty Pink Floyd skontrastowana z „małą i bosą” dziewczynką z wiersza Lala. Stawką nie jest wydawanie czystego dźwięku, a raczej szczerość („nucisz, jak gdybyś pozował”). Odkrycie nieuczciwości przygotowuje podmiot „na kolejne konfrontacje z gigantami”, które wcale nie są wielkimi muzycznymi gwiazdami – to gombrowiczowskie gęby, a więc pozy, stereotypy, maski, fundowane innym ludziom. Poeta zdaje się mówić, że dopiero intymność nucenia – zbyt cichego, niedbałego, dla siebie, nienastawionego na słuchanie, nadaje mu wartość:

[…] nucisz o deszczu sukience i piersi
nucisz o rdzy i warkoczu
nucisz ja moknę i śpię nie mądrzejszy
i strzelam tylko
bo nie wiem o czym


mokniesz i nucisz można tylko nucić
nie ma nic oprócz nucenia
nucić za cicho pod nosem i budzić
pamięć o pieśniach
i przerażenie

I znów zamiana: zamiast gwiazdy, dziewczynka. Autor nucić proponuje nieskończoną zabawę, niwelującą nieco nieustannie towarzyszący niepokój. Kiedy w Rap zamiast czegoś innego podmiot mówi: „coś innego zamiast czegoś innego / wszystko jest zamiast czegoś / coś innego zamiast czegoś innego / wszystko jest zamiast czegoś”, sprzeciwia się presji dokonywania dobrych wyborów, ale też wybierania w ogóle. Podstawianie, często nielogiczne i komiczne,  ma w nucić potencjał sensotwórczy: obnażając przypadkową łączliwość miedzy zjawiskami, zachęca do budowania własnych, intymnych połączeń. Celowo więc errata zamiast wiersza, debilny zamiast mobilnego, nie-facet zamiast faceta, zamiast w dal, w coś bliskiego, zamiast głośno, mamrocząc.

Nucić to żyć. Nieczysto, pod nosem, by dodać sobie otuchy, dla samego siebie, mimochodem. A jednak to ten niewyraźny, nieprzeznaczony do słuchania głosik sprawia, że pytasz Asystenta Google „co to za piosenka”. Debilna, polecam.

Mateusz Żaboklicki, Nucić, Dom Literatury w Łodzi / SPP Oddział w Łodzi

Ilustracja: Maciej Bykowski


Karolina Górnicka (1997) – studentka filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. Publikowana w czasopismach „KONTENT”, „Strona Czynna”. „8. Arkusz Odry”, „biBLioteka”. Interesuje się związkami literatury z ekonomią oraz kosmosem.

Maciej Tadeusz Bykowski – grafik, ilustrator. Placet experiri. Instagram: @dateux