Faza Bieżąca – Kwaśna historia brzmienia acid

| Opublikowano w: Faza Bieżąca, publicystyka

Narodziny legendy

Historia brzmienia acid, które jest fundamentalne dla kultury rave, rozpoczyna się wraz z wynalezieniem syntezatora dźwięku o nazwie Roland TB-303. Jego twórcą był japoński inżynier Tadao Kikumoto i powołał go do życia w 1981 roku. Produkcja trwała zaledwie 18 miesięcy i wydawać by się mogło, że urządzenie to wyląduje na śmietniku historii. Los jednak zadecydował inaczej i powierzył mu misję zrewolucjonizowania amerykańskiej muzyki house.

Sprzęt początkowo miał syntezować linię gitary basowej i być jedynie dodatkiem do automatu perkusyjnego TR-606. Jednak grupa docelowa, jaką byli „bedroomowi” gitarzyści, nie zainteresowała się specjalnie małym Rolandem. Jego dziwny, niepokojący dźwięk w niczym nie przypominał tradycyjnego brzmienia basu. Kłopoty sprawiała też sama jego obsługa. Gałki były niewielkie i nie przekręcały się łatwo i wygodnie. 16-stopniowa zmiana tempa stanowiła wyzwanie. Dołączona do niego instrukcja obsługi w języku japońskim uniemożliwiała szybkie rozszyfrowanie możliwości TB-303. Wszystkie te czynniki spowodowały, że po sprzedaniu zaledwie 10 tys. egzemplarzy producent wycofał syntezator z rynku.

Wczesne lata 80.

Zanim jednak TB-303 zmienił bieg historii muzyki elektronicznej, udało mu się zawitać w paru hitach niezwiązanych z gatunkiem house czy techno. Pojawił się między innymi w hicie szkockiej grupy Orange Juice Rip it up, zgodnie z założeniem producentów, czyli jako akompaniament do gitary prowadzącej. Kawałek dotarł do szczytów brytyjskich list przebojów, a grupa już nigdy nie powtórzyła takiego „sukcesu”. Kolejnym utworem, w którym zagościł syntezator, było Let the music play w wykonaniu Shannon. Choć disco w 1983 roku nie należało już do gatunków popularnych, to ten track odrodził je w nowej postaci „dance-popu”. Sekwencer wszedł również w mariaż z hip hopem i uraczył basem choćby kawałek Mantronix Bassline w 1985 roku.

Mimo to, w związku z brakiem ogólnego zainteresowania sprzętem, 303 był niezwykle tani. Traf więc chciał, że jeden z egzemplarzy znalazł się w lombardzie w Detroit i został wyceniony na 40 dolarów. Kupili go DJ Pierre i Jasper G, dwóch producentów z Chicago, w nadziei na syntezowanie basu do ich muzyki. W Ameryce królował wówczas house (nazwa gatunku pochodziła od klubu Warehouse), charakteryzujący się klasycznie zbudowanym metrum 4/4, tempem oscylującym między 120 a 130 BPM i ogólną high energy wibracją. House powstał jako odpowiedź na zanik zainteresowania kulturą disco i można powiedzieć, że był jej bezpośrednim spadkobiercą. Posiadając zatem doskonałe przygotowanie muzyczne i wyczucie ówczesnych trendów, muzycy zaczęli eksperymentować z Rolandem. Nie znając specjalnie jego parametrów, jam session oparli na improwizacji. Pulsujący, nietypowy dźwięk TB-303 tym razem nie wywołał w nikim niechęci. Efektem tej pracy stał się utwór Acid Tracks (1987), a wraz z nim narodził się nowy gatunek – acid house oraz związana z nim kultura rave.

Drugie lato miłości

Nie jest do końca jasne, dlaczego Pierre zdecydował się nazwać to brzmienie „acidem”. Oficjalna wersja brzmi, że tworząc na nim muzykę, razem z Jasperem mieli wtedy „kwaśne myśli”. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że muzyka w połączeniu z LSD wytwarzała w tancerzach odmienne stany świadomości.

Marshall Jefferson, przyjaciel muzyków, zajął się dystrybucją muzyki duetu. Pokazał track Ronowi Hardy’emu, który zaczął go grać w klubie Muzic Box, i momentalnie stali się  sensacją. Acid house rozlał się na całą Amerykę, dotarł do stolicy europejskiego klubingu, czyli Ibizy, następnie do UK, a ostatecznie grany był już na całym świecie.

W latach 80. Ibiza była mekką dla hippisów i miłośników imprezowania. W okresie jej świetności grupa przyjaciół (Paul Oakenfold, Johnny Walker, Danny Rampling i Nicky Holloway), związanych z produkcją muzyczną i didżejingiem, postanowiła się na nią wybrać, żeby świętować 24. urodziny Paula. Jak sami to później wspominali, doznali wówczas „objawienia” w klubie Amnesia, będąc pod wpływem ecstasy i tańcząc w letni wieczór do muzyki granej przez legendarnego didżeja Alfredo. Brytyjczycy zabrali ze sobą acid house z powrotem do UK i rozpoczęli kulturową rewolucję. Danny wraz z żoną Jenni zaczęli rozglądać się za miejscem, w którym mogliby otworzyć własny klub. Znaleźli w końcu lokal do wynajęcia niedaleko Tate Modern. Trudno w to uwierzyć, ale tamta okolica była niegdyś kulturową pustynią, a tworząc Shoom – planowali to zmienić.

Klub prowadzony przez Ramplingów szybko stał się miejscem kultowym. To właśnie on rozpowszechnił „smileya”, wpierw symbol świętowania urodzin Oakenfolda (wybrany przez Danny’ego), który doskonale przyjął się wśród uczestników pierwszych rave’ów. Samo określenie tych imprez, pływających w dźwiękach acid house’u, pochodzi z lat 50. Ukuli je bitnicy, mający na myśli dzikie, niczym nieskrępowane „parties”, na których zażywano narkotyki i pito duże ilości alkoholu. Słownik języka angielskiego datuje zaś pierwsze użycie wyrazu „rave” na XVI wiek. Oznaczało ono wtedy „popularny, chwilowy entuzjazm”.

Shoom uznawany był zdecydowanie za najbardziej uduchowiony spośród angielskich klubów rave. Ludzie, którzy do niego przychodzili, byli w pewnym sensie jego wyznawcami. DJ Terry Farley wspominał dziewczynę, która widziała aurę roztaczającą się wokół Danny’ego, kiedy grał muzykę. Dodał następnie, że w pewnym sensie każdy ją dostrzegał. Didżeje pełnili wówczas rolę muzycznych nawigatorów, którzy pomagali tańczącemu tłumowi wejść w trans i celebrować wartości PLUR (Peace, Love, Unity and Respect).

Do innych ważnych klubów zaliczała się Hacienda w Manchesterze. To tam tancerze zaczęli odkrywać uroki tańczenia z podniesionymi rękoma, wcześniej taki styl był niespecjalnie powszechny. Za sprawą ecstasy stało się to naturalną potrzebą osób przebywających na parkiecie.

Osobne miejsce należy poświęcić rave’om Blackburn. Była to jedna z najwcześniejszych, największych i najbardziej innowacyjnych scen w Europie. Jej pomysłodawcą był Tommy Smith, hippisowski wizjoner o reputacji hedonisty. Kluby w Blackburn nie były zainteresowane projektami Smitha dotyczącymi wprowadzenia muzyki acid house do miasta, dopóki Clitheroe Kate – kluczowa postać na scenie LGBT w okolicy Mincing Lane – nie wynajęła Smithowi pokoju w barze o nazwie Crackers. Po kilku tygodniach popyt na imprezy znacznie przewyższył jego możliwości. Smith postanowił przenieść rave na tereny starych młynów, reliktów miażdżącego wpływu Margaret Thatcher na dawne miasteczko włókiennicze. Dla Tommy’ego jego imprezy miały był odpowiedzią na politykę premier. „Mówiła, że nie ma czegoś takiego jak społeczeństwo”, twierdził. „Mówiliśmy, że jest, pokażemy – oto 10 000 osób. To było polityczne, wciągało ich: ludzie mogli się spotykać i dzielić zbiorowe nadzieje i aspiracje”.

Jeśli policja zjawiała się, by zamknąć imprezę, jej organizatorzy często otwierali drzwi i wpuszczali wszystkich za darmo, pozwalając na chaos. Zwodzenie  policji było wpisane w ich program – późniejsze imprezy nosiły nawet tytuł „Zemsta”. Wiele furgonetek wabików wyjeżdżało z pubów w różnych kierunkach. Systemy dźwiękowe zostały zbudowane tak, aby można je było szybko zdemontować, a prąd pochodził z pobliskich latarni. Taktyka policji mająca na celu neutralizację imprez acidowych – zwana Operation Alkaline – nie działała, mimo że poseł Blackburn Jack Straw upierał się, że w mieście „nie brakuje miejsc, w których młodzi ludzie mogą się udać i dobrze się bawić”. Niestety tę piękną część historii zżarła ludzka zawiść, przemoc i brak zrozumienia. Twórców imprez zaczęły nękać gangi, żądające haraczu i wymuszające współpracę podpaleniami i pobiciami. Cały czas działała też anty-rave’owa operacja policyjna, oparta na infiltracji środowiska i nalotach. 1990 przyniósł kres imprezom w Blackburn. Smith został aresztowany pod zarzutem dostarczania leków klasy A i był przetrzymywany w areszcie przez rok, dopóki nie został uznany za niewinnego. Wyemigrował do Indii wkrótce po zwolnieniu.

[Obczaj program BBC o narkotykach na rave’ach]

Mariaż z mainstreamem

Wraz z zanikiem nielegalnej sceny, w ludziach pozostała ogromna potrzeba imprezowania w dotychczasowy sposób. Bransoletki w stylu candies, ubrania świecące w ultrafioletach, kolorowe włosy, smiley, symbole PLUR zaczęły więc być masowo produkowane przez wielkie koncerny odzieżowe. Zbiegło się to z czasem wejścia w eter The Prodigy i ich wielkiego sukcesu komercyjnego. Pod nazwą „rave” zaczęło funkcjonować pewnego rodzaju mainstreamowe zastępstwo oryginalnych imprez acidowych. W Vivie i MTV można było usłyszeć też Blumchen, Paula Estaka, Scootera, Dune.

Dune – Can’t Stop Raving

Promotorzy, chcąc przyciągnąć tłumy złaknione mocnych muzycznych wrażeń, zaczęli reklamować imprezy klubowe jako rave. Wraz jednak z narastającym problemem uzależnienia raversów od narkotyków i regularnymi przypadkami zgonów w czasie klubingu, rave zaczął się kojarzyć  z czymś niebezpiecznym. Kontrahenci zaczęli się masowo wycofywać z reklamowania tej estetyki. Coraz większą rolę zaczęło w kulturze klubowej odgrywać techno. Cała branża elektroniczna zaczęła więc inwestować coraz większe pieniądze w rozwój imprez z tego rodzaju muzyką graną przez didżejów. Samo acid techno posiada jednak piękną anarchistyczną historię, głównie za sprawą kolektywu The Liberators.

Rave dzisiaj

Współcześnie, wśród późnych millenialsów i pokolenia Z, występuje zjawisko urojonej nostalgii za latami 90., których nie mogą pamiętać. Wraca moda na ówczesną stylistykę. Wciąż też w środowisku klubowym utrzymuje się termin rave, oznaczający po prostu imprezę z muzyką elektroniczną. Pewnego rodzaju odrodzenie ducha lat 90. przyniósł jednak niespodziewanie COVID-19. Restrykcje rządowe w wielu krajach sprawiły, że zaczęły być organizowane rave’y na dziko, czy ­– jak chcą je nazywać ich oponenci – „śmierciorave’y”. W Wielkiej Brytanii dodatkowo oddziałuje fakt, że do władzy doszli torysi. Protest przeciwko ich polityce jest dla wielu ludzi wpisany wręcz w ideologię rave. Co przyniesie przyszłość? Miejmy nadzieję, że nie tylko Memories, jak w kawałku Paula Estaka.

Korekta: Patrycja Krakowińska, Michał Rymaszewski

Ilustracja: Grzegorz Tortellini


Olga Rembielińska (89) – z wykształcenia etnolożka. Publikowała w “Etnografii do kieszeni”, “Babińcu Literackim”, “Szajnie”. Jej wiersze znalazły się w antologiach pisma “-Inter” oraz “Babińca Literackiego”. Prowadzi fotomodelingowe konto na Instagramie: @olgarembielinska. DJ-ka i dziennikarka muzyczna Bardzo ceni kapitał kulturowy, który zbudowała sobie na słuchaniu 50 Centa, Seana Paula i innych raperów z końcówką „dogg” odtwarzanych w Winampie.

Grzesiu Tortellini – audiowizualny gostek w 3d, członek zarządu Satuk Gamma.
instagram: toortellini
soundcloud: tortellini