Tak jak podróż przez labirynt co chwila zaskakuje i dezorientuje wędrowca, tak nieustannie dezorientuje Malpertuis Jeana Raya – dziwaczna, labiryntowa powieść o przeklętym domu i jego banalnych-niezwykłych lokatorach. Powieść, która co chwila wodzi czytelnika za nos i wybija z czytelniczych przyzwyczajeń. Oburza, męczy i fascynuje. Nawet jeśli już nie straszy tak jak kiedyś.
Punkt wyjścia dla fabuły Malpertuisa zapowiadałby dziś klasyczny kryminał w duchu Agathy Christie albo nowoczesny slasher: w dziwacznej, przytłaczającej kamienicy zostaje skoszarowana rodzina niezbyt sympatycznego starca imieniem Kasawiusz. Ten, szykujący się już do opuszczenia ziemskiego padołu, stawia swoich krewnych przed zadaniem: mają zamieszkać pod jednym dachem, zaś krewniak, który zostanie jako ostatni (w domyśle: przeżyje), zgarnie cały spadek. Zanim ekscentryczna rodzina zgłębi motywy kierujące złośliwym starcem – zanim zrozumie, w jaką grę została przez niego uwikłana – ten umiera.
Warunki gry zostają określone równie ogólnie, co bezwzględnie: bellum omnium contra omnes. Aktem założycielskim wojny jest zgon Kasawiusza: Kasawiusz zatem, nawet jako nieobecny, jest panem sytuacji. Nikt nie ma interesu w powodzeniu nikogo innego. Wojna uprawomocnia jedynie tymczasowe sojusze. Choćby były udrapowane w maski uczuć, sympatii i dobrych manier, pozostają tylko tymczasowymi wyspami pokoju na oceanie wojny. Tak, tu mógłby się zacząć kryminał. Albo slasher. Zagadka kolejnych śmierci, krwawe sceny. A tymczasem Jean Ray robi woltę i prowadzi historię w zupełnie innym kierunku (co nie znaczy, że śmierci i krwawych scen brakuje). Czy kierunkach. Przez miejsca, czasy, konwencje literackie, doktryny ezoteryczne, a nawet inne mitologie. Labirynt Malpertuisa jest większy niż sam dom. Jest obszerniejszy niż jego teraźniejszość. Jego architektura rozrywa wszelkie konteksty.
Ten labirynt poznajemy nie z perspektywy wszechwiedzącego narratora (wówczas nie byłby labiryntem), ale z perspektywy uwikłanych w niego postaci. A te – usiłując rozpoznać sytuację – gubią się, tracą wątek i orientację. A my wraz z nimi. Zaś Jean Ray śmieje się zza grobu, chichotem wszechwładnego Kasawiusza – martwego pana sytuacji. Drobnomieszczańska psychodrama w psychodelicznym domu ześlizguje się lovecraftowski okultyzm, mity greckie mieszają się z czarnym humorem, egzaltowanymi dialogami i erupcjami niesamowitości. Labirynt Malpertuisa za nic ma spójność, gardzi decorum. A jednak jest w tym szaleństwie zadziwiająco konsekwentny. Może dlatego, że obłęd to nic innego niż konsekwencja doprowadzona do skrajności. Eksploracja tego obłędu, ten rollercoaster przez rozmaite, zdeformowane perspektywy stanowi główne źródło czytelniczej przyjemności. Nie jest nią natomiast strach, którego moglibyśmy się spodziewać po powieści grozy. Ale to nie zarzut: przez niemal osiemdziesiąt lat od ukazania się Malpertuisa (1943 r.) znacząco zmieniły się wzorce lęków, które mogą wpłynąć na odbiorcę. Malpertuis to labirynt sensów i tropów. Zanim odnajdziemy tę jedną ścieżkę do jego centrum, zbłądzimy w wiele odnóg. Zamorduje nas ich nadmiar, przytłoczy poczucie, że jesteśmy zagubieni. A jednak powoli, konsekwentnie, będziemy w niego brnąć. Przecież w centrum labiryntu czeka na nas nagroda: skarb albo ostateczne spotkanie z potworem.
Jean Rey, Malpertuis, przekład: Jakub Polaszczyk (Korporacja Ha!art 2021)
Ilustracja: Małgorzata Greszta
Wojciech Gunia (urodzony w 1983 r. w Nowym Sączu) – pisarz i tłumacz. Absolwent Wydziału Polonistyki UJ, debiutował w 2014 r. zbiorem opowiadań Powrót, który był jednocze śnie pierwszym polskim powojennym, w pełni autorskim zbiorem tekstów weird fiction.
W 2016 r. ukazała się druga książka Guni, a jednocześnie pierwsza powieść, Nie ma wędrowca, uhonorowana Nagrodą im. Stefana Grabińskiego za rok 2016 dla najlepszego polskiego horroru.
Kolejne książki Wojciecha Guni, Miasto i rzeka (2018) i Dom wszystkich snów (2020) umocniły renomę pisarza jako jednego z najoryginalniejszych współczesnych twórców literackiego horroru w Polsce. W tym roku ukaże się jego kolejna książka, łącząca prozę poetycką i album fotograficzny, Złe wszechświaty.
Małgorzata Greszta – przygotowywała ilustracje i eseje wizualne do magazynów Wizje, Czas Kultury, Glissando, z którym współpracowała również jako graficzka odpowiedzialna za projekty okładek i skład. Jest autorką prozy poetyckiej, opowiadań SF i artykułów społeczno-kulturowych, które zazwyczaj sama ilustruje. Uczestniczyła w kilkunastu wystawach w kraju i za granicą m.in. The Wrong Biennale, 1st Feminnale of Contemporary Art w Biszkeku. Jako autorka i twórczyni wizualna jest zaprzyjaźniona z Galerią 01.