Błaznom wolno więcej. „Wybór stand-upów” Justyny Bargielskiej

Wybór stand-upów, nowa książka Justyny Bargielskiej (Biuro Literackie 2023) jest jak podglądanie sąsiada przez okno – ciekawość tego, jak wygląda niezakłócone i nieskrępowane niczym życie jest większa niż poczucie wstydu. Bezprecedensowo zostajemy więc wrzuceni w potencjalność zdarzeń, w tygiel możliwych doświadczeń i przeżyć, rozciągających się gdzieś między elektryzującym bitem na infolinii, rozsadzaniem sansewierii i katatonią fakapu. Bargielska w jednym z wywiadów zaznaczała, że autobiograficzność jest szansą na powiedzenie tego, co trafi do ludzi[1] i zdaje się, że w najnowszej książce kolejny raz sięga po tę strategię. Autorka ponownie opisuje mikroświat uparcie drążący makroświat, gdzie przepływ zdarzeń – i opisanie ich – są aparatem poznawczym świata. Prywatność – przeżywanie roli matki, niespełnienia i diagnozy – przedstawia się jako ważny element twórczości autorki. Warszawska poetka zresztą z tym nie kryje, wręcz przeciwnie – staje przed nami w blasku reflektorów jako standuperka i mówi chodźcie, porozmawiajmy o wszystkim, co może boleć.

Bargielska jest nastawiona na wychwytywania: świata, detali, środków ciężkości, z których rodzą się wiersze. Bargielska eksploatuje tematy dobrze znane w jej twórczości, robi to jednak na właściwy sobie sposób – autoironicznie i bardzo intymnie. To zbiór pewnych sytuacji, historii i emocji, które kształtują narratorkę rezygnującą z oporu, pozwalając doświadczeniom przez siebie przejść:

Cierpienie jest jak brzydki, głupi mężczyzna,

któremu się opierasz, opierasz, wreszcie wykończona mówisz:

bierz mnie, jestem twoja, 

na co cierpienie mówi: eluwa, ja spierdalam.

Katatonia fakapu, s. 8.

Na styku utworów znajdziemy więc historie z SOR-u, odejścia rzeczy i ludzi, wizyty u lekarzy i ,,kozetkowe rozmowy z psychiatrą”, czy wiersze znajdujące się niedaleko siebie w tomie (Diagnoza i Katatonia fakapu), z których jeden jest zapisem konsultacji w epizodzie depresyjnym, a drugi w epizodzie maniakalnym. Te mikrocięcia, fajerwerki słowne zawarte w skondensowanych formach i ciągłym zmienianiu frazy sprawiają jednak wrażenie jedności tematycznej, ale także ulotności rzeczy i ludzi. Poszczególne teksty łączy ze sobą jednak przede wszystkim osoba narratorki. Marta Koronkiewicz w recenzji Bach for my baby w „Dodatku literackim”, charakteryzowała podmiotkę z tamtego tomiku jako kobietę z Dating sessions, matkę i żonę z China shipping i Dwóch fiatów oraz kochankę z Bach for my Baby. Te postacie uzupełniają się i są także dobrze widoczne w najnowszej książce, jednak do tej trafnej charakterystyki warto dodać jeszcze jedno określenie: podmiotka z bagażem doświadczeń. Bargielska na swoją scenę wychodzi przede wszystkim jako ludzka istota z pewnym zestawem doświadczeń i mówi: przydarzyło mi się to i ,,grunt, że ja pamiętam i opowiem każdemu, kto mnie zechce słuchać” (Gdzie to zgłosić). Jej ,,człowieczość” jest charakteryzowana przede wszystkim właśnie przez swoje emocje, jak i doświadczenia, które te emocje wywołują: ,,Bardzo trudno jest zrobić z nagości kostium i dlatego ją cenię. Oczywiście nagość może być wystylizowana, wyestetyzowana i tak dalej, ale mam nadzieję, że moja taka nie jest”.  To nie jest poezja uniwersalizacji – to po prostu poezja Bargielskiej, w której to bohaterka filtruje rzeczywistość, ale również do tej rzeczywistości przynależy: ,,W naszych opisach ciemnej materii”; ,,Opowiem ci o tobie” oznajmi Bargielska. Narratorka jest więc częścią naszego świata, wspólnota została nawiązana, dystans został skrócony.

W Wyborze…, ponownie spotykamy charakterystyczną narratorkę z ,,bargielskim” zestawem cech. Chodzi tu przede wszystkim o wspomnianą już autoironię, komizm, i, jak na standupera przystało, pewną charyzmę i znajomość, która trzyma nas przykutych do miejsca. To bohaterka, która przeżyła utratę dziecka, mężczyzny i gdzieś pomiędzy jakiejś części siebie. Adam Lipszyc w tekście dotyczącym głównie afektu żałobnego i jego relacji z językiem w twórczości Bargielskiej (między innymi o Obsoletkach i trzech pierwszych tomach poetyckich) potraktował narratorkę jako bohaterkę żałobną. Wysunął on interpretację, według której najważniejszą rolę w poezji Bargielskiej gra ironia, służąca nie wyrażeniu cierpienia, a rozdzieraniu języka, by stworzyć w nim miejsca na stratę. W poezji Bargielskiej jednym z najczęściej poruszanych tematów była właśnie dotkliwość śmierci, szczególnie tej w najbardziej przyziemnym wymiarze: martwy jest chrabąszcz, gołąb szarpany przez wrony, sąsiad i dziecko w malutkiej trumience. Bargielska w Wyborze… nie wyraża jednak sprzeciwu wobec śmierci, a raczej przyznaje, że ,,owszem, poginęli, zobaczymy, co się da z tym zrobić”.

Wybór… to jednak nie tylko znajoma bohaterka, ale również charakterystyczna dykcja, przywodzącą na myśl nieco nerwową, pośpieszną konwersację, pełną popkulturowych scenariuszy, snów, zagadywania, wciągania nas w rozmowę. To w końcu wielkie narracyjne domino, poezja wtrąceń, formy potocznej i fragmentacji, również ruchu, który manifestuje się nie tylko przez urywkowe formy, ale także czyny bohaterki: wysiada ona z tramwaju, z autobusu, wychodzi, wchodzi i odchodzi z pomieszczeń, ale w żadnym wypadku nie ucieka, a raczej przygląda się pewnym wydarzającym się doświadczeniom i płynnie przechodzi do kolejnego, ale równie ważnego. Na pierwszy rzut oka w nowym tomiku warszawskiej poetki jawi się jasno podzielona dychotomia między – nazwijmy to roboczo – jasnością a ciemnością. W wyobraźni Bargielskiej pojawia się ten lukrowany obraz, w którym miejsce jest dla stosów słoneczników i miłości do dzieci, a z drugiej strony jest również wszechobecna śmierć. Elementami tej przechwyconej rzeczywistości są nie tylko zdarzenia, ale także pewne figury, często przynależące do sfery sacrum, które od lat wraca w poezji jak i prozie Bargielskiej: to przychodzące na ratunek figury aniołów, nawiązania do ostatniej plagi egipskiej czy Jezus, figury egzystujące na tej samej płaszczyźnie co królicza łapka czy czarne koty przynoszące nieszczęście. Tymczasem nie chodzi tu raczej o tworzenie tej dychotomii, a raczej przedstawienie jej jako integralnej części świata: ,,pewne porównania są lepsze niż inne i w moim przypadku zdecydowanie lepsze są te, które są związane ze sferą sacrum, ponieważ ja jestem zżyta z tą sferą. W żaden sposób moje zestawienia nie są obrazoburcze“.

Tak jak w stand-upach, u Bargielskiej nie ma tematów, o których się nie rozmawia. Świadomie unikam tu słowa ,,tabu”, słowa dość nadużywanego w recepcji książek Justyny Bargielskiej. Bargielska, owszem, skupia się przede wszystkim na tematach marginalizowanych, egzystujących w sferze wstydu, tajemnicy i szeptów, tematach, które nie mają przestrzeni, by się w pełni objawić, ale to tematy mimo wszystko obecne w dyskursie. Warszawska autorka kieruje uwagę na rzeczy wstydliwe wydarzające się w codzienności, na zakłopotanie i fakapy, na gulę w gardle, która pojawia się gdy ktoś pyta, co się stało.  Bargielska mówi więc o tematach, które są omijane, ale współcześnie już nie przemilczane. Jednym z nich jest doświadczanie rodzicielstwa w sposób, który nieczęsto funkcjonuje w mediach i nie jest wpisany w ,,poprawne” schematy. Bargielska nie mówi w końcu ani o lukrowanym macierzyństwie, gdzie prawdziwym darem i spełnieniem kobiecych marzeń jest dziecko, ani nie chyli się do postawy, w której rodzicielstwo jest pasmem poświęceń. W Wyborze… autorka staje gdzieś pośrodku, między przywiązaniem i miłością do dzieci, a utratą autonomii i własnego Ja. To świetnie widać w niezwykle wrażliwym i bezbronnym tekście Wahadło, wahadełko, w którym bohaterka snuje plany ucieczki z dziećmi w świat drezyną z muzeum, jednocześnie prosząc je, aby te jej nie zostawiły. Z tego wiersza wybija jednocześnie nie tylko przerażenie podmiotki, ale także przerażenie dzieci. Bargielska przedstawia moment zniesienia rodzica z piedestału, na którym postawiło je dziecko, a jednocześnie przejmujący strach matki do której dociera pełna waga formy, którą przyjęła – rodzica, opiekuna – i to, co z nią się wiąże; zawiązanie pewnej zależności od swojej latorośli. I mimo że Bargielska jest już ,,trochę gdzie indziej” w twojej twórczości niż podczas tworzenia Obsoletek, to wciąż doświadczenie macierzyństwa odbija się w tym, co pisze. Jak zresztą sama zauważa w wywiadzie dla Biura Literackiego:

[…] ta książka to, między innymi, zapis czegoś w rodzaju rodzicielskiej porażki. Konfrontowanie dziecka z niedoskonałością rodzica, kiedy tę konfrontację inicjuje rodzic, niemający dłużej sił ukrywać, że nic nie jest w porządku, to potwornie bolesny proces.  

Ostatni wiersz w książce jest jednak dość zaskakującym zwieńczeniem tego standuperskiego wystąpienia. W zamykającym wersie Bargielska wspomina:

Wtedy przypominam sobie tę legendę o nas,

którą opowiadają od początku legend. 

Lubisz marchewkę? Lubię. A z rosołu? Również. 

I ja lubię marchewkę. Zatem jest nadzieja.

W przywołanym już wywiadzie Oli Kołodziejek z Justyną Bargielską, pytająca stwierdza, że ,,W swoim niepowtarzalnym stylu budujesz napięcie i nigdy nie wiadomo, czy na końcu nastąpi detonacja bomby, fajerwerku czy śmiechu. Bywa, że wszystkiego naraz”.  W tym rozumieniu końcówka wiersza Randka (to nawet nie jest ona) wydaje się nadzwyczaj ważna, a nawet w pewien sposób fundamentalna. Ta cenna uwaga Kołodziejek jeszcze bardziej podkreśla brak jakiegokolwiek następstwa, rozładowania napięcia żartem, puentą czy fajerwerkiem językowym, ,,podsumowania” wiersza tak tożsamego z twórczością Bargielskiej. Po wszystkich fakapach, opisach odejścia od rzeczy, ludzi i mimo samotności – istnieje nadzieja, a także – że tak polecę Camusem – jakieś piękno, któremu można być wiernym. Co ważne, to nie jest naiwna wiara, że wszystko skończy się happy endem, a raczej zwykła, pokorna nadzieja, że jakieś ,,potem” kiedyś nastąpi. Nadzieja na porozumienie między ludźmi, budowane na detalach czegoś, co może przetrzymać nawet audyt czarnej materii. I to dopiero jest rocket science!

Bargielska w Wyborze stand-upów stoi na scenie i mówi chodź, opowiem ci o mnie i opowiem ci trochę o tobie, i o tym wszystkim, co nas może łączyć. Wybór…, ostatecznie, to nie grypsowany monolog, a raczej zaproszenia do rozmowy osoby z widowni. To w końcu przede wszystkim standup dla Ciebie, ,,dla ciebie, niemoto, i tylko dla ciebie” (Październik).


[1] Janina Koźbiel, Justyna Bargielska . “A co to jest tabu?”. Więź, 2014. s. 197-209. https://www.ceeol.com/search/article-detail?id=71681

Justyna Bargielska, Wybór stand-upów, Biuro Literackie 2023

Ilustracja: Oberer Schlossgarten | Konrad-Adenauer-Straße Triadisches Ballett Oskar Schlemmer 1922. By Fred Romero from Paris, France – Stuttgart – Neue Staatsgalerie, CC BY 2.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=70509839


Natalia Rybczak (ur. 2001) – studiowała to i owo. Czasami pisze; publikowała teksty krytyczne w „Małym Formacie”, ,,8.arkuszu”, „Frazie” i „KONTENcie”. Posiada rozszerzającą się kolekcję zdjęć ładnych drzwi i okien. Mieszka w Krakowie.