Antoine D’Agata – fotografując grzesznych świętych

Robienie dobrych zdjęć to sztuka zaklinania fizyczności. Proces, który pozwala wszystkim zainteresowanym (fotografowi, obiektowi, odbiorcy) przejrzeć powszednią materię na wylot i wyłuskać z niej głęboko ukryte okruchy nadzmysłowości. W panteonie twórców eksplorujących nadrealną cząstkę tkwiącą wewnątrz wszystkich owoców codzienności na pewno znajduje się Antoine D’Agata. Francuski artysta od lat zajmuje się fotografią oraz videoartem spod znaku brudnego mistycyzmu. Jego odtwarzające rozmaite odbicia cielesności prace, charakteryzuje gigantyczna ambicja. Kieruje nimi pragnienie rodem z wyimaginowanej współczesnej trawestacji Alicji w Krainie Czarów – chęć odnalezienia prawdziwej magii po drugiej stronie zanurzonego w rynsztokowej magmie lustra.

Na pierwszy rzut oka prace członka prestiżowej agencji Magnum Photos powtarzają klisze tzw. fotografii ulicznej. Zafascynowany topografią zaułków autor, przygląda się mrocznym anegdotom pisanym przez otulone mrokiem nocy miasta. Tworzy kronikę bytu marginalnego – przemawia stłumionym krzykiem domów publicznych i obskurnych moteli.  Konwersuje z uzbrojonymi w defensywną niepamięć użytkownikami narkotyków oraz bywalcami nocnych klubów. Przedstawia impresje na temat egzystencjalnego rozpadu, uparcie powracając do formalnej bezpośredniości czerni i bieli. 

Jednakże odrobina namysłu nad dziełami D’Agaty pozwala zdać sobie sprawę z tego, że cały ten groteskowy teatr cieni, absolutnie nie jest dla niego artystycznym celem samym w sobie. To raczej świadomie wybrana estetyczna intencja prowadząca do wniosków wykraczających poza surowy humanizm standardowych migawek urbanistycznego życia.

Tam, gdzie “street photography” upaja się swoją precyzyjnością, D’Agata celebruje oniryczną nieostrość. Tam, gdzie wielu innych fotografów wypatruje ponadobiektywnej Prawdy, D’Agata rozkoszuje się skrajną prawdziwością subiektywnej fikcji. Wreszcie, tam, gdzie mnóstwo jego znajomych po fachu dostrzega szlachetny naturalizm, D’Agata rejestruje doczesne misterium. To niepokorny wizjoner, który zupełnie przewrotnie lokalizuje cnotliwość w dusznych oparach najcięższego grzechu. Nie traci czasu na uszlachetnianie człowieczej niedoskonałości. Zamiast tego, próbuje dowieść istnienia boskości zaszytej pod sfatygowaną powierzchownością ludzkiej ułomności.

Cechą charakterystyczną jego zdjęć jest, wydawałoby się co najmniej manieryczna, technika rozmycia. Postaci, budynki, przedmioty najczęściej ukazują się w uciekającym naszemu spojrzeniu ruchu. Technika, którą Antoine D’Agata wykorzystuje także w swoich filmach, wymyka się jednak standardowej klasyfikacji. Niewyraźne, rozedrgane kontury przedstawionego świata mogą sugerować fetyszyzację niedopowiedzenia, lecz w istocie służą odkrywaniu tego, co ukryte, a nie odwrotnie.

Ludzkie ciała, czyli ulubiona obsesja twórcy, ulegają wizualnym przekształceniom, ale już nie odkształceniom. Obiektyw kreuje najbardziej życzliwy rodzaj karykatury, jaki można sobie wyobrazić  – poprzez deformujący przestrzeń dynamizm, uwypukla pęknięte piękno obserwowanej rzeczywistości.

Rozmazane kadry przeobrażają mikrointensywność uczuć pojedynczych jednostek w uniwersalną makrointensywność. Niespokojne kontury nadają indywidualnym grymasom kosmologicznego charakteru. Sfotografowane cierpienia i rozkosze zdają się prosić o pisanie ich wielkimi literami. Gama doświadczeń przeżywanych przez protagonistów D’Agaty nagle staje się gamą doświadczeń każdego człowieka.

Wrażenie obcowania z wycinkami kolektywnej świadomości jest spowodowane sugestywnością metafory proponowanej przez rzeczoną optyczną erozję. Emocjonalne roztrzęsienie zdjęć (i filmów) D’Agaty dopisuje jego dziełom wymiar ekstatyczny. W uniwersum Francuza ginie podział na negatywne oraz pozytywne odczucia, znika gdzieś linia odgradzająca dobro od zła. Odbiorca zostaje sam na sam z czystą energią ludzkich ciał i dusz. Siłą nieskrępowaną etycznym szablonem czy redukcjonistyczną racjonalizacją. Tętniąca anarchicznym pulsem moc przywodzi na myśl bezgraniczne uniesienie, o którym pisali De Sade i Bataille. D’Agata szkicuje portrety niespokojnych niezaspokojonych. Ci patroni ekstazy, czasem jej przyjaciele, a innym razem ofiary, poprzez przeżycia graniczne docierają w rejony betonowego gnostycyzmu. Gdzieś pośród obdrapanych ścian zapomnianych pokojów odkrywają potencjał człowieka do mentalnego i fizycznego wzniesienia się ponad siebie samego.

Metafizycznej transgresji pomaga zdecydowany subiektywizm artysty. Nie chodzi tu wcale o dziś już dość bezpieczną Barthesowską koncepcję “śmierci autora”, umożliwiającą każdej parze oczu samodzielnie zrekonstruowanie znaczenia tekstu kultury. Raczej mamy do czynienia ze znacznie zradykalizowaną odsłoną perspektywy “gonzo”, wymyślonej przed laty przez kultowego w wielu kręgach Huntera S. Thompsona. Wszyscy dobrze pamiętamy, że kontrowersyjny dziennikarz zasłynął solipsystycznym podejściem do prawdy – nie dość, że postulował równouprawnienie fikcji i rzeczywistości, to na dodatek aktywnie brał udział w opisywanych przez siebie wydarzeniach, nierzadko radośnie celebrując własną stronniczość czy tendencyjność.

Tam, gdzie autor Lęku i Odrazy w Las Vegas postawił kropkę, D’Agata dopiero rozpoczyna budowę własnego pomysłu na prezentowanie otoczenia. Francuski fotograf rezygnuje z konwencjonalnej reżyserskiej roli na rzecz bycia członkiem obsady. Gdy patrzymy na zdjęcia konkretnych lokalizacji, najczęściej widzimy miejsca, w których rzeczywiście pomieszkiwał przez wiele miesięcy. Wielokrotnie mamy szansę ujrzeć go (fragmentarycznie lub w całej okazałości) przed obiektywem. Jego bohaterowie to osoby, które prowadzą z nim rozmowy, piją alkohol, zażywają narkotyki, uprawiają seks. Artysta w bezkompromisowy sposób zrywa z pasożytniczym charakterem swojej profesji. Nie konsumuje fotografowanych dusz, a żyje z nimi w symbiozie. D’Agata wykonuje zdjęcie, lecz tak naprawdę on sam zawsze znajduje się po stronie fotografowanych, nie fotografującego.

W jednym z wywiadów przyznaje, że nie potrafi tworzyć świadomie – musi działać pod wpływem krańcowych, nieracjonalnych impulsów lub środków odurzających. To wyznanie kogoś, kto oddaje pełnię władzy obiektywowi. Tak jak bohaterowie jego audiowizualnych opowieści, D’Agata pragnie być podglądanym przez oko aparatu. Chce czynić, a nie biernie odbierać. Dzięki takiej postawie jest w stanie nie tyle zbliżyć się do esencji niezwykłości sytuacji, a po prostu w pełni poczuć ją na własnej skórze.

Dekonstrukcja schematycznej relacji “fotograf – fotografowany” przeobraża tradycyjną fotograficzną fikcję w fikcję realną, tzn. prawdziwszą od prawdy. W przeciwieństwie do wielu innych artystów nurtu “street photography” D’Agata nie pozwala sobie na dopisywanie historii odautorskiego komentarza. Nie sili się nawet na wymowną ciszę konceptu “komentarza bez komentarza”. Porywa się na coś znacznie bardziej interesującego. Aranżuje okoliczności od wewnątrz, a więc tworzy swój scenariusz (tak jak każdy fotograf), lecz ostatecznie oddaje się autodestrukcyjnej potędze własnej sprawczości. Jest szalonym typem demiurga, który najpierw projektuje chaotyczne uniwersum, a następnie odrzuca rolę zdystansowanego architekta i w poszukiwaniu sensu własnego dzieła, zupełnie nieracjonalnie daje mu się całkowicie porwać.

Fotografia D’Agaty jest więc sztuką, która można byłoby skategoryzować jako “post-gonzo”, ponieważ inspirując się efektowną Thompsonowską brawurą, stawia gigantyczny krok do przodu ku prawdziwej odwadze. Zuchwałe socjologiczne odyseje Thompsona zawsze wieńczyła paradoksalnie trzeźwa, pragmatyczna diagnoza. Tymczasem Antoine D’Agata nie traci czasu na łapanie oddechu. To artystyczny ekstremizm bez zabezpieczenia. Przyglądając się tym transgresyjnym krajobrazom, nie dostrzeżemy ironiczno-rozsądkowych parawanów. Jedyne, co nas czeka to bliski kontakt z pełnokrwistym człowiekiem podświadomie obnażającym doskonałość własnej niedoskonałości. Ten surowy, pustynny pejzaż zdaje się wyrażać spójną, dobitną myśl – prawdziwe cuda zawsze wykluwają się na bagnach.

Linki:

https://www.instagram.com/antoinedagata/

https://www.facebook.com/AntoineDAgata/

Ilustracja: kadr z filmu Atlas (reż. D’Agata, 2014)


Łukasz Krajnik (1992) – dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling.