Cztery wiersze

Sebastian Brejnak | Opublikowano w: #2, literatura

RODOS

Przyciąłeś sobie język i chce ci się kląć
ale nie możesz
chcesz wyjść z twarzą na tarczy
nie przystoi seplenić
w kraju gdzie mówić trzeba dykcją godną stulecia
odzyskania gęby

Trzeba być oświeconym żarówką na węgiel kamienny
albo najlepiej brunatny
jeść mięsnie dziko a tłusto
rodzić dużo i dokładnie
łysieć bardziej niż tyłek
strzelać sobie w kolano
i głębokim gardłem wykrzykiwać
umięśnione monosylaby

RODODENDRONY
tylko one sprawiają jeszcze trudności
Trzeba je dzielić na frakcje bojówki i oddziały zamknięte
wysadzać w powietrze i kazać zapuszczać w nim korzenie
czekać aż wyhodują wolne wąsy rodniki i wykrwawią się na amen
Będą czyste bez miesiączek na wieki wieków cenzuralne
ich ruch ku jednemu słusznemu słońcu którego nie zakrywa
ni księżyc ni tęcza
będzie do cna rodowy

Nigdy nie przygryzaj jej zapasowych warg
chrom korony nie może mieć plam
nawet czerwonych nawet białych
MONOCHROM
Obowiązuje cię ochrona danych państwowych
bądź gandalfem szarym albo chewbaccą
Zgól wąsy zasiej drony i poleć na wycieczkę do
Hmeimim
Bądź wiernym uchodźcą
Spierdalaj

 

apoteka-stasis

codeini phosphas pseudoephedrini triprolidini hydrochloridum sulfogaiacolum acidum acetylsalicylium chelidonium majus foeniculum capillaceum pinus silvestris sildenafilum
P

na nierwanie włosów azyl uchodzących za upadłych (dwa łokcie drutu na obóz)
głowę żeby umiała robić dobrą minę
na minoderyjność i dryg do krygowania się na tolerancję
na możliwą impotencję na niemęską prostytucję pielęgnację kości żeby widać było przepływ krwi
na nerwoskurcze i zawał żeby nie zwlekał na myślenie mimo natury sztukę krytyki poetów krytykę uczucia gorączkę archiwizowania czkawkę zapominania ekwiwalent porodu ersatz wbijania noża w pępek niestrawności
na głupotę konieczności i resztkę wiórków po okruchach
na uśpienie przeciwśmiertelne na wiedzę i niewiedzę życiodajną
na podkarmienie raczka zagłodzenie kanarka
niepokój i ból banał i banał

Na popitkę straceńcza herbata z cytryną i sinym imbirem
To niechybnie doprowadzi przez żołądek
do Alzheimera

 

bio-oculus

 bio-oculusLewoskrętnie nagwintowana śruba nigdy nie będzie pasowała do takiej nakrętki, której gwint biegnie odwrotnie
nawet wówczas, gdyby były one ze sobą w równym stopniu zgodne zarówno
pod względem grubości trzpienia śruby, jak i skoku gwintu
IK

Kiedy się obudził po bezsennej nocy
zaczął płakać
Może opił się za dużo przesolonej zupy
(Nad morzem nie był nigdy nie miał nawet akwarium
z rybkami nawet śledzia po japońsku w lodówce stroju kąpielowego
z zup tylko chińskie na sucho)

Nigdy nie miał snów które by go mogły przyprawić
o wzruszenie
Widywał tylko kształty które katowane
powieki z nudów kreśliły na szklistym ciele (tęczowe tatuaże)

Co więcej nigdy nie spał więc przeoczona powódź
w łazience sąsiada nie wchodziła w rachubę (rachunek świadomości)
Co najwięcej nigdy nie mrugał
obracał spojrzenie o 360 stopni wokół osi własnej i słońca
chwytając rzeczywistość za gardło
Pan optyki i hydrostatyki
Pan to kreator

To nocne moczenie oczu wyszło mu bokiem jak pot
Odtąd coraz bardziej rzęsy zaczęły mu
sklejać widzenie
W końcu usnął na dobre nie zrobiwszy zapasów
Jak zawsze nie miał sobie równych
Spał aż do mitochondriów i cytoplazmy małego palca

Kiedy się obudził (wszystko musi być symetryczne)
nie widział już nic patrzyło wszystko
co go nie obchodziło
ale interesowało

Z czasem zaczął rozdawać zabawki zamiast mąki
dzieciom trzeciego i czwartego świata
W pierwszym i drugim rozsypywał niezdarnie
sól na czarny z przegrzania powtarzalny
śnieg

 

chili na winie

Będąc z natury mało zmysłowa i nie szukając rozkoszy, nie odczuła ani jej szału,
ani po niej nie cierpiała wyrzutów
JJR

Szukać tylko takich które giną w przegłosie i nie zarażają nosówką
intonować według jasnych reguł czytelnie (wreszcie)
bo nie wiadomo kiedy trafi się szlag okazja last minute na zbawienną spowiedź
Te strategie świętości obrać trzeba ze skórki trzymać się kupy
z dala od gnoju (wodzić nosem na pokuszenie)
w warunkach aseptycznych

Ale wymówić nie umiesz
W sezonie niezrozumiałej podniety materii żywej i przeżytej bronisz się przed zapyleniem
(jak niewydymka pospolita przed napalonym trzmielem)
Natura wytoczyła przeciwko tobie najcięższe działa i na czysto przeprowadzi czystki
w swoich dwuszeregach

Unikać międlenia kneblowania i mormorando
iść na koncert i wrócić z koncertu pozbierać te szczątki w jedną trumnę
i nie czaić się na wędrujące drzewa (są za szybkie nie dogonisz)

Wszystkie te dyrektywy wsadzić sobie w nos (pilnuję się) a potem sprzedawać na czarnym rynku
obok przejrzałych moreli
Nikt nie poczuje że piecze
co ma wyparować osadzi się na kościach

Wszystko się jakoś rozejdzie wejdzie w szpik
Dopiero po przeszczepie wyjdzie na jaw


Sebastian Brejnak (ur. 1994 w Ostrowi Mazowieckiej) – absolwent antropologii kulturowej,   student filologii niemieckiej i angielskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim, doktorant kulturoznawstwa Wydziału Polonistyki UJ. Laureat XI edycji „Połowu”; wyróżniony w XIII edycji konkursu poetyckiego im. Jacka Bierezina. Autor tomiku poezji Kodeina (Biuro Literackie 2017); wokalista, autor muzyki oraz tekstów (Bluebird, Apple Fields), chórzysta i solista (Krakowski Chór Akademicki, Camerata Jagellonica). Publikował teksty naukowe, eseje i utwory poetyckie, m.in. w „Ruchu Literackim”, „Tekstach Drugich”, „Kontekstach Kultury”, „Mediach – Kulturze – Komunikacji Społecznej”, „Kontencie”. „biBLiotece” „Grupie MULTImedia”. Mieszka w Krakowie.