Trzy prozy poetyckie

piętnaście twarzy czyli dwie trzecie kadru dojeżdża bażant smutku

ekfraza do zdjęcia Krzysztofa Micha

1

nie mogę pisać bo pies podkłada łeb pod prawy łokieć szuka czułości albo ma plan jak wyłudzić kolejną pychotkę która zadrwi z nieustannego głodu więc przysiada obok kładzie pysk na moim udzie w jego oczach błękitny przecinek plądruje ciemność a ciemność ma kolor siniuchny

pies to wyszczekany futerał w którym przechowuję zaszczekany zew

2

wyjodłowałbym jej stworzenie gdyby nie mój wieczny podbródek który na zdjęciu przypomina małego szczurka z czeskich kreskówek nigdy nie miałem odwagi by mój wąs zawieruszył się w mokrej szczelinie mam w sobie pięćset plus do lęku nieustannie kamienieję na myśl że przeminie

zjem ją z łańcuchem i budą i ziemią połamię szczęki pogruchoczę przełyk lecz kości tej ci nie oddam

3

widzę obiektyw więc wiążę twarz w poważniejsze materie przyznaj że to wychodzenie z pamięci mieliśmy od maleńkości tylko ciebie zawsze potrafił poklepać po plecach dla niego byłem drogą do pracy ścieżką przerzucaną przez nogi od prawej do lewej

turlać przed sobą smutek przełączyć oczodoły byś nie rósł nie obrastał tłuszczem

4

niewielu dojrzy że tu jestem i co robię za jego plecami może chwytam za język zbutwiałe karasie z opowiadań wujka może w tym kadrze mam twarz zauchy za minutę przyjmującego dziewięć pocisków z karabinka moja twarz jest ostatnim namiestnikiem północy

a północ znaczy dla wszystkich: odrzucić

5

wszyscy mamy na głowach bawełniane kaski czy to czyni nas bezstronnymi w zamieszkach gdy rujnują nas kościoły rujnują nam kościoły wtłaczane pod skórę z całym tym mitycznym anturażem a jednak kwitnę w mundurze jak gdyby ta biel zasługiwała na jakiś wyczesany akapit

w czasach młodości byłem zajobem to taki hjob tylko przez „z”

6 i 7

kiedy pomyślisz o ruchu wprzód spójrz na nasze przedramiona na zawsze zawieszone w geście houston mamy problem! niech nie zwiedzie was jednak ta klasyczna musztra w naszych działaniach wszystko opiera się na drapowaniu rzeczywistości gwałtownym skręcie w prawo

wykoleimy zboczeńców za wasze nędzne pensje (niech szczekają!)

8 szepcze do 10

widzisz dokąd prowadzi podział? ujadanie z gazet? jak szybko potrafiliśmy przetoczyć porażkę w aparat władzy? już nikt nam nie wmówi że narodu nie da się kupić wystarczy haczyk zmyślny psychotest: wyczuj potrzeby najbardziej upodlonych stwórz im hologramy nowych jakości

ucieleśnij boga daj głos i pamiętaj że głód nie zostawia jeńców

9

wygrzebuję siebie z dłużyzn wprost w monochromatyczny kraj gdzie za chwilę zaczną rozdawać naręcza bagnetów radykałom w hejcie o zacietrzewieniu globalnym nie płacz po mnie córeczko a ciało spal z dala od katopokedexu

to nie ostatni level to czyściec z krwi i kości

10

nie wiem z czego oni się tak cieszą że franca wreszcie przemówiła? historia pamięta dziesiątki wzorów totalitarnych uderzających w najwytrwalsze kręgosłupy które gruchotały o ziemię z łatwością

a waszą piątkę stojącą obok już łamią na kliszach fotografowie

Sen dwudziesty dziewiąty: odstaw rzeżuchę

Śniło mi się, że zawracam z imprezy do domu, gdyż moja paragwajska pietruszka pięciopalczasta zaczęła jojczyć na sąsiadów obecnie pracujących nad szóstym potomkiem by ich (propagowane nie tylko podprogowo) katolickie przedszkole mogło wreszcie zaistnieć z krwi i kości. Pietruszka twierdzi, że to ostatni bastion chuliganów Maryi; krzyczą po nocach: tęczowe maryjki mają fiuty w natarciu! Dlatego przyszedłem z powrotem, otworzyłem drzwi i w moich oczach pojawił się zuchwały landscape: pięciopalczaska przytulona do ściany dzielącej pokój od sąsiadów i nasłuchująca. Jej liście (nie wiem jak) dokonują fotosyntezy bytu więc od razu pytam: co kurwa kamon a ona, że gdyby za kiepski seks karano mielibyśmy seryjnego komiwojażera w kamienicy, który ryczy, gdy przychodzi kończyć ten prerafaelicki proceder. Potem przeniosło mnie do czasów gdy rzeczywistość wyglądała jak pauza przewijanej taśmy VHS: nieskora do postępu. Miałem osiem lat i jedyne co mnie interesowało to białe kartki papieru, które przetrawią tę wszędobylską szarość, przewrócą coś na lewą stronę. Miałem do dyspozycji ołówek lub długopis. Wybrałem ołówek bo grafit to pochodna popiołu. Jest kuchy i silny.

Ranka bałwanka

Byłem ubrany na czarno kiedy dojechano mnie w ciemności, która była ciszą z gatunku tych przemilczeć twór bo nie umiałem już odnaleźć iskier pękających jak bączki w ich oczach; dlatego sądzę, że od kilku lat zabiera mnie w podróż inny dźwięk, inny rój grzmi w spoiwie. Wystarczyło kilka kroków w tył by gwałtownie wyprzedziło cię wszystko co można sznurować latami więc powiedz mój przyjacielu dokąd się zatrzymać? Dokąd nie rozdłubać ranki, która tak niezdrowo swędzi?


Krzysztof Schodowski – rocznik ’83. Plastyk, ilustrator, autor wierszy. Laureat Połowu 2017. Mieszka w Warszawie.