W każdym mieście najlepsze są skróty.
Wytworzyła je nie fantazja, tylko praktyczna potrzeba. Przemieszczenie się między dwoma punktami, droga, którą w innym wypadku trzeba by było pokonać okrężnie, stało się jeszcze ważniejsze od chęci bycia Kolumbem (obecnie zresztą trzeba uważać na takie porównania, bo miłośnicy piątych den czekają).
Ktoś pierwszy skręcił w krzaki, przeszedł, wydeptał. Pierwszy skręcił w pokrzywy, zrównał je z ziemią ciężarem ciała, zobaczył, co jest dalej. Inni poszli za nim.
Jeśli jest w miarę dobrze wydeptane, można iść. Wiadomo bowiem, że skrót ma swój koniec, że wypluje nas ponownie w krwiobieg ruchliwego miasta, w miejscu, o które nam – z grubsza – chodziło. A jeśli nie, to i tak to, co widzieliśmy podczas skracania, pozostaje nasze.
Ja na przykład wczoraj widziałam grupę mężczyzn z wyborem alkoholi, widziałam betonowe przęsła podtrzymujące rury, widziałam rachityczne drewniane mostki na cieku wodnym, wymagające odrobinę cyrkowych umiejętności, ale kobiety z siatkami pruły przez nie jak pershingi, więc ja też.
Bo na skrócie są ludzie, skrót żyje. Skrót jest po to, żeby tam byli.
Skrót wymarły oznacza, że domyślny kierunek nie jest już uczęszczany albo, że jesteśmy tam o bardzo nietypowej porze – ale jednak raczej to pierwsze. Bo skrótem zawsze przemieszczają się ludzie: ci potrzebujący skrótu, żeby gdzieś dojść i ci, którzy idą tylko kawałek, tylko trochę, tylko półgębkiem, żeby skorzystać z dobrodziejstw skrótu, wśród których króluje półumowność, zawieszenie wielu prawideł oraz brak nadzoru ze strony organów ścigania. Skróty i tereny sporne są bowiem zazwyczaj ze swej natury mocno piesze i dzięki temu bezpieczne dla tych, którzy chcą, by ich akurat nie widziano. Na wiele z tych ścieżek radiowóz się nie zmieści – a patrol pieszy ma to do siebie, że nigdy nie jest pieszy, tylko też przejeżdża autem. No to nie ma jak.
Dzięki temu na skrótach, mostkach i ruinach-po-zakładzie/boisku/szkole kwitnie życie osiedlowe, takie bez kamer i latarń. Wyprowadzanie psów, przekazywanie sobie nawzajem trefnych rzeczy, picie alkoholu grupą bez oglądania się przez ramię, jakieś umówione, acz niejasne spotkania typu „podjeżdżają z dwóch stron dwa auta z wygaszonymi światłami”. Skróty służą pierwszym doświadczeniom seksualnym i zaspokajaniu potrzeb jeszcze bardziej fizjologicznych, a niezawieszalnych. Nie zliczę, ile razy sikałam w krzakach na skrócie, nawet w obcych miastach, nawet w dzień. Nie zliczę, ile razy prawie weszłam na kogoś sikającego na skrócie. W dobrym tonie jest udawać, że nic się nie dostrzegło.
Skróty to umowna, niedookreślona kraina „za garażami”, na ścianach których napotkać można złote myśli całej okolicy. Wczoraj na przykład widziałam wielki czerwony napis: JAK BABA. JAK CHŁOP. Pomniejsze wrzuty informują oczywiście, kto jest za kim sportowo, ewentualnie politycznie – ale bez uzasadnień. Kto kogo kocha, a kogo należy jebać – też bez nich. Zazwyczaj informacje te są wysoce wsobne i szybko tracą na aktualności, oprócz sportowych, bo kibicowsko nic się w dzielnicach nie przemieszcza. Jak Ruch, to Ruch. Czy wygrywasz, czy nie, ja i tak kocham cię.
Czym innym skrót staje się nocą. Chociaż w naszych głowach często ciemność = brak bezpieczeństwa, raczej mało prawdopodobne, by ktoś w zupełnej czerni, wilgoci i zimnie czaił się w nocy na przechodzących frajerów – którzy nie będą przechodzili, bo już są w domach albo pójdą naokoło, żeby nie wpaść w błoto. Po zmroku skrót jest do podbicia wyłącznie z latarką, krok po kroku, jak po szkle, nawet jeśli znamy każdy kamień. Ale ryzykujemy na nim raczej czystość adidasów niż zdrowie i życie. Czasem z ciemności wyłoni się idąca z naprzeciwka osoba, która też ma swoje powody, by iść po nocy przez teren bez latarń. Przypiszemy jej w myślach niecne zamiary i niejasne intencje. A ona nam.
Zdjęcia: Magdalena Okraska
Ilustracja: Nina Krawczak
Magdalena Okraska – reporterka, działaczka społeczna, publicystka, antropolożka kultury. Członkini redakcji “Nowego Obywatela”, autorka książek Ziemia Jałowa. Opowieść o Zagłębiu oraz wydanej w tym roku Nie ma i nie będzie. Absolwentka etnografii, studentka pracy socjalnej. Mieszka w Zawierciu.
Nina Krawczak – artystka wizualną oraz reżyserka. W swojej twórczości związanej z projektowaniem używa połączenia analogowej ilustracji i digitalowych form. Z czasem reżyseria dokumentalna okazała się narzędziem, którym najlepiej potrafi oddać treści, o których chce mówić. Ma na swoim koncie udział w wystawach, m.in. wystawa zbiorowa z okazji 20 lecia pracowni „Zimna Piwnica”, prywatna wystawa w lokalu „ken54” w Warszawie. Ma na koncie film dokumentalny Polish Drag Project (festiwal filmów LGBTQ+, najlepszy film dokumentalny festiwal filmoptico) Aktualnie rownolegle kontynuuję swoją drogę artystyczną i reżyserską.