Jakby się w to uobecnić? – rzuca znakiem zapytania festiwal Unsound nie tylko w swoją potencjalną widownię, ale też w samego siebie. Jakby się uobecnić w miasto; w przemysł produkujący festiwale jak grzyby świeże po deszczach; w przemysł muzyczny produkujący osoby-muzykujące-w-ten-czy-inny-sposób; w przemysł produkujący myśli. Jakby tu ten przemysł przemyśleć – to tak niewyobrażalnie blisko. Pomiędzy cienkimi nićmi wszyty jest ten festiwal – muzyczny, ale przecież tak naprawdę stawiający sobie zupełnie inny cel: żeby nie tylko dawać miłą, wieczorną rozrywkę wpląsającemu się raz do roku Hotelowi Forum, ale przede wszystkim – co by tu zrobić, aby ludzie się zamyślili?
Gęsto w programie Unsoundu od wszystkiego – media społecznościowe, technologia, kryzys podmiotu, zakwestionowanie świadomego ja, wolność wpisana w sztywne ramy definicji zaprzeczająca samej sobie; polityka w stanie tak skrajnego ekstremum, że doprowadzona do nieistnienia, a w jej miejsce podstawiona dziwna forma – czego? – szaleństwa? anarchii? cynicznego wyrachowania odzianego w zbyt pomarańczową skórkę i jaśniejące włosie peruki? Każda odpowiedź wiedzie za sobą kolejną. Posklejane, stanowią kalejdoskop naszego wspólnego doświadczenia – świata coraz wyraźniej stawianych wykrzyknień podszytych wypartymi znakami zapytania. Taki jest też plakat Unsoundu. Sielanka przeszyta ostrzem groteskowego horroru, który zawsze się wydarza dopiero na drugi, trzeci – aż do ostatniego – rzut oka.
Wobecnić się z muzykę – wobecnić się muzyką? Wuobecnić się w spotkanie w coś, co nie jest Ja – w dźwięk, w rozmowę, w elektryczność… Wciszyć się w tłum, który jest i który nie może się wydarzyć, bo jest tylko przechodniem w paszczy świata. A jednak kondycja ludzka to kondycja wiecznego przechodnia. Etyka przechodnia jest etyką zatrzymywania sie i wsłuchiwania w to, co się akurat dzieje wokół przechodzącego. A wokół człowieka-przechodnia dzieją się wojny, płyną morzami uchodźcy, wmawiany jest postkolonialny świat, chociaż wyzysk i różnice społeczne nigdy nie były tak wyraźnie odkreślone na mapie z ekonomicznych linii, na oceanach rosną bezludne wyspy z plastiku, ktoś nie ma dostępu do wody… but first let me take a selfie.
Tu nie chodzi o rozwiązywanie problemu – chodzi o całoczasowe powtarzanie, że każdy wykrzyk współczesności jest podszyty ogromnym, niedowidzialnym znakiem zapytania, który, ominięty, wróci z widzialnością okrucieństw. Pamiętaj, pod twoją powieką toczy się wojna. Możesz odpowiedzieć na nią wojną, a możesz wtańczyć się przeciwko niej w drugiego człowieka, dzięki któremu istniejesz jako Ja.
Nie potrafię wybrać jednego, kilku, czy kilkunastu artystów, którzy pojawią się na tegorocznej edycji Festiwalu. Podobnie jest z widowiskami – jak wybrać pomiędzy zespołem grającym w człowieczo-maszynowym duecie ze sztuczną inteligencją (Amnesia Scanner, 13.10.2018, 21:30, Hotel Forum) a spektaklem tanecznym Wayne’a McGregora pod tytułem „Autobiography Edits” opartym na genomie autora, do którego muzykę komponowała Jlin. Wybór jest równie niemożliwy, co rozdzielenie współczesnej rzeczywistości od technologii.
Przeniknięcie to już dawno temu poszło w kierunku nie dającym się cofnąć – jak można zrezygnować z wiedzy całego świata upchniętej do małego prostokąta wciśniętego w kąt kieszeni spodni? Kiedy wświadamiam w siebie zapisany przed chwilą fakt, ogarnia mnie drżenie przerażenia i fascynacji. I właśnie pomiędzy tymi dwoma drżeniami uobecnia się tegoroczny Unsound.
Poniżej subiektywny wybór autorki szkicu-zapowiedzi muzyków grających na tegorocznej edycji festiwalu. Muzyka, na którą wyczekuje ona, oddychając facebookiem, instagramem i krakowskim smogiem.
https://www.youtube.com/playlist?list=PLXGhvLU3TBwVivQqhXNhoQFPC3F6nvAvo
Festiwal Unsound – Presence, 7-14.10.2018, Kraków. Więcej informacji oraz bilety na poszczególne wydarzenia: https://www.unsound.pl/presence/
Klaudia Ciepłucha – ur. we Wrocławiu, próbuje żyć w Krakowie. W nocy zastanawia się, czemu nie śpi. Uprawia hip-hop studies i ogólnie takie, takie. Uważa, że najważniejszym filmem XXI wieku jest „Sausage Party”.