Serial dokumentalny Netflixa może być idealną inicjacją dla wszystkich majtków chcących wyruszyć na oceany dokumentu, ale nie wiedzą, czy wiatr im w żagle wieje.
„Wild Wild Country” opowiada historię miasteczka Antelope w stanie Oregon i jego 40 mieszkańców, których w 1980 roku spokój zakłócają nowoprzybyli – uczniowie hinduskiego lidera sekty Bhagwana OSHO Rajneesha. Zaczynają budowę urbanistycznie zaplanowanego miasta na ranczu zajmującym 25 tys. hektarów, które będzie w pełni spełniało potrzeby przybyłych członków zgrupowania (szpital, szkoła, market, woda, kanalizacja, prąd!). Pokojowa, optymistyczna i szerząca radość i miłość grupa ludzi ubranych w odcień purpury została potraktowana jako zagrożenie dla farmerskiej społeczności Oregonu.
W bardzo szybkim czasie rozpoczyna się konflikt między komuną a miejscową ludnością. Po pierwszym agresywnym incydencie ze strony mieszkańców miasteczka, Sannjasini(nazwa uczniów Osho) uzbroili się w karabiny AK-47, UZI i małe pistolety, utworzyli Siły Pokojowe, wystawiły warty i zaczęli wykupywać ich sąsiednie domy, by pokazać mieszkańcom, że skoro nie podoba im się odległość, zawsze jest szansa, by ją zmniejszyć. (Swoja drogą, cudowna to ironia losu oglądać obywateli Stanów Zjednoczonych w bardzo podobnym kontekście jak rdzennych mieszkańców Ameryki).
Sam lider sekty jest w filmie praktycznie nieobecny, również dlatego, że od momentu przybycia do świeżo wybudowanego miasta nie wygłosił publicznie prawie żadnej przemowy, pozostawiając swoich uczniów bez codziennych nauczań. Za prawdziwy mózg operacji i Żelazną Damę Rajneeshpuram (nazwa utopijnego miasta) można z całą pewnością uznać Ma Anand Sheela, rzecznika i Główna Sekretarz Bhagwana. To ona, przepełniona miłością do swojego mistrza, z subtelnością kotki i pazurem lwa zaczyna vendettę z Wymiarem Sprawiedliwości i amerykańskim społeczeństwem.
Sheela jest mówcą doskonałym. Swoim spokojem i pogodnym uśmiechem zaczarowuje i wzbudza podziw na tyle, że wydaje się naturalnym, że potrafiła sprawić, by jej poplecznicy sami zgłaszali się na ochotnika, by likwidować wrogów Rajneeshpuram. Sama bądź wraz z Bhawganem zaplanowała i wyegzekwowała masowe zatrucia w oregońskim miasteczku, transport bezdomnych z całych Stanów do komuny, a następnie sprawowała nad nimi kontrolę.
Sposób, w jaki o tym wszystkim opowiada, sprawia, że w tej chwili byłabym w stanie uwierzyć w jej rację. Jednak, jak pokazuje dokument – nie ma jednej świętej racji. W momencie zagrożenia zaczynają padać wzajemne oskarżenia, a nauczana filozofia wzajemnej pomocy, serdeczności, radości ze swobodnego seksu i medytacji nie jest w stanie temu zaradzić.
Główny prawnik Bhawgana – Philip Toelkes (a.k.a. Swami Prem Niren) – po pierwsze wygląda identycznie jak Stephen King, po drugie – najprawdopodobniej jest najbardziej poruszającym przykładem oddanego wyznawcy OSHO. Pomimo zaharowywania się w papierach sądowych jeszcze bardziej niż przed przyłączeniem się do kultu, wygląda na spełnionego, uśmiechniętego i pełnego sentymentu do przeszłości człowieka. Służenie Mistrzowi swoimi niezbędnymi umiejętnościami było dla niego dokładnie takim życiowym celem, jaki potrzebował.
Narratorem opowieści jest piękna muzyka. Zmienia się aranżacja, klimat i tempo w zależności od przekazywanych informacji oraz momentu, w którym znajdujemy się na zawiłej osi wydarzeń. Wydaje mi się, że ma też chronić bohaterów od możliwej śmieszności i bycia ocenionym niesprawiedliwie ze względu na lojalność sekcie, bo ta historia jest bardzo daleka od śmiesznej. To wszystko działo się tam, w tych ludziach i na tych pustyniach (muzykę można nabyć na bandcampie od 1 września).
Osobiście czerpię przyjemność z antysystemowości tej historii. Ponieważ okazuje się, że prawo i polityka służą jako imitacja racjonalności i porządku, jedynie wiecznie konstytuując tylko tę prawdę, która ma na walkę więcej środków. Fazowość serialu wzrasta wraz z jego upływem. Metaforą fazki pierwszego macha jest sam szczegółowo zaplanowany projekt hinduskiej komuny w samym sercu redneckowego Oregonu. Drugi buch to już charakterystyka ludzi u władzy, którzy z wyszminkowanymi hasłami na ustach walczą o wpływy niczym byki o przetrwanie na corridzie. Ciężko znaleźć przykład większej kozaczki od Ma Anand Sheeli. Hej dziewczyno, spójrz nie na misia, a na Sheelę!
Jednak pełen odlot zapewnia moment, kiedy bez parawanu i bez pardonu zaczynają dziać się (sic!) toksyczne akcje z obu stron konfliktu. Zamachy, bomby biologiczne, wyzwiska w telewizji, pranie mózgu i pochody mieniących się w Słońcu złotych Rolls-Royców. Podmuchem z wiadra i ostatecznym trampem tego serialu jest po prostu fakt, że to wszystko wydarzyło się naprawdę, bez pomocy dopalaczy, wspomagaczy, zmieniaczy etc.
Dokument jest przepełniony oryginalnymi nagraniami wystąpień telewizyjnych, wywiadów i reportaży, jego struktura stoi wyłącznie na rozmowach z ludźmi zaangażowanymi w proces powstawania komuny, jej rozrostu, obrony a następnie prób likwidacji. Jednak forma montażu, jaki został zastosowany, sprawia, że 6-godzinny seans przypomina dokumentalny blockbuster, który zostawia widza z rozdziawioną buzią średnio co 10 minut.
********************
Jednocześnie – na pewno każdy z was myślał chociaż raz, by pierdolnąć to wszystko i zostać guru.
Otóż jest to film instruktażowy i ku przestrodze w jednym.
Dorota Zaprzalska – dumna radomianka, harcerka i oskarżana o posiadanie. Studiowała filologię polską w Lesie Bielańskim i broniła się z Charliego Kaufmana. Płacze na muzyce sakralnej, ale wyznaje tylko kojący nihilizm egzystencjalny.