O Williamie S. Burroughsie napisano już miliony mądrych znaków. Krytycy literaccy, kulturoznawcy, dziennikarze, fani kina, muzyki i szeroko pojętej popkultury mieli o nim do powiedzenia (i wciąż mają) nawet więcej niż on sam zawarł w swoich publikacjach. Kontrowersyjny, postmodernistyczny pisarz, ideowy mentor bitników, rebeliancki lingwista, weteran narkotycznej psychonautyki – to tylko krople w morzu Burroughsowskich esencji, których nieskończona wielowymiarowość od zawsze dostarczała bólu głowy wszystkim teoretykom i interpretatorom miłującym etykietowanie życia oraz twórczości artystów.
Co ciekawe, mimo wyraźnie transgresyjnej natury, pisarstwo autora “Nagiego Lunchu” zostało zaakceptowane przez kulturę głównego nurtu. Pod koniec swojego barwnego życia, prorok anarchicznej apokalipsy, który posługiwał się słowem niczym orężem, został dostrzeżony nie tylko przez środowiska awangardowe czy akademickie, ale też Davida Bowiego, ikony stadionowego rocka U2, włodarzy Nike, a nawet prezydenta Billa Clintona.
Gdy bibliografia tego twórcy powoli przeobrażała się z bezkompromisowego produktu wywrotowej myśli w powszechnie uznawany kanon wyklętej, ale jednak uniwersalnie szanowanej literatury, popularny odbiór jego oryginalnej refleksji stawał się coraz bardziej selektywny. Wszechmocna machina kultury masowej, tak jak w przypadku większości przytulonych przez establishment nonkonformistów, dokonała koniecznego aktu trawestacji – nie tyle złagodziła Burroughsowską filozofię, ile po prostu ukryła przed oczyma kolektywnej świadomości jej niektóre kluczowe, aczkolwiek niewygodne części składowe.
Jedną z istotnych, lecz kłopotliwych dla popkulturowego przemysłu pasji Burroughsa było jego intensywne zainteresowanie okultyzmem. Mistrz cut-upu nigdy nie krył silnej fascynacji magią. Nie tylko się do niej przyznawał, a wręcz na każdym kroku zapalczywie promował. Jednakże, w przeciwieństwie do innych znamienitych czarowników nowoczesnej cywilizacji, nie ulegał abstrakcyjnemu urokowi heterodoksyjnego spirytualizmu. Wbrew intencjom prekursorów współczesnego czarnoksięstwa w rodzaju Aleistera Crowleya czy Austina Osmana Spare’a, duchowy ojciec ruchu Beat Generation, uparcie posługiwał się magią przede wszystkim jako narzędziem politycznym.
Burroughs zupełnie zdekonstruował charakterystyczną dla okultyzmu tendencję do łączenia sacrum z profanum. Dostrzegł anachronizm heretyckich reinterpretacji i karykaturalizacji chrześcijaństwa i zdecydował się zdefiniować rzeczywistość nieco inną metodą. Jego spojrzenie na magię miało charakter rewolucjonistyczny, wręcz partyzancki. Było perspektywą przebudowywującą klasyczne, okultystyczne porządki. Dla Burroughsa synonimem świętości stała się profanująca chrześcijańskie sacrum magia chaosu, a jej grzesznym, plugawym dopełnieniem został brutalny, fetyszyzujący racjonalistyczną przemoc krajobraz powszedniości odmalowanej wszechogarniającą rządowo-medialną narracją. Inspiratorzy jego nadrealnych działań byli mimo wszystko mistykami implozywnymi, tzn. spędzającymi czas na odgrywaniu rytuałów niewychodzących poza ramy osobistego, skrajnie indywidualistycznego samorozwoju i egoistycznej, hedonistycznej przyjemności. Tymczasem autor niesławnego “Ćpuna”, przy całym swoim outsiderskim emploi, nieustannie zastanawiał się, jak antyrozsądkowe myślenie może zaszkodzić wszelkim aparatom państwowej represji wymierzonej w bezbronne społeczeństwo.
Na przykład wydany w roku 1970 zbiór esejów “The Electronic Revolution” ukazuje nam Burroughsa jako magika-bojownika, paranarchistycznego buntownika o wolność i godność społeczeństwa. W tej, niestety nieznanej w naszym kraju, publikacji, Amerykanin najpierw precyzyjnie analizuje werbalne techniki kontroli, jakie media oraz władza stosują, by skutecznie trzymać obywateli pod butem, a następnie przedstawia kilka pomysłów na efektowną kontrrewolucję. Wśród idei odzwierciedlających wspomnianą wcześniej “społeczno-polityczną magię” Burroughsa znajdziemy m.in. różnorakie zabawy w proto-sampling. Kultowy twórca dzieli się jego zdaniem najefektywniejszą strategią podżegania tłumu. Proponuje odtwarzanie z magnetofonowej taśmy niczego niepodejrzewającym przechodniom, uprzednio nagranej kompilacji odgłosów ulicznej rewolucji (okrzyków, wiwatów, skandowanych haseł). Wywołane w ten sposób nadrealne sprzężenie zwrotne ma doprowadzić do radykalnych zmian w kolektywnej postawie. Wykreowana naprędce foniczna symulacja bojowych nastrojów, tj. subiektywnie skonstruowana fikcja, wchodząc w relację z pogrążoną w ideologicznej bierności rzeczywistością, ma realną szansę zainfekować inercję codzienności i doprowadzić do przekształcenia fikcji w superfikcję, realność w nadrealność. W sytuacji, gdy tkwiące głęboko w człowieku pragnienie przewrotu zostaje wyciągnięte na wierzch (nawet jeśli dokonało się to w sposób syntetyczny), idea pospolitego ruszenia może okazać się nie tylko czymś społecznie akceptowanym, a wręcz oczywistym. W pewnym sensie Burroughsowskie samplowanie podejmuje próbę demontażu kapitalistycznej strategii. Działa bowiem w podobny sposób do Kapitału naturalizującego symulowane konstrukty, lecz zamiast przekonywać do wymyślonej organiczności zhierarchizowanego wyzysku, przekonuje do realności spreparowanej fantazji o organiczności powszechnej niezgody. W tym kontekście możemy więc nazwać Burroughsa magiem propagującym terroryzowanie instytucji terrorem poniekąd instytucjonalnym.
Osobliwy, rewolucjonistyczny rodzaj magii patronuje także jego wielkopomnemu dziełu pt. “Nagi Lunch”. Swego czasu wręcz skandaliczny literacki eksperyment, być może dziś zatracił już swój potencjał wywoływania ogólnego zgorszenia, lecz wciąż skrzy się wyjątkową, okultystyczną witalnością. Magia najsłynniejszej książki Burroughsa tkwi w jego kolażowej strukturze. Przytoczona wcześniej technika “cut-up”, czyli metoda frywolnego rozłączania gotowych lub napisanych od nowa zdań i łączenia ich z innymi, w celu stworzenia zaskakujących stylistycznie oraz treściowo fraz, funkcjonuje tu niczym śmiercionośna werbalna broń. Burroughsowska taktyka przecinania odgórnych sensów (kontynuowana później m.in. przez Sytuacjonistów) miała jedno istotne zadanie – rzucić na zastany społeczno-polityczny porządek Wielką Klątwę Destabilizacji. Najbardziej pamiętne fragmenty tej powieści przywodzą na myśl magiczne akty obywatelskiej dywersji. Burroughs żongluje wszystkimi dotkliwymi kwestiami biopolitycznymi, tj. ukazującymi czytelnikom państwo jako strukturę traktującą człowieka jako użyteczny i zużywalny zasób ludzki. W kluczowych momentach “Nagi Lunch” dotyka m.in. haniebnej polityki (anty)narkotykowej, zbiurokratyzowanej przemocy fizycznej (przywdziewającej koncepcyjny kostium wojen oraz kary śmierci) i psychicznej (wyrażonej uprawomocnioną obsesją inwigilacji), a także nadzorowanej publicznie seksualności. Te i inne problemy egzystujące na przecięciu godności osobistej i interesów wielkiej polityki, pojawiają się w “Nagim Lunchu” oraz pozostałych dziełach pisarza poszatkowane niczym puzzle. Burroughsowski remiks treści standaryzowanych i kontrolowanych przez rządowe narracje funkcjonuje według niepisanego prawa magicznego. Jego “cut-upy” są zaklęciami – zbitkami pozornie nonsensownych słów, których chaotyczna energia wybijała rzeczywistość z jej przewidywanego, przytłaczająco rutynowego rytmu. Parafrazując francuskiego filozofa Gillesa Deleuze’a można powiedzieć, że Burroughs przynosił uporządkowanemu światu coś na tyle niezrozumiałego, że aż niemożliwego do zwalczenia. Był niczym starożytny szaman odprawiający rytuał w samym środku korporacyjnego lobby.
Burroughsowskie czary przetrwały do dziś. Ich moc promieniuje na codzienność XXI wieku tak samo, jak promieniowała na realia, w których żył i tworzył ten niezwykły artysta. Autor “Delikatnego mechanizmu” wciąż pozostaje najbardziej radykalnym spośród wszystkich starych i młodych okultystów tego świata. Miał bowiem odwagę nie tylko całkowicie poświęcić się zgłębianiu wiedzy zakazanej, ale również wyjść poza konwencjonalną apolityczność ezoteryki. Podczas gdy większość pokrewnych mu teoretyków i praktyków eksperymentowała głównie na sobie samych, on prezentował znacznie bardziej heroiczną postawę i angażował swój spirytualizm w niewygodnie przyziemny kontekst społeczno-politycznej walki.
Ilustracja: Karolina Stec
Łukasz Krajnik (1992) – dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling.
Karolina Stec – Instagram: @kkaroollina | @mikroelementy