Publicystyka – Stoję przed regałem z literaturą górską i widzę… gwałt na naturze

Adam Majewski | Opublikowano w: #8, publicystyka

[I. Poszukiwacze granic]

1.

Starożytni mieszkańcy Hellady wierzyli, że dla śmiertelnika najlepiej, jeśli bogowie nie wiedzą o jego istnieniu.

2.

Śmiałkami, którzy odważyli się wspiąć na Olimp – przez antycznych Greków uważany za domostwo bogów – i postawić tam ludzką stopę, byli pisarz Daniel Baud-Bovy, fotograf Frédéric Boissonas i przewodnik górski Christos Kakalos. Francuz, Szwajcar i Grek zdobyli jako pierwsi najwyższy szczyt masywu, czyli Mitikas (Mytikas) wznoszący się na wysokości zaledwie 2918 m n.p.m. Dokonali tego w 1913 roku, nie tylko pokonując siły przyrody, lecz także przywiązanie Hellenów do mitu, według którego od tej góry odpadał każdy, kto na nią próbował wejść.

Helleńscy bogowie – w gruncie rzeczy martwi i zapomniani – już nie mogliby się dowiedzieć o istnieniu Baud-Bovy’ego, Boissonasa i Kakalosa. Za to wyczyn przyniósł tej trójce sławę wśród ówczesnych Europejczyków, jak i odnotowano go dla pamięci potomnych w prasie, rozlicznych kalendariach czy też książkach poświęconych górskiej eksploracji. Grecy wyczyn mają w pamięci do dziś. Zdobycie Mitikas było jednym z ostatnich taktów symfonii najdłuższego wieku – jak określano dziewiętnaste stulecie.

W XIX wieku pokryto mapami ostatnie dziewicze miejsca na kuli ziemskiej, zdobyto wszystkie europejskie szczyty – w samych Alpach było ich ponad 1200 – za wyjątkiem hiszpańskiego Mulhacén (3478 m n.p.m.) w paśmie Sierra Nevada, na który wspięto się po raz pierwszy dopiero w 1910 roku, oraz szczytu Narodnaja (1895 m n.p.m.), leżącego na Uralu Subpolarnym, obecnie na granicy Chanty-Mansyjskiego Okręgu Autonomicznego oraz Republiki Komi w Federacji Rosyjskiej, zdobytego w trakcie ekspedycji naukowej w 1927 przez geologa A. N. Aleszkowa.

3.

Obłędny i nieustający od wieków proces nanoszenia przez kartografów punktów i obszarów na mapy oraz katalogowania przestrzeni przez rzesze uczonych, wspierany przez zdobywców i eksploratorów, po blisko stu latach w doskonały sposób opisze Mateusz Janiszewski na kartach swojej Ortodromy (Kraków 2018):

W tkankę tej niekończącej się przestrzeni wgryzły się linie granic – siekają przestrzeń na posiadłości, by scalić ją później w obszary katastralne, te w gminy, granice łączą wszystko w prowincje, w stany, by ostatecznie poskładać z podzielonej ziemi państwo zamieszkane przez naród.

To bowiem «linie tworzą rasy», jak napisał kiedyś Jared Diamond. Linie tworzą nasze koncepcje. Liniami rysujemy perspektywę, liniami dzielimy przestrzeń, szkicujemy nimi plany miast i za ich pomocą kreślimy mapy.

Ląd jest tysiącem płaszczyzn, rozpada się pod dotknięciem pomiarów i znów się dzięki nim organizuje. Pomiar zamraża go w wiecznym akcie obserwacji, zdejmując z nas odium i obowiązek podtrzymywania rzeczywistości. Dlatego staramy się wciąż wszystko pomierzyć i wyrysować liniami, by choć one zostawały w naszej głowie, gdy odwracamy wzrok, a rzeczywistość się w sobie zapada.

Z linearnej sekcyjnej działalności wyłamuje się tylko linia drogi. Łączy, zamiast dzielić. Łączy niekończącą się równinę po mojej prawej ręce z niezmierzoną płaszczyzną ciągnącą się po lewej. Biegnie, scalając to, co niknie za mną, z tym, co jest jeszcze przede mną.

Tutaj dochodzimy do swoistych właściwości map i do koncepcji rodem z opowiadania Jorge Luisa Borgesa O ścisłości w nauce (w zbiorze Powszechna historia nikczemności), według której kartografia dokonuje „nadpisywania rzeczywistości”. Idąc tym tropem, zdobycie szczytu, szczególnie po raz pierwszy, jest włączeniem góry do pewnego rodzaju „mapy”, która daje nam władzę – nad górą i nad jej tajemnicą. Tworzone są przez alpinistów mapy dróg na wierzchołek, posiadające różny stopień trudności – jeśli trudniejsza zostanie wybrana przez ekspedycję wspinaczy i pokonana, tym większy prestiż w środowisku. Ten fenomen ustalania tras przypieczętowuje władzę nad górą.

Tak siłą rzeczy powstaje kartografia wertykalna – sporządzana jest mapa w perspektywie „od ziemi do nieba”, nie zaś, jak jest w konwencji tradycyjnych map, łącząca na wspólnej płaszczyźnie horyzontalnej pojedyncze punkty – miejsca i obszary.

[II. Górscy aktorzy]

4.

Wyczyn sportowy – ten amatorski i w sporcie zawodowym – to za każdym razem działanie performatywne. W perspektywie historycznej i obecnie pozostaje w nierozerwalnym związku z teatralizacją życia społecznego, a nawet jego rytualizacją. Według jednego z ojców założycieli performatyki, Richarda Schechnera tworzywem szeroko pojętego performansu jest działanie, zaś jego siłą napędową zabawa i rytuał.

Przekraczanie umownych i ustalanych przez społeczność – najczęściej sztucznych – granic, jak na początku XX wieku głosił Arnold van Gennep, jeden twórców folklorystyki i antropologii kulturowej, miało również charakter prawny, polityczny, do tego nierzadko magiczno-religijny. Omawiając rytualne przejście fizyczne, sięgnął po figurę świata podzielonego granicami. Najbardziej pierwotną granicą były, w jego ujęciu, drzwi domostwa (do mieszkania), stanowiące barierę między światem zewnętrznym (obcym), a tym, który wiąże się z mirem domowym; jeśli mowa u niego o świątyni, to drzwi są granicą między wymiarem sacrum a profanum.

Człowiek to istota „działająca”, więc „performująca”, a granica między aktorem a widzem ulega zatarciu; każdy jest zarazem „performerem” („performerem-aktorem”), jak i „obserwatorem” („performerem-widzem”) – oboje zaś uczestniczą w rytuale „przejścia”.

Działanie „performerów” wiąże się z zagadnieniem tworzenia unikalnych oraz indywidualnych narracji – niejednokrotnie całkowicie osobistych, innym razem wynikających ze zbiorowych wyobrażeń (i oczekiwań publiczności wobec „aktora-bohatera”).

I tu pojawia się zagadnienie, które – w odczuciu autora tych słów – posiada gen „nierozstrzygalności”: czy świadectwa „aktorów” górskiego performansu, ogłaszane w nurcie popularnej dziś literatury górskiej, są nośnikiem treści filozoficznych? Czy je po prostu generują na poziomie odbioru, u samego odbiorcy, niezależnie od intencji autora?

5.

W rozlicznych świadectwach górskiego wyczynu sportowego, głównie w domenie himalaizmu, mamy do czynienia z jednej strony z obsesją bezpieczeństwa, z drugiej – z „delektowaniem się” wypadkami i katastrofami. Literatura dokumentująca wyczyn górski jednocześnie opiewa jego piękno, jak i ukazuje tragiczny wymiar sportu. Tkance nadludzkiego wysiłku nadaje nierzadko postać atrakcyjnej kompilacji, reprezentującej literacką strategię podtrzymywania uwagi odbiorcy. Performatywna istota wyczynu uwidacznia się w uwznioślonym znaczeniu literatury górskiej oraz materializuje w postaci książki.

Podczas relacjonowania krytycznego zdarzenia związanego z wyczynem następuje intruzja chaosu naturalnego (mocy sił przyrody) w porządek ludzki, cywilizacyjny, narzucony przez schematy odbioru (odczytywania) rzeczywistości – w performans sportowy i przestrzeń literatury. Z kolei włączenie intruzji sił przyrody w ryzyko uprawiania sportu, w szczególności himalaizmu, nadaje naturze wymiar obszaru podbitego przez człowieka – zdobytego poprzez wyczyn sportowy, a także psychologicznie oswojonego. Na zagarnięte terytorium natury nakłada się wypowiedź literacka – staje się figurą władzy nad konkretną górą, która jest opisywana w utworze.

Wypadek lub zdarzenie, w którym brały udział siły natury, staje się katastrofą naturalną; niemniej to człowiek, burząc swoim działaniem (performansem) porządek natury, przekraczając granice swoich możliwości fizycznych, a nawet potencjał technologii, wkracza w przestrzeń dla niego niedozwoloną.

6.

Można wnioskować, że swoista zewnętrzność (tajemnica natury) znosi się poprzez ciągłe jej monitorowanie i eksploatowanie na potrzeby przemysłu sportowego. Ponadto „góra” (jako figura pierwotna), „zdobywanie”, „zmaganie” przestaje być czymś tajemniczym i niedostępnym – dzięki mediom każdy zyskał jakieś wyobrażenie na ten temat, tak samo za sprawą literatury. Wyczyn sportowy przestaje z tego powodu jawić się jako heroiczna walka z naturą, więc z pewnego rodzaju niemożliwością – staje się elementem kultury, także w odmianie popularnej; organizuje się jako swoiste symulakrum podboju, a w istocie jest niczym więcej, jak tylko eksploatacją „wydobytego z natury” surowca.

Całe obszary natury zostają przyłączone za sprawą rozlicznych świadectw literackich w przestrzeń performansu sportowego, są tam intensywnie i stale eksploatowane. Wyjątkowy wyczyn staje się nałożoną na ten – wydobyty z natury składnik – symulacją (spektaklem), a więc człowiek (uprawiający wspinaczkę wysokogórską) wchodzi pozornie w uniwersum natury; staje się aktorem spektaklu „zdobywania natury” (dosłownie: „zdobywania szczytu”), zaś literatura jest jednym z jego instrumentów.

To pozwala spojrzeć na literaturę górską nie tylko jak na literaturę, lecz także jak na element swoistego performansu, w dodatku odtwarzanego nieustannie przez kolejnych „aktorów” – zarówno po stronie autorów uprawiających sporty wysokogórskie, alpinizm, jak i ich czytelniczej publiczności.

W tym kontekście nie ma „świadków”, a wszyscy stają się uczestnikami performansu (szczególnie odbiorcy literatury górskiej) – wpisanego w naszą praktykę społeczną.

Po wyczynie sportowym zostają materialne ślady (choćby liczne książki), które są „produktem” performansu. Teraz stoję przed regałem z nimi i widzę…

Ilustracja: Electric fur


Adam Majewski – ur. 1979. Uprawia poezję i kolarstwo. Publikował w licznych czasopismach, w dorobku ma kilka książek literackich. Pracował jako rzecznik prasowy i szef wydawnictwa, był właścicielem firmy i urzędnikiem od promocji. Od kilkunastu lat prowadzi zajęcia na uczelniach, a obecnie zajmuje się głównie pisaniem o sporcie wyczynowym. Wielki miłośnik Ałtaju oraz Syberii, gdzie zwykle podróżuje zimą. Mieszka w Gdańsku.

@electric.fur – ilustratorka, konserwatorka, soon tatuatorka, interesuje się folklorem i hardcorem, robi ziny, komiksy i wlepki, low iron sailor racoon