PUBLICYSTYKA – Stare-nowe sztuczki Larsa von Triera. „Królestwo Exodus”

Anna Dwojnych | Opublikowano w: #9, publicystyka

słońce jest tak czerwone, mamo
a noc taka czarna jest
Braciszek nie żyje, mamo
a Mon zniknęła gdzieś
on grasuje w mroku mamo
zamknijmy na klucz drzwi
straszny przechodzi mnie dreszcz mamo
czy Królestwo podniesie się znów
odc. Pandæmonium, finał Królestwa II

Pomieszanie porządków i światów (realnego i nadprzyrodzonego), zmiksowanie ich w kotle różnych gatunków (soap-opera, horro, komedia) i bestiariusz dziwacznych osobowości to znaki rozpoznawcze łączące dwie, obecnie już kultowe, serie telewizyjne lat 90 – Twin Peaks Davida Lyncha i Królestwo Larsa von Triera. Trier, podobnie jak Lynch, po 25 latach zaprezentował trzecią część swojej trylogii – mini serialu Królestwo (org. Riget). Ile jest starego Królestwa w nowym Królestwie, czy i komu Królestwo Exodus potrzebne jest do szczęścia i co tym razem wyczarował Trier?

Królestwo Exodus to w dużej mierze kontynuacja wątków znanych z Królestwa I i Królestwa II. Trzon fabuły stanowi prywatne śledztwo lunatyczki Karen (Bodil Jørgensen), która podobnie jak ćwierć wieku temu pani Drusse chce rozwikłać zagadkę Szpitala Królestwo. Pomaga jej w tym sanitariusz Balder (Nicolas Bro) łudząco podobny do Buldera Drusse (Jens Okking), sanitariusza, który w pierwszych dwóch sezonach zgłębiał tajemnice Królestwa wraz ze swoją matką. Dowiadujemy się, że Bulder zmarł podczas operacji[1], gdy doszło w szpitalu do odcięcia zasilania. Jest to jedno z wielu nawiązań do poprzedniego sezonu – przypomnijmy, że Królestwo II kończy się największą w dziejach szpitala awarią zasilania.

Już w scenie otwierającej Królestwo Exodus Trier puszcza oko do widza. Karen nie tylko jest następczynią pani Drusse, ale jednocześnie okazuje się fanką Królestwa – poznajemy ją, kiedy leżąc łóżku, ogląda swój ulubiony serial. Ten metapoziom ma typowy dla Triera, autoironiczny wymiar – w jednej ze scen dziennikarze i fotoreporterzy zwiedzają budynek szpitala jako miejsce akcji Królestwa, bezlitośnie krytykując powstały w jego murach serial.

A co słychać u duchów i mocy nadprzyrodzonych? Wiemy, że Braciszek nie żyje, Mona zniknęła, a brama Królestwa ponownie otwiera się, co oznacza zbliżającą się walkę Dobra i Zła. Mamy tu hokus-pokus w sporych ilościach, a tym, co nowe w porównaniu do poprzednich części, jest powrót do korzeni monstrualnego szpitala, a więc świata mokradeł, z których wyłonił się szpital. Ten obraz, podobny w swojej estetyce do malarstwa Pietera Bruegela, rozpoczynał każdy odcinek Królestwa. Jednak dopiero w tym sezonie Trier wprowadza nas do jego wnętrza – wraz z Karen wchodzimy między ludzi bielących płótno i w oparach unoszących się nad mokradłami przemierzamy podwaliny Królestwa. Tam spotykamy odmienionego, podstarzałego Braciszka, który okazuje się być Wielkim Bratem i bynajmniej nie jest to nawiązanie do popularnego reality show! Tym razem Braciszek (w tej roli wraca wspaniały Udo Kier) przybiera postać monstrualnej głowy, która może zatonąć w jeziorze własnych łez (sic!). Wielki Brat jest zresztą kluczową postacią dla tego sezonu i całej serii – dowiadujemy się, że jest budulcem i strażnikiem Królestwa, a w jego uchu znajduje się klucz do bramy zaświatów. Z kolei tytułowy Exodus okazuje się rytuałem wyprowadzenia duchów ze szpitala i zaprowadzenia ich na swoje (Piekło/Niebo) miejsce, w myśl zasady – ciemne dusze na lewo, jasne na prawo. Nie wchodząc w szczegóły tej misji, scena z Wielkim Bratem jest najbardziej magiczną, malarską i fantazyjną sceną Królestwa Exodus.

Nieziemsko-czarodziejskich wątków znajdziemy w Królestwie znacznie więcej. Poza rutynową pracą w szpitalu i wykonywaniem konwencjonalnych zabiegów personel Królestwa prowadzi tajemnicze badania nad bólem, które mają przybliżyć wiedzę o Wielkim Krzyku Wszechświata. Im dalej w odcinki (a tych w ostatniej serii jest aż 5, nie jak w poprzednich sezonach 4), tym bardziej Królestwo Exodus staje się satanistyczną medyczną soap operą: knujący Beelzebub, upiorne dzieciątko Nierządnicy z Babilonu, przejęcie Królestwa przez siły Zła (ktoś serio potraktował frazę „szpital, szpital, pokaż rogi”), kolosalne serducho bijące w podziemiach, fiku-miku z czasem i grawitacją, walka z doppelgängerami. Zdecydowanie trzecia część Królestwa jest znacznie bardziej mroczna w porównaniu do poprzednich części, więcej jest też w niej pokręconych scen, a w niektórych łatwo dopatrzeć się kolejnych podobieństw do Twin Peaks – kadr z wnętrzem jak z Czarnej Chaty i sowy, które nie są tym, czym się wydają.

Chociaż skład ekipy lekarskiej uległ częściowej zmianie, nowa drużyna Królestwa angażuje się w pracę nie mocniej niż zespół z Leśnej Góry w krzywym zwierciadle. Na miejscu zmarłego Stiga Helmera (wcielający się w jego rolę Ernst-Hugo Järegård zmarł rok po premierze Królestwa II) pojawia się, prosto ze Szwecji, jego syn, Helmer Jr (w tej roli Mikael Persbrandt, znany m.in. z Sex Education), a jego przyjazd jest pretekstem do licznych zgryw duńsko-szwedzkich. Jedne są żenujące („zabawa” w upicie do nieprzytomności Helmera Jr.), inne groteskowe (spotkania Anonimowych Szwedów nawiązujące konwencją do spotkań AA), a inne (żarty z mebli z Ikei i Volvo) niestety dość nużące.

Ponieważ finał Królestwa wypada w Boże Narodzenie, poczujemy Magię Świąt, oczywiście tak, jak ją nam mistrz Trier zagra. Nie zdziwcie się więc, kiedy dawna partnerka Helmera, Rigmor Mortensen (Ghita Nørby) powróci w roli nieznośnej pacjentki i zarazem świątecznego elfa w stosownym do okoliczności szlafroku i czapeczce. Trier jest w najlepszej formie, jeśli chodzi o poczucie humoru – poza żartami opartymi na wzajemnej niechęci Duńczyków i Szwedów czekają nas żarty słowne (np. „pozwólcie salowym przychodzić do mnie”), slapstickowe sceny, wątki autoironiczne. Jednak jedną z najciekawszych scen w tym sezonie, stanowiącą esencję całego Królestwa, jest taneczny korowód Beelzebuba na szpitalnym dachu w rytm… Ody do radości.

Jedyne, czego mi zabrakło w Exodusie, to motyw, który od początku serii dodawał jej magicznego, paranormalnego, a niekiedy wręcz mistycznego charakteru – dialogi pomywaczy ze szpitalnej kuchni. W pierwszych dwóch częściach Królestwa byli to chłopak (Morten Rotne Leffers) i dziewczyna (Vita Jensen), oboje z zespołem Downa, którzy pełnili rolę chóru greckiego komentującego czyny i motywacje bohaterów. Ich wspólny taniec i piosenka w końcówce drugiego sezonu okazuje się pożegnaniem z widzami, a słowa chłopca „nasz czas wkrótce się skończy” prorocze. W Królestwo Exodus postać z zespołem Downa zastępuje mężczyzna z progerią (Jesper Sørensen), a dziewczynę… robot. Robot-niemowa, więc nie ma mowy o dwuznacznych, filozoficznych dialogach, które były mocnym punktem poprzednich części. Marnym pocieszeniem jest fakt, że Trier sabotuje swojego robotycznego bohatera, który jedyne, co robi, to wypuszcza z rąk i tłucze kolejne talerze. Czyżby w ten sposób reżyser kpił ze sztucznej inteligencji, ukazując jej ułomność (sic!) w kontraście do mądrości i sprawności człowieka? Niezależnie od intencji Triera „unowocześnienie” wątku szpitalnej kuchni i jej tajemniczych pracowników pozbawiło Królestwo jednego z magicznych, baśniowych wątków.

Dla kogo zatem jest Królestwo Exodus? Przede wszystkim to obowiązkowa pozycja dla fanów Królestwa. Nie jest to jednak moim zdaniem propozycja na piątkowy wieczór dla osób, które nie wiedzą nic ani o pozostałych częściach trylogii, ani o samym Trierze. Po pierwsze dlatego, że bez znajomości poprzednich sezonów część kluczowych wątków będzie niezrozumiała – choćby wątki Braciszka i Karen czy znaczenie niektórych postaci (np. Krogshøja i Mogge). Po drugie, widz nieznający twórczości Triera traci frajdę z podążania za nawiązaniami do innych produkcji. Willem Dafoe, który u Triera zadebiutował w Antychryście (i to przecież nie jako tytułowy Antychryst) tutaj gra Beelzebuba vel. Wielkiego Księcia, w rolę Karen wciela się Bodil Jørgensen, odtwórczyni roli Karen z „Idiotów”, zaś również znany z Idiotów Nikolaj Lie Kaas ustami swojej postaci, neurochirurga Filipa Navera, w jednej scenie krytykuje swoich współpracowników, krzycząc „idioci!”. W kulminacyjnych momentach słyszymy z kolei preludium „Tristiana i Izoldy” Ryszarda Wagnera – główny motyw muzyczny z Melancholii.

Widzom na wylot znającym uniwersum Królestwa przyjemność sprawi powrót na ekran znanych już bohaterów i wcielających się w nich aktorów takich jak: Braciszek (Udo Kier), Judith (Brigitte Raaberg), Rigmor (Ghita Nørby), Mogge (Peter Mygind), Jørgen (Søren Pilmark), Camilla (Solbjørg Højfeldt). Podobnie też jak w poprzednich sezonach Trier sięga do chwytu wymyślonego przez Alfreda Hitchcocka[2] i komentuje każdy odcinek po jego zakończeniu. W Królestwie I i Królestwie II reżyser wychodził do widzów zza zasłony, jednak w Exodus widzimy jedynie… buty reżysera. Sam twórca, z typową dla siebie kokieterią mówi, że jedynymi wymówkami dla niepokazania się widzom w tym sezonie jest jego próżność i „bycie Larsem von Trierem”.

Wizualnie i technicznie również jest bardzo dobrze – ujęcia z ręki, przeplatanie obrazów z różnych kamer, montaż, a także świetna gra aktorska (Trier zgromadził w filmie czołówkę duńskich aktorów, w tym Alexandra  Skarsgårda i Larsa Mikkelsena) – wszystko to sprawia, że Królestwo Exodus wchodzi leciutko, a znaczny upływ czasu między trzecią a drugą i pierwszą serią w ogóle nie jest odczuwalny.

Gdy piszę te słowa, kusi mnie, aby napisać jak najwięcej o zakończeniu – jest ono w pełni „trierowskie” – w najlepszym znaczeniu tego słowa – i stanowi godne podsumowanie całości stworzonej na przełomie 30 lat. Aby nie spoilerować, powiem jedynie, że w finałowym odcinku zobaczymy Larsa von Triera i jak nigdy wcześniej jego rada kończąca każdy odcinek, aby zaakceptować zarówno dobro, jak i zło okaże się słuszna.


[1] W drugim sezonie Bulder oddaje szpik kostny dla swojego przyrodniego brata, Paolo Bondo.

[2] Ostatnio nieco podobny zabieg można zobaczyć u Guillermo del Toro w jego Gabinecie osobliwości, chociaż na początku, a nie na końcu odcinków.

Królestwo Exodus (Riget Exodus), reż. Lars von Trier, Dania, Szwecja, Belgia, 2022

Ilustracja: Anna Sazonov


Anna Dwojnych – poetka, autorka tekstów o filmach (zwłaszcza Larsa von Triera), krótkich opowiadań, sztuki teatralnej. Dwukrotna finalistka projektów wydawniczych Biura Literackiego, stypendystka Miasta Torunia w dziedzinie kultury. Publikowała na łamach m.in. „Dwutygodnika”, „biBLioteki” Biura Literackiego, „Blizy”, „Lampy”, „Frazy”, „Elewatora”, „Wakatu”, „Tlenu Literackiego”, „Papieru w dole”, „Strony Czynnej”, „zakład. magazyn”, „Plaża. Ciemnia”, „Fragile”. Autorka książek poetyckich: gadu gadu (2011), Wypadki z przypadkami (2019), Nocne zabawy w dużych miastach (2022).