Pamiętam, jak kiedyś spojrzałam na krwiściąg, stojący w butelce na stole – podwójnie martwy, bo zerwany i suchy – a on zatańczył, dość oszczędnie, zafalował raczej i jedyną moją reakcją było: ach, no tak… (konieczny wielokropek). Trudno mi zaimponować byle fantazją, chcę przez to powiedzieć – gdyż nie tylko interesują mnie takie właśnie rzeczy, jak nagle tańczący krwiściąg (podwójnie martwy, bo zerwany i suchy) – ale też otaczają mnie one w wielkiej ilości. Z ludzkich wytworów już prawie nic mnie nie interesuje (przyjdzie mi umrzeć w głębokim zgorzknieniu) – lecz zainteresował mnie Schwob. Zainteresował mnie od pierwszego kontaktu, od żywotu Empedoklesa, który dostałam cały do przeczytania w formie fotografii i w którym znalazłam ciąg bytów, przytoczony miesiąc wcześniej przez pięknego i poważnego Ryszarda Krynickiego, na spotkaniu, które miałam zaszczyt prowadzić. Tak naprawdę, to go wcale nie znalazłam, został znaleziony dla mnie, mniejsza z tym. To tylko pierwsze ziarenko magiczne z całego łanu.
Kiedy wszyscy mnie wkurwiają, bo są nieprzytomni albo leniwi, albo uważają, że najgorsze, co może się przydarzyć, to że ktoś jest dla kogoś niemiły w internecie, uciekam w przyjemniejsze miejsce. Możliwych miejsc jest wiele – najczęściej uciekam w las lub w nietrzeźwość. Nie ma się czym chwalić. Ale literatura też jest dla mnie takim miejscem, o literaturze myślę – szczerze, od zawsze – jako o miejscu. Miejscach – wiersz to miejsce, książka, opowieść – to miejsce. Trochę, jak przy braniu psychodelików: póki trzymasz oczy otwarte, jesteś tam, gdzie jesteś, w ten sam zwyczajny sposób, co normalnie – ale kiedy tylko je zamkniesz, natychmiast znajdujesz się (siebie) w innym wymiarze. Jednocześnie wciąż – po prostu i zupełnie świadomie – siedząc na kanapie, w tramwaju, czy gdzie tam aktualnie siedzisz. Żywoty urojone są doskonałym dla mnie miejscem ucieczki, bo dzieją się w świecie, do którego tęsknię, choć chyba nigdy w nim nie żyłam: świecie decyzji o wędrówkach podejmowanych natychmiast, poświęceń, aż po poświęcenie życia (zawsze – poświęcenie życia), dokonywanych bez namysłu, świecie zasad pochodzących z najwyższego piętra rzeczywistości – piętra ducha, boga, wszechświata. Schwob przywołuje – czy też wytwarza – świat zorganizowany wertykalnie, jak u szyitów chyba: pnie się od materii, przez wspólne nam, żyjącym, przestrzenie psychiczne, do uniwersalnej i pozaziemskiej sfery ducha; duch przenika materię i jest to wszelki duch a rozmowy niekoniecznie prowadzone są w języku.
Znalazłam tu dużo porad życiowych, nie w sensie zdań, które pomagają odnieść sukces w rozumieniu bieżącym, ale raczej pomysłów percepcyjnych – jak operować można w tej tak zwanej rzeczywistości.
Znalazłam siostry i braci; w żywotach urojonych czuję się, jakbym weszła przez odpowiednie drzwi, jakbym wstąpiła w jeden z tych snów, co się dzieją na wyjeździe i jest niezła jazda, ale się nie boisz, bo twoje ty senne jest lżejsze i mądrzejsze od twojego ty z jawy o brak lęku – posługuje się logiką, która ocalała jeszcze chyba tylko u co niektórych dzieci, i u psów, i w umyśle Hayao Miyazakiego.
Nie jest to książka oniryczna w tym znaczeniu, w którym używa się tego określenia, by opisać nieciągłą, pretekstualną fabułę, która usprawiedliwić ma szereg dziwnych obrazów. Jest to książka senna w tym rozumieniu, jak kiedyś Michał opowiadał, że miał sen tak przygodowy i długi, że po przebudzeniu płakał po przyjaciołach, których w nim zostawił – wyobraźcie sobie tę żałobę.
Ponadto senne jest wrażenie – czy raczej poczucie, przekonanie – że wszystko jest oczywiste: postaci, tło – nie ma potrzeby opowiadać ich bardziej, niż czyni to jedno spojrzenie. Od razu jesteśmy w środku i tam dzieją się rzeczy – nie trzeba ich wprowadzać, tłumaczyć, uwiarygadniać, w żaden sposób nakłaniać rozumu do zaakceptowania ich.
Z uwagi na szereg złych dla snów wyborów, których dokonałam i których wciąż dokonuję, bardzo słabo mi się śni. Tęsknię do snów, pragnę ich, kiedy się pojawiają, czuję ekscytację, wybrańcem się czuję, w strumieniu łaski specjalnej – a wszystko to, co najbardziej lubię w snach, znajduję u Schwoba i nie trzeba rzucać palenia ani wyłączać urządzeń elektronicznych, żeby wkroczyć w ten napisany sen luźniutko, szparkim krokiem, z podniesionym czołem, gotowym na przygodę.
Do tego Schwoba czyta się tak, jak ogląda się szkic, wychodzący spod ręki pana rysownika w programie dla dzieci: na naszych oczach, w parę minut, powstaje kompletna rzeczywistość. Czyta się go też tak, jakby się poszło do dobrej restauracji: nieduża porcja, zawsze pyszna, często zaskakująca (prześladują mnie metafory kulinarne, od kiedy Jagoda Szelc powiedziała, że dobre wiersze je jak sushi).
Czytałam żywoty urojone, leżąc nago w słońcu. Czytałam z taką uwagą, takim zaangażowaniem, że zapomniałam o ciele i opaliłam się na czerwono – a nigdy nie opalam się na czerwono, bo moje korzenie sięgają ziem z krucjaty dziecięcej, której nie przeczytałam, bo nie chciałam dokładać łyżki dziegciu do tych psychodelicznych delicji, jakimi są żywoty – więc polskie słońce najwyżej lekko mnie wyzłaca i mam taki kolor, jak te kurwy i złodzieje i aktorzy, których losy śledziłam. Moi złoci bracia, moje złote siostry: bohaterowie, którzy potrafią przynajmniej jedną rzecz doskonale, swobodnie i przyjmują, przyjmują zdarzenia. Widziałam siebie pośród nich: jak rozkładam czarne nitki ludziom przed drzwiami, sypię sól, szepczę przekleństwa i zaklęcia. Alicja powiedziała kiedyś, że najbardziej lubi się bawić w wyobraźnię: leżeć sobie i wymyślać. Nie robiłam tego od dziecka, a jako dziecko robiłam to cały czas. Żywoty urojone dają nadzieję, że powrót do tej zbawczej zabawy jest możliwy. Nawet jeśli ta nadzieja jest tylko urojona.
Ilustracja: Marcel Schwob w swojej bibliotece, około 1900 roku
Ilona Witkowska – poetka; autorka książek splendida realta (WBPiCAK, 2012), Lucyfer zwycięża (Ha!art, 2017) i gdzie są moje dzieci? (Papier w dole/Katalog press, 2021); współautorka scenariusza do etiudy Jeśli będziesz długo siedzieć w ciszy, przyjdą do ciebie inne zwierzęta w reżyserii Jagody Szelc (Erotica 2022, Netflix, 2020) i jedna z autorek projektu Nieswojość (Warstwy, 2019); mieszka w Sokołowsku.