Antynomia klimatyczna: kapitalizm skończy się planetarną katastrofą albo kapitalizm nie skończy się planetarną katastrofą.
Mikro, makro, infra, hiper, ekonomia, polityka, urbanistyka. Nie ma takiej sfery rzeczywistości społecznej w 2021, której już nie wciągnęła rozszerzająca się spirala dynamiki globalnego ocieplenia. Jeszcze w XX wieku zmiana klimatu wydawała się abstrakcyjnym problemem, „o którym należy rozmawiać, aby wypracować najlepszy plan działania”, tymczasem w ciągu dwóch ostatnich dekad efekty nieodwracalnej transformacji ekosystemów stały się codziennością i nadają jej rytm ostateczności. Rosną negatywne skutki niezrównoważonych przyzwyczajeń kognitywnych, odpady z funkcjonalnych dotychczas stylów życia zatruwają ekologie mentalne. Dezintegracja znanego świata przynosi ze sobą nową estetykę z krawędzi Końca: solarpunk, meteorogotyk. Przesiadujemy kolejny lockdown na stygnącym dachu galerii handlowej i oglądamy jak od horyzontu nadciągają vaporwavowe kataklizmy.
Solarpunk stracił lekkość gatunkową fantastyki naukowej. Jest współczesnością myślenia uwięzionego pod ciemnym i ciężkim powietrzem, które bawi się z toksycznymi łunami i żeruje na resztkach komercji. Zasilany czarnym słońcem internet 3.0 promieniuje rozczłonkowanymi społecznościami na miejskich pustkowiach medialnych, nagrzane blade kopuły oaz agrarnych, przemysłowych i przyrodniczych, linie brzegowe rozcinane przez tsunami rozgotowanego plastiku. Z dystopii ekstremalnej meteorologii przychodzą automatyczne powiadomienia oznajmiające TEOTWAWKI – surwiwalistyczną abrewiaturę meta-wzorca fal migracyjnych, pandemii, nieregularności splotu rozwoju z degrowth, deficytu z nadmiarem wody, ognia, powietrza i ziemi. Po trzech dekadach oswajania cyberpunka, przeniesionego z retromańskim oddaniem w San Andreas 2077, retrofuturystyczna intensywność ulatnia się do solarpunka – estetycznej kondensacji utraty przyszłości rozciągnięta na odległość XXI wieku. Podczas badań dla Cybernetic Culture Research Unit Nick Land odkrył pod neostradami cyberprzestrzeni labirynt krypt, w których zalega gotycki cień. Od czasu zainfekowania nieorganicznej i organicznej materii przez mroczne kultury cyfrowe lat 90., ślady węglowe zaczęły rysować nową mapę podwojenia gładkiego interfejsu środowiska post-internetowego, który przez tysiąclecia będzie rozkładał się na e-wysypiskach. Cyberpunk wychodził z gmachów megakorporacji unoszących się ponad aglomeracjami w wiecznej teraźniejszości; solarpunk to licznik szóstego masowego umierania, rosnący z każdą sekundą coraz ściślejszego związku kapitalizmu z planetą.
Za zmianą estetyki poprzedzoną przez zmianę klimatu podąża kwestia zmiany metafizyki i epistemologii. Kantowskie antynomie (Bóg istnieje lub nie istnieje, wszechświat ma początek w czasie i przestrzeni lub nie ma początku) miały pokazać, że rozstrzygnięcie pewnych problemów metafizycznych leży poza zasięgiem ludzkiego rozumu. Ograniczony punkt widzenia podmiotów czasoprzestrzennie doświadczających rzeczywistości uniemożliwia osądzenie tego, czy wszechświat ma początek, ponieważ początek jest kategorią czasoprzestrzenną. Z tego samego względu nie można stwierdzić, że przeciwnie, wszechświat nie ma początku, ponieważ to wymagałoby, aby czasoprzestrzenne istoty miały dostęp do nie-czasoprzestrzennego doświadczenia nieistnienia wszechświata z czasu zanim on powstał. Niemniej, by w ogóle być zdolnym do etycznego życia, społeczeństwo musi postępować tak, jakby istniała rozumowa odpowiedź na antynomię. Antropocentryczny i humanistyczny paradygmat antynomii nie neguje tego, że Kant dzięki wyznaczaniu granic doświadczenia dostarczył podstawowej i paradoksalnej formuły myślenia nowoczesności. Dlatego próba rozwiązania antynomii klimatycznej, gdy kapitalizm i globalne ocieplenie kształtują wszystko, co doświadczamy i jak doświadczamy, może należeć wyłącznie do nieuzasadnionej metafizyki geochronicznej. To jednak – jak każdy problem, który ujawnia granice kierującej racjonalności – wzbudza podskórny niepokój.
Anomalie pogodowe, smog, susze, rekordowe temperatury, pożary w Amazonii, Australii i Kongo, topniejące lodowce, głos miękkiej rozpaczy w seriach dokumentalnych BBC –antynomia klimatyczna w ciągu ostatnich dwóch lat podbiła media i eksplodowała w nerwowy wachlarz reakcji na nieuchronny albo zmanipulowany koniec świata. W Y2K-Positive Mark Fisher w kontekście ściśle analogicznej pluskwy milenijnej lat 90. pisał, że „w ciągu roku Y2K przeszło od bycia nie-wydarzeniem przez przelotną grozę (wraz z kampanią rządową na rzecz zwiększania świadomości) po oczywistą prawdę”. Podczas wyświetlania niezaprzeczalnej realności obrazów z Końca, procedura zachowań adaptacyjno-surwiwalistycznych powtarza się jak automat.
W epoce kapitałocenu – jeśli wziąć na poważnie formułę Jamesona-Žižka o tym, że „łatwiej wyobrazić sobie koniec planety niż koniec kapitalizmu” – nie można nie dostrzegać, że w trakcie postępu nowoczesności losy planety i kapitalizmu splotły się w nierozerwalny węzeł. Które skończy się pierwsze? Co dla jednego mógłby oznaczać koniec drugiego?
Antynomię klimatyczną można sformułować jeszcze inaczej: czy nie obserwujemy krytycznego momentu dla kapitalizmu? Czy kapitalizmowi udało się w ciągu paru rewolucji technologicznych przeniknąć i podporządkować Ziemię jako planetę, czy jednak Ziemia-Gaia nie została jeszcze w całości zawłaszczona? W tej serii pytań czai się tragiczna paradoksalność. Triumf Ziemi przy obecnym stanie rzeczy może doprowadzić do jej zniszczenia, ponieważ będzie oznaczał porażkę kapitalizmu w próbie powstrzymania przyspieszającego procesu globalnego ocieplenia, i jednoczesnego ocalenia siebie. Tymczasem triumf kapitalizmu oznacza wprowadzenie jeszcze więcej tych samych mechanizmów, które doprowadziły planetę do kryzysu. Kapitał naprowadził planetę na katastroficzny kurs i jakakolwiek odpowiedź na antynomię klimatyczną przemienia się w fantazmatyczną platformę streamingową dla kataklizmów majaczących na horyzoncie.
Na tle poprzednich epok nowoczesność wyróżnia się kompulsywnym zaangażowaniem w postępujący koniec czasów przy jednoczesnym odwlekaniu katastrofy w asymptotycznie przybliżany i nigdy nieosiągnięty punkt w przyszłości. Jak powtarza farmako-pesymistyczna linia Nietzsche-Burroughs-D.F.Wallace, nowoczesność jest czystym uzależnieniem. Nie tylko wyobrażeniowo czy ideologicznie, ale przede wszystkim fizjologicznie i motorycznie. Kapitalizm i Ziemia wiążą się w podwójnym narkotycznym splocie nowoczesności, którym przepływają surowce, stymulanty i dane.
W The Cybernetics of ‘Self’: A Theory of Alcoholism Gregory Bateson nazywa epistemologią okcydentalną zestaw mechanizmów i idei, które tworzą warunki powstawania i strukturalnego wzmacniania nowoczesności jako uzależnienia. Za jego przyczynę Bateson podaje konflikt między ja-trzeźwym, któremu indywidualistyczna kultura nakazuje a bliscy życzą by trzymało się silne i nie puszczało kontroli nad sobą, a ja-pijanym, które jest pokusą powtórzenia intoksykacji i wyzwolenia się z imperatywu kontroli. Za konfliktem osobowości epistemologii okcydentalnej stoi dualizm kartezjański umysłu i materii, osoby i afektów, gdzie jedna strona nadaje formę drugiej i ma za zadanie sprawować władzę nad całością. Całkowite panowanie z pozycji umysłu jest niemożliwe do osiągnięcia, ponieważ wzmożenie kontroli rodzi nieoczekiwane patologie (jak nerwice, depresja, przemoc), co w tym modelu oznacza niedostateczną dyscyplinę umysłu, który daje się zwodzić ciemnej materii. Jakiekolwiek działanie którejkolwiek z części intensyfikuje działanie całości systemu, wyzwalając mechanizm niekontrolowanego sprzężenia zwrotnego. Po wykonaniu procedury, output nakazuje jej ponowienie, co nasila input i prowadzi do eskalacji procesu. Najpierw w obrębie nowoczesności istnieją warunki, które uzależniają kapitalizm i Ziemię od siebie nawzajem, następnie reakcja systemu pogłębia uzależnienie, które wychodzi z rdzenia nowoczesności.
Jedno z podstawowych przekonań członków AA mówi o tym, że zanim alkoholik realnie będzie mógł się zmienić, musi co najmniej raz, a zazwyczaj parokrotnie, uderzyć o dno. „Dno” wyznacza granicę dla mechanizmów myślenia i działania alkoholika, a tym samym wg Batesona stanowi limit epistemologii okcydentalnej, która steruje alkoholikiem. Zbliżając się do „dna” uzależniony (od etanolu, paliw kopalnych, krzemu, miedzi, azotanów potasu) zaczyna panikować, chwytając się każdej szansy powstrzymania upadku, aż w końcu poddaje się coraz silniejszemu pragnieniu, by puścić konsolę i przyglądać się jak siła bezwładu pcha w swobodne opadanie.
Panika alkoholika, który uderzył o dno, jest paniką kogoś, kto myślał, że panuje nad pojazdem, lecz nagle odkrywa, że ten wymyka mu się spod kontroli. Nagle, nacisk na to, co brał za hamulec, sprawia, że pojazd przyspiesza. To panika związana z odkryciem, że to (system ja+pojazd) jest większe od alkoholika. […] Filozofia, która zwraca „człowieka” przeciw jego środowisku, załamuje się gwałtownie, podczas gdy człowiek dzięki technologii staje się coraz bardziej zdolny do przeciwstawienia największym systemom. Każda wygrana przez niego bitwa niesie ze sobą niebezpieczeństwo katastrofy. Jednostką przetrwania – zarówno w etyce jak i ewolucji – nie jest organizm czy gatunek, lecz największy system lub „moc”, w której istota żyje. Gdy istota niszczy swoje środowisko, niszczy siebie samą (Bateson). Panika jest efektem uświadomienia sobie własnego uzależnienia, tylko w obliczu zbliżającej się ściany otwiera się przejście do nowej epistemologii. Założenie, że pijany czy trzeźwy, całościowa osobowość alkoholika nie jest w stanie walczyć z alkoholizmem (Bateson). Farmako-logiczny Ligottianizm. Wyjściem jest pogodzenie się ze swoją niemocą i przyjęcie, że podlega się czemuś większemu niż ludzka (uzależniona) reprezentacja własnej kontroli nad całym procesem.
Za przyczynę efektu cieplarnianego uważa się kapitalistyczny lajfstajl. Podobnie jak w przypadku figury alkoholika, wobec kryzysu planetarnego proponuje się rozwiązania oparte na zwiększaniu kontroli przez te same instytucje i mechanizmy, które doprowadziły świat do limitu. Według raportu IPCC wyobrażony katastrofalny punkt prognozuje się na 2040, zatem polityczni funkcjonariusze epistemologii okcydentalnej zakładają, że mają jeszcze czas, zanim dojdzie do katastrofy. Wystarczy powściągnąć energetyczny hedonizm polimerowych i węglowych używek. Lecz jak pokazuje AA, nieświadomie (w ballardiańskim pragnieniu abstrakcyjnej śmierci) dociskają pedał gazu na widok ściany, która stoi na końcu nowoczesności od samego początku, od wypraw Kolumba, od Kompanii Wschodnioindyjskiej, od trzech krytyk Kanta. Należy pogodzić się z faktem, że globalna katastrofa wydarzyła się już dawno temu. Co teraz?
Globalne ocieplenie to wielość mikrokatastrof nierówno dystrybuowanych wzdłuż osi płciowych, gatunkowych i technologicznych maszyny społecznej. Nie istnieje jeden umysł globalnego podmiotu, który mógłby doświadczyć zmiany klimatu i opanować skutki swoich przeszłych błędów. Apokalipsa ciągnie się jak ogon komety, zostawiając za sobą spopielone podmiotowości, blask jej nielinearnej wędrówki może docierać do nas jeszcze przez niewyobrażalnie wiele lat świetlnych. Nowoczesność jako połączenie kapitalizmu i katastrofy planetarnej wyzwoliła moce, których ludzkość nie może opanować z racji bycia tylko obiektem częściowym większego procesu. Po wszystkich zwrotach afektywnych, posthumanistycznych, akceleracjonistycznych słyszeliśmy tę frazę znieczulającą ilość razy, aż zaczęła brzmieć jak dogmatyczne ślubowanie – żadna forma nie jest transcendentna względem systemu, lecz immanentnie łączy się z obiegiem wszystkich form. Wobec tego nie możemy oderwać planety od kapitalizmu, jedno i drugie w takim samym stopniu należą do środowiska, w którym żyjemy. Raz będąc alkoholikiem, zawsze się jest alkoholikiem (Bateson).
Zarówno prawicowa, jak i liberalno-lewicowa polityka podporządkowana jest epistemologii okcydentalnej i idei panowania nad procesem zgodnie z wolą. Wystarczy spojrzeć do manifestu lewicowego akceleracjonizmu czy oficjalnego portalu solarpunka, postuluje się tam odzyskanie lub konstrukcję przyszłości, która pozostaje nieokreślona i gotowa na lepsze jutro. Tak jakby proces decyzyjny należał do nowoczesnego podmiotu. Wbrew koncepcjom woluntarystycznym, zmiana epistemologii nie zależy od woli jednostkowej czy kolektywnej. Ale sama epistemologia okcydentalna odsłania własne granice możliwości, w których rozwijają się obrazy innego podejścia. Zamiast walczyć z katastrofą w duchu kartezjańskiego konfliktu, epistemologia cybernetycznej adaptacji akceptuje solarpunkową rzeczywistość. Nie oznacza to nowego porządku polityczno-ekonomicznego, w którym ludzie mieliby zastąpić kapitalizm, ponieważ z wnętrza kapitalizmu nie można wyobrazić sobie tego, co leży na zewnątrz. Myślenie większego systemu Batesona dostarcza innego modelu produkcji modeli, wzoru na wzorce poza antynomiami klimatycznej metafizyki, dla którego katastrofa nie jest końcem a dopiero środkiem.
Czy na świecie może nie dziać się nic?
Kapitałocen jest nowoczesnością w poślizgu. Próby opanowania jego trajektorii zabierają pasażerów coraz dalej poza wytyczony pas jezdni. Uporczywie zapalona sygnalizacja ostrzegawcza antynomii klimatycznej przypomina o zagrożeniu kontry kierownicy, która zawsze wraca do wyjściowego wektora ku planetarnej kraksie. Uzależniony od kontroli podmiot epistemologii okcydentalnej panikuje na myśl o rosnącej bezwładności i chce wydostać się z akcelerującej maszyny, ale odkrywa niczym w cronenbergowskim mechahorrorze, że jego kończyny i organy już dawno wrosły w karoserię i deskę rozdzielczą. Błędny loop napędza iluzja pewności, z jaką określa się koniec sprzężenia kapitał–planeta z wnętrza samego wehikułu kapitałocenu. Nie ma wyjścia.
Panika jest twórczością. (Profesor Challenger)
W przeciwieństwie do rozpostartych pomiędzy wiecznymi ideami klasycznych antynomii kantowskich, antynomia klimatyczna opisuje system w stanie chronicznej nierównowagi. Zakłada, że albo równowaga istniała przed kapitalizmem jako maszynie rozciągniętej-w-czasie-apokalipsy, albo równowaga nastanie dzięki kapitalizmowi, mimo że sam nią zachwiał. (Nowoczesność regularnie przeżywa kryzysy, powszechnie brane za przygodne i zewnętrzne błędy, które należy usunąć dzięki iteracji kolejnych wersji medytacji kartezjańskich). Z tej perspektywy czas jest zaburzeniem stanu ekwilibrium, które postawiło ludzkość przed antynomią klimatyczną; sączącą się intoksykacją umysłowości uzależnionej od przygodności i przypadku. Geochroniczna metafizyka kapitałocenu wyraża niemożliwe pragnienie odnalezienia idealnego punktu bezruchu, ale sam ruch w stronę tego punktu porusza całym układem odniesienia. Jesteśmy równie daleko od niego, co na początku. U zarania nowoczesności ruch został złączony z postępem technologicznym, dlatego równowaga przeczy postępowi – nie można mieć obu. Zrównoważony rozwój to oksymoron. Wrócimy do tego. Dalej będzie lżej (ノ・ェ・)ノ.
Urbanizacja planety doprowadziła do dwóch fundamentalnych problemów XXI wieku: automatyzacji i zmiany klimatu. Benjamin Bratton nazywa ten proces terraformowaniem, które zwykle odnosi się do przekształcania ekosystemów innych planet lub księżyców na zdolne do utrzymania typowo ziemskiego życia. Jednak nadciągające konsekwencje ekologiczne tego, co nazywamy Antropocenem, sugerują, że w zbliżających się dekadach będziemy zmuszeni do terraformowania samej Ziemi, o ile ma ona być żywicielką własnego życia (Bratton, Terraforming). Podczas gdy globalne ocieplenie uświadamia nam konieczność odejścia od antropocentrycznej perspektywy, coraz głębiej wtopiona w codzienność automatyzacja uświadamia nam nieuchronność wyczerpania antropocentryzmu. Zdaniem Brattona, terraformowanie Ziemi jest procesem nieodwracalnym, który znacząco nabiera tempa w nowoczesności. Tylko programowe i organiczne podejście do obu problemów naraz przyniesie skutek w postaci projektu rozwoju w warunkach dalekich od ekwilibrium (Prigogine). Nie zmienimy naszego uzależnienia od urbanizacji, ale możemy zacząć planować jej dalszy przebieg w o wiele większej skali czasowej niż dotychczas.
Krótkowzroczne planowanie staje się widoczne w społecznym oporze przed przejściem na energię jądrową, wynikającym z przeświadczenia o kontroli nad własnym łaknieniem termodynamicznym i lękiem wobec zmiany diety energetycznej. Katastrofa w Czarnobylu weszła do wyobraźni kolektywnej z takim impetem, że parę dekad później globalna cywilizacja nadal nie potrafi wziąć na siebie odpowiedzialności za reaktory jądrowe i składowanie odpadów radioaktywnych, pomimo jak zauważa Bratton, wiążącego się z tym zahamowania wzrostu stężenia CO2 i rosnącej rocznej średniej temperatury atmosferycznej. Strach przed zimą nuklearną wciąż pozostaje silniejszy od fal subsaharyjskiego gorąca nad globalną Północą. (Na marginesie, dodaje Bratton, odpady z fuzji atomowej są namacalne i można im łatwo przypisać własność, tymczasem spaliny z paliw kopalnych rozpraszają się w atmosferze wokół całego globu).
Aksjomat Virilio:
Wynaleźć żaglowiec albo parowiec, to wynaleźć zatonięcie statku. Wynaleźć pociąg, to wynaleźć katastrofę kolejową, wykolejenie pociągu. Wynaleźć samochód, to wynaleźć karambol drogowy. (Virilio, Wypadek pierworodny)
Atom pozwoliłby przekształcić światową gospodarkę energetyczną oddalając kwestię globalnego ocieplenia, ale bez wątpienia wprowadziłby cywilizację na trajektorię ku nowym i nieznanym zagrożeniom. Z katastroficznej terraformacji wyłania się inna konsekwencja, odwrotna etycznie w stosunku do słynnego cytatu Paula Virilio i skryta za reakcyjną interpretacją przestrogi przed postępem technologicznym. Zaniechanie rozwoju i upowszechniania nowych technologii oznacza reaktywne wybieranie oswojonych wypadków, które Nietzsche nazywał nihilistyczną ucieczką przed mocą. Nihilistyczna dromoskopia zdrowego rozsądku, tj. pojmowanie prędkości postępu technologicznego w kategoriach równowagi i anomalii, nie dostrzega przewrotnej prawdy procesu, w środku którego się znajduje: z pozoru udomowione technologie nigdy nie stoją w miejscu. Atmosfera bez przerwy nasyca się gazami cieplarnianymi, farmy serwerów wymagają coraz większych systemów chłodzenia, rosną odpady promieniotwórcze, wzorce algorytmicznych danych dryfują poza zasięg operatorów platform społecznościowych. Dążąc do zachowania tego, co jest, i tak się akceleruje – tylko plecami do kierunku jazdy. Gdzieś poza uwagą namiestników równowagi odkładają się efekty oswojonych wypadków, które po przekroczeniu masy krytycznej staną się nieznośnie widoczne w zrujnowanym krajobrazie po zupełnie niespodziewanej katastrofie. Wynaleźć zglobalizowany system komunikacji, to wynaleźć pandemię. To kwestia wadliwego systemu reprezentacji.
Niczym Vaughan z Crash Ballarda, który aranżował fetyszystyczną scenerię wypadków z fotela swojego samochodu, musimy na bieżąco modelować trakcje zbliżania się do następnego batesonowksiego dna. W przeciwieństwie do sentymentalnego przywiązania do silnej woli, która ma przezwyciężyć uzależnienie dzięki własnej cnocie, zarówno ballardowski inżynier symforofilijnej koincydencji, jak i batesonowski AA muszą zatrzymać nałóg na krystalicznej krawędzi śmierci, z której rozrasta się abstrakcyjne życie. Symulacja karambolu z krwi i stali ma większą siłę uderzeniową niż samorzutna śmierć na drodze. Planetarne przełączenie epistemologii okcydentalnej na cybernetyczną epistemologię adaptacji nastąpi, gdy kolektywna wyobraźnia utkwi wzrok w dnie terraformacji: zbiegających się abstrakcyjnych linii automatyzacji i destrukcji klimatu. Albo nie nastąpi, a kraksa systemu kapitał–planeta zostawi za sobą spaloną ziemię orbitującą w opustoszałym układzie solarnym.
Technika planetarna jest nie tylko zagubieniem bycia, lecz także możliwością jego ocalenia (Pseudo-Heidegger)
Deleuze odkrywa w Heideggerze współtwórcę patafizyki – jeszcze głębszej idei technologii. Nie tylko każda technologia = wypadek, czy technologia = odpowiedzialność, lecz ratując przed jedną katastrofą, technologia zabiera nas na trajektorię następnej, potężniejszej i bardziej wszechobecnej.
Bomba atomowa wczoraj, bomba informacyjna dzisiaj a jutro bomba genetyczna? (Virilio)
Świat w XXI wieku zamiast neutralnego zrównoważonego rozwoju środowiska potrzebuje chłodnego zarządzania katastrofami planetarnymi. Rok 2020 pokazuje, że wchodząc w trzecie millenium rozpoczęliśmy fazę nieustannego adaptowania się do geochronicznych kryzysów. Rozchwiane balansowanie na apokaliptycznej linii już zawsze będzie nam towarzyszyć i żadne rozwiązanie nie zapewni ostatecznej równowagi ekosystemów i ekonomii. Zarówno na poziomie korporacyjnym, rządowym, jak i codziennym będzie dochodziło do regularnych i systematycznych zderzeń z proporcjonalnymi dnami, lokalnie przełączając epistemologię okcydentalną w antycypację kataklizmów optymalizujących system dynamiczny końca-w-zawieszeniu.
Wyobraźmy sobie kryzysy doświadczane przez megacywilizację II stopnia w skali Kardaszewa – klasyfikacji zaawansowania technologicznego cywilizacji kosmicznych – która pochłania całą energię emitowaną ze spalania gwiazdy centralnej wciągając galaktykę w stan przewlekłego trwania na krawędzi istnienia. Jedyna ścieżka przetrwania prowadzi przez katastroficzną spiralę o coraz dłuższych ramionach. Nie wycofywać się z procesu, lecz iść dalej, ‘przyspieszyć proces’, jak mówił Nietzsche (Deleuze&Guattari, Anty-Edyp). Przebrany za élan vital czysty popęd śmierci rozchodzi się tysiącami nacięć po powierzchni bytu, rozprowadzając cywilizacje od Mezopotamii po Sferę Dysona w coraz dalsze kanaliki nieznanej epistemologii.
Z odstępu między członami antynomii klimatycznej wyłania się możliwość sformułowania drugiej alternatywy, która dopełnia pole logiczne Automatyki i katastrofy: kapitalizm i planeta weszły na trajektorię katastrofy jako modelu rozwoju lub kapitalizm i planeta weszły na trajektorię samozniszczenia poprzez katastrofę. Z przeprowadzonej w tej części transformacji antynomii klimatycznej otrzymujemy równanie poza zasadą ekwilibrium, które nazywamy katastronomią solarpunka. Katastrofa nie funkcjonuje już jako chronologiczny koniec epoki obciążonej winą, ani jako wtargnięcie anomalii w porządek świata czekającego na korekty. Katastrofa jest tu katalityczną matrycą samego czasu, który jak słońce w Kronikach Riddicka spala wszystko, co nie dotrzymuje tempa przesuwającej się granicy między śmiercionośnym blaskiem a surwiwalistycznym cieniem w uskokach i załomach planety uzależnionej od wypadków. Dryf przez XXI wiek zabiera ze sobą ziemię i wyrusza do tajemniczego świata, swojego jadowitego ogrodu. (D&G, Tysiąc plateau)
Ciąg dalszy nastąpi…
Ilustracja: Nikodem Lazurek
Korekta: Weronika Widzińska
Patrick Leftwich (https://twitter.com/kitsumute) – teoretyk i tłumacz, obecnie pracuje nad doktoratem o diagramatyce post-prawdy; szczypce w jednostce badawczej HOMAR https://homar.xyz/blog/
Nikodem Lazurek (sadbvdda) – kompozytor digitalowych kolaży wyhodowany w Grudziądzu na Ziemi Chełmińskiej. W wolnym czasie jest bardzo szybki w zjadaniu mięsa mielonego. Jego zainteresowaniem jest obserwacja kaczki. Twój przyszły autorytet estetyczny. Kiedyś widział kogoś kto spotkał Rycha Peję.