PUBLICYSTYKA – Muzyka Księżyca

Jacek Żebrowski | Opublikowano w: #9, publicystyka

Podobnie jak u Burroughsa czy Spare’a, nie ma różnicy pomiędzy naszą filozofią, naszym stylem życia i naszą sztuką. To jest to, co robimy. Jesteśmy tym, co robimy. To, czego Spare dokonał w sztuce, staramy się realizować poprzez muzykę.

— John Balance, Peter ‘Sleazy’ Christopherson

Eksploruj codziennie swoje najskrytsze pragnienia, fantazje i motywy, stopniowo skupiając się na tym, co chciał/x/byś, aby wydarzyło się w idealnym świecie, w doskonałej sytuacji, usuwając wszelkie ograniczenia i względy praktyczne – eksploruj, czego NAPRAWDĘ byś chciał/x. Następnie zdecyduj się spróbować i zrób to.

— wprowadzenie do Świątyni Młodzieży Psychicznej, Thee Grey Book, 1981

Cały język jest w swej istocie mistyfikacją, i wszystko jest fikcją.

— William S. Burroughs, Brion Gysin, The Third Mind, 1978.

Zainteresowanie demonami i zjawiskami nadprzyrodzonymi sięgnęło mainstreamu. We współczesnej kulturze rozmaite rodzaje czarostwa przedostały się do mody, gier, mediów społecznościowych, książek, czasopism, telewizji i kina. Pamiętajmy jednak, że jeszcze do 1951 roku praktykowanie czarów w takich krajach jak chociażby Wielka Brytania było karalne. Szerokie przesunięcie globalnej świadomości w kierunku praktyk magicznych nie było łatwym tripem. Kiedy w Wielkiej Brytanii zakaz został ostatecznie zniesiony ustawowo, praktyki magiczne i elementy czarów zaczęły przenikać do głównego nurtu narracji, wyciągając w latach 70. wiedźmy z podziemia i wrzucając je w nurt kontrkulturowej mody na filmy klasy B z serii occultexploitation. Pociągnęło to też za sobą bardziej poważne, choć niewielkie, zainteresowanie innymi odłamami rodzimego okultyzmu np. Austinem Osmanem Sparem czy Aleisterem Crowleyem. Jednym z pierwszych propagatorów ich idei wśród dzieciaków kontrkultury był Jimmy Page z Led Zeppelin, jednak nikt w historii amatorskiej muzyki rozrywkowej tak organicznie nie włączał magii w obszar swojej nieustannie ewoluującej sztuki i fluktuującej egzystencji jak zmarły na początku 2020 roku artysta Genesis Breyer P-Orridge. Z okultystycznego pnia drzewa jego życia i sztuki – którego korzeniami były wczesne projekty wizualno-performatywne (COUM Transmissions, 1969-1976) i autonomistyczne działania dźwiękowo-militarne (Throbbing Gristle, 1975-1981) – wyrosło wiele gałęzi tworzących współczesną okulturę, rozwijającą się na styku przeróżnych tradycji magicznych, ruchów religijnych, kultury popularnej i marginalnych nurtów filozoficznych. Ze świątyni Psychicznej bohemy skupionej wokół P-Orridge’a wywodzili się, między innymi, muzycy zespołu Coil: John Balance i Peter ‘Sleazy’ Christopherson.

Jeśli doczytaliście do tego miejsca, a znaliście działalność owego multiprojektu w czasach gdy jeszcze istniał lub, co gorsza, nadal jesteście jednymi z fanatycznych wyznawców/wyznawczyń tej ezonarkotycznej koterii – nakazuję wam przerwać lekturę ze skutkiem natychmiastowym. Nie dowiecie się tutaj niczego nowego ani odkrywczego. Zapewne znacie całość ich dyskografii łącznie z jakimiś efemerycznymi kasetowymi bootlegami, jak i kopiami badzików z lat 80. Zapewne cytujecie na pamięć wszystkie wywiady z Brainwashed, a może nawet ktoś z was mieszka w Tajlandii jak Peter Christopherson i czyta po niemiecku „Okultystyczne korzenie nazizmu”. Natomiast jeśli jakimś cudem ominęły was dźwięki z płyt Scatology, Love’s Secret Domain czy Time Machines, a nigdy nie zagłębialiście się zbytnio w tajniki chorych obsesji Sleazy’ego, Balance’a czy Throwera – polecam trafić w inne miejsca, np. do magazynu Czas Kultury, lub na Youtube, gdzie profesor Paweł Frelik i Anna Szudek wprowadzają w anale twórczości Coil. Tu jednak przyjrzymy się jaką rolę w muzyce projektu Coil odgrywały, między innymi, sex i narkotyki, ale przede wszystkim – okultyzm. Na koniec Psychicznej Jesieni zapraszam do świata, gdzie wszystko ciągle się miesza i zawsze rozpuszcza.

Był to capo di tutti i capi Psychicznej mafii, wspomniany już Genesis P-Orridge, który jako pierwszy w końcu lat 70. przyznał publicznie w jednym z wywiadów, że znudziły go sceniczne możliwości manipulacji tępą brytyjską publiką czerpane z tajnych podręczników militarnych czy opracowań goebbelsowskiej, nazistowskiej propagandy. Odkrył magię ceremonialną zapomnianego wówczas kompletnie londyńskiego dziwaka i ekscentryka, Austina Osmana Spare’a, a także praktykę Thelemy, wracającego po kilku dekadach zapomnienia do łask słynnego łotra i apokaliptycznej Bestii, Aleistera Crowleya. Powrót eksploracji duchowych w czasach post-hipisowskich prowadziły freaków w tak różne zakamarki ezokultury jak wiccanizm, kulty pogańskie, zainteresowania gnozą i mistycyzmem, obsesje religijne na punkcie sekt i masowych samobójstw czy fascynacje mrocznymi kultami śmierci z Ameryki Łacińskiej, by wymienić tylko kilka. Następnym krokiem było powstanie w połowie lat 70. inspirowanej różnymi praktykami nowej tradycji magicznej – Magii Chaosu.

GENESIS BREYER P-ORRIDGE: Kiedy szedłem na ostatni koncert naszego projektu, Throbbing Gristle, minąłem na ulicy martwego psa potrąconego przez auto, także od tego naturalnie zacząłem ze sceny rozmowę z widzami. Jednak najważniejszą rzeczą, która wówczas zajmowała mój umysł  to dowiedzenie się czegoś więcej o OTO, czyli Ordo Templi Orientis (Zakon Świątyni Wschodu), międzynarodowej para-masońskiej organizacji religijnej o charakterze zakonu. Było to tajemnicze bractwo, któremu  na początku XX wieku przewodził Crowley, a sam planowałem wtedy założenie własnej świątyni. W czasie owego ostatniego koncertu wykonaliśmy utwór „Looking For the OTO”, który właściwie był inwokacją.

Crowleya czytałem już pod koniec lat 60. gdy mieszkałem na hipisowskich komunach w Hull: „Pamiętnik narkotykowego maniaka”, „Księżycowe dziecko” czy „Wyznania” to były moje pierwsze lektury. Im więcej jednak o nim czytałem, tym bardziej zdawałem sobie sprawę z tego, że był zwykłym kutasem. Był despotą i mizoginem. Jednak nie wszystko, co powiedział było głupie. Trzeba było samemu wybrać, co było istotne i praktyczne.

PETER ‘SLEAZY’ CHRISTOPHERSON: Problem, który mamy z Crowleyem jest tym samym problemem, który mamy z każdą zorganizowaną religią – dogmatami, zbiorami zasad, według których trzeba żyć. Nie oznacza to, że musimy odrzucać wszystko, co powiedział i zrobił Crowley. Zasadniczo kazał podążać za własnym nosem i robić to, co wydaje ci się właściwe. Moc jest w każdym z nas. Był także orędownikiem praw gejów w bardzo nieprzyjaznym dla takiej działalności klimacie czyli w wiktoriańskiej Anglii. Jeśli chodzi o pentagram, nie używamy go jako symbolu szatańskiego, ale jako symbolu mocy seksualnej honorującego takich bogów jak Mars i Merkury, których OTO postrzegało jako źródła owej mocy. Nas interesuje tylko symbolika.

John Balance również wnikliwie studiował pisma Crowleya i Spare’a i sam uważał się za maga. Niektóre dziwne efekty dźwiękowe w muzyce Coil to tak naprawdę sigile – magiczne zaklęcia, które zostały wypowiedziane, a następnie pocięte nie do poznania, zmienione i wysłane w świat.

JOHN BALANCE: Pisma Crowleya odkryłem w szkole. Od dzieciństwa mnie uczono, żeby nie poddawać się żadnym zorganizowanym religiom, a zamiast tego tworzyć własne rytuały. Mieszkając w szkolnym internacie często praktykowałem z okna głośne rytuały w czasie pełni, wykrzykując magiczne frazy i koncentrując się na projekcji ku tarczy Księżyca. Oczywiście próbowano mnie wyrzucać z kolejnych szkół, lekarze zaś widzieli we mnie schizofrenika lub maniaka.

Jednym z pierwszych zarejestrowanych przez Coil utworów było How to Destroy Angels (1984), utwór istniejący z podtytułem „muzyka rytualna dla gromadzenia męskiej energii seksualnej”. Ta EP-ka oraz debiutancki LP Scatology (1984) w czasie ich nagrywania były częściami magicznych rytuałów. W #4 okultystycznego zina „Feverish” Balance tłumaczył ich wczesne podejście do magii.

JOHN BALANCE: Tak, owszem, How to Destroy Angels zostało w rzeczy samej zrytualizowane. Każdy aspekt tego muzycznego tworu został zaprojektowany zgodnie z dokładnymi, z góry przewidzianymi matematycznymi i kabalistycznymi obliczeniami. Następnie weszliśmy do studia i nagrywając to pozwoliliśmy, aby do gry wszedł element przypadku, który był antytezą naszych precyzyjnie przygotowanych umysłów. Utwór został zbudowany wokół boga Marsa. Użyliśmy w instrumentarium aspektów męskich, tak jak niektórych metali – żelaza i stali – z których zrobione były małe i duże gongi, po pięć sztuk. Pięć jest liczbą Marsa. Utwór nagraliśmy w stosownie wybranym do tego astrologicznym czasie i nagrywaliśmy go przez siedemnaście minut – kolejna liczba Marsa. Precyzyjnie wybraliśmy też odpowiednią barwę okładki. Na płycie Scatology jest utwór Solar Lodge [słoneczna loża], który widzę jako pewnego rodzaju inkantację, zaklęcie, jeśli postarasz się zinterpretować pewne nic nie znaczące frazy jako głębokie i znaczące przekazy (chociaż nie stworzyłem tego oryginalnie w ten sposób). To ewokacja specyficznej magicznej energii, którą wcześniej zdefiniowaliśmy i opisaliśmy i po którą sięgając, otworzyliśmy jej wrota!

Czarne Słońce z LP Scatology, 1984.
Sol niger, miniatura z Splendor Solis, traktatu alchemicznego autorstwa Salomona Trismosina
z 1582 roku.

Jeśli spojrzycie na okładkę i kopertę pierwszej płyty Coil zauważycie przewijający się symbol Czarnego Słońca. W alchemii i hermetyzmie różne rodzaje słońc – białe, czarne, czerwone – symbolizowały idee i koncepty odpowiadające trzem najczęściej używanym alchemicznym etapom przemiany barw.

JOHN BALANCE: Czarne Słońce to sol niger z alchemii wtórny stan chaotyczny tuż przed przejściem w stan putrifacto, rozpadu gnilnego, śmierci. Może reprezentować wiele rzeczy, w zależności o typu interpretacji. Czarne Słońce to słońce w nocy – najbardziej tajemniczy i magiczny aspekt. Kiedy wędruje przez zaświaty, pod horyzontem, w kierunku nowego dnia, przemierza wewnętrzne psychiczne regiony, Hades, podziemia, cokolwiek. W japońskiej mitologii jest reprezentowany przez jeźdźca i konia, którzy podróżują do głębin.

Nazwę ‘coil’ wybrałem instynktownie i od tego czasu odkryłem, że w rzeczywistości oznacza hałas. Istnieją też takie rzeczy jak spirala (kształt), cewka elektryczna i spirala antykoncepcyjna. Spirala jest powtarzającą się formą mikro/makrokosmiczną. Od DNA po galaktyki spiralne. Pierwotny symbol. To takie fajne, miłe słowo. Czarne Słońce, którego używamy, to surrealistyczny symbol z „Pieśni Maldorora” autorstwa Lautréamonta czyli Isidore’a Ducasse. Ma 10 promieni (2×5). Coil jest zasadniczo duetem, a piątka jest liczbą eonu Horusa – teraźniejszości. Mamy prywatną mitologię całkowicie zgodną z symbolami i znakami obecnego eonu. Nie wierzymy, że powinna ona stać się ważną częścią naszego publicznego wizerunku, ponieważ mogłoby dojść do błędnej interpretacji oraz niepotrzebnej i niepoprawnej replikacji. Cisza i tajemnica. W końcu wizerunek Horusa najbardziej odpowiedni dla nowego eonu to „zwycięskie dziecko” z palcem przy ustach – znak ciszy.

Balance, Christopherson, P-Orridge, a także takie postaci jak David Tibet z Current 93, Boyd Rice, autorzy komiksów Alan Moore i Grant Morrison, reżyser Derek Jarman czy Robert Anton Wilson i William S. Burroughs byli wyznawcami Magii Chaosu, ponowoczesnej praktyki magicznej łączącej wszelkie możliwe metody i tradycje ezoteryczne, w której – oczywiście jak najbardziej ogólnie mówiąc – podstawę stanowi indywidualna praktyka rytualna i wiara w powodzenie rytuału. Wszyscy trzej byli również członkami Temple Ov Psychick Youth – nieistniejącej już Świątyni Młodzieży Psychicznej, tajnej sieciowej organizacji okultystycznej związanej z psychedeliczno-rave’ową grupą Psychic TV, z którą Christopherson (wcześniej również w COUM Transmissions oraz Throbbing Gristle) i Balance również byli przez początkowy okres związani.

Czy dla nich jako chaotów ważne było to, żeby rytuał był projektowany przez tę samą osobę, która go również praktykuje?

PETER ‘SLEAZY’ CHRISTOPHERSON: Nie sądzę. Miliony ludzi korzystają z katolickich rytuałów. Wszystko, czego naprawdę potrzebujesz, aby twoje własne rytuały były ważne, to wiara w ich zdolności. Jedynym problemem jest to, że łatwo jest mieć wątpliwości co do tego, co się robi. A jeśli masz ciało innych ludzi wykonujących rytuał, który zaprojektował ktoś inny, łatwiej jest uwierzyć, że może on mieć jakąś moc.

JOHN BALANCE: Weźmy na przykład japońską ceremonię parzenia herbaty. To filozofia Zen, według której każdy ruch coś oznacza. Myślę, że ten sposób życia jest o wiele bogatszy i daje im świadomość tego, kim i gdzie są. Ale rytuały na Zachodzie są zmonopolizowane przez kościół, szczególnie w Europie i Wielkiej Brytanii. Ludzie wykonują rytuały przez cały czas. Wszystkie te angielskie obsesje na punkcie obracania stołu, jasnowidzów i studni życzeń. Wszystko to istnieje i jest praktykowane, ale ludzie wydają się tego w jakiś sposób wstydzić i wolą być reprezentowani przez kościół. Zapewne dlatego, że jest to bogata organizacja ostentacyjnie obnosząca się z władzą i bogactwem.

Czy możliwe jest wykorzystywanie rytuałów do negatywnych celów, do wywoływania złych, destrukcyjnych rzeczy?

JOHN BALANCE: O tak, ale tak na serio: po co? Tybetańscy kapłani-szamani Bon-Po nadal to robią. Zostali nazwani najpotężniejszymi i najpodstępniejszymi magami, jacy kiedykolwiek żyli. Mam ich LP z nagranymi fragmentami złośliwego, niszczącego rytuału. “Pierwszy, cichy głos mnicha wyznacza początek modlitwy Mahakali. Śpiew zaczyna się od obszernego opisu Mahakali, a także jego różnych emanacji. Śpiew jest kontynuowany, wzywając Mahakalę w jego różnych formach, aby zstąpił na ziemię i przyjął ofiary uczestników oraz pożarł marigpę” (Mahakala Prayer — strona B płyty Padmasambava Chopa With The Mahakala Offering, Lyrichord LLST 727o). Trwają one przez wiele dni i mogą spowodować zarazę w całej wiosce. Taka energia i takie moce istnieją, ale jaki jest tego sens?

PETER ‘SLEAZY’ CHRISTOPHERSON: Prasa rynsztokowa, o mentalności Daily Mirror, w zasadzie zawsze używa  tego samego argumentu, gdy ma do czynienia z czymkolwiek, czy to będzie bomba atomowa, czy rytuał. Dlatego na przykład patrzą krzywo na seksualność, ponieważ jest to sposób na uzyskanie potężnego doświadczenia. Nie chodzi o nadużywanie, ale korzystanie z mocy ludzkiej natury do zrobienia czegoś istotnego. A jeśli posiada to jakąś negatywną moc, wtedy środki masowego przekazu natychmiast zwalają winę na medium.

Man Ray, Monument à D.A.F. de Sade (1933), wykorzystany na okładce LP Scatology, 1984.

Czy energia rytuału pochodzi z wnętrza osoby, czy może być czerpana z innych źródeł?

JOHN BALANCE: Tak naprawdę nie ma znaczenia skąd pochodzi. Chodzi o to, że to działa, że moc można przywołać, wygenerować i można ją okiełznać, manipulować nią i kierować, więc nigdy nie musisz wiedzieć, skąd pochodzi.

Dlaczego większość ludzi postrzega rytuały lub magię jako zło?

JOHN BALANCE: Kościół stara się utrzymać monopol, więc wszystko inne jest złe i zostaniesz za to wrzucony do piekła. To w zasadzie chrześcijańska propaganda. Anglia ma silne pogańskie korzenie, a kościół zawsze starał się je wytępić. Początkowo poprzez neutralizację pogańskich świątyń, następnie budowanie kościołów w tych samych miejscach, a potem poprzez palenie czarownic i prześladowania religijne. Jeśli nie mogli ich zabić, stosowali taktykę ośmieszania i strachu, aby odstraszyć ludzi od pogańskiego dziedzictwa. Diabeł jest tylko chrześcijańską adaptacją neutralnego bóstwa natury: Pana, Cernosa, rogatych bogów, którzy są falliczni. Kościół chrześcijański nigdy nie był bardzo seksualny, chyba że pozwolono na pojawienie się pogańskiego nurtu – był on zbyt silny, aby go całkowicie stłumić. Diabeł jest reprezentacją pogańskiej seksualności, dlatego ludzie są do niego przyciągani, nawet jeśli jest postrzegany jako chrześcijański wynalazek.

PETER ‘SLEAZY’ CHRISTOPHERSON: To strach przed nieznanym. Zasadniczo to dlatego, że kościół postrzegał innych ludzi, którzy odprawiali rytuały, jako zagrożenie dla ich kontroli. W tej chwili przeżywamy coś w rodzaju prawicowego sprzeciwu wobec wolności lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, z pewnością w kwestii seksu. I nie zdziwiłbym się, gdyby za dziesięć lat nastąpiło odrodzenie religijnego zainteresowania Kościołem.

Zespół często był oskarżany o używanie satanistycznego obrazowania i metaforyki.

JOHN BALANCE: To jest bożek Pan, a to ogromna różnica. Nie jestem chrześcijaninem, a szatan nie istnieje w mojej kosmologii. Nawet na poziomie rock and rolla typu Marilyn Manson czy poziomu Antona LaVeya. To satanizm showbiznesu, w ogóle tego nie kupuję. Bożek Pan jest z pewnością jednym z moich bóstw, w którym znajduję ukojenie i moc – Pan reprezentuje zero, pustkę i naturę, oba aspekty. Dzika strona, natura. Moje główne przekonanie jest takie, że zamiast Millenium Dome w Londynie (dziś O2 Arena) powinni byli zasadzić lasy i przywrócić wszystkie żywopłoty. To jest w tej chwili moje magiczne uczucie, a nie coś rytualnego czy crowleyowskiego – przywrócenie krajobrazu jest koniecznością. Ktoś po naszym pierwszym koncercie w Royal Festival Hall (Londyn 1999) oskarżył nas o przytulanie drzew i pomyślałem: co do cholery w tym złego?! Jak to mówią: „Będziemy z nimi walczyć w bukach” <śmiech> (oryg. We shall fight on the beachesBędziemy walczyć na plażach; parafraza przemówienia Winstona Churchilla z 1940 roku) Słyszałem, że jeśli jesteś członkiem Earth First, zostajesz uznany za terrorystę i właśnie temu przygląda się teraz MI5. To niesamowite…

Kusi nas, aby przygotować zestaw składający się z pięciu płyt CD Time Machines, gdzie każda pojedyncza płyta CD poświęconą oddzielnemu brzmieniu. Całość boxu dedykowana byłaby psylocybinie. To bardzo łagodna substancja. Jestem wielbicielem grzybów. Mykofilem.

Niektóre utwory na płytach Coil mają na celu wyzwalanie odmiennych stanów świadomości, a to czy tak się stanie, czy nie, zależy w pewnym stopniu od słuchacza. Nie chcę zabrzmieć pompatycznie, ale chcemy tworzyć muzykę sakralną. Uważam, że wszelka dobra muzyka powinna być próbą zmiany ludzkiego sposobu myślenia. Tak jak Burroughs, który opisuje niewidzialne światy, dokumentuje ukryte mechanizmy, my tego również szukamy: tajnych mechanizmów, okultyzmu, biorąc pod uwagę, że okultyzm [oryg. the Occult] oznacza po prostu coś, co jest ukryte. Ci, którzy są naprawdę zainteresowani [okultyzmem], mają coś ważnego do przekazania. Lubię ludzi, którzy mają tendencję do bycia hermetycznymi, zgryźliwymi, pozornie nie nadążającymi za modami, ale zazwyczaj wyprzedzającymi swoją epokę. Bardzo interesuje mnie również koncepcja zaburzeń sensorycznych jako drogi do oświecenia. Zastanawialiśmy się nad nazwaniem naszego kolejnego albumu „God Please Fuck My Mind For Good” [Boże, Proszę, Spierdol Mi Banię Raz A Dobrze], co jest cytatem z Captaina Beefhearta, przemawia do mnie to podwójne znaczenie. Nasz LP Love’s Secret Domain był tego przykładem; na tym albumie posunęliśmy się za daleko, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Zarówno ja, jak i Stephen Thrower [członek Coil w latach 1987–1992] zaczęliśmy widzieć w studiu widmowe istoty, które wyglądały jak zmumifikowane postacie starożytnych królów i królowych. Po skończeniu tej płyty upadłem na podłogę, nie wiedząc, kim jestem ani gdzie jestem.

STEPHEN THROWER: Obaj, John i ja lubiliśmy delirium i – oczywiście –  chemikalia odgrywały w tym znaczącą rolę. Zawsze był w tym silny element ciekawości intelektualnej i hedonizmu, co prowadziło do fascynacji stanami delirium i wymykającymi się spod kontroli. Ale tak naprawdę chodziło o przyjemność i fascynację, a nie o rodzaj suchego eksperymentu. Nasze używanie narkotyków zaczynało wtedy iść w różnych kierunkach… Brałem wtedy mnóstwo speeda i extasy. Wkraczałem też w ciemniejszy okres w swoim życiu i może to ich wystraszyło. Sytuacja z narkotykami oznaczała, że wszystko w końcu się rozpadało. Bardzo, bardzo trudno jest brać kolosalne ilości narkotyków, w różnych kombinacjach, i nie stracić w pewnym momencie zmysłów. Myślę, że było to nieuniknione, biorąc pod uwagę, jak bardzo się w siebie wpakowaliśmy, coś w końcu musiało pęknąć. Naprawdę nie wiem, jak można było tego uniknąć, ponieważ hedonizm, eksperymenty i celowe kultywowanie delirium były częścią racji bytu Coil. Nie można było tego wtedy zjeść i nadal mieć Coila [popularne w Brytanii powiedzenie: mieć i zjeść ciastko], więc było nieuniknione, że się rozbijemy i spłoniemy.

Przestroga, jaką mogę dać w związku z narkotykami, brzmi: bądź świadomy, że zażywanie narkotyków zawsze będzie miało na ciebie wpływ. Nigdy już nie wrócisz do czasu, zanim ugotowałeś swój mózg. Nie ma powrotu. Ale, poza tym, narkotyki to świetna zabawa i gorąco polecam je wszystkim dzieciom.

JOHN BALANCE: Inspiracją w czasie nagrywania Love’s Secret Domain (czyli: L.S.D.) była elektryczność. Obecne były wszelkiego rodzaju chemikalia, ale nie tylko te nielegalne. Istniały też różne nootropy i suplementy – „inteligentne” leki opracowane przez wojsko w celu zwiększenia percepcji, intuicji, pamięci i zdolności na poziomie intelektualnym. Nazywa się to wzmacniaczami funkcji poznawczych. Staraliśmy się wykorzystywać wszystko, co mieliśmy do dyspozycji, aby zmniejszać bariery pomiędzy różnymi poziomami rzeczywistości. Ketamina jest środkiem znieczulającym i halucynogennym. Istnieje cała subkultura dzieciaków nastawionych na ketaminę; wybitni naukowcy, zajmujący się hakowaniem i cyberprzestrzenią, używają go do nawiązywania kontaktu z istotami pozaziemskimi. Facet nazwiskiem dr John Lilly, który napisał wiele książek na temat komunikacji z delfinami, przeprowadził bardzo szczegółowe badania nad ketaminą. Na podstawie historii jego życia powstał film „Odmienne stany świadomości” w reżyserii Kena Russella. A wazopresyna to lek, który można dostać na receptę. Oczyszcza głowę; dają go dzieciom w szkołach w Ameryce, aby pomogło im zdać egzaminy.

PETER ‘SLEAZY’ CHRISTOPHERSON: Nie chciałbym powiedzieć, że zachęcamy do nieograniczonego zażywania narkotyków, ale jednocześnie, jeśli można jakąś rzecz wykorzystać w celach pozytywnych, duchowych lub artystycznych, to myślę, że jest to dobre.

Pier Paolo Pasolini, włoski reżyser filmowy, który szukał inspiracji wśród bandytów, kieszonkowców i prostytutek na ulicach Rzymu, odegrał wielką rolę wśród inspiracji Coila. Łączą ich nie tylko kryminalne fascynacje, ale także zainteresowanie erotyzmem religii katolickiej. Ściana ich domu w Chiswick, zachodni Londyn, była wyłożona ponurymi meksykańskimi ikonami religijnymi – donosił w 1987 roku „New Musical Express”.

JOHN BALANCE: Równie dobrze można bawić się bogami, w końcu to my ich wymyśliliśmy. Na płycie Scatology najbardziej udanym utworem był Cathedral In Flames oparty na „Salò. 120 dni Sodomy” Pasoliniego, przerażającym traktacie o seksie i władzy, który był jego ostatnim filmem. Na longplayu Horse Rotorvator znajduje się utwór Ostia (The Death Of Pasolini), w którym szczegóły śmierci Pasoliniego zostają przeniesione na historię naszego przyjaciela, który popełnił samobójstwo, skacząc z wielkiego symbolu angielskości, jakim są Białe Klify Dover.

PETER ‘SLEAZY’ CHRISTOPHERSON: W przypadku LP Scatology dość bezpośrednio wyrażaliśmy swój gniew, jaki czuliśmy wobec kościoła, zwłaszcza wobec najbardziej fundamentalistycznych poglądów. W czasie nagrywania płyty rozdawaliśmy ulotki w stylu: „Zabij queera dla Chrystusa” i tym podobne. Nazwa utworu The Sewage Workers Birthday Party (Impreza urodzinowa pracowników kanalizacji) pochodzi od podłej historii opublikowanej w hardkorowym szwedzkim magazynie sadomasochistycznym, jednak muzyka jest delikatna i głęboko smutna, zbudowana wokół nagrania Balance’a grającego na basie Chapman Stick z łukiem elektrycznym. Tajemnicze odgłosy w tle pochodzą z nagrań rytuałów i orgiastycznych czynności, które wtedy wykonywałem. Nastrój tych konkretnych eksperymentów był cichy i medytacyjny w najbrudniejszy możliwy sposób, co dało się odzwierciedlić w muzyce. Nasz stan umysłu i nasze obsesje mają tendencję do przenikania, z naszego życia osobistego na temat i sposób, w jaki podchodzimy do tematu tworzenia muzyki.

GENESIS BREYER P-ORRIDGE: Kiedy poznałem Sleazy’ego, był oczywiście młody, ale miał ugruntowane podejście do seksu; już w wieku dwudziestu lat miał bardzo wyrafinowany, wypaczony umysł. Płacił młodym chłopcom za obecność na jego zdjęciach, które miały być symulacją brutalnych sytuacji. Na fotach wyglądali jakby zostali wypatroszeni i próbowali trzymać swoje wypływające jelita. To coś, co wyraźnie pamiętam. Później namówił Monte Cazazzę do zrobienia zdjęcia, na którym Monte miał duże zaciski na sutkach prowadzące do akumulatora samochodowego, którego faktycznie użył do porażenia prądem. Po prostu stawał się coraz bardziej ekstremalny i ostatecznie jego największą obsesją stało się gówno. Widzicie więc, dlaczego nazwałem go Sleazy – Oblech.

STEPHEN THROWER: Chodziłem wtedy z Johnem i Sleazym do klubów, ale miałem bardzo utylitarne podejście. Kiedy AIDS i HIV zaczęły wpływać na życie homoseksualistów, zaczęli oni spędzać więcej czasu na parkiecie, a samo bycie w klubie stało się zwieńczeniem klubowego szaleństwa. Ale nie chciałem tracić czasu na słuchanie płyt, które mi się nie podobały, odtwarzanych przy rozdzierającej uszy głośności. Byłem tam, żeby zająć się czymś zupełnie innym, więc gdy tylko udawało mi się przekonać kogoś, żeby poszedł ze mną, to szliśmy. <śmiech> Ale John i Sleazy po prostu lubili kluby; ale i też wszystkie doświadczenia w darkroomach, na zapleczu interesowały ich bardziej niż mnie. Zawsze myślałem, wiesz, jeśli nagle zapalą się światła i będzie to Charles Hawtrey [brytyjski komik serialowy], co mam wtedy zrobić? <śmiech>

W latach 80. w czasie plandemii AIDS wielu ich przyjaciół zmarło z powodu powikłań. Coil przekazał dochód ze swojego pierwszego singla, remake’u Tainted Love, na badania nad AIDS i nakręcił kontrowersyjny film o AIDS, który był odtwarzany w klubach i dyskotekach na całym świecie.

JOHN BALANCE: Mieliśmy relacje naocznych świadków, że ludzie widzieli to w gejowskich dyskotekach i zamiast tańczyć, zatrzymywali się i oglądali ten film, a ich twarze nagle stawały się popielate. W tamtym momencie – może to zabrzmieć trochę naiwnie – to było naprawdę ważne, bo ludzie po prostu nie zwracali uwagi na ostrzeżenia dotyczące AIDS. Musieliśmy więc gustownie zaszokować ludzi, przedstawiając pięknego młodego mężczyznę umierającego na łóżku… i pokazać to w popowym teledysku. Tak było: w pewnym sensie bardzo przewrotny pomysł. Myśleliśmy, że w ten sposób dotrzemy do ludzi. Pokazywano to w miejscach, gdzie ludzie się podrywali, szli potem do łóżka i łapali wirusa. To trafiało prosto w serce.

STEPHEN THROWER: Nie mieliśmy żadnych propozycji ze świata pop, bo byliśmy zbyt odjechani i zbyt gejowscy. W tamtym czasie Coil stanowili rzadką grupę, ponieważ nasza seksualność była otwartym, wyraźnym i obecnym czynnikiem naszej estetyki, naszej muzyki i naszego stylu. Prawie wszyscy inni gejowscy artyści nagrywający w tamtym czasie albo całkowicie się ukrywali, albo byli, w pewnym sensie, nieśmiali i omijający temat. Nie było również wsparcia ani zainteresowania ze strony społeczności gejowskiej. Jedną rzeczą, która szczególnie irytowała Johna – bo nie sądzę, żeby Sleazy przejmował się tak bardzo – było to, że prasa gejowska prawie w ogóle nie zwracała uwagi na Coil. Naprawdę istniał taki frazes, że jeśli tworzysz muzykę disco lub house, możesz zostać zauważony w prasie gejowskiej, ale jeśli nie robisz czegoś, co odwołuje się do tej raczej powierzchownej estetyki, która była cechą charakterystyczną na gejowskiej scenie, nikt nawet nie raczy na ciebie spojrzeć. Można by pomyśleć, że polityczny akt wydania singla „Tainted Love”, z którego dochód w 1985 roku trafił do fundacji Terrence Higgins Trust [brytyjska organizacja charytatywna na rzecz walki z HIV], zyskałby pewien szacunek i uznanie prasy gejowskiej, ale tak się nie stało – byliśmy dla tego świata niemal niewidzialni, a już na pewno w jego pisanej formie. Oczywiście mieliśmy fanów gejów, którzy nie potrzebowali prasy gejowskiej, która mówiłaby im, czym mają się zainteresować. Ale tak, prasa gejowska była naprawdę dość konserwatywna w swoim muzycznym zakresie.

ROSE MCDOWALL: Nagranie płyty Musick To Play In The Dark w pewnym sensie odcisnęło piętno na procesie, który odbywał się przez kilka lat w Coil. Muzyka Balance’a i Sleazy’ego została uznana za rodzaj energii słonecznej, ponieważ nawiązywała do albumu takiego jak Scatology z queerową, męską energią. W okresie, w którym byłam oficjalną członkinią Coil, mniej więcej w latach 1994 lub 1995, zaczęliśmy badać energie księżycowe, na przykład w przypadku Moon’s Milk lub Under An Unquiet Skull, jednego z 7-calowych singli wydanych wówczas z okazji przesileń/równonocy, myślę, że za tą zmianą kryła się nasza niechęć i nieufność do patriarchatu, zarówno z kulturowego, jak i okultystycznego punktu widzenia. Muzyka była świadomym wysiłkiem wykorzystania księżycowej, tradycyjnie kobiecej energii. I w sensie okultystycznym odsunięcia się od niego od pozornie słonecznego, patriarchalnego, hierarchicznego Crowleyowskiego aspektu okultyzmu do bardziej płynnych, chaotycznych i nieświadomych praktyk Austina Osmana Spare’a.

JOHN BALANCE: Lubimy myśleć o tym, co teraz robimy, jako o Muzyce Księżyca (Moon Musick). Kiedy mieszkaliśmy w londyńskim Chiswick nad Tamizą, zdaliśmy sobie sprawę z przypływów rzeki, chodziliśmy więc tam każdego wieczora. Postanowiliśmy wtedy przenieść się nad morze. Staliśmy się księżycowi, przeszliśmy naturalnie w tę fazę, fazę księżycową. Wcześniej, pierwszą rzeczą, którą nagraliśmy, było How to Destroy Angels, co było przywołaniem marsjańskiej, męskiej, homoseksualnej energii. W rzeczywistości ludzie twierdzili, że jest to mizoginistyczny utwór <śmiech>, a Rough Trade prawie go nie sprzedawał – burza w filiżance herbaty. Ale teraz jesteśmy w fazie księżycowej, bardzo zorientowanej na Księżyc. Kultura arabska posługuje się kalendarzem księżycowym, mają litery księżycowe i mają litery słoneczne, również przedchrześcijańscy Celtowie posługiwali się kalendarzem księżycowym. To o wiele bardziej naturalne. Mam misję, aby przywrócić Księżycowi odpowiednią perspektywę. Tak jak Sun Ra przybył z Saturna, tak my w tej chwili jesteśmy na Księżycu. Być może pewnego dnia dotrzemy i do Saturna.

Dzięki otwartej i permisywnej seksualności, stanom percepcji zmienianym chemicznie, stosowaniem okultystycznych arkanów i technologicznej transmutacji, Coil był prawdopodobnie najdziwniejszym i czasami najbardziej przerażającym istniejącym laboratorium muzyczno-magicznym. Poprzez swoją muzykę podążali wizjonerskim, mistycznym nurtem sztuki, wcześniej reprezentowanym przez takich artystów jak John Dee, William Blake, Aleister Crowley czy Austin Osman Spare.

Wykorzystane materiały:

Nick Soulsby, Everything Keeps Dissolving, Strange Attractor Press, Londyn 2023.

Genesis Breyer P-Orridge, Thee Psychick Bible, Feral House, Los Angeles 2009.

David Keenan, England’s Hidden Reverse. A Secret History of the Esoteric Underground, Strange Attractor Press, Londyn 2016.

Charles Neal, Tape Delay. Confessions from the Eighties Underground, SAF Publishing, Londyn 1987.

Genesis Breyer P-Orridge, Non-Binary. A Memoir, Abrams Press, Nowy Jork 2021.

Horsemen of the Apocalypse, „New Music Express”, 11.04.1987.

A letter-interview with John Balance (Coil), „The Feverish” #4, 1985.

The Fetish for Shit, „Abstract Magazine”, issue 4, 1984.

Marlena Sonn, Entering a More Pleasant Domain, „Alternative Press”, issue 38, 1991.

Mark Pilkington, A Quietus Interview. Further Back And Faster: A Return To Coil’s Love’s Secret Domain, „The Quietus”, 13.07.2021.

Marcus Stiglegger, Celestial Vibrations and the Vortex. An interview with Steven Thrower of Cyclobe and Coil, „Ikonen Magazin”.

Ilustracje: Michał Będkowski


Jacek Żebrowski – wydawnictwo papierwdole + efemeryczna oficyna Katalog Press + radio (Rave FM, Radio Kapitał, Pawarota Radio). ½ duetu Nikt. Najnowszych tekstów szukaj na substacku – Seks, igła i brokat. Obecne miejsce zamieszkania: Kraków.
https://jacquesdecote.substack.com/
https://www.papierwdole.com.pl/

Michał Będkowski – ur. 1981 w Warszawie. Akademia Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego w Łodzi, dyplom 2009. Od 2011 mieszka w Londynie. Autor komiksów, ilustracji i psychodelicznych kolaży. Liczne publikacje w Polsce i zagranicą. Prywatnie wielki fan literatury wysokiej i średniej, a także muzyki wszelakiej.
http://www.instagram.com/michalbedkowski/