Zawsze chciałeś podróżować, ale brakowało Ci na to pieniędzy? Dziesiątki światów czekają na cyfrowych turystów, którzy zechcą odwiedzić wirtualne przestrzenie all inclusive i poddać je twórczej reinterpretacji. Po co nam prawdziwe letnie wieczory, skoro w sieci możemy je mieć także w środku zimy? Zamiast wycieczki do słonecznej Hiszpanii polecamy wybrać się na cyfrowe peryferia. Gwarantujemy spokój i dużo otwartej przestrzeni. A jeśli już kogoś spotkasz, może to być naprawdę ciekawe doświadczenie.
O historii gier Massive Multiplayer Online można pisać opasłe tomiska. Gatunek kiełkował w latach 80. XX wieku, gdy na sieciowe harce stać było jedynie nielicznych przedstawicieli kasty uprzywilejowanych technofilów. Stan ten nie zmienił się zbytnio w kolejnej dekadzie, szczególnie jeśli nie mieszkało się akurat w zachodniej Europie bądź Stanach Zjednoczonych. Na upowszechnienie zjawiska, które przyszło do nas wraz z Tibią, milionem azjatyckich klonów World of Warcraft i Neostradą, musieliśmy natomiast poczekać aż do połowy pierwszego dziesięciolecia nowego millenium. Tym samym ominęły nas przeszło dwie dekady internetowego światotwórstwa, niezliczone dramaty i pełne pasji historie kronikarzy cyfrowej rzeczywistości, których prace wciąż rozsiane są po nieskończonych forach internetowych.
Dziś, gdy wymagania konsumentów niebotycznie wzrosły, a branża gier stała się najbardziej kosztowną i dochodową gałęzią przemysłu rozrywkowego, setki firm walczą o utrzymanie uwagi klienta choćby na kilka godzin. Cyfrowe eldorado lat 90. i początku nowego millenium przestało być zwiastunem nowego wspaniałego świata, a liczne produkcje traciły na popularności na rzecz setek konkurencyjnych tytułów i zmieniły się w skanseny, przywodzące na myśl opuszczone parki rozrywki rozsiane po zapomnianych zakamarkach Stanów Zjednoczonych.
Niektóre z nich odeszły po cichu, wyludniając się jak polskie małe miasteczka. Inne, jak nieodżałowane Star Wars: Galaxies, zniknęły nagle, co stanowiło dla skupionych tam społeczności graczy prawdziwą traumę. Jeszcze inne, jak ukochany przez studentów socjologii Second Life, przeszły w stan dziwacznego zawieszenia, pozostając przestrzenią dla stosunkowo niewielkiej rzeszy freaków, którzy szukają miłości i przygody na wyjałowionych plażach i pustych ulicach miast. Dzisiaj można tam spotkać cyfrowych turystów, archeologów i antropologów, którzy szukają reliktów cywilizacji średniego internetu i badają zachowania osób, które postanowiły nie opuszczać posterunku. Czy warto do nich dołączyć?
Próg wejścia jest dość niski. Większość gier, które pozwalają na zabawę w wirtualnego badacza wczesnych społeczności ery prymitywnego i niezbyt rozwiniętego MMORPG, wymaga jedynie kilkuletniego laptopa, stałego łącza i odrobiny cierpliwości, by (w przypadku potencjalnych „problemów technicznych”) przebrnąć przez tutoriale pomagające w instalacji gier i odpaleniu ich na nowym sprzęcie. Zanim się za to zabierzemy, warto zadać sobie pytanie: co chcemy zwiedzać?
Najpopularniejszą destynacją pozostaje wspomniany Second Life. Opuszczone miasta, sklepy, galerie handlowe i kurorty przywodzą na myśl podróż w głąb świata postsowieckich pustostanów, tyle że zamiast z szarzyzną i brzydką miką, możemy się tu spotkać z estetyką, która dominowała w „Bravo” i „Popcornie” w okolicach 2000 roku. Interakcja z pozostałymi tam użytkownikami, którzy w obliczu postępującej apokalipsy stworzyli alternatywną kulturę, będącą wypadkową wczesnych fascynacji internetem i memów z żabą Pepe, to niezwykłe doświadczenie. Choć nie można mówić o świecie gry jako o przestrzeni całkowicie opuszczonej (liczba aktywnych graczy wciąż jest dosyć wysoka), jego ogrom i zmniejszenie populacji względem tego, co mogliśmy zobaczyć jeszcze kilka lat temu gwarantuje, że większość naszej podróży spędzimy w samotności.
Bardziej wytrwali podróżnicy, którym niestraszne są archaiczne interfejsy i nieczytelna grafika ery wczesnego trójwymiaru, mogą sprawdzić prapradziada Minecrafta – Active Worlds. Tytuł wrócił do świadomości graczy za sprawą youtubera o wdzięcznym pseudonimie Vinesauce, który spotkał tam tajemniczą istotę nazywającą się Hitomi Fujiko. Finalnie zagadkowy cyfrowy duch okazał się fanką streamera, która postanowiła zrobić swojemu idolowi kawał. Historia rozwinęła się jednak na tyle, by na dobre rozpocząć modę na cyfrową archeologię (niedługo po publikacji wideo z Fujiko w roli głównej, Active Worlds zaludniło się na kilka dni do tego stopnia, że serwery gry zwyczajnie nie wytrzymały i odmówiły współpracy). Co można powiedzieć o samej produkcji z 1995 roku? Tytuł pozwala na samodzielne kształtowanie całych wirtualnych światów, i choć dzisiaj możliwości gry mogą wydawać się śmieszne, tym co tam zastaniemy są tak naprawdę ruiny jednej z pierwszych cyfrowych cywilizacji.
Jako cel podróży możecie też wybrać jedną z tysięcy starszych i niezbyt popularnych gier MMORPG, osadzonych w realiach azjatyckiego fantasy, i dodać do swojej zabawy jeszcze jeden element – walkę o przetrwanie w opuszczonej krainie pełnej niebezpiecznych stworzeń, które będą chciały Was zabić. W większości przypadków jest to unikatowe doświadczenie, bo choć dostępne tam przestrzenie zamieszkane są przez postaci niezależne, to i tak były projektowane z myślą o pomieszczeniu tysięcy graczy. Poczucia dojmującej pustki, która towarzyszy ich zwiedzaniu, nie da się pomylić z niczym innym.
Jeśli jednak nie oczekujecie tak złożonych wrażeń i nie macie ochoty na zabawę w archeologów, wybierzcie się na wycieczkę do The Endless Forest i hasajcie sobie jako wesoły jelonek w bezkresnym lesie. Interakcja między graczami jest tam dostępna jedynie przy użyciu jelonkowych gestów i dźwięków, jeśli więc jakimś cudem spotkacie innego leśnego hasacza, możecie być pewni, że gra zmusi Was do odkrycia w sobie wcześniej nieznanych umiejętności komunikacji. Poza tym, sposobność zwiedzania gigantycznej puszczy, nawet jeśli to tylko proceduralnie wygenerowana przestrzeń złożona z jednakowych modułów, może być niemal mistycznym przeżyciem.
Co potem? Róbcie zdjęcia, piszcie co czuliście, a następnym razem zabierzcie ze sobą znajomych i – podobnie jak setki graczy zaludniających prywatne serwery leciwych produkcji – stwórzcie „grupę rekonstrukcyjną”. Znaleźli się już ludzie, którzy walczą o zachowanie opuszczonych cyfrowych światów przy życiu. Wciąż brakuje jednak osób, które chciałyby na nowo nadać im sens.
KOREKTA: Julia Żak
Dawid Podgórski – gra w gry i chciałby być pizzą. Publikował w Onecie i jakoś bardzo się tego nie wstydzi. Od 10 lat mieszka w Krakowie i stara się nie wyprowadzić. Nie lubi Marka Grechuty.