24/7 Lo-fi hip-hop radio – beats to chill/relax & study – dziewczyna w słuchawkach siedzi spokojnie nad notatkami. Słońce chyli się ku zachodowi. Kawa powolutku paruje z kubka. Kot śpi na łóżku obok sterty starych magazynów. Miarowy bit sączy się z głośników, oplatając to wszystko jak wygodny kokon. Nastolatka nie jest sama. Obserwuje ją kilkanaście tysięcy osób. Dzięki niej nie czują się samotni, zarywając nockę przed egzaminami. Wbrew trendom, które wykształciły się na reddicie i 4chanie, unikają trollowania i po prostu są dla siebie uprzejmi. Też tam zaglądam. Jak znalazłem się w tej bańce i dlaczego w ogóle warto napisać cokolwiek o playlistach z instrumentalnym hip-hopem na YouTubie, który wydaje się współczesną inkarnacją muzyki do windy?
Zacznijmy od podróży w nieodległą przeszłość. Siódmego lutego 1974 roku, dwa lata przed pojawieniem się określenia „lo-fi” w Oxford Dictionary, na świat przyszli Seba Jun i James Dewitt Yancey. Pierwszy z nich stał się legendą japońskiej sceny undergroundowej, zręcznie łącząc hip-hop z cool jazzem i bossa novą jako Nujabes. Drugi zasłynął jako J Dilla – „hip-hopowy Mozart”, współpracując z artystami takimi jak Janet Jackson, Erykah Badu czy A Tribe Called Quest. Muzyka obu panów pojawiła się w nowym millenium na kanale telewizyjnym Adult Swim w wieczornym paśmie Toonami. Bity Nujabesa przyszły tam wraz z emisją stworzonego w 2004 roku serialu animowanego Samurai Champloo, teledyski Yanceya emitowane były natomiast w przerwach reklamowych. Artystów połączyły jednak nie tylko identyczna data urodzenia, podobny styl muzyczny i obecność w kultowym dla dzisiejszych dwudziestokilkulatków z USA paśmie telewizyjnym. Zarówno J Dilla, jak i Nujabes bardzo wcześnie pożegnali się ze światem. Yancey zmarł w lutym 2006 roku w wyniku chorób autoimmunologicznych. Jun zginął natomiast w wypadku samochodowym w lutym 2010 roku.
Mniej więcej wtedy świat powoli żegnał się z MySpace’em, a nasza relacja z siecią zaczęła się zmieniać ze względu na wzrost popularności Facebooka, który z marszu stał się jednym z kluczowych elementów codziennego życia dla setek milionów ludzi. Zmienił się również YouTube, który stał się centrum rozrywki nowego pokolenia wkraczającego w dorosłość. W 2011 roku serwis wystartował ze streamingiem wideo. Opcja zarezerwowana dla transmisji koncertów i eventów okazała się idealnym medium dla twórców pirackich rozgłośni radiowych, prezentujących niszowe gatunki muzyczne, które długi czas dostępne były jedynie na SoundCloudzie i Bandcampie.
Lo-fi hip-hop ilustrowany pocztówkowymi widokami plaż i nocnych pejzaży miejskich zaczął się pojawiać na streamach już w okolicach 2013 roku. Sąsiadował z nim będący pasywno-agresywną krytyką konsumeryzmu i niespełnionych snów o technologicznej utopii vaporwave. Choć obydwa gatunki opierały się na nostalgii (twórcy vaporwave’u remiksowali często japoński city pop z lat 80.), jednak to lo-fi hip-hop zdołał przebić się do nieco szerszej publiki. Na pierwszy rzut oka przyczyniło się do tego korzystanie ze stylistyki anime. Boom na playlisty lo-fi przyszedł bowiem wraz z wideo ilustrowanym zapętloną sceną z Wilczych Dzieci Mamoru Hosody, przedstawiającą skupioną na nauce dziewczynę o imieniu Hana. Wycinek cieszącego się umiarkowaną popularnością filmu animowanego stał się bazą dla kolejnych, utrzymanych w podobnej stylistyce autorskich gifów i ilustracji, i pozwolił ukonstytuować się temu, co dziś określimy jako wizualną stylistykę lo-fi hip-hopu. Przy okazji stał się memem i doczekał się licznych remiksów i parodii. To jednak nie wszystko.
Przyjrzyjmy się jeszcze raz ilustracjom playlist. Powtarza się tu nieuporządkowana sypialnia nastolatka, sportretowana najczęściej późnym popołudniem. Zacisze, w którym można spokojnie zasiąść do nauki i skupić się na swoich rzeczach. Dodajmy do tego muzykę kojarząca się ze stacją telewizyjną, przy której chillowało się wieczorami właśnie w tym momencie życia. Lo-fi hip-hop przywołuje tęsknotę za nieodległą przeszłością i stwarza nieistniejącą przestrzeń bezpiecznej izolacji. Świat kreowany przez autorów lo-fi hip-hopowych grafik tkwi w zawieszeniu, którego sami chcielibyśmy znowu doświadczyć, i pozwala wygodnie umościć się w naszej internetowej bańce. Towarzyszy temu przyjemna melancholia, co czyni lo-fi hip-hopową nostalgię znacznie bardziej romantyczną i skierowaną na kreowanie pozytywnych emocji niż chłodny vaporwave.
Być może tego potrzebują odbiorcy, będący przedstawicielami generacji Y, którzy – jak sami twierdzą – wychowani w oparciu o imperatyw nieskrępowanej wolności i skrajnego indywidualizmu, poszukują poczucia wspólnoty, ale nie są przygotowani na to, żeby odnaleźć się w relacji z drugim człowiekiem. Terapeutyczne działanie tych społeczności widać zresztą na czacie. Nie ma tam miejsca na chaotyczny potok memów i trollowanie. Zamiast tego pojawiają się proste uprzejmości, słowa wsparcia i niezliczone small talki, wskazujące na to, że obecni tam ludzie chcą po prostu na chwilę poczuć, że są częścią grupy i to takiej, w której – w przeciwieństwie do miejsca pracy, szkoły czy multiplayerowych gier wideo (które są jakimś punktem odniesienia) – nie ma potrzeby dążenia do wspólnego celu bądź rywalizacji, zamiast tego chodzi natomiast o poczucie, że nie jest się samemu.
A co z twórcami? Niektórzy z nich otwarcie twierdzą, że muzyka, którą tworzą, to nie tyle efekt pasji twórczej, co raczej sposób na relaks i próba zrobienia sobie podkładu leniwego wieczoru spędzonego w towarzystwie blanta. Inni, jak chociażby pochodząca z Danii eevee, w odpowiedzi na rosnące zainteresowanie ich twórczością, idą w stronę profesjonalizmu. Spełniający funkcję kuratorów twórcy playlist, coraz częściej kontaktują się z artystami (co jest związane z wymogami licencyjnymi YouTube’a), a tworzona przez nich scena, choć nie stwarza pola do organizacji licznych koncertów (stałoby to w sprzeczności z charakterem samych playlist), powoli nabiera realnych kształtów. Popularność lo-fi hip-hopu rośnie też za pośrednictwem innych kanałów, w tym popularnego wśród graczy Discorda, który również dorobił się swojej 24-godzinnej stacji radiowej.
Z jednej strony lo-fi hip-hop to tylko muzyka tła. Z drugiej – w świecie, w którym nadprodukcja dóbr kultury sprawia, że naprawdę ciężko za wszystkim nadążyć, a świadome odsłuchanie albumu staje się formą wysiłku, twórczość „wychowanków” Nujabesa wydaje się idealnym wypełnieniem pustki, którą powoli odkrywa w sobie pokolenie urodzone w latach 90., niezdolne do skupienia się w ciszy. Choć ciężko nazwać go wyjątkowym zjawiskiem kulturotwórczym czy znaczącym punktem na mapie współczesnych gatunków muzycznych, trzeba przyznać, że lo-fi hip hop jest czymś znacznie więcej niż tylko współczesną wersją muzyki do windy.
KOREKTA: Dorota Ponikowska
Dawid Podgórski – gra w gry i chciałby być pizzą. Publikował w Onecie i jakoś bardzo się tego nie wstydzi. Od 10 lat mieszka w Krakowie i stara się nie wyprowadzić. Nie lubi Marka Grechuty.