PROZA – Mama Dżaga i inne tajemnicze zjawiska

Joanna Tracz | Opublikowano w: #9, literatura

Biały kogut biegał wkoło po podwórku, zostawiając ślady pazurów w wysuszonej słońcem ziemi. Wrzeszczał przy tym tak przenikliwie, jakby chciał rzucić urok na dusze ustawione w kolejce do drzwi wejściowych. Eli śledziła jego ruchy, opierając się o płot i wachlując twarz gęsto zapisaną kartką papieru. Stała już tutaj trzecią godzinę, a przed nią wciąż było kilkanaście osób. Spojrzała na papier, a potem jeszcze raz do torby i sprawdziła, czy ma wszystko na wymianę – lufka szklana, trzy gramy maryśki, trzy tabletki emki, flaszka fioletowego syropu i olej kokosowy bio. Nie było łatwo zdobyć te preciosa, najprościej to olej – kupiła w sklepie „Zdrówko”, ale żeby dostać resztę, trzeba mieć kontakty w mieście. Na szczęście kolega kolegi… Dobra, sza. Coś zaczyna się dziać, kolejka się posuwa, kogut wrzeszczy jeszcze głośniej. Można zrobić krok do przodu, krok w stronę poznania swojej przyszłości, poznania odpowiedzi na pytania z kartki, w stronę przepowiedni Mama Dżagi. A to akurat przedstawia sobą bezcenną wartość.

Sława wróżb i słowiańskich horoskopów Mama Dżagi niosła się pocztą pantoflową, aż przed jej drzwiami zaczęły się ustawiać kolejki, rejestracja była mailowa, a czas oczekiwania długi. Potem kilka przesiadek, godzina pksem i hop – już stoisz w kolejce. Eli odpaliła fajka i rozglądnęła wkoło po miernym domostwie, w którym urzędowała wielka wróża. Nic specjalnego – dom kostka, szare mury, czerwona kanapa ustawiona niedaleko zbitego z nierównych desek kurnika, kogut, jakieś grządki, ale bez wielkich plonów. Znów krok do przodu, filtr gaśnie pod podeszwą sandała. Ludzie w kolejce różni, starsze panie i młodzi chłopcy, ładni i brzydcy, niektórzy wyglądają jakby przyjechali z Warszawy, a inni zupełnie nie. Ci, którzy wchodzą, nie wychodzą tą samą drogą, nie można im się przyjrzeć, przypatrzeć, czy ich oczy są inne, podpytać jak było.

Ekscytacja tych, którzy stoją przed drzwiami rośnie – jeszcze kilka chwil i spełni się ich wielkie pragnienie. Eli też to czuje: żołądek podchodzi jej do gardła, serce bije szybciej, przed nią już prawie nikogo, zaraz przekroczy próg przeznaczenia. Na wejściowych drzwiach widzi napis: Mama Dżaga Wróżby Przepowiednie Czacha Dymi.

– Prożę nasztępna oszoba – słychać ze środka. Eli ściska mocno torebkę jedną ręką, drugą popycha drzwi. W przedsionku, za niskim stołem, na którym leży kartka z napisem: REJĘSZTRACJA, siedzi gość w pełnej gali. Prosi o imię, nazwiszko i darry. Może to Francuz myśli Eli i podaje mu rzeczy po kolei. – Szłoik kokoszowy szobie żosztaw – mówi gość – będziesz go poczebować u Mamy. Proszę tym korytarzem, asz do czerwonych dszwi. Zasztukaj czy razy, zanim wejdziesz. Dobrych pszepowiedni szyczę.

Stuk–puk, puk–puk, stuku–puku. – Majtki z drutu – Eli słyszy krzyk ze środka i czerwone drzwi otwierają się z przejmującym skrzypnięciem. Wysoki mężczyzna w garniturze w prążek kłania się przed nią i wskazuje ręką drogę. Pokój wygląda mocno barokowo, czerwone ściany, ciężkie kotary, obrazy w złotych ramach. Eli szczypią oczy, tyle tu dymu, a zapach jarania wchodzi jej głęboko w nos. Otrząsa się z pierwszego szoku, wyciera łzy i idzie przed siebie.

Na karmazynowym tronie siedzi kobieta w ciemnych okularach, z wielkim jointem w prawej ręce i kurą pod pachą. Ubrana w jakąś dziwną szatę-płaszcz, czerwoną bluzę adidasa, na głowie ma dzierganą czapkę, a długie szare włosy splecione ma w warkocze. Wygląda jak słowiański Snoop Dogg, myśli Eli, w swojej Snoop Lion era. Z głośników leci piosenka, którą zna, ale nie może sobie przypomnieć co to.

– To L$D, Asapa Rockiego kochanienka, lubię ten klimacik – mówi Mama Dżaga z uśmiechem. – Siadaj sobie tutaj – wskazuje krzesło po drugiej stronie stołu.

Przed Mamą nie ma szklanej kuli, kart, ani nawet szklanki w fusami, nic. Tylko kartka, długopis i srebrna piersiówka, na której Eli zawiesza wzrok. – To dżin, chcesz grzdylka? – pyta kura spod pachy Mamy. Eli kiwa głową na tak, bo czuje, że musi się napić. Bierze łyczka, a Mama Dżaga bierze porządnego buszka i odchrząkuje, zanim zacznie swoją pieśń.

Mama Dżaga władczyni przepowiedni dana-dana przepowie ci przyszłość jak talala.

Będzie dobrze, źle, przyjdą dzieci, forsa czy spotka cię miłości fala?

Zapytaj Mamy, to słowiańska przepowiednia, co ludzi z nóg zwala.

Zapytaj Mamy, a wrócisz do domu i zaśpiewasz pod nosem lalalala!

Pieśni Mamy wtóruje dźwięk bębnów, na których grają dwie dziewczyny siedzące na pufach pod ścianą ubrane w cekiny. Eli dopiero teraz je zauważyła.

– Dobra, najpierw podaj mi datę urodzenia, a potem powróżymy z oleju, możesz go już otworzyć – Eli siłuje się ze słoikiem, a że olej zrobił się płynny od ciepła, to gdy zakrętka w końcu puszcza, ciecz wylewa się z impetem na podłogę. Mamie na chwilę uśmiech znika z twarzy i w tym momencie przez gęsty dym przedziera się głośny dźwięk dzwonka. Mama Dżaga otwiera klapkę telefonu w kształcie skarabeusza i odczytuje smsa kiwając głową, jakby wiedziała, co się święci: MLEKO SKISŁO, KOBIETY OPĘTAŁO KUKULOKO, KRÓLOWA DANA-DANA POTRZEBNA.

hop siup dana-dana teraz będzie zmiana

Dziewczyny w cekinach pakują się razem z bębnami na żabę, prążek na kota, a Mama Dżaga razem z Eli na kurę. I już po chwili mkną przez wioskę w stronę gór, żeby odnaleźć kobiety opętane przez kukuloko. Te, które opuściły swoje domy, mszę świętą niedzielną, codzienne obowiązki i zabawiają się w najlepsze w pobliskich lasach stanowczo nie chcąc wracać. Mama Dżaga musi to zobaczyć, porozmawiać, może zaradzić, o co prosi wioskowa rada starszych, Koło Gospodyń Wiejskich – tych kilka kobiet odpornych na kukuloko – oraz oczywiście Sołtys.

Docierają w lasy i puszczają się wolno. Mama Dżaga nakazuje gestem ciszę i nadstawia uszu. Śpiew uciekinierek prowadzi ich do siebie. Już z daleka widzą łąkę, a na niej kobiety wioskowe, które trzymają w dłoniach tataraki, na głowach mają wianki z rumianku i bluszczu, a na piersiach liście łopianu i dębu lub nic. Po chwili na łąkę wchodzą kolejne osoby, okazuje się, że kultowi kukuloko oddają się nie tylko kobiety, ale wszystkie płcie. Nacierają się wzajemnie tatarakiem, a potem kładą jedno na drugie, tworząc z ciał fantastyczne figury.

Mama Dżaga obserwuje to wszystko siedząc po turecku z blantem w kąciku ust i uśmiecha się z zadowoleniem. Po chwili jej uśmiech przeradza się w bardzo głośny śmiech, który sprawia, że cała łąka cichnie i oczami szuka miejsca wybuchu. Wówczas Mama razem ze swoją świtą wychodzi dumnie z ukrycia – Dzień dobry Bachantanie, przychodzimy w pokoju. Podobno żeście z domów uciekli i przysłano mnie, Mamę Dżagę, bym zbadała sprawę – mówi. Na to łąka reaguje tańcem połączonym ze śpiewem na głosy i zrzucaniem liści-ubrań u stóp Mamy. 

Uuu Mamo

Uuu wolność

uuuuu kukuloko

nie bądź głupia

nie bądź głupi

nie bądź głupie

nikt nas nie złapie

nie damy się znów uwięzić

uuu wolność

przecież o to chodzi

nie daj się omotać

bo umrzesz za szybko

uuuuu wolność

uuuuu kukuloko 

aaaaaaaaaa

Mama Dżaga kiwa głową i przywołuje dziewczyny z bębnami. Te siadają na trawie i zaczynają dudnić cichutkimi uderzaniami. Mama wykonuje okrężny ruch głową, sygnał do tego, aby ustawić się w kole. I tak też się dzieje: ludzie stają w kręgu i chwytają się za ręce, Mama Dżaga w środku – dyryguje całym interesem. Nagie ciała zaczynają się delikatnie kołysać, a w miarę jak bębnienie przyspiesza – zatracają w szalonej obyrtce.

Tylko Mama Dżaga nie poddaje się transowi – wychodzi z kręgu, aby przez chwilę pomyśleć, co zrobić z tym całym kukuloko. Woła swoją kurę i prosi ją o trochę jajek, które ta posłusznie znosi. Mama wraca z jajami i kładzie je w centrum kręgu. Bębny milkną, zatrzymane w tańcu ciała padają na łąkę jedno po drugim, by trochę odpocząć. Wówczas Mama zaczyna przemowę:

– Kukuloko to moc, której nie lekceważę. To błogosławieństwo, które was spotkało i musicie przekazać je dalej – weźcie po jajku, które da wam kosmiczne moce i pozwoli przenosić się w czasie i między światami. Musicie tylko trochę na nich posiedzieć.

Poruszeni Bachantanie dziękują Mamie i prędko siadają na jaja, żeby wysiedzieć sobie przyszłość. Eli szepcze coś na ucho kurze, a ta przekazuje Mamie, która kiwa głową z aprobatą. Eli dostaje swoje jajo i może dołączyć do grupy uciekinierów.

Tymczasem z jaj wykluwa się to, co wysiedziane. Turbodoładowne miotły, skody favorit, zające, żaby, koty i inne dziwy, które pozwolą ruszyć opętanym w dalszą podróż. Nadchodzi czas pożegnania, uciekinierzy znikają na nieboskłonie, od teraz będą szerzyć sławę kukuloko w innych światach.

A Mama Dżaga? Trochę zawiodła wioskowych notabli, że nie udało się jej uleczyć plagi kukuloko. Ale nadal siedzi na swoim tronie, włada przepowiednią dana-dana i stawia horoskopy, paląc bardzo grube blanty. Aż czacha dymi.

Ilustracja: Jadwiga Ligęza


Joanna Tracz – urodziła się o 4:20 i to w czepku. Potrafi przewidzieć, kiedy nadleci kometa i zrobić bongo z butelki po muszyniance. Nie wie OCB, więc pisze.

Jadwiga Ligęza – ig: @jadwitchka