Proza – Jestem małą muszką owocówką, przyleciałam na Ciebie popatrzeć (fragment)

Ewelina Figarska | Opublikowano w: #9, literatura

Dwóch mężczyzn skrobie tynk budynku, jeden podaje drugiemu obierki ze ściany.

– Przytrzymaj –  powiedział pierwszy.

– Co słucham? – powiedział drugi.

– Przytrzymaj. Na co się patrzysz? – powiedział pierwszy.

Obierki zaczynają się ruszać jak dżdżownice i układają się w napis, który na nas patrzy.

– Dlaczego się patrzysz? Patrzysz się i patrzysz. Otwierasz oczy i od rana się patrzysz. To koszmarnie męczące i nie masz lepszego zajęcia? – mówi ten bardziej zaangażowany.

Osoba, którą będziemy sunąć w tej opowieści będzie dla nas osobą i będzie siedziała na ławce. Osoba siedzi na ławce i nic, patrzy.

Robi się noc.

Osoba wstaje i idzie do swojego mieszkania, otwiera drzwi a tam zupełnie ciemno jak w jaskini. Nie zapala światła. Słyszymy, że je. Sporo zjada ale nie wiadomo czego. Potem słyszymy inne dźwięki, stopy osoby.

OSOBA HODUJE KRETY

– To nieprawda. Tak naprawdę sama jestem kretem – mówi osoba. Nie mieszkam w mieszkaniu tylko w wielkim kopcu, nie śpię w łóżku tylko w mokrej ziemi, zjadam zamordowane przeze mnie robaki.

Mówi to na zupełnie ciemnym tle naszych zamkniętych powiek.

Potem rozlega się dźwięk telefonu. W niezrozumiały sposób popiskuje do słuchawki człowiek-kret.

KOLEJNA OSOBA

– Urodziłam wielkie słońce, ale nikomu o tym nie powiedziałam. Było tak wielkie, że rozerwało mi srom. Długo leżałam, użalając się nad sobą, ale przyszedł dzień w którym chwyciłam igłę i nitkę i zaszyłam swój srom i przestał on krwawić. Wtedy w moim domu pojawiły się muszki owocówki, siedziały na pokaleczonym słońcu, które rozbiło się jak bombka, wypadając z mojej macicy. Teraz leży rozbite w kuchni. Jest rozbite na miliard kawałeczków. Jeśli chcesz możesz pomóc mi w zbieraniu, ale z seksu nici bo mam zszyty srom rozumiesz? – mówi ogromna kobieta.

Chłopak był w tym mieszkaniu razem z nią, ale nie wiemy skąd się tam wziął. Wiemy tylko, że miał na ramieniu lornetkę. Dotykał srom dłuższą chwilę, jakby chciał do niego wskoczyć, jednak był bardzo ciasno związany i nie mógł wcisnąć nawet opuszka palca.

– Zgoda – mówi chłopak.

Zaczął zbierać potłuczone na podłodze kawałeczki tego dziwnego i ohydnego stworzenia, w które scalało się to słońce jak skóra.

Ta kobieta musi pochodzić z innej planety, gdzie rodzi się słońca albo drogę mleczną. Patrzył na jej piersi i pomyślał, że może chociaż uda mu się wcisnąć usta na wielkie sutki. Udało mu się doskoczyć i kiedy już złapał w buzię sutek, nie chciał puścić, ssał i ssał, aż napełnił się cały od stóp na głów płynem nieznanego pochodzenia. Wielka macierz uśmiechnęła się dziwnie.

– Od teraz ty będziesz rodził dzieci w jajach – rzuciła.

MAŁY PSTRYCZEK

Na małym pstryczku od światła usiadła muszka owocówka niby lekka, ale wystarczająco masywna do przełączenia światła. Z domów zaczęli wypełzać zaspani ludzie, zaczęli przychodzić na świat w szpitalach i umierać gdzie popadnie, kilka osób odniosło sukces, a kilka poniosło porażkę. Ktoś z pokoju obok wziął łapkę na muchy i ubił muszkę owocówkę z satysfakcją.

LORNETKA

Uwielbiam patrzeć. kiedy patrzę, widzę jasno co i jak. Patrzę i patrzę i wcale mnie to nie dziwi, co widzę. Najbardziej boję się zamykać oczy, ściskać w nicość powieki w dół, siedzieć w tym dziwnym, ciasnym miejscu. Nie ma tam światła, a do głowy cisną się myśli o nieznanym pochodzeniu, pchają się głowy i proszą, żebym nadawał im imiona. Wylęgają się jedno po drugim z dźwiękiem rozbitego jajka, rozdzielają się jak żółtka i białka na dwa i patrzą. Dwie wielkie ślepia na mnie patrzą.

Otwieranie i zamykanie powiek.

Spadają owoce od wiatru w deszcz. Ludzie zbierają owoce. Ludzie zjadają owoce, a w środku są robaki, które też zjadają ludzie, przypadkiem. Ludzie pocą się potem i krwawią krwią. Ludzie podają sobie ręce, ludzie wkładają sobie palce i członki w srom do buzi i w odbyt, tak jest całkiem wygodnie. Mrówki przynoszą jedzenie do mrowiska i zjadają kawałki rozwalonego zwierzęcia, parują się w wagonik, ciągną się nawzajem w celu zmniejszenia oddawanej energii, z małych ciałek wydalają się potrzebne mrówkom do komunikacji substancje. W mrówkach jest krew jak w ludziach, mrówki mają małe oczy i malutkie ręce. Mrówki chodzą po spoconych ludziach, mrówki zjadają popsutych ludzi. – Ciągnęła stara kobieta opowieść  przy obiedzie, ale robiła to też na ławce w parku, przy herbacie albo normalnie u lekarza w sumie gdzie popadnie.

Spojrzała na zegarek, położyła się w łóżku i umarła.

Nazajutrz trzeba było wywieść wersalkę, na której umarła. Następnie tę wersalkę znalazła para przechodniów, obejrzała czy nie zawiera robaków, na szybko umyła płynem chemicznym wanish i usnęła na drugi dzień. Parze przyśniła się ta sama historia. Para również umarła. Wersalka stała bardzo długo, bo aż tydzień w mieszkaniu, które nie było nawet wietrzone, potem zjawiła się ekipa sprzątająca i muszki owocówki. Wersalka wymyta jak nowa trafiła do nowego właściciela, starszego pana, który spał na wersalce ze swoim psem. Psu przyśniła się kopulująca na wersalce para, która przedtem umarła.

JAJO Z WODĄ

Na ulicy leżało wielkie niebieskie jajo. Jajo jak kula ziemska prawie globus, ale jednak jajo. Na jajo szczekały zwierzęta i ludzie kopali je bez sensu. Kopali jajo jak kapsel albo starą plastikową butelkę, chcieli się go pozbyć z widoku albo po prostu robili to dla zabawy.

W środku jaja była woda, woda od początku istnienia nietknięta, to była woda pierwotna, z której mogło powstać jeszcze jedno jedyne życie, zupełnie od nowa.

Jajo trafiło do osoby o otwartym sercu, osoba włożyła sobie jajo do serca. W ciepłym sercu zrobiła z jaja wydmuszkę i wypiła calutką wodę, a z jej potu ulotnił się zapach nowego świata.

Jajo wydmuszka turlało się dalej po ulicach, puste i kłamliwe nadal kopane przez przechodniów. Do dziś spotykam jajo niebieskie jak przedtem, może nieco bardziej zaludnione, poniewierające się to tu to tam jako środek transportu dla zbłądzonych w przestworzach osobliwości.

Nowy świat, który ulotnił się przez skórę osoby o otwartym sercu, przypominał łzę. Był czysty i zupełnie czysty uwiesił się sufitu jej mieszkania i czekał, aż powstanie w nim coś więcej niż by on sam był.

Któregoś dnia kapnął ni stąd, ni z owąd na głowę kobiety.

BRZYDKIE KACZĄTKO

Zamknęłam oczy i widziałam ciebie spacerującego po swoim mieszkaniu, brodzącego wzrokiem to tu to tam. Nie zapaliłeś światła, panował półmrok, skubałeś skórę, jak robią to małpy. Twoje włosy zaczęły wypadać, świat przyspieszył i zestarzałeś się dobre dziesięć lat, nie zauważyłeś tego, wyszedłeś normalnie jak zawsze na zewnątrz. Patrzyłeś na ludzi, mijałeś ludzi, oglądałeś najpierw ich włosy, potem ich oczy, potem podbródki, potem małe palce u stóp w kawiarniach w lato. W zimę nie patrzyłeś wcale, zamykałeś oczy i tak siedziałeś. Z całą tą wiedzą na temat ludzi wolałeś się nie afiszować, dalej bezgłośnie przemierzałeś ulice, a teraz patrzysz na nas zza rogu budynku naprzeciwko.

– Nie jestem brzydkim kaczątkiem – mówi Brzydkie Kaczątko.

– To po co tam stoisz?  – zapytała kobieta, na którą spadła woda z jaja. Pyta zażenowana, siedząc w fotelu z wielką kroplą-zawiesiną na głowie.

– Wyklułem się z jaja.

– Z mojego jaja?

– Tak, z twojego jaja.

– Nie wierzę, takie marne stworzenie wykluło się z mojego jaja – krzywi się ona.

– A jednak – upiera się Brzydkie Kaczątko.

– Nawet jeśli to prawda, musisz mi to pokazać na piśmie albo opowiedzieć swój ostatni sen – mówi ona.

– Mój ostatni sen to sen o psie, który śnił o kopulacji na wersalce swojego właściciela. A Ty nie masz już serca – dodał szybko, cicho i chłodno.

Kobieta dotknęła swojej piersi i mimo wyczuwalnego rytmu, poczuła pod palcami ogromną dziurę jak po wybuchu atomu. Dziwiła się jak mogła przeoczyć taką dużą wyrwę.

NIKT Z TUTEJSZYCH NIE JEST TYM ZA KOGO SIĘ PODAJE

Kobieta, która mieszkała na balkonie, kobieta-cyklop uwielbiała straszyć w snach małe dziewczynki. Stała w dzień, w biały dzień, w południe na balkonie blokowego mieszkania i gdy dziecko zbliżało się zaniepokojone chrobotaniem, pomału odchylała głowę, dziecko wlepione w szybę wołało całą rodzinę. Kiedy cała rodzina już dociskała się do szyby i do dziecka, odwracała się trochę szybciej i ukazywało się jej jedno oko.

Dziecko wlepione w szybę patrzyło na nią a ona na dziecko.

Nie jestem kobietą-cyklop. Jestem miłą staruszką Babą Jagą, tą samą z bajek i opowiadań dla dzieci, od dawna szukam Jasia i Małgosi. Czy pamiętasz, co się z nimi stało, czy ktoś wie, gdzie się oni podziali? Gdzie ja właściwie jestem? – pytała przechodniów, skrobiąc swoje długie paznokcie, obijając się o ściany kamienic. Ludzie rzucali z niedowarzaniem spojrzenia albo przerywali jej w półsłowie, że nie mają czasu, że im się spieszy, że pogadaliby, gdyby mieli chwilę, ale przecież nie mają, że jest południe, że praca, dzieci, że wnuki.

– Każda historia powinna dążyć do miłości, życie które jest paskudne i pełne rozkładu jest mimo wszystko o miłości. Zawsze o miłości i tylko o miłości – krzyczały muszki owocówki, ale nikt ich nie słyszał.

TO NIE TYLKO OPOWIEŚĆ O LĘKU I STAROŚCI

– Dlaczego czuję w środku ból, wielką wyrwę? – żali się kobieta od kropli na głowie.

– To prywatna historia – rzuca kobieta-cyklop, obijająca się od kamienic.

– Nie nasza, nie nasza i nie nasza – krzyczą muszki owocówki.

– Należy uważać na słowa, brać odpowiedzialność – dodaje Wielka Macierz rozjuszona.

– Za siebie i za życie, za życia przeżycie – roześmieli się Ci panowie spod ściany, którzy robią remont budynku ZUS – przybili sobie piątkę, bo widocznie bawią ich własne żarty.

– Archiwum znaków, katalog symboli, katalog postaci, jak książka telefoniczna. Teraz już takich nie ma – mówi ten mniej zaangażowany.

– Czego? ­– wtrąca Brzydkie Kaczątko.

– No takich książek. – odpowiada patrząc jakby trochę z lękiem, ale dość w wnikliwie na przechodniów.

 – Nikt na nich i tak nie skorzystał, nikogo nie dało się tam znaleźć, zawsze zamykali przed nosem drzwi, odkładali słuchawki – dodaje kobieta-cyklop.

– Dziury w głowie i dziury w sercu – rozkleił się ten bardziej zaangażowany.

Kobieta z kroplą na głowie złapała się za serce – Włóż palec w te wyrwę, zobacz czy jest prawdziwa – mówi – Chłopak-lornetka sprawdza i wie, że jest prawdziwa.

EPIZOD WYPADEK

–To wypadek, że się tu znalazłem. Wolałbym być zupełnie sam i gdzie indziej – Mówi epizod wypadek.

Gapicie się, brodzicie oczami po ścianach.

– Po literach.

– Wszystko jedno. Brodzicie i nic. A ja nie mogę się stąd od lat wydostać, zostałem tu na dobre.

Leżę i liczę i liczę i liczę i wiedzie co? I nic.

Zamykam oczy i nic.

Robi się ciemno.

Telefon.

To osoba-kret dzwoni do mnie, to jedyna osoba która ze mną rozmawia, wiesz? Dzwoni a ja udaję, że ją rozumiem, ale tak naprawdę jej nie rozumiem. Co ja mogę wiedzieć, nawet na dobre się nie narodziłem. Jest tu ciepło i ciemno. Całe moje życie sprowadza się do tego telefonu od tej osoby. Uczę się jej języka, ale nadal słabo mi idzie rozróżnianie dźwięków. Nieprawda. Zupełnie mi nie idzie, ale to jedyne co mam.

ŻYCIE TO NIE JEST SEKS Z KONIEM

– Chciałbym z siebie wypluć myśli obrośnięte pleśnią i kulawe i te chore psychicznie i te zupełnie obce, które lepią się i kleją i pluć nimi aż po same łokcie, zatopić się w ślinie jak w galarecie ze smarków. Napoić się ciepłym mlekiem, które pochodzi z ciała obcego zapachem i ssać do wyciśnięcia wnętrzności, albo zupełnie potknąć się, zachłysnąć i udusić. Zupełnie puścić w sobie obawy i lęki i z całej siły uwiesić się na szyi innego człowieka albo innego gatunku, mlaskać, mlaskać, mlaskać. Czemu karmi cię koń, czemu wyglądasz jak koń? – Obsypany piaskiem leżał dłuższą chwilę z wywieszonym językiem – Jestem psem – szeptał człowiek-pies, umierając.

Nikt z tutaj zebranych nie jest człowiekiem, już od dawna zwierzęta adaptują się. A ludzi już od dawna nie ma. Zostały ich budynki i ich sprawy. Nic się nie zmieniło. Inne gatunki udają ludzi. Wszystko tak samo istnieje. Istnieje bez końca. Pogładź mnie po pysku.

A teraz będziesz to przeżywać w koło i w koło jak film jak piosenkę w zapętleniu na kilka lat. Potem staniesz się tą piosenką i twoje serce stanie się tą piosenką, tym filmem.

Odczaruj mnie.

Co mogłam zrobić.

Nie odczarowałaś ich?

Co by zrobili nie mając tych kilku przebłysków pamięci.

Czasami przypomina Ci się przeszłe życie, odległy świat i zapach innego ciała, ale nadal twojego. Nie lubisz tego zapachu, przypominasz sobie wtedy, że byłaś stara, że świat cię męczył, że obiecywałaś sobie tu nigdy nie wracać. A teraz co? Jesteś małą muszką owocówką i przyleciałaś na mnie popatrzeć.

Następnym razem zastanów się dobrze po co ci to.

Zapragniesz mieć nowe ciało.

Proszę popatrz na mnie.

Stara kobieta z kroplą na głowie przywiązała do nitki i gwoździa konika polnego. Powiedziała, że wrócę tu, zanim konik polny nawinie się jak szpulka. Konik robił obroty i zmniejszał dystans, a moje nogi krążyły i krążyły coraz bliżej tego domu, aż w końcu zapukałam tutaj.

Może właśnie wyjmuje figurki. Figurki z drzewem,  figurki z koniem, figurki z tobą.

Chodzi sobie twoją figurką, tobą.

Patrzy ci w oczy.

Wrzuci twoją figurkę do środka torby i znikasz.

Nie ma cię.

Wrzuci Cię na ulicę i stoisz na ulicy.

Słuchaj.

Ilustracja: Karolina Stec


Ewelina Figarska (95) – artystka interdyscyplinarna

Karolina Stec – Instagram: @kkaroollina | @mikroelementy