Proza – Poker na stołówce rozgrywany podczas kolonii artystycznej młodzieży akademickiej

Jan Kanty Zienko | Opublikowano w: #4, literatura

1. Przecież, jak było na obiedzie, wie każdy, bo sobie tam siedział, jadł i ewentualnie z kimś rozmawiał. Inna sprawa – to jak akurat smakowało tak zwanej osobie piszącej, albo na co lub na kogo w stołówce, usilnie szukając jakiegoś słówka w pamięci, gapiła się tak zwana osoba pisząca. Uważam tak z całego serca, nie obchodzi i absolutnie nie powinno obchodzić to nikogo. Będzie inaczej: przeciągły syk, przechodzący w pisk, który wydobył się z najgłębszego brzuśca brzuśców dymiącej stołówki, obudził w jedzących wspomnienie wczorajszych wystrzałów. Wczoraj to głośniki strzelały zakłócając piosenkę o miłości śpiewaną przez szczęśliwą parkę. Dzień później przy obiedzie brodaty dwudziestokilkulatek wywrócił aluminiową wazę wydając z siebie płaski, niski i niezdrowy ryk. Pod niektórymi stołami dłonie, które do tej pory jedynie nieśmiało się pocierały, chwyciły się kurczowo…

2. Najrozkoszniej, ale jednak trochę za mocno, tak się łapki złapały. Dlaczego brodacz ryknął i w ogóle co on odjebał z tą zupą? Ano dlatego, że nastąpiło małe zwarcie u niego za oczami, stąd ręka go świerzbiła, żeby komuś przypierdolić. Przesiliło go, ale to dobry chłopak.  Wszyscy odetchnęli z ulgą – w końcu coś się dzieje takiego antyprzyjemniackiego. Kiedy już skończył ryczeć, tak zwana większość, w której możliwe, że znalazły się tak zwane osoby piszące, patrzyła znad talerzy, które można zbić, ewentualnie, jak to się mawia, nimi przyłożyć. Patrzyło im z oczu sloganem „Jest kolonia – ma być przemoc – po coś mamy młodość”. Czekali na to. Nareszcie ktoś nie wytrzymał  bolca energii w końskiej dawce – No to mamy w grze pierwszego pirata.

 „Byłoby naprawdę fajnie, kochani, gdybyśmy wspólnie zrobili co fajnego, wiecie, kreatywnego. W sensie jakby wykorzystajcie to, że jest tutaj tyle wspaniałych osób i zróbmy wspólnie coś zajebistego, z energią. Wspólnie wspólnie wspólnie wspólnie, kreatywnie krewatywnie, krewatywa, zajebiście zajebiście zajeb, zajeb, zajeb! To jest komunikat! Algorytm „zajeb:” się przyjął, będzie teraz naprawdę zajeb-iście. No, to wszyscy od razu, dawać, myk, ręce na stół i legitymacje na stół! I żeby mi nikt ze stołówki nie wyłaził, argh. Czas na krótką rewizję głowy i kieszonek, co je gdzieś tam macie pozaszywane, ja wiem. Dziś będzie, kurwa, obiad totalny, taki jak ma być, z chwilą szczerości.” – tak nam powiedział pirat korsarz, dziwny jakiś artysta performer pewnie. Jeśli to jest nowa szczerość, to ja się trochę cykam.

3. Gdybyśmy tylko mieli dokąd sobie pójść, to nie dalibyśmy się tak po prostu przyłapać. Niestety – stołówka miała tylko dwa wyjścia. Jedno zamknięte, to dla jedzących, i drugie od kuchni, którego pilnowały będące w zmowie z piratem kucharki. Zresztą to one zapoczątkowały akcję dając sygnał gwizdem. Byliśmy w potrzasku i trzeba było słuchać. Korsarz nie znał litości i w jego zajebistej rewizji, za którą tak naprawdę wiele lat później byłem mu bardzo wdzięczny, nie uznawał żadnych „pas”, „stop zabawa”, „nie przyjdę na warsztaty”, „to się widzimy wieczorem może w tej sprawie”, „napiszę do ciebie”. Nigdy nie zapomnę jak wyprostowany i z zawadiacko podniesioną brodą stał tuż przy wydawce i po kolei przyjmował nasze notesy i legitymacje, jakby przyjmował hołd, jakbyśmy rzucali mu pod nogi zdobyczne sztandary, ale też trochę, jakbyśmy go żegnali. Ustawiliśmy się w kolejce. Na twarzach osób starszych ode mnie zobaczyłem ulgę.

4. Końcem kolejki byłem ja. Widziałem obszerne bruliony i śmieszne świstki lądujące na antypoślizgowych płytkach, widziałem dokumenty ze zdjęciami i bez zdjęć, widziałem wreszcie telefony z folderami pełnymi nagrań wideo i audio, wizytówki, farbki do twarzy, ubrania, dyski przenośnej pamięci, pulpity z wysypką plików. Ktoś nawet pod nogi pirata rzucił samego siebie. Po opróżnieniu wszystkich kieszeni, wystrzelani, usiedliśmy z powrotem za stołami. Kilkadziesiąt pustych dłoni położonych na gumowanych ceratach. „To wszystko. Siad. Teraz wasze sprawki potasuję i zagramy w pokera. Będę prowadził kilka partii na raz, bo jestem arcymistrzem” – powiedział korsarz i zaczął układać z oddanych mu przedmiotów dziwne i nieróżnorodne talie. 10 czteroosobowych stolików, 40 graczy, 10 talii, w nich 520 kart-sprawek.

5. Lata musiał spędzić na grze w pokera. Tak prędko tasował, rozdawał i dobierał karty. Korsarz wybrał odmianę pięciokartową dobieraną, chyba po to, żeby partie trwały krócej. W ten sposób wygrywał prędzej, na przykład z 4 stolikami w ciągu 8 minut. Robiło to niesamowite wrażenie, na pewno większe, niż gdyby wybrał teksas hold’em i musiał poświęcać więcej czasu na każdą partię. A tak – z reguły prędkie rozdanie, korsarz wymienia maksymalnie dwie karty, wygrywa. Co tam macie, po kolei:

Gracz1 – para skrzypków po drugim stopniu, poza tym tylko po jednym: studentka fotografii, wokalista po pierwszym albumie, papier nutowy z czterema taktami, chyba smutne. Czyli para.

Gracz2 – Nic. Ale gdybym miała drugiego organizatora sprzedaży własnoręcznie robionych pluszowych psiaków z całym dochodem przeznaczonym na pomoc schronisku dla bezdomnych zwierząt, to byłaby silna para. Poza tym kartka jakiegoś grafomana ze środkiem poematu o ptakach, stendaper i dwie organizatorki młodych festiwali sztuk audiowizualnych w dużym mieście, ale z innych miast, więc bez pary.

Gracz3 – Mam trójkę muzyków z jednego zespołu, także się poszczęściło, dyplom z konkursu gitarowego z Fenderem do wygrania, artykuł o slajdowisku w kawiarni. Do fula zabrakło tylko podróżniczki – fotografki, autorki slajdów.

Gracz4 – A u mnie ful. Jazzowe trio klawisze/saksofon/bębny na tandemie artystek wizualnych z jednego roku.

Pirat – Kareta, cały zespół teatru tańca. Poza tym jakieś krótkie opowiadanie na jednej kartce, chyba smutne.

I tak wiele razy, za każdym razem zwycięsko.  Pirat nas rozgrywał. Karta szła mu za każdym razem, ale wątpię, aby to było szczęście. W końcu sam dzielił talie i nadawał kartom wartość. Gra przynosiła mu niesamowitą radość, śmiał się szczerze i rubasznie, oblizywał wargi, co chwilę żartował. Stawką nie były pieniądze lecz wytrzymałość. Gracze po pewnym czasie rozpoznawali, jaką siłę mają w taliach ich karty-sprawki. Trudno słuchało się o hierarchii kart i ich układach, a pirat i tak śmiał się za każdym razem, kiedy z powrotem wracały do jego potężnych dłoni, którymi je mieszał. Niektórzy prędko spasowali na stałe.

6. Zjedli go prawie przy trzecim stoliku. Tam, przy jednym rozdaniu, korsarz musiał stawić czoła tak zwanej osobie piszącej, która chyba trochę wczuła się w niego i ułożyła bardzo dobry kolor. Było to tak:



Pirat – Karty na stół!



Tak zwana osoba pisząca  – Mam tu kolor wrażliwości społecznej. Proszę spojrzeć, zgarnąłem w tym rozdaniu akurat wszystkie swoje kartki, które oddałem. Co za szczęście. Prezentuję:



Karta1: Prawdziwi najthołksi z perspektywy porannych ptaszków nie prezentują sobą czystego i pełnego klasy widoku znanego ze znanego obrazu Hoppera, który wszyscy znają. No, może wszyscy poza porannymi ptaszkami. Najthołksów, czyli kanoniczny obraz pewnego amerykańskiego malarza, znają na pewno prawdziwi najthołksi, o których myślą teraz ranne ptaszki, choć nie nazywają ich w ten sposób. Ptaszki mają do tego lepsze słowa: „gnoje”, „brudasy”, „bezczelni”, „aroganci” i wreszcie słowo koronujące, czyli „gówniarze”. Możliwe, że wczoraj podczas najthołkowania prawdziwi najthołksi rozmawiali o znanym obrazie używając zdań, które od samego początku manifestowały ich pradawną (jakoś w liceum) znajomość amerykańskiego płótna i głęboką wiedzę na temat realizmu amerykańskiego i historii sztuki w ogóle.



Karta2: W takiej konfiguracji prawdopodobieństwo wystąpienia wśród zbioru wczorajszych najthołksów jednej sówki w skarpetkach w Van Gogha lub drugiej w koszulce z Klimtem jest wysokie. Cóż, w końcu w reklamach kawy leci Prokofiew i naprawdę nie ma się tu już nad czym użalać. Zostaje jedynie kulawa próba empatyzowania z porannymi ptaszkami i odhopperowanie siedzenia po nocy. Po takiej redukcji wiele scen nocnych, które spotykają nas w młodości (potem to nie wiem), prezentuje sobą obraz, tym razem znany już naprawdę wszystkim, pod tytułem „Pijaństwo i zaloty”.



Karta3: Edward, 54 lata, fliziarz: Gnoje w nocy obrzygały mi zaczętą robotę. Robię od kilku dni nowe płytki w niszy koło łazienek. Któryś musiał iść korytarzem i po prostu zwymiotował mi na podłogę. Musiał widzieć przecież, że tam nie ma nic i jest przeprowadzany remont. Na noc nie ma tego jak zamykać, bo nie ma jeszcze wstawionej framugi, ale dziś po pracy zakleję wejście iksem z taśmy izolacyjnej. Od rana muszę zeskrobywać zaschnięte wymioty z nowych fug, ale i tak tam cuchnie. Tego brudasa, który teraz pewnie chrapie gdzieś w pokoju, to ja bym najchętniej… Chyba po prostu chciałbym bardzo, żeby po sobie posprzątał. No bo przecież wiadomo, po alkoholu się różne rzeczy zdarzają. Ale żeby się tak zerzygać i zapomnieć, to już jest bezczelność. W domu by tak nie zrobił.



Karta4: Joanna, 42 lata, sprzątaczka: Przed budynkiem jakieś rozdeptane jedzenie, pety, niesamowite ilości puszek i butelek, na trawniku to nawet nie wiem, bo jeszcze nie zaglądałam. Biorę chleb do ręki, bo jakiś gówniarz zostawił na ławce, a w nim po całej nocy tyle mrówek, jezu, jak się zlękłam, aż to odrzuciłam od siebie. Nie wiem, czemu tak śmiecą, kosze są obok od razu. Popielniczki to samo. A tak to wstają o jedenastej, idą sobie na papierosa rano i wszystko wysprzątane. Ciekawa jestem czy się jedna z drugą zastanawia, gdzie się śmieci podziały i czemu pozamiatane jest. Albo taki księciunio jeden z drugim, co to po sobie muszli nie umyje po kupie. Co on myśli, kiedy się decyduje na to, że wychodzi i zostawia takie obsrane?


Karta5: Edward i Joanna, w duecie: Ku ku ku, fiu fiu fiu, tra la la, sprzątamy po tobie, ty skurwysynu. Ku ku ku, tra la la, ciekawe czy na takiego artystę wychowała cię matka. Ku ku ku, fi fi fi, umyj po sobie klozet, domknij za sobą drzwi.





Korsarz wysłuchał tekstu z kart, po czym przebił go prezentując następujący układ kart, który, jego zdaniem, był małym pokerem wobec zaprezentowanego koloru. To były same legitymacje:



Karta1: Osoba niepisząca, która byłaby osobą piszącą, gdyby rodzice byli w stanie zapewnić jej lepsze warunki materialne.


Karta2: Potencjalna twórczyni błyskotliwych tekstów krytycznych oraz murowana archiczytelniczka, gdyby nie musiała spędzać tak wiele czasu w korporacji medialnej przepisując artykuły z Guardiana.



Karta3: Kiepski muzyk kontynuujący granie jedynie jako ucieczkę przed biedą i upodleniem czyhających na niego za rogiem, dziś występujący jako świadomy swojego przegrania trzydziestokilkuletni przyszły bezdomny w nadmorskim kurorcie.



Karta4: Zbliżająca się do czterdziestki osoba z Łodzi, która, pijąc od wielu lat, pieniądze na przyjazd na kolonię artystyczną ma z internetowej zbiórki, która zakończyła się sukcesem, ponieważ osoba jest legendą swojej dzielnicy. Pisze o niej piosenki, które wykonuje z gitarą.



Karta5: Karta pirata, który dalej nie wie, dokąd i na ile będzie musiał wkrótce pojechać, żeby móc zostać w swoim mieście na stałe.



Osoba z kolorem wstała od stolika, pirat skończył z kolejną czwórką graczy. Teraz zbliżył się do miejsca, w którym siedziałem ja.

7. Siebie jeszcze wśród kart granych przy naszym stole nie widziałem. Może dlatego dalej miałem odwagę przy nim zostać. Kiedy korsarz zbliżył się do naszego stolika na kolejną partię, byłem przy nim już sam. Tasował, a ja widziałem, że karty, które dostaję, są moje. Wszystkie pięć, które wysypałem z kieszeni niebieskich krótkich spodenek z siatką na jaja. W chwili, w której trzymałem już w rękach komplet, bez pytania i wymiany położyłem go przed sobą na stoliku.



Karta1: Nienawidzę cię i to przez ciebie jestem teraz tutaj, przy hazardzie.



Karta2: Za to, że układasz wszystko w karty, które mają starszeństwo i wchodzą w układy. Nie znasz litości.



Karta3: Tęsknię za sobą z czasów, kiedy jeszcze się nie pojawiłeś i nie kazałeś grać w karty. Skurwysynu, który chce rozegrać i wygrać każdą sytuację. 



Karta4: Bardzo tęsknię za osobą, którą kocham, a którą teraz przez ciebie gram przy stoliku. I korci mnie, żeby nazwać ją „tak zwaną”.



Karta5: Jestem Tobą.



Zamiast pięciu kart, korsarz trzymał ich w dłoniach przede mną aż osiem. Rzucił je na stolik prędkim ruchem. U góry każdej z nich znajdował się wyraźny napis w dużym rozmiarze, pod którym ledwo widoczne były tysiące liter zapisanych drobnym maczkiem. Osiem słów z kart pirata, które zapisał większymi literami:



Karta1: Przecież



Karta2: Najrozkoszniej



Karta3: Byłoby



Karta4: Gdybyśmy



Karta5: Końcem



Karta6: Lata



Karta7: Zjedli



Karta8: Siebie

REDAKCJA: Mateusz Górniak
KOREKTA: Jakub Kornacki


Jan Kanty Zienko –  Do niedawna student MISHU na UJ, od niedawna student reżyserii na AST. Do tej pory publikował w Helikopterze, Machinie Myśli i Wizjach. Mieszka w Krakowie, do kota czasem pisuje.