Proza – Całodobowa pralnia chemiczna

Mateusz Górniak | Opublikowano w: #4, literatura

Kilkoro nas było wyżyłkowanych ludzików i postanowiliśmy założyć schrona. Spocik ogarnął Paweł, a kilka dni później Andrzej dowiózł pralki. Andrzej dowiózł pralki, ponieważ postawiliśmy na schron w stylu całodobowa pralnia chemiczna.

Skąd potrzeba tworzenia schronów? Czasem z paranoicznego przeświadczenia, czasem przez nasilone gradobicia.

Nam natomiast chodziło tylko o to, żeby przez chwilę posiedzieć w miejscu miłym i bezpiecznym. Hołubić w sobie zwierzęcą potrzebę chowania się, zaszywania. Może nawet: zimowania. Gorąca herbata, przyzwolenie na obżarstwo, długie noce. Senna gadka o przeszłości, nogi w kapciach, bawełniane kalesony jako koło ratunkowe. Tak, znaliśmy namiętności czasów, kiedy pory roku spokojnie spacerowały nad głowami ludzi i zwierząt. I trochę zazdrościliśmy stanu przynajmniej jednodniowej zimy permanentnej, z całym jej inwentarzem.

No i Andrzej przywiózł pralki, naznosił też resztę sprzętu. Jak to dobrze mieć przyjaciela w Andrzeju!

Niebieskie neon światło całodobowej pralni chemicznej = zimowy wieczór zapada nad Fargo w Dakocie Północnej.

Jazda w skarpetkach po zimnych, białych kafelkach = przygody pingwina świrusa na lodowcu

Szum dwunastu pralek nastawionych na różne programy = śnieżyca dobija się do okien drewnianej chaty ustawionej tuż przy lesie, w którym to wilki szczerzą zęby i trwa łamiąca drzewa zawierucha, a dziewczynka z zapałkami błąka się, popłakuje cichutko i szuka dopalaczy “misio polarny”

Tak, postanowiliśmy wygenerować w ten sposób atmosferę zimy naprędce, a potem dorzucić do niej trochę naszego ciepła jak dziad dorzucał drewna do kominka, kiedy baba bogracz nad piecem grzała.

Czujcie się zaproszeni, wpadajcie. Weźcie swoje babies każdej z afirmowanych przez Ketodefiniatorów płci [o ile daleki jestem od bezrefleksyjnego promowania ćpańska (obrzydliwe gówno!!!), to co jak co, ale ketamina kreśli piękne genderowe mapki, daje turbo śliczne lusterka do przeglądania się], swoje sprzęty też weźcie, weźcie kaski, tostery, bonga, fluorestencyjne psikacze. Spędźcie tu ziomalstwo wykulane z plasteliny wysokiej a kosmicznej jakości. Zróbmy schron pełen ciepła, schron bezpieczny i nasz. Niech otula jak kołderka.

Andrzej: dawno nie widziałem takich Andrzejów jak wasza dwójka
Ewa i Paweł: auuuuu, ale, Andrzeju, jest nas więcej Andrzejów
Andrzej: o kurde faja, teraz widzę dopiero, że tu tłum się spędził w ułamku sekundy
Ewa: pograjmy w pędzące żółwie
Moja przyjaciółka: uspokój się na spokojnie, ale pograjmy pograjmy pograjmyy
Bąbelek: ale uważajcie z tym, bo jak ostatnio Andrzej się w pędzące żółwie wkręcił, to przepierdolił się przez ścianę do norweskiej masarni
Andrzej: a muszę nadmienić, żeśmy się wtedy ani ciut ciut z żadną norweską masarnią nie sąsiedzili
Andrzej: i muszę nadmienić, że zyskał Andrzej w masarni rzeszę przyjaciół
Andrzej: i wdzięczył się Andrzej do przyjaciół
Andrzej: i przyjaciele wdzięki Andrzeja przyjęli
Andrzej: i krąg przyjaźni Andrzeja się rozszerzył
Andrzej: taki to właśnie urok Andrzeja
Andrzej: i takie przesłanie tego ataku
Andrzej (chóralnie): żeby Andrzej Andrzejowi Andrzejami
Andrzej: a sprawa rozwinie się sama. Dokładnie jak z norweską masarnią, gdzie ludziom i zwierzętom brakowało po prostu kultury bycia spoko, a Andrzej stare nawyki skruszył, nowymi zajawił i tak zwierzęta, jak i norwescy eks-rzeźnicy wgramolili się z nordycką ociężałością na nowe i doprawdy pośpieszne trakty.
[Arnold Boczek: w mordę jeża!

(W przestrzeni tekstu występuje bardzo duże prawdopodobieństwo pojawienia się postaci z uniwersum “Świata według Kiepskich”. Chodzi o przenikające się światy, o kosmiczną sztamę. Wydaje mi się też, że jest to odpowiedni moment na podziękowanie mojemu ojcu za tę polacajkę. Tato, dziękuję, że oglądałeś przy mnie tyle “Świata według Kiepskich” i nie przejmowałeś się drzemkami, które cię napadały, i nie przejmowałeś się też, że odcinki oglądasz kolejny już raz. W końcu robienie powtórek jest rzeczą naturalną dla prawdziwego fana. Powiem ci, że dziewczyna, w której się zabujałem na pierwszej i póki co jedynej piwo-randce oglądała ze swoim ojcem wiele razy “Pulp fiction” i zaimponowało mi to strasznie, i rozmawialiśmy o brzuszku pączucia (ona deklaruje, że go ma, ja deklaruję że to sexy, ale finalnie nie idziemy do łóżka, być może przez moje niezdarne mówienie o rzeczach sexy, no nie umiem), czyli o czymś, czego ludzie oglądający “Pulp fiction” tylko kilka razy raczej nie wyłapią. Czy “Pulp fiction” znaczy, że dziewczyna jest z dobrego domu, a ja nie? W żadnym wypadku! Pochodzę z naprawdę bardzo porządnego domu, szanuję i kocham cię tato, jesteś człowiekiem dobrej woli, wielkiego serca i imponującego umysłu. Szkoda tylko, że odziedziczyłem po tobie autystyczne odjeby, a twoje geny wodzą mnie na pokuszenie)]

Człowiek Szparag: skoro się już tak Andrzeimy w tym ciepełku
Paweł: i skoro jest to dobry sposób na spędzenie czasu
Kate Bush: a także pora podwieczorku
Człowiek Szparag: skoro rozandrzejeniśmy i pojawia się chętka na ciepły podwieczorek
Paweł: i skoro to rozandrzejenie jest dobre jak najbardziej, coś jak ciepły posiłek w prawdziwą zawieruchę, przepraszam, że mówię tak powoli, ale czuję się dziwnie rozanielony, ululany taki, ja, Paweł, dzisiaj jak w bujanym fotelu
Kate Bush: to wyjdę na chwilę po rzeczy na podwieczorek i szybko wrócę
Ja: haha, totalnie to widzę jak w Nienawistnej ósemce, kiedy idą siurać w zimę totalną i idą bardzo powoli, po linie, do wychodka, haha [werble dla typa, co gada o starych filmach w losowych momentach, siemczi, to ja]
Kate Bush, a za nią WSZYSCY:
Andrzej: skoro jest pora podwieczorku, zjemy podwieczorek
Tak, w ataku drugim Andrzej musi wszystko zatwierdzić. Andrzej kierownik. Na wszystkim musi postawić oficjalny Andrzejowy stempel. Taka funkcja Andrzeja (jedna z wielu – Andrzej znaczy wielofunkcyjny pilot, ale też wiele innych rzeczy, można by długo wymieniać, a trzeba przecież gnać do przodu).

Kate Bush spokojnym krokiem wychodzi z pralni chemicznej i udaje się po sprawunki. Nikt nie wie, co będzie na podwieczorek, ale każdy wie, że będzie to dobry podwieczorek. Smaczny i pożywny. Cieszyć się wspólnym posiłkiem to rzecz nie tyle przyjemna, co po prostu ważna. Cementująca wspólnoty. Dająca okazję do wymiany ciepła. Do wymiany wdzięczności. Jeśli chodzi o mnie, mogę dać buzi każdemu za dwa złote, za cztery pokazać moje cycuchy z baby hair, ale nie przy każdym zjem posiłek. Nerwicowy odruch? Trochę tak, ale wolę mówić: radar na ludzi. Jeśli zjem przy tobie pieroga rękami, to znaczy, że cię kocham.

Ewa: miał Andrzej rację, czuję się tutaj rozmiękczona, cieplutka. Rozmiękczona jak wygotowana przez babę jagę pupa niemowlaka. Cieplutka jak samoska, co dopiero wyskoczyła z rozgrzanego oleju
Paweł: no, miał Andrzej rację, czuję się tutaj rozmiękczony jak gąbka zanurzona w wannie, cieplutki jak wyciągnięty z mikrofalówki kotlet do hamburgera “5 minut w mikrofalówce”. Służy mi to ciepło, służy też pradawna tradycja ciepłej herbaty z miodem i cytryną. Przybyłem na spocik zakatarzony alergią na pylenie omega centauri, a przebywam na spociku bezproblemowo, kataru ani widu, ani słychu
Ewa: przede wszystkim czuję się tutaj bezpiecznie. Zimowe wizuale, tak, są imponujące. Ale to ciepło, ciepło jest pewnego rodzaju odkryciem
Ja: nie zaznałem od długiego czasu takiego ciepła. Chciałbym do wszystkich się wdzięczyć, przebierać nogami, egzaltować się do rozpęknięcia
Moja przyjaciółka: jako że mam dzisiaj na sobie waginę, nie czuję się źle nawet wtedy, kiedy Andrzej puszcza retro-seksisotowskie kawałki tylko dlatego, że robią jakąś-tam (nie no, fajną) narrację o starych ulicach i mają, jak on to mówi, tłuste bity
Andrzej: tłuste biciory
Andrzej: bity jak skurwysyny
Ewa: tak, a to wszystko oznacza, że można jeszcze dorzucić porządnie do pieca i pocieszyć się wspólnie przeżywanym nastrojem pokoju, bezpieczeństwa, luzu. Czasem milczeć godzinami. Robić rzeczy błahe z namaszczeniem. Celebrować to, co akurat się ma
Paweł: a my mamy całkiem dużo w tym momencie. Spot, no przyznajcie, bardzo porządny
WSZYSCY: dziękujemy ci Pawle za ogarnięcie tego spociku
Paweł: nie o podziękowania chodziło
WSZYSCY: wiemy
Ewa: ale wracając, naprawdę mamy całkiem sporo. Spot porządny, zimowe wizuale robią wrażenie w tej konfiguracji, a ciepło grzeje nas na kilkanaście następnych dni. Baterie będą pełne, brzuszki pomiziane, powystawiane pupy czułości oklepane jak należy
Andrzej: i to przez wydestylowanych kilka obrazów wrzuconych w umowną czasowość jednego dnia zimy permanentnej
Paweł: ale też wydobyte głosy, które się auto-afirmują
Ewa: albo afirmują najsłodsze między gwiazdami pitu-pitu
Moja przyjaciółka: nagle każdy ma tyle do powiedzenia
Człowiek Szparag: do dania innym, do powiedzenia innym. Dziękuję wam za ten czas, który tutaj spędziliśmy. Na moich zdrewniałych końcówkach przebyłem całkiem długą i męczącą drogę. I nagle mogę tylko siedzieć i o nic się nie martwić
Andrzej: i czekać na podwieczorek
Andrzej: a czekając na podwieczorek, możemy opowiadać różne historie
Człowiek Szparag: historię dziewczyny, która zaczęła nagle słyszeć niepokojące głosy i pewnie do teraz przed nimi ucieka
Ewa: historię chłopaka, który pragnął, żeby przynajmniej połowę z jego wewnętrznych zwierząt ktoś wyprowadził od czasu do czasu na jogging
Paweł: ale też historię chłopaka, który chciał, żeby jego wewnętrze zwierzęta szybciej się rozmnażały
Ewa: to ten, któremu nie pomagały pigułki?
Paweł: to ten, który wynajdzie pigułki
Moja przyjaciółka: a na pewno wynajdzie je w tej czasowości, skoro tak bardzo w niego wierzymy i Andrzej przyobiecał większe sprawczości
Andrzej: będą noo
Andrzej: albo też historię dziewczyny, którą rozrywało na dwie strony, a jakby tego było mało, to z nosa ciekły jej muchy raz na jakiś czas
Ewa: czy historię tej dziewczyny, którą starcy chcieli przegotować na wiśniową konfiturkę
Człowiek Szparag: a ona nie mogła zaznać spokoju w tylu miejscach
Andrzej: no i historię Andrzeja, świętego od łobuzów i pro-logopedów, którzy uczyli mówić najpierw zwierzęta i rośliny, a potem także udomowione i zniewolone przez ludzi przedmioty
Ewa: no właśnie, a czy jego projekt dobiegł końca?
Andrzej: został świętym za życia, a sprawa jest tak w toku, jak i w sztosie
Ewa: całe szczęście
Człowiek Szparag: i błogosławieństwo
Moja przyjaciółka: błogosławieństwo! Ale także błogosławieństwo dla tej, która potrafiła pocieszać
Andrzej: choć jeszcze świętą nie została
Kate Bush wraca z drugiej strony dystryktu, gdzie zimowe wizuale już nie korbią, a tęczowy wojownik przygrywa na flecie kojącą kocio-muzyczku. Przynosi grzanki utrzymujące idealną temperaturę ciepłych grzanek w każdym momencie. Ale, niezdara, zapomina o sosikach
Andrzej: ale chwilunię, jak to bez sosików?
Kate Bush: o nieeee

Tymczasem Bąbelek zamienia się w sosik, robi purtpurt, co oznacza: będzie mnie sosiku dla was wszystkich [jeśli martwicie się, że sosik purtpurt i dla wszystkich będzie chodził głodny, to przestańcie się martwić. Bąbelek aka sosik purt purt wystarczy mnie dla wszystkich najadł się rogalikami wystarczającymi takim Bąbelkom na tydzień, czym nie omieszkał się cztery razy pochwalić podczas wspólnej podróży, kiedy wszyscy byli zajebiście głodni].

A teraz wyobraźcie sobie ten wspólny posiłek! Człowiek Szparag kruszy grzanki na pył swoimi zrogowaciałymi i zdrewniałymi końcówkami. Ewa przekminia Bąbelka aka sosik purtpurt na smak grejpfrutowy, jej ulubiony. Andrzej je bez opamiętania, z charakterystyczną dla niego psycho-gracją. Moja przyjaciółka klei poczwórne sandwicze, które pozwala sobie podkradać. Paweł napycha do japy tyle, że o ja pierdolę. Kate Bush robi bajeczne kompilacje sosów i naciąga Bąbelka aka sosik purtpurt na kolejne eksperymenty. Jedno wielkie chrupanie, grzebanie łapami po stole, wyrazy zadowolenia i ekstazy żywieniowej. Orgia podwieczorkowej przyjemności.

<Ciepło> <więcej ciepła>, rzuć mi pieroga, a zjem go łapami, tak się czuję dla tych ludzi w tym spocie, w tej czasowości i nie muszę mówić “czułość”, bo słowo to zostało wyżarte przez niewłaściwe gęby w 2019 roku, czyli kiedy zegary i kalendarze, no wiecie kiedy…

Nagle Andrzej pakuje się do jednej z dwunastu pralek.

Andrzej: Ewa, nastaw mi program, spierdalam w inne układy klecić ciepłe i bezpieczne spoty

Ewa z licem ubabranym grejpfrutowym sosikiem wypuszcza Andrzeja w kosmos. Zostajemy bez Andrzeja. Syci i spokojni. Rozpoczyna się gra w pędzące żółwie na białych i zimnych kafelkach pralni chemicznej. Powoli nastaje długi zimowy wieczór. Jest to czas opowiadania sobie historii, poklepywania sobie ramion. Niech żyje prosta uciecha!


Mateusz Górniak – urodzony w 1996 roku na Śląsku, żre kino w każdej postaci i od niedawna prowadzi stałą rubrykę dla zina 01gallery.