Faza Bieżąca – Homerycki Zeus to pajac albo: dlaczego musisz przeczytać „Upiora” Łukasza Kozaka

OK, chciałem napisać recenzję Upiora Łukasza Kozaka, jednakże obawiam się, że brakuje mi kompetencji. To książka wręcz porywająca, ale, choć napisana w sposób przystępny dla zwykłego czytelnika, jest także erudycyjną książką historyczną, a właściwie z pogranicza historii, etnologii i antropologii – ja nie jestem historykiem, a antropologii trochę tylko liznąłem. Potraktujcie więc mój tekst jako swego rodzaju pospolitą polecajkę, a po części też średniej jakości pastę.

Upiór jest o słowiańskim upiorze – oraz istotach pokrewnych – czyli pierwowzorze znanego z popkultury wampira. Książka skupia się na ludowych korzeniach wampiryzmu, opiera się przede wszystkim na bezpośrednich relacjach zwykłych ludzi – choć nie tylko, przetaczają się przez nią także tak znane postacie jak Polidori, Byron i przede wszystkim Mickiewicz. Niektóre wątki dotyczące Mickiewicza i jego związków z ludowym upioryzmem są po prostu powalające.

Postaram się nie spoilerować, ale o jednym muszę napisać na pewno, o czymś, co od początku przykuwa uwagę: otóż informacje o upiorach to nie tylko opowieści o tym, że ktoś zobaczył trupa wygrzebującego się z grobu, są to także relacje… samych upiorów.

„Gospodyni była po pięćdziesiątce, we wspomnieniach Perkowskiego niczym nie różniła się od innych kaszubskich kobiet w okolicy, poza tym, że brakowało jej górnych jedynek. Rozmawiali po kaszubsku przy włączonym magnetofonie taśmowym. Lakonicznie odpowiadała na standardowy zestaw pytań. W końcu padło pytanie »Co to jest upiór?«. Odparła: »Ja nim jestem«”.

Okazuje się, że upiorami nie są wcale po prostu żywe trupy, upiorami są żywi ludzie. Żywi ludzie, o których wiadomo – na podstawie różnych znaków – że mają dwie dusze, a gdy umrą, z ciała uchodzi tylko jedna z nich, podczas gdy druga sprawia, że ciało nieboszczyka może chodzić po śmierci, dewastować kościoły, a nawet dalej pomagać rodzinie w gospodarstwie. Chodzenie po śmierci nie jest być może nawet dla upioryzmu najważniejsze, istotniejszym zdaje mi się raczej to, że za życia dzięki dwóm duszom upiór posiada zdolności, które nazwać można szamańskimi. Przesłanek świadczących o tym, że upiór – oraz pokrewne mu istoty – był kimś w rodzaju szamana i o jego analogiach z szamanizmem syberyjskim jest w książce przytoczonych bardzo wiele. Dla mnie osobiście jest to najbardziej fascynujący wątek. Zaskakujące jest też, że wiara w upioryzm przetrwała co najmniej do II połowy XX w.

I tu pojawia się ciekawa kwestia. Jak wiadomo, wielu ubolewa nad tym, że dawne wierzenia Słowian zostały zapomniane. Maria Janion sugeruje wręcz, że to wymazanie pamięci mogło zadecydować o wielu uporczywie powracających (nie napisze powracających, niczym… NIE ZROBIĘ TEGO!) zjawisk w polskiej kulturze – Niesamowitej słowiańszczyzny Marii Janion oczywiście nie czytałem, bo w ogóle prawie nie czytam książek, wiem to z tubki Mistycyzmu Popkulturowego.

Ale jak się okazuje, pisząc o tej niepamięci, mamy zwykle na myśli to, że nie zachowały się opisy panteonu, jak np. w Eddzie poetyckiej lub u Homera i Hezjoda. Chcę więc wyraźnie napisać: I BARDZO KURWA DOBRZE.

No szczególnie mam na myśli ten homerycki panteon – Hezjoda nie czytałem – normalnie jest on na poziomie: Zeus: „Hera mi znowu męczy dupę. Nienawidzę swojej żony”. I potem normalnie obmyśla, jak pomóc Trojanom, żeby Agamemnon żałował, że spotwarzył Achillesa. CO TO KURWA MA BYĆ? To jest religia? To mają być P O W A Ż N E wierzenia? Pewnie orfizm był spoko, pewnie też wierzenia ludu greckiego były głębokie, no ale jeśli mielibyśmy spisaną słowiańską mitologię, to zapewne spisana by została na dworach arystokratycznych wojów, schlebiając ich prostackim bohaterskim gustom i byśmy dostali taki syf jak u Homera. Nie dziwne, że część bardziej ogarniętych Greków obracających się w kręgach wyższych sfer z żenuncji i wstydu tymi olimpijskimi pajacami wobec np. Egipcjan z ich zajebistym panteonem i głębią obrazu świata, musiała salwować się wymyśleniem filozofii.

Jest zresztą szansa, że nigdy nie mieliśmy tak debilnej religii, jaką jest bohaterski politeizm arystokracji, bo w czasach przedchrześcijańskich słowiańszczyzna była podobno całkiem egalitarna – jak na te czasy rzecz jasna. A upioryzm przetrwał. A upioryzm to pewnie jakiś rodzaj szamanizmu. A szamanizm bywa bardzo ciekawym i głębokim systemem wierzeń. I dla takiego prostaczka jak ja wskazanie na związek wierzeń Słowian z szamanizmem wydaje się doniosłym wkładem Upiora w polską i światową kulturę.

A turbosłowianie niech se walą konia do antropomorficznego Peruna, nawet mi ich nie żal.

Inb4 Tak wiem, że Tales najprawdopodobniej był zażenowany głównie orfizmem, ale nie pasowałoby mi to do pasty.

Łukasz Kozak, Upiór. Historia naturalna, Fundacja Evviva L’Arte 2020

Ilustracja: Piotr Marzec


Franciszek Sobieraj (ur. 1983) – nic w życiu nie osiągnął, pije letnią wódkę i nie lubi surowych pomidorów.

Piotr Marzec – rysuję komiksy. Wydałem w selfpublishingu Sweet-ass dudes like us, które w ZOZO dostały nagrodę Złotego Kurczaka za najlepszy scenariusz i komiks roku oraz nagrodę Maszin za komiks roku. Komiks w wersji 2.0 jako Słodkie chłopaki ukaże się w tym roku w wydawnictwie Kultura Gniewu – właśnie to cisnę. Urodziłem się w Myślenicach. Dyplom na ASP zrobiłem u Bałki – a to podobno daje licencję na robienie rzeczy.