Faza Bieżąca – Ukłon zabawowy. Eva Meijer – „Zwierzęta mówią”

Ta książka ściera na proch tych wszystkich kartezjuszowych i heideggerowych januszów filozofii, którzy twierdzą, że pozaludzkie zwierzęta nie myślą, nie używają języka, nie umierają, bo jedynie docierają do kresu bez świadomości odchodzenia, nie cierpią i nie odczuwają bólu. Ta książka też uczy, a dzisiaj jest mało takich książek, uczy bycia dobrym wobec każdej istoty, nawet jeśli nie używa ona języka (co jest mało prawdopodobne, bo okazuje się, że każda istota ma swój język i mowę); uczy, że antropocentryzm jest naprawdę mocno do… wyrzucenia na śmietnik błędnych teorii smutnych panów. 

Nie jesteśmy niczym i nikim wyjątkowym. Rozpanoszyliśmy się na Ziemi tak jakby była ona naszą własnością, a tak nie jest. Warto przypomnieć podstawową i wydawałoby się truistyczną prawdę, powszechną i każdemu znaną, ale świadomie spychaną na dno naszych przekonań i zasypywaną masą niedorzecznych opinii na temat otaczającej nas rzeczywistości: “Wspólny dla ludzi i zwierząt pozaludzkich jest fakt, że dzielimy ze sobą świat – prawdziwy świat, planetę Ziemię, którą wszyscy zamieszkujemy” (s. 40). Świat nie jest dla nas – kiedy wreszcie ogarniemy tę prawdę?

Jestem pełen podziwu dla cierpliwości Meijer, która przytacza te wszystkie głupoty wymyślane przez Kartezjusza i Heideggera, i innych im podobnych. Rozumiem jednak po co autorka to robi – przedstawia ideologiczną perspektywę, dzięki której nowożytny człowiek poczuł się panem stworzenia, a skoro jest panem stworzenia, to może to stworzenie mordować w dowolnej ilości i dla dowolnych celów. Meijer pokazuje, jak wydawałoby się na racjonalnych argumentach uzasadniamy morderstwo niewinnych istot tylko dlatego, że jakiś koleś w przeszłości stwierdził, że zwierzęta nie mogą odczuwać bólu, nie mogą być inteligentne, bo nie posiadają języka, a ich ciała to maszyny nakręcane przez instynkt. I pozamiatane. Uwierzyliśmy i wierzymy do dzisiaj w jego argumenty, i ufamy jego racjonalnej metodzie.

Ciekawi mnie, dlaczego uwierzyliśmy temu facetowi a nie innemu, który mówił zupełnie coś odwrotnego (mam tu na myśli Montaigne’a, który był przekonany, że zwierzęta posiadają własny język)? Może quasi filozoficzny wywód i metoda kartezjańskiego pojmowania świata była i jest dla nas bardziej… praktyczna? Zezwala przecież na wykorzystywanie innych inteligentnych istot w taki sposób, jaki nam tylko przyjdzie do naszych głupich głów. Kartezjusz swoją metodą rozgrzeszył nasze działania, a Heidegger swoimi dyrdymałami o tym, że zwierzęta pozbawione są jakiejkolwiek sposobności odczuwania bycia w świecie dolał oliwy do ognia. 

No i stało się: ćwiartując krowę nie myślimy już o jej ciele jako – właśnie! – ciele, które odczuwa, doświadcza i cierpi, ale jak o rozkręcaniu mechanizmu zegarka. Jesteśmy tak zapatrzeni w samych siebie, że nie dostrzegamy tego, że chodzącymi mechanizmami co najwyżej jesteśmy właśnie my, a nie inne zwierzęta. 

Naukową i filozoficzną wpadką (a było ich trochę na gruncie jego społecznej filozofii) Heideggera jest stwierdzenie, niepotwierdzone żadnym badaniem, że zwierzęta nie posiadają zdolności współbycia z innymi. Ten filozof nie miał żadnych naukowych podstaw, żeby głosić tego typu wnioski. Ale kartezjańska i heideggerowska wizja bardzo nam odpowiada, zamazuje ona obraz tego, na co boimy się albo nie chcemy patrzeć, bo burzyłoby to naszą piękną i racjonalną wizję samych siebie. Między innymi przez właśnie ten obraz wyjątkowości zrobiliśmy z Ziemi wysypisko śmieci, a zwierzętom zbudowaliśmy obóz zagłady. Tym panom już podziękujemy.

Aby jednak wyszarpać tych radykałów z naszych umysłów, wizji, opinii i światopoglądu „konieczny jest nowy sposób uprawiania filozofii” (s. 43). Meijer widzi potrzebę nowej metody filozoficznej, która opierałaby się na prostej zasadzie: 

Musimy krytycznie zrewidować zastane poglądy na temat zdolności poznawczych, języków i kultur zwierząt pozaludzkich, uwzględniając udział antropocentryzmu w ich kształtowaniu. Wymusi to nas także ponowne rozważenie naszego pojmowania tego, co ‘ludzkie’, i analizę różnic i podobieństw pomiędzy ludźmi a innymi zwierzętami (a zatem kontynuację projektu zapoczątkowanego przez pisarzy takich jak Montaigne (s. 40). 

Meijer podkreśla, że nie wystarczy poprzestać tylko na wykazaniu, że zwierzęta czują i są podobne do ludzi. To za mało. Trzeba pójść dalej: skoro zwierzęta nie odbiegają od ludzi, to należy im przyznać ten sam status – bycia podmiotem. Bycia wolnym. Bycia istotą polityczną. Wiem, że niektórzy mogą kiwać głowami i uśmiechać się z politowaniem. Wierzcie mi, Meijer ze swoim metodycznym podejściem szybko im zetrze ten uśmieszek z twarzy.

Jako jedną z tych nowych metod badania języka zwierząt pozaludzkich, Meijer proponuje teorie gier językowych opisaną przez Wittgensteina. Załóżmy, że ludzie grają w Monopoly a psy – w szachy. Czy za pomocą zasad z Monopoly bylibyśmy w stanie zrozumieć zasady gry w szachy? Raczej nie, ale ze względu na pewne podobieństwa jesteśmy w stanie stwierdzić, że psy też grają. Tak może wyglądać (nie upieram się przy tym) różnica w posługiwaniu się językiem u ludzi i zwierząt. Nie będzie to różnica – jak podkreśla Meijer – rodzaju a stopnia. Użycie wittgensteinowskiej teorii gier językowych, którą Meijer ustanawia jako metodę badań nad językami pozaludzkimi – pozwala nam na stwierdzenie, że zwierzęta pozaludzkie na pewno w jakąś grę językową grają. Rozumienie języka – jak podkreśla Meijer – jako gry pozwala też na przedefiniowanie języka z uwzględnieniem języka zwierząt. Nie istnieje jedna – w domyśle: ludzka – definicja języka. Istnieje wiele gier tak, jak istnieje wiele języków, a „decyzja co należy uznać za język, nie należy wyłącznie do nas.” (s.67) 

Zwierzęta pozaludzkie używają języka, i to znacznie dłużej niż człowiek, bo grać w język można na wiele różnych sposób. Język jest publiczny, a od tego, co publiczne do tego, co polityczne jest już blisko. Dlatego uznawanie zwierząt za podmioty polityczne, z którymi powinniśmy wespół ustanawiać zasady współbycia na Ziemi jest tym, co – jak zauważa Meijer – już zaczęło się dziać. Według Meijer do międzygatunkowej komunikacji może dochodzić dzięki takim metakomunikacyjnym elementom gier językowych, które znane są każdemu gatunkowi: pozdrowieniom i zabawie.

Dla wielu gatunków znany jest ukłon zabawowy, dzięki któremu zwierzęta zapraszają się do wspólnej zabawy (a wiadomo, że zabawa nigdy nie jest tylko zabawą).  Zwierzęta mówią odczytuję natomiast jako próbę utworzenia międzygatunkowego ukłonu politycznego, za pomocą którego wreszcie zaprosimy inne gatunki do gier nie tylko językowych. Nie chodzi jednak w tym wszystkim tylko o to, żeby udowadniać, że zwierzęta pozaludzkie są podobne ludziom, bo to tylko inna forma antropocentryzmu, że my – ludzie – jesteśmy najdoskonalszymi przedstawicielami świata zwierząt i to do nas należy wszystko przyrównywać. Chodzi natomiast – jak podkreśla Meijer – o świadomość, że zwierzęta pozaludzkie mają prawo do samostanowienia i wolności. Chodzi też o to, że najpierw powinniśmy przemyśleć na nowo pojęcie polityczności, żeby w ogóle móc zdefiniować ukłon polityczny, czyli „przemyśleć, jak wchodzić w interakcje z tymi, którzy się od nas różnią.” (s.48)

Polecam przekonać się na własne oczy, w jaki sposób Meijer wykazuje podmiotowość zwierząt. Zwierzęta mówią czyta się z narastającym uczuciem, że niektórzy rozumieją, czym jest i jak powinniśmy traktować Ziemię. I nie mam tutaj na myśli ludzi.

Eva Meijer, Zwierzęta mówią. W stronę demokracji międzygatunkowej, przełożyli Aleksandra Małecka i Miłosz Biedrzycki (Wydawnictwo Drzazgi, 2021)

Ilustracja: Agata Zu Jabłońska


Jarek Skurzyński – (1980), filozof, bibliofil, pisarz, zombista i fan Stargate SG-1. Mieszka na pograniczu wszystkiego – w kamienicy i w Szczecinie.

Agata Jabłońska – urodzona w wadze, z ascendentem w lwie. Oba znaki łączy się z upodobaniem piękna i słonecznego blichtru (dookoła i w środku), co tworzy mieszankę ciężką do przeoczenia lub do zniesienia. Łagodzi to fakt, że księżyc z jowiszem wylądowali w wodniku, jednym ze znaków, którym przypisuje się wszystkim duży poziom uduchowienia. Wsymbolice astrologii zawiera się ważna nauka. Punkt szczęścia to ziemia. Dbajmy o ziemię. Punkt szczęścia Jabłońskiej znajduje się w baranie: ogień, stroboskopy, szybkie tempo, mało myślenia. Reszta głównie w skorpionie.